wtorek, 22 listopada 2011

SEMLIN. Ta łąka i plaża ma być dla wszystkich

W Semlinie mają jezioro z bardzo ładną, dużą plażą i łąką przy niej. Po rozmowie z sołtysem staje się jasne, dlaczego nie zostało to jeszcze sprywatyzowane, ogrodzone i zamknięte, jak to gdzieniegdzie bywa.

- Małe "who is who"... Sołtys Semlina, Henryk Jankowski, ma lat?

- Ukończone 60. Mieszkam w tym domu, stojącym blisko jeziora, w centrum wsi. Urodziłem się w Semlinie. Moi rodzice - Józefa (z domu Wet) i Feliks Jankowscy - też tu mieszkali, w tym samym miejscu, ale w starym domu (nowy pobudował ojciec, Feliks).

- Z wykształcenia jest pan...?

















- Technologiem drewna. Pracowałem 21 lat w Famosie, potem, przez 2 lata, miałem prywatną meblarską firmę w Semlinie. Następnie związałem się z pewnym Szwedem i prowadziłem mu firmę na Kaszubach. Firma produkowała meble wysokiej klasy i Szwed był bardzo zadowolony.

- Żona? Dzieci?

- Żona, Janina, dwóch synów: Marek i Kamil.

- Dlaczego nie pracuje pan dalej dla tego Szweda?

- Przestałem w 2005 roku. Miałem koszmarny wypadek samochodowy i od tego czasu jestem rencistą... Wie pan, byłem już u Piotra. Przez pięć dni leżałem nieprzytomny. Machali już na mnie ręką. Wyszedłem z tego, bo Ten Tam u Góry bez gadania mi pomagał...

- Dlaczego zdecydował się pan kandydować na sołtysa?

- Jako rencista miałem dużo wolnego czasu. I stąd ta decyzja. Idąc na spotkanie wyborcze nie miałem programu, ale myślałem, że koniecznie trzeba coś robić, ruszyć, bo to wstyd. Wioska jest zaniedbania. Nie interesują się nią władze gminne.

- Semlin to maleństwo. Dlaczego mieliby się nim interesować?


- Ależ ta wieś jest jak najbardziej godna zainteresowania. Owszem, nie jest duża. Na palcach ręki da się wyliczyć jego "dzielnice": droga na Krąg - kolebka rolników - gospodarzy, Semlin - centrum - tu, naprzeciwko jeziora, część przy drodze na Pinczyn, kilku dobrych gospodarzy przy drodze za jeziorem... W sumie gospodarzy będzie z dziesięciu. Bardzo mało, choć ziemie są tu dobre. Ale jeżeli dziś gospodarz się nie specjalizuje, to wiadomo, upada. Łatwo też się da wyliczyć najważniejsze budynki. Sklep pana Bedli, Ośrodek Zdrowia Polmedu, z lekarzem raz w tygodniu, dom nauczyciela, gdzie mieściła się kiedyś szkoła, w której ukończyłem 7 klas, remiza OSP, w planach w dużej przebudowie wraz ze świetlicą. Ta remiza działa pod przewodnictwem Waldemara Klamana. On naprawdę się poświęca. To bardzo dobry elektrykiem... Wieś jest mała, ale rozwojowa. Powstaje nowe osiedle, na które mówią "na wzgórzu". Już stoi tam z 10 domów, a będzie o wiele więcej. Myślę, że po rozbudowie połączymy się z Kleszczewem. Ale zawsze będziemy Semlinem.

- Ilu miał pan kontrkandydatów?

- Gdy zgłosili moja kandydaturę, nie było żadnego. Widocznie w pełni mnie zaakceptowali. Spotkanie wyborcze miało miejsce w remizie. Przyszło na nie z 60 osób. Jak daleko sięgam pamięcią, to jeszcze nigdy tylu nie było na żadnym zebraniu. Na ogół przychodziły pojedyncze osoby. Taka frekwencja mile mnie zaskoczyła. Przyszli, bo każdy tu czekał i chciał, żeby wreszcie coś drgnęło. Programu nie miałem, ale w głowie jakiś tam plan to tak. Poza tym tu jest potężna siła - panie z KGW. Widząc aktywność KGW pod przewodnictwem wspaniale działającej Teresy Celarek, nie wypadało mi odmówić. Od czasu wyborów panie z KGW pomagają mi i wspierają. Oczywiście, oprócz tej pomocy, prowadzą swoją działalność, a ja swoją. Wspaniale współpracuje mi się też z wójtem

- Co pan chce zmienić podczas swojej kadencji?

- Co chcę we wsi zmienić? Przede wszystkim chodnik. Udało nam się ściągnąć i starostę, i pracowników, i naszego wójta na spotkanie. Po oględzinach stwierdziliśmy, że definitywnie należy wybudować nowy w miejsce starego, jeszcze z czasów PRL-u, leżącego od strony jeziora, stanowiącego zagrożenie dla życia. W tym stwierdzeniu nie ma żadnej przesady. Zdarzyło się, że jakaś kobieta wpadła w dziurę, przewróciła się i skręciła nogę. Chodnik ma być położony w przyszłym roku. Dzięki niemu będzie też bezpieczniej z innego również względu. Od kilku lat ruch samochodowy jest tu niesamowity. Nawierzchnia szosy nie jest zła. Bardzo ważne jest też finalne wykonanie świetlicy, ale to z Programu Odnowy Wsi - w większości inicjatywa pań.

- Czy ta świetlica jest najważniejsza?

- Jest bardzo ważna. Gdy powstanie, będzie większe zainteresowanie mieszkańców zmianami w Semlinie i na zebraniach pojawią się nowe, ciekawe wnioski do realizacji i w ogóle nowe inicjatywy. A wiele z nich na pewno będzie się "kręcić" wokół jeziora.

- No tu mamy temat zasadniczy dla Semlina - niewykorzystane jezioro. Turystyczna szansa dla wsi...

- To prawda. Mamy piękną plażę. To nasze oczko w głowie. Brzeg jest tutaj bardzo bezpieczny dla dzieci. To wstyd, że jeszcze nie jest wykorzystany. Ale to jest już wpisane w plany również na przyszły rok. Woda, pod względem biologicznym, w naszym jeziorze jest czystsza niż w Twardym Dole. Wiele osób przyjeżdża z Twardego Dołu i mówi: "Panie, tam jest tak ciasno, że nie można wytrzymać".

- To duża plaża o łagodnym zejściu i z szeroką łąką dla plażowiczów. I właściwie ładnie utrzymana. Kto to robi?

- Gdy jeszcze mogłem, czyściłem dno, ale od kilku lat jestem inwalidą. Plaża ma z 300 metrów długości. Czyściłem kosą i grabiami. W tym roku wziąłem chłopaków. Poczyścili dno z zielska, cały ten odkryty plac, gdzie jest wykoszona trzcina. Na dnie przy brzegu jest piasek.

- Czy jezioro jest głębokie?

- Niektórzy mówią, że ma 10, a inni 14 metrów.

- Widać, że lubi pan wodę...

- To nie jest dziwne. Byłem w marynarce wojennej, gdzie wrzucali w kamizelkach do wody i sru: albo wypłyniesz, albo nie. Nie mam natomiast zupełnie zamiłowania do wędkowania.

- A teraz sprawa bardzo poważna. Znam jeziora we wioskach, które wykupiły osoby prywatne. I odgrodziły od nich mieszkańców. Nie boi się pan, że ktoś tak zrobi w Semlinie? Na przykład właściciel tej łąki?

- Nie boję się. Ta łąka, 1,5 hektara, należy do mnie. Kupiłem, by nikt nie zagrodził i nie mówił, że nie można iść do wody. A jest tak coraz częściej. Weź pan Ostrzyckie Jeziora na Kaszubach. Mają ogrodzone i nie dopuszczają do wody. Pracowałem tam, to wiem. Niejeden tu przyjeżdżał i mówił, jak widział, że ładna plaża i tyle osób zainteresowanych kąpielą: "Panie, ogrodzimy, zrobimy coś, restaurację, kąpielisko", ale to jest dla mnie chore. Ta łąka jest i ma być otwarta dla wszystkich. Był moment, że wydzieliłem fragment i postawiłem tablicę, by nie wjeżdżali samochodami praktycznie do wody. Zdarzało się, że przychodzili do mnie plażowicze z pretensjami, że położyli koc i bieliznę, i pozostały ślady po oleju od samochodu. O łąkę dbamy. Również i sąsiad Stanisław Siatkowski - chodzi i zbiera papierki. Temu człowiekowi należy się medal. Nieraz bywało, że wszyscy jeszcze spali, a on już przed przyjazdem plażowiczów miał sprzątniętą plażę. Razi go, gdy widzi gdzieś brud... To jezioro to wielka wartość tej wsi. Wierzę, że tu powstanie kąpielisko z prawdziwego zdarzenia, z atrakcjami, choć to już dzisiaj jest ładne.

- Czy uczestniczy pan jako sołtys w sesjach Rady Gminy Zblewo?

- Nie opuszczam żadnej sesji. Obserwuję, widzę małą aktywność niektórych radnych i za dużo opluwania władz gminnych, wójta. Dla mnie to straszne. Ten człowiek na to nie zasługuje. To świadczy też o braku kultury. Mało jest konstruktywnych inicjatyw niektórych radnych, a szkoda, bo widzę, że wójt naprawdę jest przychylny różnym inicjatywom.

Z Henrykiem Jankowskim rozmawiał Tadeusz Majewski.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz