niedziela, 27 listopada 2011

MŁODZI-STG. KATARZYNA WICIAK. To się czyta


Opowiadanie


Kasia Wiciak: W tygodniu nie mam czasu i dlatego wszystkie pomysły w komórce zapisuję, a potem przepisuję je do komputera...














Anna stała pod szkołą. Pomimo iż była już późna wiosna, na dworze wciąż bywało zimno. Nerwowo potarła dłonie. Próbowała się odprężyć, ale z każdą chwilą jej serce waliło jeszcze szybciej. Kiedy usłyszała dźwięk dzwonka, wiedziała, że nie ma już odwrotu. Drzwi się otworzyły, a na dwór wylała się fala uczniów. Mijały ją tysiące twarzy, ale ona czekała tylko na niego. Szukała tylko jego twarzy. Nagle poczuła, że ktoś obejmuje ją w talii.
- Cześć kotku - przywitał się Kuba.
Obrócił ją do siebie i czule pocałował. Kiedy w końcu odsunęli się od siebie, jego twarz promieniowała z radości. Cieszył się, gdyż czuł jej bliskość. Jednak ona musiała zniszczyć tę chwilę.
- Ja wiem - szepnęła.
Z jego twarzy zniknął uśmiech. Patrzył się w jej szare oczy, szukając… No właśnie? Czego? Odpowiedzi? Wyjaśnienia?
- Wiedziałam o zakładzie z chłopakami - mówiła spokojnie. Jej głos był obojętny, nie zdradzający drzemiących w niej uczuć. - Byłam ciekawa, czy mi powiesz. Czy weźmiesz udział w tej całej ich dziecinnej grze.
- Ja ci wszystko wyjaśnię - zaczął się tłumaczyć.
- Nie musisz. Chcę, abyś tylko wiedział, że to co zrobiłeś, wcale mnie nie zraniło. Że to wszystko, co ci powiedziałam i napisałam, było stekiem kłamstw. Udawałam, abyś wygrał. Uwierz mi, jestem lepszą aktorką, niż przypuszczasz.

Coś nagle go zabolało. Miał wyrzuty sumienia, ale to nie one dawały o sobie znać. To były słowa Anny. A właściwie jeden wyraz - udawałam. Nagle cały świat dokoła niego stał się szary jak… jak jej oczy. Stojąc w miejscu spoglądał otępiałym spojrzeniem na dziewczynę. Szła przed siebie szybkim krokiem. Nie chciała, aby Kuba zobaczył jej łzy. Nie chciała, aby wiedział, że to co powiedziała, nie było prawdą. Nie chciała, aby wiedział, że go kocha.
Wolała skłamać i cierpieć…


Część pierwsza
Rozdział 1

Jacy są ludzie? - brzmiało pytanie na języku polskim.
- Dwulicowi - rzuciła Anna patrząc w stronę Kuby.
Już od kilku dni atmosfera w klasie była nerwowa. Wszyscy widzieli, że między tą dwójką coś musiało się wydarzyć, ale nikt nie miał odwagi, aby się spytać, co.
- Nieczuli - syknął.
- Zapatrzeni w siebie - szepnęła.
- Udają, że im nie zależy, ale to jedno wielkie kłamstwo.
Annę zamurowało.
Czyżby wiedział?
Szybkim spojrzeniem w jego stronę stwierdziła, że nie i już po chwili wróciła do swojego dawnego tonu.
- Mówią "kocham cię", ale tak naprawdę to tylko dwa puste słowa - rzuciła, posyłając mu aroganckie spojrzenie.
- Tęsknią, ale udają obojętnych - odparł, wpatrując się w nią swoimi brązowymi tęczówkami. Po chwili wstał z ławki i opuścił klasę.

Nauczycielka nawet nie zauważyła krótkiej wymiany zdań, do jakiej doszło kilka minut temu. Kazała jedynie wrócić Kubie do ławki, ale on ją zignorował. Wyszedł na korytarz, gdzie wyciągnął telefon i zaczął pisać. Ale zawsze kończyło się to tak samo. Gdy myślał, że ma gotowego SMS"a stwierdzał, że jest on bezsensowny, kasował go i zaczynał od nowa. W końcu zadowolony z siebie ostatni raz przeczytał wiadomość i nacisnął "wyślij".

***

Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę kochać. Nienawidzę, gdy koleś, któremu dałam kosza, staje się dla mnie całym światem. Nienawidzę tych dziewięciu liter tworzących te dwa głupie słowa.

Przebierając się po lekcjach w ciuchy do biegania, Anna cały czas myślała o SMS"ie od Kuby. Wytykała sobie, że to jej wina. Że jest wredną egoistką. Że ma wszystko gdzieś. Innych ludzi i ich uczucia. Że ma gdzieś Kubę i tę jego popierdoloną miłość.
Kocham Cię. Tęsknie za Tobą i to na Tobie mi zależy. Czy nie widzisz tego?
- Nie nie widzę - burknęła do siebie, trzaskając drzwiami.

Biegła. Byle jak najdalej od domu, jak najdalej od niego. Muzyka lecąca ze słuchawek dodawała jej siły. Nakręcała ją. Biegła nie zwracając uwagę na otoczenie. Ani na zimny wiatr, ani na ciemne chmury spowijające niebo. Zwróciła na nie uwagę dopiero, gdy pierwsza kropla deszczu dotknęła jej ciała. Nie była ciepła, jak letni deszczyk, ale lodowata.
Lodowata, jak moje serce.
Jednak to jej nie powstrzymało. Gnała przed siebie błotnistą ścieżka. Gnała do chwili, w której pośliznęła się i upadła.
- Cholera! - wrzasnęła.
Cała twarz Anny była ubrudzona błotem. Mokre włosy przykleiły się jej do twarzy, a noga bolała ją jak diabli. Mimo to próbowała wstać, i znowu to samo - upadek.


***

Weekend Anna spędziła w szpitalu. Okazało się, że noga nie jest złamana tylko zwichnięta w kostce, ale i tak trzeba było założyć gips. Kiedy w poniedziałek Anna przyszła do szkoły, wszyscy pytali, co jej się stało. Ale ona nie chciała im dać odpowiedzi. Po prostu mijała ich i podpierając się na kuli szła dalej.
- Daj, pomogę ci - usłyszała zza pleców.
Nie zatrzymała się. Szła przed siebie ignorując Kubę. Ale on nie dawał za wygraną.
- Może chociaż powiesz, co ci się stało.
- A co ci do tego - fuknęła na niego. - Ciamajda jestem i tyle. Idź się może zainteresuj kimś innym.
Nie zależało jej na jego uwadze. Tak sobie przynajmniej wmawiała. Wmawiała sobie także, że go nie kocha, ale wtedy zawsze odzywało się jej serce krzycząc "Nieprawda, idiotko".

Siadając na parapecie obok schodów, otworzyła Tymbarka. Spojrzała na kapselek.
Kocham cię.
- Kurde, czy wszystko kręci się wokół tych dwóch słów? - przebiegło jej przez myśli.
- Hej słońce - przywitała się Paulina.
Czekała na jakąś reakcję ze strony Anny, ale ona wpatrywała się tępo na widok za oknem. Rozmyślała o Kubie. Nie widziała niczego poza jego twarzą. Nie słyszała niczego poza jego głosem. Nie czuła nic poza dotykiem jego warg. I pomimo, iż wiedziała, że on jej nie kochał, że ją oszukał, okłamał, to i tak nie potrafiła o nim zapomnieć.
- Wciąż o nim myślisz? - spytała Paulina. Jej słowa ściągnęły Anne na ziemię.
- Nie - bąknęła.
- Nie kłam. Innych możesz okłamywać, ale ja zawsze wiem, kiedy to robisz. Wiesz, jeśli ci na nim zależy, to walcz.
- Po co? Walczyłam, a jedyne co z tego mam, to zranioną dumę.
- Czyli poddałaś się - stwierdziła.
- Nie, przegrałam…


Rozdział 2

Zakończenie roku szkolnego zbliżało się nieubłaganie. Anna szybkim krokiem wracała do domu. Gips z jej nogi zniknął już dwa tygodnie po założeniu. Nastolatka od razu wróciła więc do biegania. Biegała dwa razy więcej niż przedtem, ale nie dlatego, żeby uzupełnić stracony czas. Dzięki temu miała wymówkę. Nie musiała się z nikim widywać. Z nikim rozmawiać. Nie musiała nikomu udzielać miłosnych rad.
Żałosne, potrafisz pomóc innym, ale sobie już nie.
I wtedy stanęła jak słup soli. Była tam. Wisiała na manekinie. Fioletowa sukienka. Dopasowana w biuście, luźna poniżej. Przyozdobiona kokardą, która wszystko idealnie uzupełniała. Anna weszła do sklepu i od razu przymierzyła. Leżała jak ulał. Tylko cena. Tak drogiej sukienki jeszcze nie miała. Zrezygnowana oddała ją kasjerce. Mogłaby poprosić rodziców, aby jej ją kupili. Ale po co? Na żaden bal nie idzie. Na randkę tak samo. Nie było by sensu kupować tak drogiej kiecki, aby tylko sobie leżała w szafie.
Leżała w szafie i robiła nadzieje. Nadzieje na to, że ktoś cię kiedyś zaprosi. Na to, że dla kogoś będziesz kiedyś całym światem. Na to, że jakiś facet zdenerwuje cię tak bardzo, że nie będę mogła przestać o nim myśleć.


Rozdział 3

- Może byś odebrała - zaproponował Bartek.

Martwił się o Anne. Od dłuższego czasu chodziła po domu jak duch. Cicho, bezdźwięcznie. Próbował z nią o tym porozmawiać, ale gdy tylko zaczynał temat, ona go ucinała. Wnerwiało to go, ale nie potrafił się długo gniewać na swoją siostrę.

Dziewczyna leżała na kanapie w dużym pokoju. Oglądała program muzyczny, a właściwie, to tylko słuchała, gdyż cała aż po czubek nosa przykryta była kocem.

- A ty nie możesz tego zrobić? - spytała.

- Ale to twój telefon.

- Ale to ty jesteś dobrym bratem.

Bartek spojrzał jeszcze raz na Anne i ocenił, że lepiej to już nie będzie.

- Słucham.

- Dzień dobry. Czy rozmawiam może z panią Anną?

- A czy tak panu brzmię?

- Nie?

- To co się pytasz? Dobra, nieważne. Zaraz ją panu dam. Jakimś dziwnym trafem ten telefon jest do ciebie - powiedział sarkastycznie, wciskając Annie komórkę.

- Czego? - burknęła.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła na chwilę cisza. Ton, jakim Anna zwróciła się do swego rozmówcy, wybił go z rytmu. Spodziewał się usłyszeć głos nastolatki cieszącej się bezproblemowym życiem.

- No słucham - niecierpliwiła się Anna. - Mam jeszcze inne rzeczy do zrobienia.

- Czy rozmawiam z …

- Tak. Tak z Anną - przerwała mu. - Do rzeczy.

- Dobrze. Nazywam się Janusz Szeszko. Jestem menadżerem i chciałbym pani złożyć propozycje.

- No daje pan - rzuciła obojętnie, przymierzając się do zjedzenia jabłka. - Może uda się panu mnie zaskoczyć. I radzę darować sobie tę panią.

- Dobrze, spróbuję. Twoją karierę zacząłbym wyrabiać już teraz. Za tydzień skończysz szesnaście lat. Dzięki temu możesz brać udział w niektórych biegach dla dorosłych. W wieku osiemnastu lat będziesz miała już wyrobioną reputację. Wtedy przymierzymy się do ustanawiania rekordów nie tylko u nas w kraju, ale na całym świecie.

- Łał, podziwiam pana wiarę we mnie - rzuciła sarkastycznie. - Skąd ta pewność, że będę dobrą biegaczką?

- Gdyż mam wyniki biegów młodzieżowych z ostatnich kilku lat. Jak myślisz, czyje nazwisko widnieje na każdej karcie na pierwszej pozycji.

- Zgaduje, że moje. A ile to będzie mnie kosztować?

- To jest jeszcze do ustalenia z twoimi rodzicami.

- To po co pan do mnie dzwoni? Radze najpierw pogadać z nimi. Żegnam - powiedziała i nie czekając na odpowiedź rozłączyła się.

- Kto to był? - spytał Bartek.

- Człowiek pokładający we mnie nadzieje - odpowiedziała melancholijnie, z powrotem zakrywając się kocem.

***

- Spodziewałem się zobaczyć małe Emo - stwierdził Janusz, patrząc na Anne.

- A ja kogoś starszego. Jak widać każdy z nas się zawiódł. A tak w ogóle to czy ty nie jesteś za młody?

- Może. To firma mojego ojca i ja się na razie jeszcze uczę.

- A ja wydaję moje pieniądze na amatora.

- Zawsze jesteś taka miła, czy tylko dla mnie?

- Dla wszystkich, więc nie czuj się wyróżniony. To od czego zaczynamy?

- Na początek zrobimy kilka rundek dookoła parku - stwierdził.

- My? - spytała.

- Tak. Myślisz, że mam zamiar stać z boku i przyglądać się jak biegasz?

- Tak właśnie obstawiałam. No ale dobrze. Zobaczymy cieniasie po ilu kółkach wymiękniesz - rzuciła uśmiechając się wyzywająco. Pobiegła przed siebie, nawet na niego nie czekając.

***

- Nieźle - stwierdziła Anna, pochylając się nad leżącym na trawniku Januszem.

- Jesteś pod wrażeniem? - wychrypiał próbując złapać oddech.

Anna udawała, że się zastanawia. Spojrzała w niebo, opierając ręce na biodrach. Od dawna nie czuła się tak beztrosko. Tak bezproblemowo.

- Może, może - droczyła się z nim. -To rozumiem, że dziś już nie robimy nic więcej.

- Mogę zaprosić cię do cukierni na coś słodkiego - zaproponował.

Rozdział 4

Anna szła przez rynek. Przyglądała się starym kamienicom. Zastanawiała się, jakie tajemnice kryją te zabytki kultury. Było to jedno z jej ulubionych pytań. Często siadała sobie na ławce, gdzieś w cieniu i zastanawiała się. Jej ulubione pytanie brzmiało:

Co by było gdyby…

Wiedziała, że im częściej to robi, tym bardziej się dołuje. Zawsze zwalała całą winę na siebie.

- Kogo ja widzę - ucieszył się Rafał.

Anna w pierwszej chwili go nie poznała. Zmienił się od wakacji. Jego rysy stały się poważniejsze, choć w oczach dalej kryła się jeszcze nutka blasku. Nabrał też mięśni. Zniknęła dawna galaretka w rączkach.

- Jeśli masz zamiar się na mnie dalej wściekać o te pięćdziesiąt złotych, to lepiej nie dziś - rzuciła obojętnie unikając jego spojrzenia. - Właściwie to i tak straciłeś je tylko i wyłącznie z własnej głupoty.

Anna zamknęła na chwilę oczy. W jej pamięci odtworzyła się migawka z zeszłorocznych wakacji. Spędziła je z Pauliną w domku jej rodziców, na obrzeżach miasta. Miały całą chatę dla siebie. Duży staw w ogrodzie, w którym moczyły się pół dnia, a w nocy zawsze grały na PS3. Był tam też Rafał. Od razu wpadł Paulinie w oko. I tak po tygodniu zaczęli się spotykać. Annie Rafał się w ogóle nie podobał. Wydawał się jej jakiś szemrany. I pewnego dnia, gdy szła rano do sklepu, spotkała go. Najpierw do niej zagadał, ale potem zaczął ją podrywać. Rafał nie wiedział, że ta na pozór niewinnie wyglądająca brąz włosa dziewczyna jest najlepszą przyjaciółką Pauliny. W okolicy nikt nie znał Anny. Nie. Nikt nie wiedział, skąd się wzięła. Po prostu pojawiła się pewnego dnia. Każdego ranka szła sama do sklepu. Poza tym rzadko, kiedy można ją było zobaczyć, a nawet jeśli zdarzyła się okazja, to i tak szła sama.

To właśnie dlatego Rafał ją wybrał. Założył się z kolegami, że będzie miał dwie dziewczyny w tym samym czasie i że ani jedna, ani druga się o tym nie dowie.

Anna od razu przejrzała jego plan. Postanowiła też dać nauczkę podrywaczowi. Udawała, że on się jej podoba. Spotykała się z nim codziennie. Przy okazji dokładnie przyglądając się okolicy. Była pewna, że jego kumple na pewno kryją się gdzieś w pobliżu i dokładnie im się przyglądają. Nie myliła się. Już na drugi dzień wiedziała, z kim się założył. Potem czekała tylko na dogodną chwilę. Nie musiała długo czekać. Pewnego dnia, gdy rano wstała, zobaczyła go na dworze gadającego ze swoimi kumplami. Szybko się ubrała. Włosy spięła w kitek i wybiegła na dwór. Kiedy chłopak zobaczył, z którego domu ona wychodzi, momentalnie pobladł. Szybko ruszył w jej stronę, zostawiając kolegów.

- Cześć kotku - powiedział uśmiechając się szarmancko.

- A, to jeszcze mam udawać - zdziwiła się. Mówiła bardzo głośno, tak, że każde jej słowo trafiało do uszu kumpli Rafała. - Ogólnie to uważam , że moja gra aktorska zasługuje na więcej niż tylko dwadzieścia złotych. Chcę połowę twojej nagrody. A tak w ogóle to miałeś rację mówiąc, że masz bardzo naiwnych znajomych - to zdanie powiedziała wyjątkowo głośno.

- Co? - Rafał wyglądał na oburzonego. Na jego twarzy pojawiły się rumieńce.

- Kotku - Anna szepnęła do jego ucha. - Jeśli myślisz, że możesz mieć w tym samym czasie dwie dziewczyny, to się mylisz. Nie jestem głupia. Ale wiedz jedno. Masz się nie zbliżać do Pauliny. Jeśli się chociaż odezwiesz do niej słowem, to pożałujesz. A teraz żegnam. Masz chyba kilka spraw do przegadania ze swoimi kumplami.

Ta rozmowa nie była wcale ciężka dla Anny. Często oszukiwała w taki sposób chłopaków. Zawsze słyszała wtedy, że jest nieczuła. Wredna. Że nie ma serca ani uczuć. Że zawsze będzie sama. Na początku bolały ją te słowa. Ale z czasem przyzwyczaiła się do nich. Gorsza była rozmowa z Pauliną. Musiała jej powiedzieć, że chłopak, którego kochała, okłamał ją.

- Właściwie to chciałem ci podziękować - powiedział wyrywając ją z wiru wspomnień. - Nauczyłaś mnie wtedy, że nie wolno igrać z ludzkimi uczuciami. No dzięki tobie poznałem Julię.

- Kolejna naiwniaczka, która da się nabrać na twoje sztuczki?

- Wiesz, nie wszyscy udają. A ja naprawdę ją lubię. Ty natomiast przestać być taka nieczuła i nieufna. Przez takie zachowanie możesz stracić osobę, której naprawdę zależało na tobie.

- Taa - spojrzenie Anny uciekło w bok. - Jakoś ostatnio moja nieufność została uśpiona, a ja zrobiłam z siebie idiotkę.

- Wiesz, co cię nie zabije to cię wzmocni.

Rozdział 5

- Wszystkiego najlepszego!

Mrok panujący w pokoju Anny zastąpiły ciepłe promienie letniego słońca. Dziewczyna chwyciła brzegi pościeli i naciągnęła je sobie na twarz. Chciała zostać w łóżku. To było jedyne bezpieczne miejsce.

-Słoneczko, wiem, że masz dziś wyjątkowy dzień, ale musisz wstać i pójść do szkoły.

- Naprawdę nie mogę zostać? - spytała z nutką nadziei.

Kurde, znowu zaczynam z tą nadzieją.

Stojąc przed lustrem w łazience Anna spoglądała niemrawo na swoje odbicie. Brązowe włosy skręciły się w niezgrabne loki. Dziewczyna mimowolnie przejechała po nich ręką. Wolała chodzić w rozpuszczonych włosach. Kubie też podobała się tak bardziej. Ale jej na tym nie zależało. Spięła włosy w ciasny koński ogon. Kilka nieposłusznych kosmyków wymknęło się jej, ale okiełznała je wsuwkami. Jeszcze raz spojrzała w lustro. Smutno uśmiechnęła się do swego odbicia, a potem wyszła.

Na dworze było ciepło. Wszędzie, gdzie tylko Anna spojrzała widziała, beztroskich nastolatków idących razem do szkoły. Dziewczyny plotkowały o modzie. Chłopacy przechwalali się, ile to goli nastrzelali podczas wczorajszego meczu. Co jakiś czas pojawiały się też obściskujące się pary zakochanych. Anna mijała ich szybko, ze wszystkich sił starając się patrzeć w inną stronę.

Kiedy doszła do szkoły, była już kompletnie nabuzowana. Weszła do sali od muzyki. Z głośnym hukiem cisnęła torbę na ławkę sama zajęła miejsce na krześle. Zgłośniła lecącą w słuchawkach piosenkę i czekała na pojawienie się nauczyciela. Przyszedł jak zawsze spóźniony, ale za to z uśmiechem na ustach.

- Zakończenie roku szkolnego jest za trzy dni. Oceny są już wystawione i tym podobne. Dlatego dziś zrobimy sobie karaoke… w parach - dodał z jeszcze szerszym uśmiechem.

Wyglądało to w ten sposób, że chłopak podchodził do biurka i z ustawionego na nim kapelusza wyciągał karteczkę z imieniem i nazwiskiem dziewczyny.

Anne nie za bardzo obchodziło to, kto ją wylosuje. Rysowała długopisem przeróżne bohomazy w zeszycie. Chciała, aby ten dzień skończył się jak najszybciej. Chciała przyjść do domu. Czekać na przybycie gości. Przybrać maskę zadowolenia. Udawać, że wszystko jest ok.

Przybrać? Przecież ja ją noszę cały czas.

- Anno masz zamiar zaszczycić nas swoją obecnością? A może mam wysłać zaproszenie - spytał nauczyciel.

- Już idę.

Spojrzała na Kubę stojącego przy biurku.

Dlaczego mi to robisz? - pomyślała. - Nienawidzę cię losie. Nie mogłeś mi chociaż dziś odpuścić?

- Kto losuje?

- Panie przodem - stwierdził szarmancko Kuba.

- No chyba nie - burknęła pod nosem, ale on tego nie usłyszał. Wsadziła rękę do kapelusza. Przez chwilę przebierała pomiędzy karteczkami. - Lady Antebellum. Need you now - przeczytała.

Nienawidzę cię losie!


O KATARZYNIE WICIAK - PRZEJDŹ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz