środa, 9 listopada 2011

MŁODZI-STG. KATARZYNA WICIAK. Fragment powieści

Katarzyna Wiciak z PG 1 w Starogardzie pisze opowiadania (jedno wygrało szkolny konkurs) oraz - jak informuje - książki. Zamieszczamy fragment powieści ("Napisałam ją w wakacje, ale mi osobiście się nie podoba. Bardziej wolę tę, nad którą teraz pracuję.") Jej konkursowe opowiadanie wkrótce zamieścimy. Tu dajemy 10 stron wspomnianej wyżej wakacyjnej powieści. Przy pierwszym czytaniu od razu można powiedzieć - autorka potrafi narzucić niezwykle szybkie tempo. Czekamy na uwagi czytelników (biuro@kociewiacy.pl). Jeżeli się spodoba, zamieścimy całość w formacie PDF.
Admin.


Dym i ogień

Deszcz z wielką siłą uderzał o szyby małej chatki stojącej w środku lasu. Padało od kilku dni i nie zanosiło się na to, aby w najbliższym czasie miało przestać. Nagle niebo przecięła błyskawica, a po chwili dało się słyszeć odległy grzmot.

Elena przerwała na chwilę czytanie książki. Lubiła deszcz, ale wiedziała, że w takiej pogodzie Sabrina, jej opiekunka, na pewno nie wróci do domu. Jej mentorka nie miała w zwyczaju podróżować w czasie burzy.

Nagle rozległo się ciche pukanie. Elena ściągnęła brwi. Chwyciła leżący na stole sztylet. Miał on zdobioną rękojeść oraz srebrne ostrze. Była to jedyna pamiątka Eleny po jej ojcu. Po matce została jej natomiast torba na ramię. Dlatego dziewczyna zawsze miała te przedmioty pod ręką.

Tak uzbrojona otworzyła drzwi. Do izby od razu wbiegł wysoki chłopak. Brązowe włosy przykleiły mu się do czoła zasłaniając oczy. Mokre ubranie przyległo do ciała podkreślając wyrzeźbione mięśnie.

- Ukryj mnie, proszę - wyszeptał, nerwowo zerkając przez ramię.

Elena zamknęła drzwi. Następnie zaczęła gasić światła. Zdążyła w ostatniej chwili. Minutę później dał się słyszeć tętent kopyt nieopodal chatki. Dziewczyna ostrożnie wyjrzała przez okno. Zauważyła grupkę jeźdźców. Jeden z nich zeskoczył z wierzchowca i przywarł do ziemi szukając śladów. Po chwili z powrotem usiadł na konia. Powiedział coś do swoich wspólników, a potem ruszyli przed siebie.

Czemu nas nie zauważyli? - pomyślała dziewczyna. I nagle przypomniała sobie, jak zeszłego lata poszła do lasu i nie zdążyła wrócić do domu przed zmrokiem. Próbowała po ciemku znaleźć chatę, lecz nie udało jej się, dlatego spędziła noc w lesie. Rano okazało się, że zasnęła pod chatą. W nocy bardzo trudno było zobaczyć ten budynek.

Elena odczekała chwilę, następnie zapaliła jedną lampkę, tym samym rozpraszając mrok panujący w pomieszczeniu. Jej oczy czujnie lustrowały całe pomieszczenie w poszukiwaniu chłopaka. Siedział w kącie ciężko dysząc. Jego czoło zrosił pot. Lewą ręką trzymał się za brzuch. Palce miał ubrudzone od własnej krwi.

- Zdejmuj koszulę - powiedziała do niego spokojnie. - Opatrzę cię.

Chłopak posłuchał. Kilka minut później siedział już na krześle. Rana na brzuchu przestała krwawić. Chłopak z ciekawością przyglądał się dziewczynie krzątającej się po kuchni.

- Nazywam się Markus - odezwał się, aby przerwać milczenie.

Liczył, że dziewczyna mu odpowie, lecz ona dalej z wielką zawziętością kroiła warzywa. Po chwili podeszła do stołu z miską pełną zupy, którą postawiła w milczeniu przed Markusem.

-Dziękuję - chłopak popatrzył z wdzięcznością na dziewczynę. - Czy mogę poznać twoje imię?

- Jestem Elena - odpowiedziała, siadając przy stole.

Patrzyła, jak zawartość miski znika w ustach Markusa. Lecz nie to zaprzątało jej myśli. Miała wiele pytań dotyczących jego osoby, ale nie miała zamiaru ich zadać. Jeśli będzie chciał, to sam jej powie.

Markus też spoglądał co jakiś czas na dziewczynę. Intrygowała go. Była kompletnym przeciwieństwem dziewczyn, które do tej pory poznał. Tamte w kółko gadały i zadawały mu setki pytań. Ona zaś siedziała chicho, prawie się nie odzywając. Nie bała się też go ukryć, chociaż nie wiedziała kim jest. Opatrzyła mu także ranę.

Markus spojrzał jeszcze raz na Elenę.

Powinienem jej wyjaśnić - zastanawiał się.

Wiedział, że gdyby opowiedział dziewczynie, co mu się przydarzyło, naraziłby ją na wielkie niebezpieczeństwo. Postanowił więc milczeć i szybko skończyć jeść. I tak spędził już za dużo czasu w tej chatce. Łowcy niedługo zorientują się, gdzie się schował i spróbują go dopaść.

Kilka minut później talerz świecił pustkami. Markus spojrzał ostatni raz na Elenę.

- Ponownie dziękuje. Jestem ci bardzo wdzięczny, lecz teraz muszę zobaczyć się z królem.

- Musisz odpocząć - powiedziała Elena.

Markus nie posłuchał jej. Wstając od stołu poczuł silny ból, który z powrotem powalił go na krzesło. Jasne plamy zaświtały mu przed oczami.

- Mówiłam. Rana jest jeszcze świeża, więc musisz poleżeć w łóżku chociaż jeden dzień. W tym czasie twój organizm powinien zregenerować utracone siły. Mam akurat wolne posłanie. Zaraz ci je przygotuje.

Nie czekając na odpowiedź Elena opuściła pokój.

- Ale…

Markus próbował protestować, lecz dziewczyna zaraz mu przerwała.

- Jeśli jeszcze nie zrozumiałeś, to jesteś ranny i musisz wypocząć. Po drugie, jest ciemno i pada deszcz, a las nie jest wtedy najbezpieczniejszym miejscem. Po trzecie, ci ludzie, którzy cię śledzili, mogą się chować gdzieś w krzakach. Po czwarte, król nie zając, nie ucieknie. Tym bardziej w środku nocy. Zrozumiałeś, czy mam powtórzyć?

Markus wbił wzrok w szybę. Nieważne jakich argumentów by użył, ona i tak znajdzie coś, żeby go zatrzymać. A musiał jej przyznać, że miała rację w tym, co mówiła. Dlatego, gdy łóżko było już gotowe, Markus padł na nie i zasnął.

Koło godziny siódmej rano zaczęło świtać. To właśnie wtedy Markus został zbudzony. Otworzywszy szeroko oczy ujrzał Elenę szarpiącą go za ramię. Wszędzie dookoła unosił się gęsty dym. Dziewczyna podała mu jakąś szmatkę do zasłonięcia twarzy. Następnie kazała mu podążać za sobą, do tylnej sieni. Tam odsunęła dywan, zasłaniający ukryte w podłodze drzwi. Markus pomógł Elenie podnieść ciężką klapę, która głośno opadła na ziemię.

Oczom chłopaka ukazał się głęboki tunel, w który śmiało wskoczyła dziewczyna. Idąc przodem oświetlała drogę trzymaną w ręce lampką. Sekretne przejście prowadziło do stajni, która na szczęście nie została podpalona.

- Wsiadaj.

Elena pokazała Markusowi czarną klacz stojącą w boksie. Chłopak podszedł do wierzchowca z obawą. Niezbyt ufał koniom, lecz przełamał się i zajął miejsce w siodle.

- Stajnia jest trochę oddalona od chatki i dość dobrze ukryta. Ci idioci na pewno jej nie dostrzegli, więc może uda ci się prześlizgnąć niezauważenie. W razie czego będę ubezpieczać twoje tyły - powiedziała ściągając łuk wiszący na ścianie.

Chłopak chciał zaprotestować, lecz Elena szepnęła coś do ucha klaczy, a ta galopem wybiegła ze stajni. Narobiła przy tym tyle hałasu, że zwróciła uwagę zwiadowców, którzy ruszyli w pościg za Markusem.

I wtedy do akcji wkroczyła Elena. Celnie mierzyła do przeciwników, którzy padali na ziemię. Lecz jeden z nich niezauważenie zaatakował ją od tyłu. Dziewczyna upadła, a łuk wypadł jej z ręki.

Widząc to Markus zawrócił galopującą klacz. Sprawnie ominął przeciwników zatrzymując się tuż obok Eleny, która powoli stawała na nogi. Obydwoje wiedzieli, że ich sytuacja jest krytyczna. Jedyną bronią, jaką posiadali, był sztylet dziewczyny.

I nagle gdzieś z boku poszybowała strzała, która celnie trafiła w szyję jednego z jeźdźców. Reszta bandy nerwowo rozglądała się po zaroślach szykując się na kolejny atak. Po chwili z krzaków zaczęli wyłaniać się jeźdźcy. Lecz nie była to ta sama grupka, która więziła Elenę i Markusa. Między nimi widać było wyraźną różnice. Szaty nowo przybyłych były białe, zdobione na piersi herbem króla.

Jednak ubiór jednego z nich był bardziej strojny. Widać było w nim bogactwo. Do wykonania jego użyto drogocennych kamieni oraz złotych nitek. Elena od razu domyśliła się, że jest ich dowódcą. Jego błękitne oczy czujnie lustrowały przeciwników, czekając na dogodny moment do ataku. Wiedział, że jakikolwiek błąd będzie kosztować go życie dziewczyny i chłopaka.

Ktoś musiałby odwrócić ich uwagę - pomyślał.

Na co on czeka? - głowiła się Elena. Nagle ją olśniło. Jej dłoń powędrowała w stronę sztyletu. Nikt nawet tego nie zauważył. Zaciskając palce na rękojeści Elena wybrała cel, następnie rzuciła się, zadając celny cios w brzuch przeciwnika. Dziewczyna nie chciała go zabić. To nie leżało w jej naturze. Jednak to, co zrobiła, odwróciło uwagę zwiadowców i dało okazje do ataku drugiej drużynie. Po chwili na polanie nie pozostał już żaden żywy członek wrogiej bandy. Ci, którzy przeżyli, uciekli do lasu, pozostali leżeli martwi na ziemi.

Elena nie zwracała uwagi na toczącą się dookoła niej walkę.

Spędziłam w tym domu siedemnaście lat. Wszystkie moje najważniejsze wspomnienia związane są z tym miejscem. Jak ja wyjaśnię to Sabrinie?

Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Wystraszona odruchowo zadała cios łokciem w brzuch, następnie podstawiając nogę przeciwnikowi powaliła go na ziemię.

- Podnieś się, a wbiję ci ten sztylet w sam środek gardła - zagroziła Elena, lecz gdy zobaczyła kogo powaliła na ziemię, bezzwłocznie schowała sztylet. - Przepraszam, wzięłam cię …

- Nic nie szkodzi - przerwał jej chłopak uśmiechając się przyjaźnie. -Mój błąd. Na przyszłość będę wiedzieć, aby cię nie zachodzić od tyłu. Przy okazji, jestem Heath.

- Elena - powiedziała dziewczyna, pomagając wstać chłopakowi. - A ten tam to Markus - wskazała na szatyna.

Chłopacy skinęli sobie głowami w geście powitalnym. Heath omiótł wzrokiem trupy. Jego spojrzenie zatrzymało się na mężczyźnie, którego zaatakowała Elena.

Ta dziewczyna jest bardzo odważna - pomyślał.

Nagle wielki sokół przeleciał po niebie, rzucając cień na polanę oraz zgromadzonych na niej ludzi. Zrobił kilka kółek, a potem dumnie wylądował na ramieniu Eleny.

-To twój ptak? - spytał Heath.

Dziewczyna przytaknęła.

- To lepiej podziękuj temu złodziejowi, bo to on praktycznie uratował wam życie. Gdyby nie ukradł mi rano śniadania, nigdy bym się za nim nie ruszył, a tak to zauważyłem dym i postanowiłem to sprawdzić.

Elena spojrzała z wdzięcznością na ptaka. Sokół przez chwilę siedział jej jeszcze na ramieniu, potem odleciał.

- Czy może wiecie, czego ci ludzie chcieli od was? - spytał Heath.

- Przypuszczam - odezwał się Markus - że szukali mnie. Posiadam informacje, które niezwłocznie powinny dotrzeć do króla.

- Skoro tak, to musimy się pospieszyć.

Na zamku - małe zamieszanie

Elena pierwszy raz widziała zamek króla od wewnątrz. Grube mury ozdobiono kosztownymi obrazami oraz gobelinami. Co kilka metrów stały srebrne zbroje. Podłoga była wyłożona czerwonym dywanem. Lecz Elenie najbardziej podobały się obrazy. Kiedy przechodziła obok nich, nie mogła oderwać oczu.

-Jesteśmy - powiedział Heath, zatrzymując się przed masywnymi drzwiami. Ich framuga była pięknie zdobiona scenami z bitew i nie tylko. Elena domyśliła się, iż drzwi upamiętniały ważne wydarzenia z życia miasta: budowę zamku, coroczne żniwa oraz wiele innych.

- Gotowi?

Elena spojrzała na Markusa. Przecież to on uważał, że musi skontaktować się z władcą. Chłopak najwyraźniej zauważył, że wszyscy czekają na jego reakcję, dlatego skinął głową na znak gotowości. Heath pchnął drzwi.

Ich oczom ukazała się ogromna sala wykonana z białego marmuru. Wysokie sklepienie wykonano z kolorowych witraży, które rzucały cienie na podłogę. Naprzeciw dwuskrzydłowych drzwi znajdował się królewski tron. Po bokach dwa mniejsze, jeden dla królowej, drugi dla następcy tronu. Pod ścianami znajdowały się długie ławy, miejsca dla lordów, baronów, doradców oraz innych ważnych osób na zamku.

- Witaj ojcze - chłopiec zwrócił się do króla, a następnie zajął miejsce po jego prawicy.

Słowa wypowiedziane przez Heatha oszołomiły Elenę. Dopiero po chwili do dziewczyny dotarło, że stoi przed królem oraz księciem, dlatego niezwłocznie uklękła. Markus zrobił to samo.

- Pozdrawiamy cię panie - powiedzieli jednocześnie.

- Darujcie sobie te ceregiele i od razu mówcie, co was sprowadza.

- Władco, nazywam się Markus. Przybyłem z Joldeni, aby ostrzec cię, iż król masylijski szykuje się do ataku na twoje królestwo.

- To jakiś absurd, panie. Nie masz chyba zamiaru wierzyć temu chłopakowi. To jeszcze dziecko. - Z tyłu sali odezwał się jakiś głos. Należał on do brodatego mężczyzny. Elena od razu stwierdziła, że nie lubi tego typa.

- Po drugie pochodzi z Joldenii - kontynuował - a z tego, co wiem, to nie należy ona do naszych ziem, więc jaki interes ma ten chłopak, że informuje nas o ataku? A może to pułapka?

Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na Markusie. Każdy czekał na jego odpowiedź, jednak chłopak milczał. Król okazał się jednak wyrozumiałą osobą.

- Sir Nicolasie, wierzę temu chłopcu. Już raz zignorowałem ostrzeżenie o czyhającym niebezpieczeństwie i do dziś żałuję, dlatego mów dalej, jak duża jest armia przeciwnika.

- Nie umiem zbytnio oszacować ich liczby, ale rycerze zbiegają się z każdej części Cesarstwa Masylijskiego. W ich planach leży zdobycie całego królestwa. Nie mają zamiaru oszczędzić nikogo poza dziećmi.

- Jeśli ci się coś nie podoba, to możesz wyjść - fuknęła Elena. - On ryzykował życie, aby dostarczyć te informacje na królewski dwór. Został przy tym ranny, a i tak upierał się, aby tu iść. Skoro ty uważasz to za bzdury, to możesz wyjść.

Dziewczyna przez chwilę patrzyła z furią na Nicolasa. Dopiero po chwili doszło do niej, że na sali panuje cisza i wszyscy patrzą na nią.

- Przepraszam - bąknęła.

- Wręcz przeciwnie - oburzył się król. - Nicolasie, ta dziewczyna ma rację. Jeśli ci się coś nie podoba, to możesz opuścić salę.

- Ależ pan…

- Nie przerywaj mi. Masz niezwłocznie opuścić tę komnatę i zająć się swoimi sprawami.

Na sali powstało małe zamieszanie, gdyż królewski doradca nie chciał wyjść za drzwi. Musiała mu w tym pomóc królewska straż.

- Dziękuję - wyszeptał Markus do ucha Eleny wykorzystując chwilowy brak zainteresowania jego osobą.

- Nie ma za co - odpowiedziała mu dziewczyna. Gdy spojrzała w stronę tronu, Heath uśmiechał się do niej.


Życie w luksusie - Magdalena

Przez kolejne dni Markus spędzał cały czas z królem. Opowiadał mu o planach wroga. Obmyślał wraz ze strategami plan działań.

Elena w tym czasie zwiedzała zamek. Dużo czasu spędzała też z Heathem. Lecz nie zawsze. Książę musiał przebywać w towarzystwie Magdaleny.

Magdalena była piękną blondynką o błękitnych oczach. Ubrana była w białe szaty, w których wyglądała jak anioł. Miała też zostać przyszłą żoną księcia. Elena nie za bardzo ją lubiła. Zawsze, gdy spędzała czas z Heathem, pojawiała się i zabierała go. Oczywiście obrzucała przy tym Elenę złym spojrzeniem.

Kiedy obok niej był Heath, stawała się niezwykle miłą osobą, lecz gdy tylko znikał jej z oczu, ujawniała swoją prawdziwą naturę. Krzyczała na służące, a gdy coś robiły źle, to nie wahała się ich uderzyć. Elena nigdy nie widziała, jak Magdalena kogoś bije, ale Clair sama opowiedziała jej o tym, jak kiedyś oberwała za to, że podała jej za zimną kaczkę.

Elena często siedziała w kuchni, gdzie przyglądała się, jak Clair gotuje różne dania dla króla. Czasami też jej pomagała, ale częściej po prostu siadała przy stole i prowadziła z nią długie rozmowy. Clair opowiadała jej o życiu na królewskim dworze. Rzucała też co jakiś czas mimowolnie pytania dotyczące Markusa. Elena od razu domyśliła się, że ten muskularny chłopak podoba się dziewczynie, dlatego chętnie odpowiadała jej na pytania, o ile mogła. Sama przecież nie znała chłopaka za dobrze. Lecz zdarzały się dni, gdy Clair była strasznie zajęta. Nie miała wtedy czasu na pogaduszki z Eleną.

Ten dzień też zanosił się na samotny, dlatego uczennica zielarki zabrała z zamkowej biblioteki opasłą książkę i zaszyła się z nią w swojej komnacie. Była to bardzo ciekawa lektura. Zawierała zbiór baśni dla dzieci. Sabrina nigdy nie dawała Elenie do czytania takich książek, dlatego była to jakaś miła odmiana. Normalnie Elena musiałaby czytać jakiś zakurzony zielnik lub książkę zawierającą opisy chorób. Elena była już w połowie książki, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Niechętnie odkładając lekturę poszła otworzyć drzwi, za którymi stał Heath i… Magdalena.

W drogę

Stojąc na wzgórzu, Elena patrzyła na wędrujące dzieci. Nie mogła uwierzyć, że minęły już dwa tygodnie odkąd po raz pierwszy spotkała Markusa.

- Chodź - Markus podszedł do niej, zabierając jej wodze od Koniczynki. Elena niechętnie dogoniła towarzysza oraz klacz. Nie podobał się jej ten cały plan króla.

Według informacji Markusa cesarz Masylijski zamierzał podbić całe królestwo Olcjielhemu, mordując po drodze wszystkich mężczyzn oraz kobiety. Przy życiu miały pozostać jedynie dzieci, które po odpowiednim przeszkoleniu, wcielano by do armii.

Dlatego król postanowił, że dzieci z całego królestwa udadzą się do Szarej Skały, twierdzy znajdującej się w najtrudniej dostępnym miejscu w królestwie. Podróż potrwa ponad miesiąc. Podróżnicy mieli uzupełniać zapasy jedzenia w miastach, w których się zatrzymają. Jednak mieszkańcom nie za bardzo podobał się ten pomysł, dlatego już po pięciu dniach dużo dzieciaków głodowało. Głównie mali chłopcy i dziewczyny, którym starszaki podbierały jedzenie.

Jedynymi osobami, które cały czas miały jedzenie była elita, w skład której wchodziły dzieciaki baronów oraz książę. Zawsze podróżowali wozem, a noce spędzali w dużym namiocie. Reszta dzieciaków nie miała tak dużo szczęścia. Spanie na dworze podczas deszczu osłabiło bardzo odporność niektórych dzieci, dlatego po paru dniach ponad połowę obozu bolało gardło. Niektóre dzieciaki miały gorączkę.

Elena i Markus starali się nimi opiekować. Jeśli dziecko nie mogło już iść, siadało na Koniczynce, jednak po kilku dniach na koniu brakowało już miejsca i Markus musiał też nosić dzieciaki na plecach. Elena podawała natomiast chorym różne herbatki. Co jakiś czas rzucał się jej też w oczy ciemnowłosy chłopak, który każdego dnia podczas postoju przynosił głodnym dzieciakom coś do jedzenia. Chciała kiedyś nawet podejść do niego i pogadać, ale zawsze znikał jej z oczu. Trzeciego dnia do Eleny i Markusa podeszła piątka chłopaków, którzy zaoferowali im pomoc. Lecz Elena wiedziała, że długo tak nie wytrzymają, dlatego zamierzała coś z tym zrobić. Kiedy wieczorem grupa zatrzymała się na odpoczynek, dziewczyna ruszyła śmiałym krokiem w stronę namiotu elity. Przy wejściu zatrzymał ją strażnik. Był to chłopak mniej więcej w wieku Eleny. Dziewczyna często widziała go kręcącego się z Nicolasem.

- Dokąd? - spytał, lecz zanim dostał odpowiedź, padł na ziemię nieprzytomny.

- Dzięki - powiedziała Elena do klęczącego nad strażnikiem Markusa. Chłopak wyciągnął kawałek liny i zaczął związywać mu ręce. - Po co to robisz?

- Mam z nim na pieńku, a po drugie usiłuję ci pomóc wejść do środka.

Elena poczekała na Markusa i weszli razem. Gdy tylko zebrani zauważyli ich obecność, nastała cisza. Rozmowy ustały, a spojrzenia wszystkich spoczęły na przybyłych.

- Elena! Markus! Co was sprowadza? - spytał Heath.

- Rozumiem, iż jest to coś pilnego, skoro nie mogliście poczekać aż zjemy - dodała Magdalena. W jej głosie czuć było nienawiść.

- Spokojnie kochanie, nie denerwuj się - uspokoił ją książę.

Magdalena uśmiechnęła się. Na każdym kroku musiała podkreślać, że jest narzeczoną księcia i że po śmierci króla to ona będzie stać u jego boku jako nowa królowa.

Elena zignorowała jej zachowanie i zaczęła mówić.

- Przepraszam, że przerwałam ci kolację - Elena zwróciła się do Magdaleny. - Ale przyszłam tu, aby powiedzieć, że na zewnątrz znajdują się tysiące chorych dzieci, które nie mają co jeść, a ty w tym czasie się opychasz.

Magdalena poczerwieniała na twarzy. W pewnym momencie wyglądała jakby miała zamiar rzucić się na Elenę, lecz książę zauważył to i położył swoją dłoń na jej dłoni.

W namiocie zapanował ogólny harmider. Każdy gadał między sobą, patrząc przy tym co jakiś czas na Elenę. Lecz dziewczynie to nie przeszkadzało. W pewnym momencie do namiotu wszedł Nicolas. Gdy tylko ujrzał Elenę, stanął jak zamurowany.

- Ty - krzyknął, wskazując palcem. - Co ty tu robisz?

- Ja? Ja uświadamiam wszystkim tu zebranym ich głupotę. Zaczęłam od Magdaleny, ale jeśli masz zamiar mi przerywać, to możesz być następny.

Elena spokojnie czekała na odpowiedź z jego strony, jednak Nicolas odszedł zrezygnowany, aby stanąć za fotelem księcia. Dziewczyna dopiero teraz zobaczyła, że Heath siedzi spokojnie na swoim miejscu. Nie był oburzony jak cała reszta. Bawiła go ta cała farsa, lecz w pewnym momencie uznał, że to już przesada, dlatego wstał.

W namiocie od razu zapadła cisza. Każdy czekał na jego reakcję, szczególnie Magdalena, które myślała, że jej narzeczony ukarze Elenę. Zamiast tego, chłopak spokojnie przemówił.

- Kontynuuj.

- Tak jak mówiłam, na zewnątrz głodują tysiące dzieci, a taka ilość racji żywnościowych, jaką dysponujemy, nie wystarczy nam na całą podróż.

- Jakbyś zapomniała, to zapasy uzupełniamy w miastach - wtrąciła Magdalena.

-Tylko mamy jeden problem. Mieszkańcy niezbyt chętnie oddają nam swoje plony. Dlatego uważam, iż sami powinniśmy zorganizować sobie jakoś jedzenie. Moglibyśmy podzielić obóz na kilka oddziałów. Jedne zbierałyby jagody i inne owoce leśne. Grupa złożona z raczej silniejszych chłopaków mogłaby polować na zwierzynę. Przydałby się też oddział zaopatrujący nas w drewno.

- Oraz jakiś zapewniający spokój w obozie - dodał chłopak siedzący po prawicy Heatha. Miał czarne włosy, które spiął w kucyk. Elena często widziała go, jak pomagał innym dzieciakom. Tylko wtedy miał ubrany ciemny, brudny strój, a teraz był odziany w piękne, błękitne szaty.

- Eleno, a oddział medyczny? - spytał Heath. - Sama mówiłaś, że mamy dużą liczbę osób chorych. Mogłabyś przecież kierować grupą medyczną.

- Wybacz, wasza wysokość, ale muszę odmówić. Opuszczam obóz. Nie chcę patrzeć na cierpienie tych dzieci. Dobrze wiem, że żaden z tych pomysłów nie zostanie wykorzystany, a ja marnuję tylko mój cenny czas. Żegnam.


Porwanie

Przez następne kilka dni Elena podążała za grupą. Dziewczyna dobrze wiedziała, że podróż w pojedynkę jest ryzykowna, dlatego postanowiła, że zatrzyma się w najbliższym mieście, a potem obmyśli, co zrobić dalej.

Jedyną towarzyszka Eleny była Szpon, która siedziała na ramieniu dziewczyny. Początkowo chciała wziąć jeszcze Koniczynkę, ale stwierdziła, że klacz bardziej przyda się w obozie, dlatego powierzyła Markusowi opiekę nad nią. Elena miała także jeszcze jednego towarzysza podróży, każdego ranka z obozu wylatywał sokół, który wracał wieczorem. Zawsze miał coś przyczepionego do nogi. Elena postanowiła to sprawdzić. Wezwała Szpon, która zaatakowała ptaka i powaliła go na ziemię. Elena rzuciła się na walczące ptaki, aby zabrać drugiemu sokołowi kartkę. Kiedy ją odczytała, momentalnie pobladła.

Nagle zza pleców dziewczyny dało się słyszeć trzask suchej gałęzi. Gdy dziewczyna się odwróciła, zobaczyła wielgachny drąg, który z wielką prędkością leciał w stronę jej głowy.


***

Elena ocknęła się na zimnej podłodze, w metalowej klatce. Ręce i nogi miała skrępowane. Gdy próbowała się poruszyć, poczuła przeszywający ból. Jakby ktoś rozsadzał jej głowę od środka. W oczach pojawiły się łzy.

Nagle stanął przed nią jakiś mężczyzna. Miał gęstą, brązową brodę, zaś policzek zdobiła głęboka blizna. Uśmiechnął się, odsłaniając rząd krzywych zębów.

- Widzę, że nasz wścibski aniołek wreszcie się obudził.

Elena skrzywiła się, ale nie z bólu ani nie dlatego, że czuć było od niego alkohol. Wnerwiło ją porównanie do anioła. Z jej włosami mogła uchodzić co najwyżej za rudego diabła.

- Dobrze, słoneczko, skoro się ocknęłaś, to sobie pogadamy.

Mężczyzna wyciągnął Elenę z klatki i posadził ją pod drzewem. Przez chwilę patrzył na nią przepitymi oczami.

- Gadaj, kto cię przysłał?

Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę. Nie wiedziała w ogóle o co mu chodzi.

- Głucha jesteś, czy co? Pytam ciebie, kto cię nasłał - wrzasnął.

- Nie rozumiem pytania - odpowiedziała spokojnie dziewczyna.

Brodacz wymierzył jej siarczysty policzek. Gdy zamierzał się, aby uderzyć ją drugi raz, ktoś złapał go za rękę.

- Brad, przestań.

Elena spojrzała ze zdziwieniem na swojego wybawcę. Był to opalony brunet. W uchu miał kolczyk. Zaś przy pasie pochwę ze sztyletem. Gdy mówił, dało się wyczuć zamorski akcent.

- Ona nic nie wie. Nikt jej nawet nie szuka. Zapewne odłączyła się od grupy, nieprawdaż?

Elena szybko skinęła głową.

- Dobrze - kontynuował brunet. Skoro to mamy już wyjaśnione, przejdźmy do następnej sprawy - mówiąc to spojrzał na Brada. W jego oczach pojawiła się nienawiść.

- Gregory -odezwał się brodacz.

- Milcz! Kazałem ci ją porwać? Nie! Więc dlaczego to zrobiłeś? Chciałeś coś tym samym udowodnić? A może podważasz mój autorytet?

- Ja ni…

Lecz Brad nie dokończył. Padł martwy na ziemię. Z jego boku wystawał sztylet. Elena patrzyła, jak Gregory wyciąga ostrze z ciała. Następnie odwrócił się do niej. Dziewczyna poczuła, jak krew odbiega jej z twarzy. Mężczyzna najwidoczniej zauważył jej dziwną bladość, bo powiedział: - Nie bój się. Nie zabiję cię, lecz nie puszczę cię też wolno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz