Mamy wreszcie demokrację. W wyborach do samorządów może brać udział każdy kto chce i ma do tego prawo. Może brać udział jako wyborca lub kandydat na radnego. I tak też od 1990 roku się dzieje. Co cztery lata miliony obywateli III Rzeczypospolitej wybierają swoich kandydatów do rad gmin wiejskich i miejskich, a setki tysięcy stają do wyborczej weryfikacji. Te samo dzieje się w wyborach, tak to określmy - najmniejszych, a mianowicie sołtysów w gminach wiejskich, oraz w wyborach największych - posłów i prezydenta RP.
Od 1990 roku w niezwykłym politycznym castingu biorą udział setki tysięcy ludzi z nadzieją, że akurat ich dostrzeże niezgłębione oko elektoratu.
Wydawać by się mogło, że te wszystkie wybory - od tych najmniejszych, po te największe - są niczym innym, jak olbrzymią loterią. Tymczasem w rozmaitych sztabach lepsi lub gorsi analitycy próbują to ogromne oko elektoratu w jakiś sposób zrozumieć i opisać. Innymi słowy próbują znaleźć reguły rządzące wyborami. No bo jednak zapewne takie są.
Prześledźmy, w poszukiwaniu takich reguł, historię wyborów w Starogardzie Gdańskim i ułamkowo w powiecie starogardzkim.
I kadencja
Dziesięć lat wcześniej
Nic się nie dzieje poza czasowym kontekstem. Nic w dniu dzisiejszym nie dzieje się bez tego, co działo wczoraj, w bliższej i dalszej historii. Niby to truizm, a jakże często o nim zapominamy. Lubimy nazywać okresy historyczne używając nazwisk przywódców, w skali ogólnopolskiej na przykład "za Gierka", "okres Gomułkowski", "za Bieruta", a Starogardzie na przykład "za Głucha". Zupełnie tak, jakby ci przywódcy od początku otwierali (i potem zamykali) jakąś zupełnie nową rzeczywistość. Oczywiście takie określenia - nazywanie od nazwisk przywódców na przykład dekad czy kadencji - są pomocne przy nawigacji, gdy wędrujemy w głąb historii. Niemniej jednak zacierają wyżej wspomniany czasowy kontekst wydarzeń. A ma on zwłaszcza w polityce i gospodarce ogromne znaczenie. Popatrzmy, w jaki sposób to, co zaczyna się dziać w Starogardzie Gdańskim w 1989 roku i dzieje się 1990 roku, jest powiązane z tym, co działo się dziesięć lat wcześniej.
W okresie pierwszej "Solidarności"
W okresie pierwszej "Solidarności" (lata 1980 i 1981) naczelnikiem miasta jest Stefan Milewski (krótko, bo zostaje wicewojewodą) i Adam Tomajer (w latach 1.01.1986 - 1.04.1986) - pierwszy prezydent Starogardu Gdańskiego, człowiek - jak mawiali jeszcze na początku lat 90. tak zwani rodowici starogardzianie - "z desantu" albo "przywieziony w teczce".
Do ścisłej czołówki liderów ówczesnej "Solidarności" należą Leon Wiczanowski z "Neptuna" - zdecydowanie "numer jeden" tego ruchu w mieście, Paweł Głuch - z "Famosu" i Jolanta Szostek - z "Polfy".
Po obu stronach głębokiego rowu "PRL-owska władza - pierwsza "Solidarność"" można znaleźć mnóstwo nazwisk, które pojawiają się 10, a zwłaszcza 14 lat później (II kadencja) i istnieją zdecydowanie na pierwszym planie w sensie aktywności politycznej przez dwadzieścia lat, a nawet jeszcze do dzisiaj, to znaczy do 2013 roku.
W Starogardzie stało się tak, jakby bohaterowie lokalnej polityki i otaczających ich środowisk około politycznych (w tym kadr kierowniczych ze strony PRL-owskiej władzy) wsiedli do wehikułu czasu i prawie bez zmian osobowych przeskoczyli te dziesięć lat, chętnie zabierając ze sobą jako niezbędny bagaż wszystko, co składało się na ów głęboki rów, a więc układy, niezmienione poglądy, wynikające z odrębnych doświadczeń, tę samą mentalność i - może to najważniejsze - przywódcze ambicje.
Pierwsze wolne medium
Zdarzenia w roku 1989 to istotne preludium do tego, co dzieje się rok później. W Starogardzie Gdańskim powstaje Komitet Obywatelski. Nie ma w tym nic wyjątkowego. Komitety Obywatelskie powstają w całej Polsce, zarówno w miastach, jak i w gminach wiejskich.
W listopadzie 1989 roku w Starogardzie Gdańskim ukazuje się pierwsze po wojnie prywatne, niezależne drukowane pismo - dwutygodnik "Informator Pomorski".
Na przestrzeni 20-lecia już żadne pismo ("Gazeta Kociewska", "Tygodnik Starogardzki", "Tygodnik Kociewski", "Panorama Kociewia", "Wieści Kociewia", "Dziennik Kociewski" - dodatek do "Dziennika Bałtyckiego") nie będzie miało już tak istotnego wpływu na wyniki wyborów. I w małym stopniu chodzi o to, że "Informator Pomorski" jest pierwszy na rynku.
O wiele istotniejsze jest to, że pismo, redagowane przez członków i sympatyków Komitetu Obywatelskiego (między innymi przez autora tej książki jako redaktora naczelnego i jego nieformalnego zastępcę Jacka Legawskiego) pojawiają się liczne informacje Komitetu Obywatelskiego.
W jednym z komunikatów czytamy:
"Informujemy PT Czytelników, że w lipcu br. zawiązał się w naszym mieście i rozpoczął działalność Komitet Obywatelski. Skupiają się w nim ludzie różnych orientacji dążących do utworzenia autentycznego ruchu samorządowego, do urzeczywistnienia idei demokracji i sprawiedliwości społecznej".
A w odezwie Komitetu Obywatelskiego z 19 października 1989 roku czytamy, że KO skupia około 20 członków. Spotkania odbywają się w każdy czwartek w sali 21 Urzędu Miasta przy ulicy Gdańskiej.
Na spotkania przychodzą jako ewentualni liderzy przywódcy pierwszej starogardzkiej "Solidarności" - Leon Wicznowski, Jolanta Szostek i Paweł Głuch. Pojawiają się też pomniejsi rangą z tamtych czasów i inni. Przychodzą: Jerzy Jakubowski, Zbigniew Kozłowski, Jan Ossowski, Jacek Marczak z Zespołu Spichrzy i Młynów, Eugeniusz Galuba z NSZZ "Solidarność" z 1989, Ryszard Halasz i Jerzy Wójcicki (pracujący w 1990 r. nad TV-satem), Henryk Kurkowski, Grażyna Hoppe, mecenas Paweł Piotr Janikowski. Sporadycznie pojawia się Witold Baranowski, którego fala demokratycznej odnowy wiosną 1981 roku osadziła na stanowisku przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej (ludzie wybierali go, żeby I sekretarz PZPR nie łączył jednego i drugiego stanowiska - casus tow. Tadeusz Szkutnik). Przychodzi też Piotr Aszyk, szef okręgu KPN Starogard i tymczasowy szef okręgu gdańskiego. Ma za sobą - deklaruje - 29 zaprzysiężonych KPN-owców konfederatów.
Na Zebraniach Komitetu Obywatelskiego panuje przeświadczenie, że powstaje coś niezwykłego, tworzy się wolną Polskę w wymiarze lokalnym i że w pierwszych wyborach do samorządów Komitet Obywatelski w Starogardzie Gdańskim będzie zdecydowanie najważniejszą siłą.
Takie zresztą panuje przekonanie w całym kraju.
"Informator Pomorski" o stosunkowo dużym nakładzie (około 4 tysiące, z czego zdecydowana część "rzucana" na miasto, prezentuje sylwetki członków KO oraz ciekawych ludzi, którzy robią lub chcą robić coś istotnego dla miasta. Po wyborach sporo z tych zaprezentowanych osób zasiądzie w Radzie Miasta.
Druga strona czeka na wyjście
Druga strona, czyli PRL-owska władza, zachowuje się jak wojsko, które nie podpisało jeszcze aktu kapitulacji, ale już wie, że do niej doszło i czeka na rozkaz opuszczenia zajmowanego miejsca (czytaj - ratusza).
Na czele tego przegranego wojska stoją: prezydent Ryszard Dobrowolski, wiceprezydent Hukała, wiceprezydent do spraw inwestycyjnych Eugeniusz Żak.
Do decydentów i ideologów zaliczani są też: przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Starogardzie Gdańskim Albin Lubiński i Edmund Falkowski - inspektor szkolny i działacz Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej.
Wśród - tak to określmy - oficerów liniowych sił komunistycznych Komitet Obywatelski widzi szefa starogardzkiego Urzędu Skarbowego Stefana Adrycha, szefa starogardzkiego sanepidu Jerzego Grzecznowskiego, dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji Wilhelma Własienkę, dyrektora kina "Sokół" Michała Sadownika, dyrektora Klubu Sportowego Agro-Kociewie Wiesława Licę, dyrektora Starogardzkiego Centrum Kultury Jerzego Cherka. Niechętnym okiem KO patrzy też na prezesów spółdzielni: Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" (GS) Mariana Łukaszewskiego i Spółdzielni Spożywców "Społem" Antoniego Popławskiego.
Uwadze Komitetu Obywatelskiego umykają działacze Spółdzielni Mieszkaniowej "Kociewie".
Krótko jeszcze szefuje w Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych ppłk K. Wołłejko (zwolniony za doprowadzenie budynku RUSW do kompletnej ruiny). Na wniosek KZ NSZZ MO zastępuje go kpt. Zenon Chrzanowski.
Komitety Obywatelskie powstają prawie wszędzie. W Skórczu w KO działają między innymi: Andrzej Wojnarowicz - stomatolog, Maria Różycka - nauczycielka, Tadeusz Łangowski - rolnik i Radosława Szymura; w Smętowie Granicznym Jerzy Zieliński; w Zblewie Wiesław Ossowski - weterynarz i Teresa Danecka - pielęgniarka.
Do bardzo ostrej walki KO z poprzednim układem władzy dojdzie w gminie Zblewo, gdzie bardzo silne jest Polskie Stronnictwo Ludowe, a naczelnika Bernarda Damaszka znają nie tylko jest bardzo dobrego włodarza, ale i zręcznego polityka. Walkę polityczną w tej gminie przedstawiłem w książce pt. "Żaden wójt nie był pewien - 20 lat samorządności w gminie Zblewo". Bardzo silny jest również naczelnik gminy Starogard Ryszard Stubiński wraz ze swoim starym otoczeniem.
Dokładne opisanie ruchu Komitetów Obywatelskich na terenie powiatu starogardzkiego pozostawiam historykom, jakkolwiek bardziej wierzę w historyków amatorów, niż w tych zawodowych, gdyż ci widocznie mają ważniejsze tematy do zbadania i opisania niż lokalna historia współczesna.
Miasto z jednym neonem
W 1898 roku nikt jeszcze nie ma wyobrażenia, jaka przyszłość czeka Starogard Gdański, choć powszechnie wiadomo, że zajdą fundamentalne zmiany.
Jakie będzie za dziesięć czy dwadzieścia lat miasto, gdzie na Rynku (wówczas Placu 1 Maja) świeci jedyny w Starogardzie neon - "Merkury". Nikt nie wie jeszcze, że stopa bezrobocia - jak informuje Lucyna Mliczek, kierownik Wydziału Spraw Zatrudnienia, Spraw Socjalnych, Zdrowia i Opieki Społecznej - wynosząca na dzień 28.02.1990 roku 403 osoby (na 30 tysięcy zatrudnionych w rejonie, czyli w dzisiejszym powiecie), to śmiesznostka w porównaniu z tym, co będzie nas czekać za lat kilkanaście.
Co jeszcze się dzieje.
1 stycznia 1990 r. rozpoczyna działalność Terenowe Biuro Poselsko-Senatorskie przy Placu 1 Maja 22, w lokalu NSZZ "Solidarność". 3 lutego 1990 r. mieszkańcy wsi Lipinki Szlacheckie żądają reaktywowania gminy Bobowo, która w 1976 roku została połączona ze gminą Starogard. W Bobowie też istnieje Komitet Obywatelski. W KO działają między innymi Teresa Pączek i Tadeusz Stachelek. To oni podpisują się pod pismem, w którym sprzeciwiają się sprzedaży obiektów i sprzętu stanowiącego własność GS Bobowo.
W lutym 1990 roku na scenie politycznej pojawia się Zenon Sobiecki. Jako biznesmen, w okresie PRL-owskim twórca słynnej w kraju RSP "Kooperol" w Zdunach, chce doradzać społcznie. I ma pomysły. Pierwszy, który "sprzedaje" na łamach "Informatora Pomorskiego", dotyczy problemu parkowania na Placu 1 Maja (Rynku).
"Są sprawy do załatwienia od zaraz. Skoro i tak wszyscy łamią prawo i parkują, nie lepiej umundurować kilku dzielnych emerytów, którzy z godnością będą egzekwować pieniądze za parkowanie?".
W lutym - uwaga - próbna, godzinna emisja programu satelitarnego z wieży w Trzcińsku. Po godzinie z domów przy ulicy Wilińskiego (dziś Andersa) wybiegają ludzie i rzucają się sobie w objęcia. Są szalenie szczęśliwi. Oto przedsmak otwarcia na świat, na razie w telewizorze.
Co jeszcze...
Janusz Michna, właściciel masarni w Pelplinie, rozpoczyna rozbierać budynek na Placu 1 Maja, gdzie istniała restauracja "Ratuszowa" i hotel. Pelpliński przedsiębiorca chce w tym miejscu zbudować obiekt ze sklepem masarskim oraz barem szybkiej obsługi (i wydawać w nim równie zupy dla biednych). Muzyk Stanisław Karbowski prowadzi Amatorską Orkiestrę Dętą przy Starogardzkim Centrum Kultury i gra w Filharmonii Bałtyckiej. Stefan Milewski przebywa na "banicji" - prowadzi słynącą z produkcji doskonałej oranżady "Pomorzankę" Skórcz, a Edmund Stachowicz po rezygnacji ze stanowiska pierwszego sekretarza PZPR w Skarszewach zajmuje się piłką nożną w starogardzkiej "Wierzycy".
1
2
3
Konfederaci zajmują "biały dom"
Jedynym mocnym medialnie zdarzeniem z tego okresu jest "bój" o "biały dom", czyli budynek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Starogardzie.
W szczegółach wyglądało to tak.
28 grudnia 1989 roku Komitet Obywatelski zwraca się do Komitetu Wojewódzkiego PZPR z żądaniem przekazania tego obiektu na cele społeczne. W styczniu 1990 r., po otrzymaniu pisma w tej sprawie od prezydenta Starogardu (PZPR nie chce zrezygnować ze "swojej" własności), kierownictwo KO podejmuje decyzję w sprawie pikiety "białego domu". KPN czynnie wspiera działania.
24 (25?) stycznia czteroosobowa szpica opanowuje drzwi i wdziera się do środka. Za nimi idą inni, w liczbie 17 konfederatów. Panie w środku obiektu są zszokowane. Będziecie nas bić? - pytają. Następnego dnia konfederaci nie wpuszczają delegacji z Gdańska. Nie boją się pogróżek.
W ścisłym kierownictwie akcji bieżącej są: Janusz Kopytkowski, Piotr Aszyk i Sławomir Neumann.
O okupacji, która kończy się 1 lutego, głośno mówią nawet w programach ogólnopolskich. Członkowie KPN-u, domagają się przekazania budynku na cele społeczne i zbierają propozycje dotyczące wykorzystania go przez starogardzian. Mieszkańcy miasta wyrażają swoją wolę na 1057 kartkach. Oto wyniki tego specyficznego sondażu.
312 - przychodnia specjalistyczna
144 - ośrodek zdrowia
128 - dom kultury
78 - lokale dla partii politycznych i stowarzyszeń
51 - na cele oświaty
50 - przedszkole
39 - na cele młodzieży (kluby)
39 - dom dziecka
28 - dom starców
26 - hotel robotniczy
24 - dom pomocy społecznej
22 - szkoła
17 - mieszkania rotacyjne
11 - szkoła muzyczna
8 - żłobek
4 - szpital
2 - szkoła społeczna
2 - miejska biblioteka publiczna
Inne: bank, siedziba TKKF, ZUS, RSUW, państwowe pogotowie
opiekuńcze)
Kto sobie wyobrażał w tym budynku siedzibę Urzędu Skarbowego?!
Konfederaci chcą rozliczać
Wszyscy mają świadomość, że nadszedł czas zmian. Nie bardzo jednak wiadomo, na czym te zmiany konkretnie mają polegać. Dla niektórych jest czas na rozliczanie osób pełniących kierownicze stanowiska w okresie PRL-u. Dotyczy to zwłaszcza Jerzego Grzecznowskiego - szefa sanepidu, słynącego z nad wyraz skrupulatnych kontroli u "prywaciarzy", jak potocznie określano w okresie socjalizmu przedsiębiorców. Do KO przychodzą wzburzeni ludzie. Proszą, by zrobić z tym "problemem" porządek.
Grzecznowskiego ratuje wywiad w "Informatorze Pomorskim" pod tytułem "Dobić Grzecznowskiego?". Po raz pierwszy w historii miasta na szybach autobusów ukazują się plakaty - "zajawki" numeru pisma. Podekscytowani mieszkańcy biegną do kiosków. W wywiadzie va banque osławiony inspektor sanitarny, którego niektórzy chcą widzieć być może metaforycznie na szubienicy, tak umiejętnie się broni, że wielu nawet w KO przyznaje mu rację.
Kilka dni później po publikacji wywiadu z Grzecznowskim do redakcji "Informatora Pomorskiego" dzwoni szef Urzędu Skarbowego w Starogardzie Gdańskim Stefan Adrych i prosi o... podobny wywiad. Ukazuje się on 3 marca 1990 roku pod tytułem "Adrych, "kosa podatkowa"". I tu także człowiek, ściśle kojarzony z socjalistyczną ideologią, pojawia w wypowiedzi o sobie jako prawy, rzec można przedwojenny urzędnik, którego życiową misją jest liczenie podatków i przekazywanie ich do budżetu państwa bez względu na ustrój.
Gdzie więc skierować kule rewolucji? Kogo i w jaki sposób ustrzelić?
28 stycznia 2009 roku na łamach "Informatora Pomorskiego" ukazuje się wywiad z szefem starogardzkiego okręgu Konfederacji Polski Niepodległej Piotrem Aszykiem pod tytułem "Czarno-biały świat KPN-u". Oto niektóre wypowiedzi Aszyka i Janusza Kopytkowskiego:
P. A.: "Ogólnie w Starogardzie panuje wielki marazm polityczny. Tezę tę odzwierciedla brak uczestnictwa społeczeństwa w KO. Po drugie - niech pan weźmie pod uwagę sytuację "Solidarności" starogardzkiej. Ludzie są oporni. Jest, owszem, lider, ale to za mało. Są poważne problemy związku.
J. K.: Ludzie za przeproszeniem mają to gdzieś. Zresztą faktem zauważalnym przez wszystkich jest brak uczestnictwa Starogardu we wszystkich ważnych wydarzeniach dziejących się w Polsce.
Tadeusz Majewski ("I.P."): Z tym nie w pełni bym się zgodził. Dobrze pamiętam rok 80. w Starogardzie. Zresztą wasze działania dla mnie też nie są żadną rewelacją. Rozgrywają się one raczej na poziomie symbolicznych działań, a nie na poziomie znaczących zdarzeń. Są to, powiedzmy, pewne kosmetyki historyczne i to też niezbyt ścisłe. Stawiacie na przykład krzyż na Rynku i piszecie o zamordowanych przez komunistów w latach 1939 - 1989. Powiedzcie mi panowie, kogo komuniści zamordowali na Kociewiu w tych latach?
P. A.: Poprzez manifestacje symboliczne, oddawanie hołdu pomordowanym chcemy zmusić społeczeństwo do myślenia, do działania.
J. K.: Nie możemy czekać. Wdraża się reformy, wymaga się bardzo wiele od społeczeństwa.... Musimy najpierw rozliczyć się z przeszłością.
T. M. ("I.P."): No właśnie: rozliczanie, radykalne posunięcia - mocne. Ale czy nie są to ogólniki? (...) Kto tu waszym zdaniem jest do rozliczenia? Kto tu jest tym "złym"? Mówcie Panowie konkretnie.
P. A.: Chociażby działalność Komitetu PZPR, prezydent Dobrowolski, wiceprezydent Hukała, którzy z ramienia partii mieli reprezentować społeczeństwo. Pan Lubiński swoją postawą wywołuje atmosferę grozy i postrachu. Jest zbyt "czerwony". Człowiek, który powiedział, że 45 lat władzy ludowej było pouczające dla naszej historii. Osoba, która była w komisji zmieniającej nazwy ulic, a teraz stawiająca opór inicjatywie zmiany nazw ulic.
J. K.: A przecież Szymańczak, Haras były to zbiry Urzędu Bezpieczeństwa.
T.M. ("I.P."): Właśnie to, o czym panowie powiedzieliście, nazywam westernowym widzeniem świata (...). Ocena działalności niektórych ludzi nie jest tak jednoznaczna, jakbyście chcieli widzieć. Nie wiem, czy można o ludziach tak mówić, jak wy to robicie...
P.A.: Jesteśmy nawet zobowiązani do tego, gdyż panuje tutaj strach. Społeczeństwo z powodu niektórych ludzi nie wierzy w zmiany. (...) Oni [komuniści - przyp. red.] mogą brać udział w wyborach, ale nie mają najmniejszej szansy, jeżeli społeczeństwo będzie się czuło bezpiecznie. Dlaczego ludzie boją się wyrażać poglądy, pomimo pozornej wolności? Poza ogólnym potępieniem tego systemu nie ma sumiennego rozliczenia działalności osób poprzedniej władzy komunistycznej. (...) Społeczeństwo nie wierzy. W zasadzie opozycja rządząca nie jest w stanie doprowadzić do rozliczenia.
T.M. ("I.P."): Nadal nie widzę, jak sobie wyobrażacie rozliczanie ludzie. I czy w ogóle jest sens. Ludzie się zmieniają.
A. P.: To są koniunkturalne zmiany. Ci ludzie przez 45 lat mieli inne możliwości. Przynajmniej nie uczestniczyć.
J. K.: "Jeżeli nie zwalczasz, to kolaborujesz" - Cat-Mackiewicz. Ktoś, kto przez tyle lat wierzył lub udawał, że wierzy w bzdury, powinien zachować twarz i odejść.
W wywiadzie padają nazwiska. Czytelnicy "Informatora Pomorskiego" są zaskoczeni. Miasto nie zna takiego sposobu dyskusji. Piotr Aszyk chcąc nie chcąc wyrabia sobie nazwisko polityka. W mniemaniu części prawicy jest odważnym i bezkompromisowym politycznym watażką. Za dwa lata nie będzie ważna ocena, czy strzelał kulami, czy kapiszonami. Nawet jeżeli tymi drugimi, to skutecznie, gdyż trafił do sejmu. A potem, już niestety jako poseł, nie da po sobie śladu na łamach lokalnych mediów.
4
Klarują się siły
Czas, ten polityczny, przyspiesza. 17 lutego 1990 roku w "Informatorze Pomorskim" pojawia się szokujący tekst Wiesława Wostala, pierwszego kandydata na prezydenta. Szokujący, bo w PRL-u nikt tak bezpośrednim językiem nie mówił do ludu.
"Nie chciałbym, aby decyzje o obsadzaniu tak poważnych funkcji zapadały w ciszy gabinetów - pisze Wostal. - Chcę wywołać na ten temat publiczną dyskusję".
Autor tekstu wzywa innych kandydatów do walki na programy i argumenty, żeby znowu ktoś nie został prezydentem z mocy układów, "...innych od poprzednich, ale zawsze układów".
Coraz częściej, kiedy mówi się o prezydencie, pada nazwisko Paweł Głuch. Wywołuje je zresztą sam Głuch, a dzieje się to tak. Siedzimy obok siebie na sesji Miejskiej Rady Narodowej jako dwaj przedstawiciele KO. Robi się nudnawo, więc korespondencyjnie, na kartce pytam, czy będzie kandydował na stanowisko prezydenta. Po dwóch tygodniach poszerzoną odpowiedź publikuję w "Informatorze" nr 5 (6-10.01.1990 r.) w rubryce "Kto jest kim w Starogardzie":
"Paweł Głuch - ur. 20 czerwca 1950 r. w Jabłonicy (województwo radomskie). Od 1975 r. mieszkaniec Starogardu. Żonaty, troje dzieci. Z wykształcenia inżynier technologii drewna (SGGW-AR w Warszawie - specjalista I stopnia w w dziedzinie drzewnictwa). Początkowo praca w szkole, od 1975 r. pracuje w "Famosie" na różnych stanowiskach, obecnie jako szef produkcji. Nie należał i nie należy do żadnej partii politycznej. Od 1980 r. ściśle związany z NSZZ "Solidarność". Internowany od 13.12.1981 r. do 14.07.1982 r. Lata 1982 - 1988 - prowadzi działalność związkową w podziemiu. Od sierpnia 1989 r. kieruje Oddziałem Tymczasowym Zarządu Regionu Gdańskiego. Działacz ruchu samorządowego. Członek Komitetu Obywatelskiego w Starogardzie Gdańskim. Twierdzi, że nie jest nieprzejednanym "twardzielem", choć uważa się za człowieka zdecydowanego i konsekwentnego. W postępowaniu analizuje i uwzględnia wszystkie opinie o sobie i o tym, co robi. Zwolennik budowy "nowego" na tym co jest dobre, burzenia tego co złe. Zwolennik dobrego przygotowania zmian i szybkiej, zdecydowanej realizacji w możliwie najszerszym zakresie. Zastrzega, że nie można stosować jednej metody do wszystkiego. Są sprawy, które muszą przebiegać ewolucyjnie. Najważniejsze jest przezwyciężenie apatii i to musi się stać na drodze ewolucyjnej. Na pytanie, czy będzie kandydował na stanowisko prezydenta Starogardu, odpowiada, że nie widzi możliwości przeprowadzenia plebiscytu. A jeżeli już - to stanowisko prezydenta musi łączyć w sobie fachowość, autorytet społeczny i wysokie morale. Ocenę swojej osoby powierza społeczeństwu. W każdym razie nie myślał o sobie jako o ewentualnym kandydacie na stanowisko prezydenta".
Przesłanie tej wypowiedzi pomimo formy jest jednoznaczne. Tak, będę kandydował.
A po drugiej stronie cisza. Nawet gdy 23 marca Henryk Kurkowski - 7 klas szkoły podstawowej ("prostota jest moją wartością") - stwierdza na łamach "Informatora Pomorskiego": "Ludzie z nomenklatury godni są czyśćca. Szefowie muszą odejść. Niektóre wydziały Urzędu Miasta trzeba całkowicie wyczyścić. Oni się już nie zmienią. (...). Oczywiście nie wszyscy muszą odejść, ale trzeba im zrobić zamęt koło tyłka".
W nurt przemian chce się włączyć NSZZ "Solidarność". Do kampanii wyborczej przystępuje też Klub Inteligencji Katolickiej w Starogardzie. Nie wyklucza się działania koalicyjnego.
Tymczasem 26 marca w Spółdzielczym Domu Kultury przy ul. Reymonta odbywa się spotkanie działaczy i pracowników kultury. Celem spotkania jest wysunięcie kandydatur do przyszłego samorządu terytorialnego. Organizatorem jest podobno... Komitet Obywatelski (potem się okaże, że to nie tak).
27 marca w salce katechetycznej parafii św. Katarzyny zawiązuje się nowa partia - Chrześcijańsko-Demokratyczne Stronnictwo Pracy. Spośród 8 osób wybrano 4-osobowy tymczasowy zarząd. Tworzą go: Jacek Marczak, Rudolf Byczyński, Zbigniew Fierka, Jan Ossowski. Przewodniczącym
komisji rewizyjnej zostaje Henryk Listewnik.
Przed wyborami ChDSP ma całkiem ciekawych ludzi. Poza wymienionymi są jeszcze: Jan Krzykowski, Marek Sułek, Maria Oszowska, Augustyn Szmuda, Piotr Cychnerski i Mirosław Ciechanowski.
Z jednej strony to takie piękne. Powołanie nowej partii po tylu latach zniewolenia to przecież realizacja marzeń o wolności, o możliwości działania w różnych partiach, a nie PZPR-ze i jej satelitach. Z drugiej strony Jacek Marczak popełnia kardynalny błąd, jeżeli patrzeć na to pod kątem rychłych wyborów. Paweł Głuch od razu wyklucza ChDSP z KO i w ten sposób jeden z możliwych rywali do stanowiska prezydenta sam się eliminuje.
Przesłuchania kandydatów na kandydatów
Na Jednych z wczesnych spotkań Komitetu Obywatelskiego dochodzi do skompromitowania lidera pierwszej "Solidarności" i rzeczywistego twórcy Komitetu Obywatelskiego w Starogardzie Leona Wiczanowskiego. Staje się to podczas jego nieobecności na obradach KO. Jolanta Szostek niedwuznacznie mówi o Wiczanowskim jako kolaborancie w okresie stanu wojennego, co jest ukoronowaniem wszystkich plotek, jakie powstały na temat Wiczanowskiego po wyjściu z interny. W ten sposób zostaje wyeliminowany drugi poważny kontrkandydat Pawła Głucha. Szerzej na ten temat napisałem w reportażu pt. "Wrobiony w esbola" (książka "Oj, oj, Ojczyzna"). Cóż, polityka jest bezwzględna.
Nieco później z kandydowania na kandydata do rady rezygnuje Witold Baranowski, lekarz, szanowany obywatel miasta, niezły polityk, ewentualny trzeci kontrkandydat Pawła Głucha. Na nic zdają się długie, wieczorne namowy. Baranowski uważa, że nie ma już sensu, gdyż w znakomitej większości kandydaci z KO to ludzie zapatrzeni w zdradzającego dyktatorskie cechy Głucha i w przypadku wygranej KO wszyscy inaczej myślący nie będą mieli w radzie nic do powiedzenia. Czyli że jakby nie robił, to i tak w Starogardzie Gdańskim będziemy mieli system monopartyjny.
Baranowski pisze potem felietony do "Gazety Kociewskiej" pod pseudonimem Weronika.
Od 22 marca na posiedzeniach KO trwają przesłuchania kandydatów na kandydatów na radnych. Prezentują się między innymi Henryk Kurkowski - rzemieślnik, Jerzy Jakubowski - nauczyciel, Paweł Głuch - inżynier, Famos, Jerzy Wójcicki - inżynier, Andrzej Wąsik - rolnik indywidualny, Henryk Grzonka - elektromechanik, Andrzej Stawiński - pracownik Polfy, Jolanta Szostek - chemik.
5
6
Z przepytywania radnych
Na jednych z przesłuchań Paweł Głuch stwierdza: "Zrobimy wszystko, aby wyłonić najlepszych kandydatów. Proponuję, aby kandydaci prezentowali się na ochotnika".
Jedna z odważnych, Joanna Data z "Neptuna", mówi: "Natychmiast zwolniłabym dyrektora naczelnego i całą dyrekcję. Dlaczego? Oni kpią sobie z nas. (...) Ludzie są bierni. Nie wierzą w to, co się dzieje. A ja po raz pierwszy mam nadzieję, że te młyny Pańskie chociaż mielą powoli, to dokładnie."
Nauczycielce Irenie Krzykowskiej marzy się szkoła, do której uczeń przychodziłby z przyjemnością i której byłby podmiotem, a nie przedmiotem.
Niespodziewanie również i mecenas Paweł Piotr Janikowski obiecuje walczyć o stan oświaty: "Zrobię wszystko, aby przy szkole Podstawowej nr 8 wybudowano basen. Przecież połowa dzieci ma wady kręgosłupa."
Bernard Heksel zostaje zaskoczony pytaniem, czy wiedział, będąc pracownikiem Famosu, o wyposażeniu "białego domu" w meble z jego fabryki. "Nie popieram tego, co robią władze lokalne. Jeżeli zostanę radnym, będę dążył do ich zmiany."
J. Kubik z Elektronu: "Uczciwości, tego najbardziej pragnę."
Również Grażyna Hoppe stawia na uczciwość: "Uczciwość to jest komfort psychiczny, który pozwala patrzeć innym w oczy. Swoją Ojczyznę i swoje miasto kocha się jak matkę. Kocha i już."
Lidia Lewandowska - lekarka stawia na otwartość i bezstronność. "Teraz, gdy jest szansa na zmiany, chcę w tym uczestniczyć".
P. Głuch, przedstawiając kolejnego kandydata Zygmunta Przewoskiego, zwraca uwagę na rodzinne tradycje. Krewni pana Przewoskiego byli radnymi przed wojną.
Z Przewoski: "Chodzi mi o to, aby stworzyć godne rozrywki dla młodzieży. Sale bilardowe, kręgielnie czy "cudowne" dyskoteki".
Podobne zamierzenia ma Jerzy Jankowski, który również chce się zajmować sportem, a przecież obaj panowie do nastolatków nie należą.
O problemach robotników mówi J. Neske z Polfy: "Dzieje się wiele rzeczy, z którymi trudno się pogodzić. Chcę przez swoją działalność pobudzić ludzi pracy, chcę pokazać, że prosty robotnik się liczy, że może coś zrobić."
Przesłuchaniem jest objętych prawie 40 osób.
Dwa KO. Polityczny majstersztyk
Liczba mieszkańców Starogardu w dn. 1 kwietnia1990 - 49950 (Wikipedia podaje inaczej: 1990 - 49 539; dla porównania: 1988 - 47 752 (spis powszechny), 1989 - 48 043, 1991 - 49 797, 1992 - 50 130).
Radnych ma być 32. Czy 32 będzie z KO?
Przed wyborami niektórzy członkowie KO są oburzeni. Okazuje się, że oprócz Komitetu Obywatelskiego, wywodzącego się pierwszej "Solidarności", jest jeszcze druga organizacja w skrócie KO - Komitety Osiedlowe!
Oto polityczny majstersztyk Spółdzielni Mieszkaniowej "Kociewie"!
Oburzenie w jedynie słusznym KO, gdyż niektórzy, zwłaszcza starsze osoby w okularach, nie będą w stanie rozróżnić, kto jest kim i błędnie oddadzą głos.
W "Informatorze Pomorskim" mieszane uczucia.
Autor przedwyborczego felietonu cieszy się, że przed samymi wyborami jednak powstało kilka różnych sił politycznych, a co za tym idzie i programów, ale wyraża też troskę. Otóż okazało się, że komunistyczna nomenklatura nie ma zamiaru przechodzić na emeryturę i występuje pod postacią działaczy SM "Kociewie". Okazuje się też, że jest całkiem nieźle zorganizowana, jeżeli w tak krótkim czasie potrafiła się zorganizować i wystawić listy, gdy tymczasem Komitetowi Obywatelskiemu zajęło to długie i męczące miesiące.
Dziwny powyborczy krajobraz
Krajobraz powyborczy nieco rozczarowuje. Komitet Obywatelski ma sporo "żołnierzy" ale gdzie indziej wzięli wszystko (na przykład Sopot).
29 maja 1990 roku w Urzędzie Miasta radni dostają nominacje. Polityczna "geografia" w sali Rady Miasta wygląda tak:
- po lewej siedzą radni z Komitetów Osiedlowych (8),
- w centrum - radni Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy (3), zabrakło twórcy ChDSP Jacka Marczaka,
- po prawej - KO - Komitet Obywatelski (19).
Co do miejsc zajmowanych przez radnych z PSL (1) i SD (1) nie należy jeszcze wyciągać wniosków.
O dziwo, nie ma radnych z KPN-u (choć miasto odwiedzał sam Moczulski, a wywiad z nim robił Zbigniew Kozłowski, późniejszy wiceprezydent i jeden z najlepszych rozgrywających polityków w Starogardzie Gdańskim).
Krajobraz powyborczy jest dziwny. Po pierwsze: w wyborach jest bardzo niska frekwencja (zawodzą zwłaszcza młodzi); pod drugie głosy zbierają bloki, a nie na partie i bloki. Inna sprawa, że później ludzie z Komitetów Osiedlowych będą wierniejsi "wodzowi" (już od dawna wiadomo, że Paweł Głuch nie lubi w rządzeniu demokracji) niż ci z KO.
Na scenie nie pojawiają się byli ludzie władzy z PRL-u. Czyżby przeszli na wczesną emeryturę? Bardzo wątpliwe, biorąc pod uwagę ich wiek (na przykład Milewski poniżej pięćdziesiątki). Co więc z nimi? Na razie nieważne. Najważniejsze, że pierwsze wybory zakończyły czasy władzy wąskich kręgów z PZPR-u zwanej "władzą ludową".
Radni I kadencji
Irena Krzykowska - KO
Bernard Hecksel - KO
Stanisław Kubkowski - KO
Czesław Jabłoński - K. Osiedl.
Henryk Grzonka - K. Osiedl.
Barbara Marczak - KO
Brygida Laaser - KO
Zygmunt Przewoski - KO
Tadeusz Kosecki - K. Osiedl.
Henryk Listwenik ChDSP
Grazyna Hoppe - KO
Henryk Ładyszkowski - KO
Henryk Kurkowski - KO
Maria Oszowska - ChDSP
Bernard Kurcwald - K. Osiedl.
Jerzy Jakubowski - KO
Jarosław Deska - KO
Paweł Piotr Janikowski - KO
Jolanta Szostek - KO
Andrzej Stawiński - KO
Ewa Gracz - K.Osiedl.
Ryszard Halasz - K. Osiedl.
Paweł Głuch - KO
Joanna Data - KO
Tadeusz Majewski - KO
Tadeusz Molin - SD
Barbara Bieńkowska - K.Osiedl.
Lidia Lewandowska - KO
Jerzy Wójcicki - KO
Lech Iwański - K. Osiedl.
Mirosław Ciechanowski - ChDSP
Marek Hinc - PSP-KPN
7
Radni I kadencji po 15 latach. Fot. Tadeusz Majewski
8
Role rozdane
Po wyborach zostają rozdane role. Prezydentem zgodnie z oczekiwaniami zostaje Paweł Głuch - 26 za, 3 przeciw, przewodniczącą Rady Miejskiej - Grażyna Hoppe.
W gminach miejskich i wiejskich powiatu starogardzkiego też wygrywają Komitety Obywatelskie, ale nie wszędzie. Spektakularne, bo z silnym przeciwnikiem, zwycięstwo odnosi KO w gminie Zblewo (KO - 14 mandatów, a Komitet Ludowy - 5). W gminie Lubichowo wygrywa dotychczasowy naczelnik Ryszard Alechniewicz, w gminie Starogard Ryszard Stubiński, w gminie Skórcz - Jan Duch, były naczelnik, w gminie Skarszewy - Barbara Karaczyńska z KO, w gminie Osieczna Andrzej Wasielewski z KO, w gminie Osiek - Grzegorz Ostrowski z KO.
Tadeusz Majewski
Zdjęcia - Arch. Urzędu Miasta Starogard Gdański
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz