niedziela, 20 stycznia 2013

OLIWIA NOWAK. "Jestem zdziwiony, że to kogoś zainteresowało". [młodzi-STG]

- Z pewnych źródeł wiem, że urodził się Pan w Niemczech...

- Tak, ale niewiele pamiętam, bo byłem małym dzieckiem. Opowiem pani to, co opowiadali mi rodzice... Nazywam się Edward Nowak. Urodziłem się 27 lutego 1943 roku w Kagendorf...




















- Kim byli Pana rodzice? Chodzi mi między innymi o pochodzenie.

- Matka, Anna Nowak z domu Peka, urodzona w 1908 roku, chodziła do szkoły niemieckiej, a potem polskiej. Miała niemieckie korzenie. Ojciec, Stanisław Nowak, urodził się w 1914 roku. Zamieszkiwali do czasów wojny w Starogardzie przy ulicy Kościuszki. Gdy we wrześniu wybuchła wojna, zaczęli uciekać przed Niemcami do ciotki do Łowicza. Niestety Niemcy byli w Łowiczu szybciej niż oni. Rodzice zostawili bagaże i pojechali do tej ciotki. Potem, po kilku dniach, matka wysłała ojca po te bagaże, lecz on już stamtąd nie wrócił. Został złapany i wywieziony na roboty do Niemiec, do bauera (to taki ich gospodarz). Po jakimś czasie matka wróciła do Starogardu. Po miesiącu dostała list i dowiedziała się, że ojciec jest w Niemczech na robotach. Zaczęła się starać, by pozwolono jej jechać do ojca. W styczniu dostała pozwolenie. "Zapakowała" moją siostrę, która nie miała jeszcze roku, i pojechała do tego bauera. Gdy dojechała na miejsce, czekał na nią gospodarz z furmanką, bo wcześniej się już umówili, co i jak.

- Wyjechała w "ciemno" do Niemiec nie znając tego kraju i języka?

- Nie. Poszła jeszcze do urzędnika, który się tym wszystkim zajmował i zaczęła rozmawiać z nim po niemiecku. Urzędnik był ciekawy, gdzie nauczyła się niemieckiego. Gdy powiedziała, że chodziła do szkoły niemieckiej i że jej babcia pochodzi z Niemiec, od razu zaczął z nią inaczej rozmawiać.

- Więc dotarła do męża. I co dalej?

- Ojciec mieszkał w ruinach, które nie nadawały się do mieszkania. Matka załatwiła mieszkanie u bauera. Dostali u niego pracę. Matka urodziła drugą siostrę w 1941 roku, a mnie w 1943 roku. Pracowali tam do roku 1945, do końca wojny. W maju 1945 roku wrócili do Polski.


- A jak ich traktował ten bauer?

- Bardzo w porządku. Był antyfaszystą i dbał o polskich robotników. Dawał po kryjomu jedzenie. Może wyjaśnię. Robotnicy mieli karty na jedzenie i jak nie wystarczało, to on zabijał świnie i w nocy przemycał im mięso. W nocy, gdyż na początku i na końcu wsi stała warta. Ten gospodarz miał 300 hektarów ziemi.

- Czym wróciliście do Polski?

- Wozem w dwa konie.. Przepłynęliśmy Odrę i dostaliśmy się do Wałcza. Z nami jechało więcej rodzin. Mieliśmy zapakowany na tym wozie cały swój dobytek. Gdy jechaliśmy przez las, napadli na nas szabrownicy z bronią w ręku, którzy podawali się za partyzantów. Zabrali konie, wóz. Zostawili tylko dziecięcy wózek. Do Starogardu dotarliśmy pieszo, ja w tym wózku. Aaa... jeszcze matka wzięła na ten wózek dywan. Potem ojciec się śmiał, po co ona brała to głupie diabelstwo, po co ten dywan, jak nie było mieszkania. Dobrze, że gdy szli, było lato, ciepło, deszcz nie padał.



- Nie było tego mieszkania przy ulicy Kościuszki, gdzie mieszkali przed wojną?

- Gdy przyszliśmy, mieszkanie było już zajęte, więc zamieszkaliśmy u ciotki. Później cioci mąż, który należał do partii, postarał się dla nas o dwa pokoje z kuchnią przy Drodze Owidzkiej.

- Nie chcieli zostać w Niemczech?

- Ojciec chciał, tym bardziej, że dostał tam w przydziale od Ruskich dom. Ale matka mówiła: "Na stare śmieci, na stare śmieci". I później miała śmieci. Miała biedę, aż piszczało. Na stare lata nawet dobrego lekarstwa nie mogła dostać. Chociaż tam (na terenie b. NRD - przyp. red.) był ten sam ustrój co w Polsce, jednak było trochę lepiej.

- Bardzo dziękuję Panu za te informacje.

- Jak mówiłem wcześniej, to są informacje, które przekazali mi rodzice. Również dziękuję - za to, że mogłem odpowiedzieć na pytania. Jestem zdziwiony, że to kogoś zainteresowało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz