sobota, 5 stycznia 2013

HANNA POŁOM. Zawieziono mnie na kogutach do Gdańska [młodzi-STG]

Historia pewnej bliskiej znajomości… ze żmiją!!! Była to ostatnia tak ciepła sobota października. Niby zwykła wędrówka harcerska, ale jakże zapadająca się w pamięć przygoda.













Szliśmy w sześcioosobowej grupie niebieskim szlakiem między Wierzycą a nasypem kolejowym (Piekiełki). W tych nasypach dość często spotyka się tunele, którymi można przejść.
Właśnie przechodziliśmy obok jednego z nich, gdy prowadząca wędrówkę zaproponowała, aby sprawdzić jego drożność. Podeszliśmy, zaglądamy. No pięknie - można przejść.
Pierwsza przeszła Marysia (zastępowa), potem Ola, a następnie Marek. Nadeszła moja kolej. Hej przygodo witam cię, mam nadzieję, że znajdę w tym tunelu worek złota! - prawie że nuciłam.
Pochyliłam się (tunel był niski) i… Ałaaaa!!! To pewnie pokrzywa - pomyślałam i chciałam już iść dalej. Podniosłam wzrok, a tam… O zgrozo!!! Dość spora, wijąca się po kamieniach ŻMIJA!!!
Odwróciłam się do stojącej obok Antosi i rzekłam, że prawdopodobnie ukąsiła mnie żmija. Antosia nie chciała uwierzyć. Kazała mi pokazać nogę. Podciągnęłam nogawkę - nad kolanem dwa ukłucia jakby igłą.
Kasia zawołała tych, którzy już przeszli.
Po krótkiej naradzie. Marysia zawiązała mi nad kolanem swoją bluzę, Antosia wzięła mnie na plecy i cała wycieczka poszła z powrotem na parking, gdzie miała już na mnie czekać karetka.
Nieśli mnie wszyscy po kolei (oprócz Marka - on dźwigał dwie gitary i dwa plecaki).
Karawana harcerzy dotarła na parking, gdzie dwóch przemiłych ratowników wsadziło mnie do karetki i zawiozło do starogardzkiego szpitala. Tam od razu zadzwonili po moją mamę i podłączyli mnie do kroplówki.
Po około pół godzinie zawieziono mnie i moją mamę do szpitala w Gdańsku (na kogutach!).
Na oddziale toksykologicznym, gdzie mnie położono, od razu zostałam podłączona do komputera i kroplówki, a za szybą była lekarska dyżurka (taka sala nazywa się Salą Stałego Nadzoru Medycznego lub w skrócie OIOM-em).
W tym momencie urwał mi się "film". Prawie nic nie pamiętam z tego okresu. Wiem tylko, że w niedzielę przeniesiono mnie na salę ogólną, a w niedzielę wieczorem z powrotem na OIOM.
W poniedziałek znowu sala ogólna i - ogromne nudy. Wprawdzie codziennie ktoś do mnie przyjeżdżał, ale dobijały mnie życiorysy osób, z którymi tam leżałam. Kobieta w depresji, niedoszła samobójczyni. Starsza pani w depresji, cały dzień siedząca na łóżku i wpatrująca się w okno. Przykre, ale prawdziwe.
Rozweseliłam się trochę w czwartek, gdy na salę przyszła, a właściwie przyjechała czternastoletnia dziewczyna. Też niedoszła samobójczyni, ale całkiem fajna. Miałam z kim porozmawiać, a to już zmniejszało moją nudę.
Potem regularnie zmieniały mi się koleżanki na Sali, ale najlepiej z nich wszystkich zapamiętałam Paulinę. Była ode mnie trochę starsza, też niedoszła samobójczyni, ale leżała w moim towarzystwie najdłużej (od soboty do środy).
Wypisano nas w tym samym dniu. Na tym kończy się moja historia. Morał z niej jest prosty: NIGDY nie próbuj się zabić i ZAWSZE uważaj na żmije!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz