wtorek, 7 września 2004

Dzieci gromadka

Rok szkolny rodzicom kojarzy się ze sporym wydatkiem. Jeśli dzieci jest gromadka, wydatki trzeba pomnożyć.

W domu Genowy i Ludwika Kleinów jest ośmioro dzieci uczęszczających do różnego typu szkół rozsianych nie tylko po naszym powiecie. Troje dojeżdża do Nowego, jedno do Skórcza, jedno do Tczewa, dwoje do Smętowa, najmłodsza Helenka dziś po raz pierwszy przekracza próg szkoły w Kopytkowie (zerówka).

Aż głowa boli

Pani Genowefa przed chwilą wróciła ze Starogardu, gdzie załatwiała dzieciom bilety miesięczne. Zapłaciła za nie ponad 300 zł. - To aż głowa boli. To tylko bilety, a gdzie książki, zeszyty i inne przybory... Drogi interes te dzieci. Nawet jedno dziecko po drugim nie może mieć książek, bo co nowy nauczyciel, to zmiana podręczników. Tak chyba nie musi być. Niby ta sama gmina, a książki wciąż zmieniają. Jak tu sobie poradzić? Małe dzieci, mały kłopot, duże - duży. W minioną środę byłam na zebraniu w szkole. Książki do zerówki dla Helenki kosztują 60 zł. Tylko książki, a gdzie plastelina, kredki, kubeczki, szczoteczki i inne?

Gdzie tylko mogą, oszczędzają

Pani Genowefa wraz ze starszymi dziećmi uskarżają się, że młodzież uczy się parę lat, a i tak nie znajduje pracy. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że im lepsze wykształcenie, tym większa szansa w uzyskaniu pracy. Dlatego choć nauka z roku na rok jest droższa, rodzice odmawiają sobie wszystkiego, byle kształcić dzieci. Najstarsza Angelika skończyła Technikum Rolnicze i teraz uczy się w Studium Informatycznym w Nowem. Ale tu poza podręcznikami i innymi przyborami szkolnymi obowiązuje miesięczna opłata w kwocie 130 zł. Małgosia rozpoczyna piąty rok w Liceum Ekonomicznym w Skórczu. O studiach nie myśli tylko dlatego, że nie będzie dla niej pieniędzy. Jej młodsze rodzeństwo musi pozdobywać zawody. Mateusz kontynuuje naukę w Technikum Drzewnym w Nowem, Wojtek zaczyna dzisiaj w Tczewie zawodówkę, zostanie elektromonterem. Wszyscy gdzie tylko mogą, oszczędzają. Wojtek, dopóki nie spadnie śnieg, do pociągu (ponad 7 km) będzie dojeżdżał rowerem. Paweł, który uczy się za piekarza, dokarmia rodzinę, przywozi za pół ceny chleb. Podczas wakacji starsze dzieci rano i po obiedzie chodziły na jagody, żeby podreperować budżet.

Codziennie dziękuję Bogu

Ojciec dzieci po zlikwidowaniu PGR-u jest bez pracy, ale wraz ze starszymi chłopcami dorabia, gdzie tylko może. - Gmina co może, też pomoże. Dwoje dzieci, te które robią szkołę średnią, otrzymują stypendia z Agencji Rolnej. Jakoś sobie radzimy. Codziennie dziękuję Bogu, że dzieci są zdrowe i w miarę grzeczne. Mam nadzieję, że kiedy dorosną, pomogą rodzicom. Już teraz są bardzo samodzielne. Nie muszę im podstawiać pod nos. Już w wielu czynnościach mnie wyręczają.
W domu jest skromnie, ale dzieci są szczęśliwe. Czują, że są kochane, same też umieją kochać, a to jest bardzo ważne.

Na zdjęciu Kleina z córką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz