wtorek, 7 września 2004

Osiek. Układacze strzech

OSIEK. Wielu młodych terminowało, ale się nudzili i nie mieli cierpliwości - mówi jeden z nielicznych układaczy strzech

Zbigniew Klein zna się na rzemiośle, bo to zawód u nich w rodzinie dziedziczny. Pamięta wykonującego strzechy dziadka Maksymiliana I i ojca Maksymiliana II, przy którym jako 17-latek rozpoczynał terminowanie. - Wiązałem wtedy trzcinę w pęczki o średnicy 40 cm (standard) i podawałem ojcu do poszycia (układanie i umocowywanie). Ojciec to jeszcze robił na drewniane tyczki, ja rozpocząłem na drut zbrojeniowy - szóstkę. Dach na tyczki wytrzymywał ponad 50 lat, tego na drut jeszcze nie sprawdzono, ale na pewno ponad 100. Ile potrzebuję czasu na pokrycie dachu drewnianej chaty? Jakieś 2 tygodnie przy dniówce od 10 - 12 godzin. Na taki dach przeciętnie potrzeba 8 kop, czyli 480 wiązek o średnicy 40 cm. Robocizna waha się od 3 - 4 tys. zł. Ta robota nie jest prosta. Trzeba posiadać odpowiednie narzędzia - igłę do poszycia oraz specjalną dechę do podbijania. Te narzędzia (przynosi z szałerka) odziedziczyłem po ojcu, on po swoim, więc mają około 100 lat. Trzcinę kładzie się od dołu, łata po łacie, przyszywa się ją drutem i podbija deską ze stopniami. Dochodzi się do wasztu, ostatniej warstwy na górze - zdradza szczegóły swojej pracy pan Zbyszek.
Ostatnio kładł strzechę w Osieku u Jarosława Langowskiego. Przedtem u Jana Abrahama, jeszcze wcześniej w Wycinkach w letniej posiadłości Krzysztofa Miąskiewicza. Pan Zbyszek wyjątkowo w tym roku narzeka na brak pracy. - Miałbym pracę, gdyby był materiał, a z tym trudno. Tej zimy na Kałębiu prawie by się pobili o trzcinę. To nieprawda, że trzcina szybko niszczeje. Jak jest dobrze przebrana, to może stać ze 2, 3 lata.
Pan Zbyszek jest ojcem kilku synów. Będzie się mocno starał, aby jeden z nich posiadł umiejętności po ojcu. Najbardziej interesuje dekarstwo 12-letniego Kamila. Może będzie kontynuował zawód pradziadka.
Drugim poszukiwanym przez wielu dekarzem jest mieszkaniec tej samej wsi Roman Łytkowski. Nauczył się tego zawodu od dziadków. Już ponad 40 lat układa strzechy i przyucza do tego zawodu syna Wojtka. - Przez długi czas był zastój z takim dachem. Jakieś 5, 6 lat temu zaczął się nawrót. To jest o wiele zdrowsze. I najlepsza izolacja. Na 12-metrową chałupę potrzeba od 10 - 12 kop. Ja układam w pojedynkę dach ze trzy tygodnie. Cena? Średnia. Blachodachówka też jest droga. Kiedyś było to najtańsze pokrycie. Wyszło się na jezioro, ucięło się trzciny i już. Albo wymłóciło żyto i była słoma. Dlaczego nas, układaczy, tak mało? Bo to żmudne. Młodzi się nie garną, nie mają cierpliwości i się nudzą.
Pan Roman i syn jeżdżą obecnie pod Kaliska, gdzie układają trzcinę w ośrodku wczasowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz