LUCHOWO, GM. SMĘTOWO. - Drugi raz bym nie poszedł na gospodarstwo - mówi Zygfryd Wawrzonkowski
- To nasze Luchowo jest takie rozłożone, ciągnie się i ciągnie. Największe sołectwo, jeśli chodzi zarówno o areał, jak i liczbę mieszkańców, których jest ponad 340 - mówi długo przez nas poszukiwana Barbara Wawrzonkowska.
Trudno tu konkretnego mieszkańca odszukać, jako że wieś rozciąga się po obu stronach szosy i to z dala od niej. Poza tym drogowskaz nie jest czytelny.
Zaczynali od zera
Barbara i Zygfryd Wawrzonkowscy kupili w 1973 r. 20-hektarowe gospodarstwo rolne. Zaczynali od zera. - Próbowaliśmy wszystkiego. Najpierw hodowaliśmy młode bydło, potem bukaty, następnie 200 sztuk owiec. Obecnie interesuje nas trzoda chlewna. Rocznie sprzedajemy około 200 sztuk. Mamy też 12 sztuk młodego bydła. Ostatnio jest duży problem z kupnem cieląt. Gdybyśmy je dostali, hodowalibyśmy więcej - mówi pani Barbara.
Dopłaty - nieustający temat
Wawrzonkowscy 2 lata temu przekazali swoje gospodarstwo najmłodszej córce, ale pomagają młodym. Interesuje ich wszystko, co dotyczy sytuacji rolnika. Teraz w każdym gospodarstwie nieustający temat to dopłaty dla rolników.
- Dopóki nie dostaniemy unijnych pieniędzy, dopóty nie planujemy. Choć robimy już pewne przymiarki. Na pewno przeznaczymy te pieniądze na poprawę stanowisk zwierząt. Marzą nam się nowe dla nich zagrody. Chcemy oddzielić bydło od trzody. Liczymy, że dostaniemy gdzieś 6, 7 tys. zł. Niektórzy rolnicy bardzo liczą na te pieniądze i wiążą z nimi wielkie plany, inni podchodzą do tego z niedowierzaniem, ale jedni i drudzy mają pewną nadzieję.
Czy czują się spełnieni?
Oboje mówią, że dużo wypracowali. Widać to po nowych budynkach gospodarczych, po obejściu. Cieszą się, że mogą coś zostawić dziecku, że w ogóle coś po nich zostanie, że nie zmarnowali życia, ale...
- Za taką wieloletnią harówę, gdzie kręgosłup mam kompletnie zniszczony, mam zaledwie 500 zł renty. Ja się boję, że moja córka może się załamać... Na sto procent jestem pewna, że już niedługo producentów żywności będzie mało lub wcale.
- Jeśli żywność nie będzie dotowana, będzie naprawdę źle - dopowiada pan Zygfryd.
Zawsze coś uskubnie
Pani Barbara znajduje czas także na pracę społeczną. Jest przewodniczącą KGW, prezesem Kółka Rolniczego i radną. - Cieszę się, że może niezbyt wiele, ale coś dla wsi załatwię, a to remont dróg, a to remont mostu, plac zabaw dla dzieci. Jeżeli jest radny z danej wsi, to zawsze coś uskubnie. Teraz walczę o oświetlenie centrum wsi, o trzy lampy. Cieszę się, jak mogę coś załatwić. Denerwuje mnie ciągły brak pieniędzy w gminie na inwestycje, kiedy stan naszych dróg jest fatalny. Starostwo w tym zakresie też niewiele robi. Leżymy na obrzeżach województwa, stąd takie traktowanie po macoszemu. Jak wygląda Morzeszczyn? Ładne drogi, nie to, co u nas.
Przyjadą na wezwanie
Wawrzonkowscy są dumni z córek. Pięciu. Wszystkie dobrze wychowane, wykształcone, szanują pracę rodziców. Pewnie dlatego, że od wczesnego dzieciństwa pomagały w gospodarstwie. Mimo że los rozrzucił je nie tylko po Polsce, to w każdej chwili na wezwanie rodziców są gotowe przyjechać do pomocy.
- To właśnie cieszy nas najbardziej, bo drugi raz oboje nie poszlibyśmy na gospodarstwo. Za mało pieniędzy. Żeby choć trochę zostało na koncie, ale jesteśmy na zerze. Czuję brak rekompensaty za ten wysiłek. Ale może to tylko mnie się tak wydaje?
Tekst i foto Teresa Wódkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz