wtorek, 21 września 2004

Osiedle kolejowe

Osiedle kolejowe. Ludzie wspominają czasy świetności kolei. I patrzą, co się z tą świetnością dzisiaj dzieje.
Osiedle przed wiaduktem kolejowym, składające się z kilku starych budynków z czerwonej cegły, zwanej we wsi blokami, zamieszkiwali zawsze sami kolejarze. Jest tak nadal, tylko że wielu z nich znajduje się już na emeryturze. Dziś w słoneczne wrześniowe popołudnie kilku wygrzewa się na ławeczkach przed blokami.

Ciężka jazda
Hubert Kirszeinstein rozpoczął pracę na kolei zaraz po wojnie. Na PKP przepracował 37 lat 4 miesiące i 17 dni (to ma zakodowane w pamięci na amen). W maju 1984 r. był zmuszony przejść na rentę ze względu na stan zdrowia. - To praca przyczyniła się do mojego reumatyzmu. Wie pani, te raptowne zmiany temperatury i wielkie przeciągi... Na pierwszej komisji otrzymałem I grupę inwalidzką. Chciałem jeździć do emerytury, ale Bozia inaczej pokierowała...
Pan Hubert od 1954 r. prowadził parowóz. Pracował za słabe wynagrodzenie. - To była ciężka jazda. Miałem "turnusową" służbę. Mogliśmy pracować do 12 godzin, ale nie dłużej jak 3 noce. Jeździłem po całej Polsce: Tczew, Chojnice, Toruń, Piła, Inowrocław... To wielka odpowiedzialność prowadzić pociąg. Do kieliszka nie było kiedy i jak. Przed służbą broń Boże. Od lat odczuwam chorobę. Dużo pieniędzy wydaję na leki. Jest mi ciężko, ale pcham się jak inni do przodu.

Z wszystkim do tyłu
- Hubert, my do przodu nie idziemy. Z wszystkim do tyłu - wtrąca sąsiad, także emerytowany kolejarz Henryk Nitza. I dodaje: - Nigdy nie było tyle zniszczeń co teraz. Myśmy na te wszystkie inwestycje zapracowali, a młodzi teraz dewastują, kradną. Jeden wielki wandalizm. Kradną barierki, szyny kolejowe, sprzedają na złom. To wina rządu. Pracy nie ma, to kradną. Albo te tory porośnięte chwastami. Dewastacja naszych osiągnięć, naszej ciężkiej pracy.
Henryk Nitza z zawodu jest stoczniowcem, ale większość swojego zawodowego życia poświęcił kolei. Swoją pracę rozpoczął w wagonowni w Zajączkowie Tczewskim na stanowisku rzemieślnika. A później pracował na różnych stanowiskach - majstra, instruktora nauki zawodu i kierownika robót sekcji drogowej w Smętowie. W latach 1981 - 1994 pełnił funkcję kierownika warsztatów szkolnych w Zespole Szkół Kolejowych w Tczewie. Pan Henryk najprzyjemniej wspomina pracę w szkole. Za największy swój sukces uważa modernizację warsztatów szkolnych. - Jak mi przykro, kiedy widzę, że już nie funkcjonują. Wiem, że grozi im taki sam los, jak innych obiektów kolejowych, które najpierw zostały tylko opuszczone: Samochodówki w Tczewie przy ulicy Warsztatowej, Ekspedycji Kolejowej w Tczewie, Sekcji Drogowej w Smętowie i wielu innych. To boli. Nam nasze pensje zaniżali, bo wszystko szło na modernizację, a dziś jest to dewastowane. Wystarczy popatrzeć na słupy sieci trakcyjnej. Nikt nie konserwuje, zżera je rdza.

Czekamy na sprywatyzowanie
- Nasze domy mieszkalne przy obecnej gospodarce też niszczeją. Absolutnie nikt się nimi nie interesuje. Dla przykładu - W marcu na budynku przy Kolejowej 4 została zerwana na dachu eternitowa płyta i mimo kilkunastu monitów nikt się tym nie zainteresował. Podobne przykłady można mnożyć. Administracja, której podlegają te budynki, nie robi sobie z naszych uwag absolutnie nic. Wszyscy mieszkańcy czekają na ich sprywatyzowanie. Każdy boi się teraz wkładać pieniądze w remonty, skoro to nie jego. Te budynki zostały postawione 100 lat temu i nikt do tej pory nie pomyślał, żeby położyć tu skromny chodnik. Podczas roztopów toniemy w błocie. Jest prawdziwe bagienko. W piwnicach też woda. Jedno wielkie bałaganiarstwo.
Odpoczywam pracując?
Emerytowany górnik hoduje gołębie lub króliki. A co robi emerytowany kolejarz? Henryk Nitza ma różnorodne zainteresowania. Jego pasją jest pszczelarstwo. Ma 4 ule, pszczółkom poświęca dużo czasu. Drugim konik - wędkarstwo. Kij moczy w Jeziorze Rakowieckim. Na trzecim miejscu znajduje się grzybobranie. Przeczesuje lasy pomiędzy Majewem a Smętowem. I hobby z zupełnie z innej "bajki" - filatelistyka. Znaczki zajmują 15 klaserów. Wnuki podpatrują dziadka i też zaczynają się tym wszystkim interesować. - Uczestniczymy w konkursach wiedzy wędkarskiej i ekologicznej organizowanej przez Zarząd Okręgu PZW w Gdańsku. Jestem w kole wiceprezesem, poza tym członkiem Koła Emerytów i Rencistów. Cały czas pracuję. Może właśnie w ten sposób odpoczywam?

Dziedziczne kolejarstwo
Jadwiga Lisewska pracowała na kolei jako sprzątaczka wagonów przeszło 20 lat, później była stróżem w rejonie budynku. Przepracowała W PKP w sumie 35 lat. Dziś ma 680 zł emerytury. Jak nie czuć się zawiedzioną? Pochodzi z rodziny kolejarzy. Jej czterej synowie o innym zawodzie nawet nie pomyśleli. Jeden z nich, Roman, w 1970 r. skończył Szkołę Zawodową w Tczewie. - Upodobanie miałem chyba za dziadkiem, pomocnikiem maszynisty na parowozie. Kiedy byłem mały, to biegłem na dworzec, na rampę do dziadka i wracałem cały usmolony. Dworzec wyglądał inaczej, bawiliśmy się też inaczej. Niczego nie niszczyliśmy. Teraz to jest prawdziwe barbarzyństwo. Pracuję jako rewident taboru kolejowego sekcji pasażerskiej w Tczewie. Jak się pracuje? Choć jest demokracja, to warunki są bardziej rygorystyczne. Zarobki też dużo gorsze. Jakbym porównał, to jest o wiele gorzej. Mam 35 lat pracy, a zarabiam mało, a praca jest przecież ogromnie odpowiedzialna. Pociąg wysłać w trasę... A niech się wykolei, to siedzę za kratkami...
Tekst i foto Teresa Wódkowska
Zdjęcia
1. Hubert Kirszenstein i Henryk Nitza - emerytowani kolejarze.
2. Roman Lisewski z mamą Jadwigą.

Na podstawie tekstu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz