wtorek, 7 września 2004

Powrót strzechy

OSIEK. W PRL-u z dachów zrzucano strzechy i zamieniano je na eternit. Dziś coraz częściej dzieje się na odwrót. Coraz częściej, ale aż tak często, bo drogo i brak fachowców.
Ona nas przeżyje
- Tutaj zawsze była strzecha. Tyle lat nie było nic robione i zrobiły się dziury. Trudno było łatać. Położenie nowej okazało się korzystniejsze. Teraz to nas przeżyje - mówi siostra pana Jarka Mirka Marcinkowska.
Pan Jarosław myślał o zmianie pokrycia dachu wcześniej, ale trzcinę można zdobywać tylko zimą, stąd praca została wykonana w lipcu tego roku. Zimą razem z pomocnikami z rodziny, Markiem i Marcinem Marcinkowskimi, ścinał na Kałębiu trzcinę, wiązał w snopki i układał w kopy (po 60 sztuk). Zorganizowany materiał zwiózł na podwórze i czekał na fachowca. W okolicy tę umiejętność po przodkach posiedli dwaj mieszkańcy Radogoszcza. Jednym z nich jest Zbigniew Klein, którego zatrudnił Langowski. Pan Jarosław uważa, że położenie strzechy nie jest wielkim wydatkiem, jeśli samemu zorganizuje się trzcinę. Wtedy koszt to tylko robocizna.
350 lat pod strzechą
Maria Meka odziedziczyła dom po rodzicach Jadwidze i Janie Bonna, tamci zaś po swoich - Joannie i Janie Bukowskich. Dom jest w posiadaniu rodziny około 350 lat. - Zawsze tu była strzecha - opowiada pani Maria. - Ostatnia trzcina, którą kładliśmy 10 lat temu, pochodzi z Jeziora Czarnego. Mąż Roman całą zimę ciął. Nie wiem, ile jej było potrzebne. Zawalone nią było całe podwórko. Jan Klein ukladał strzechę ponad dwa tygodnie, a teraz jego brat Zbigniew ją czyścił. On ma taką szczotkę, niby żelazne grabelki i zgarnia nimi mech. Zostaje czyściutka trzcina. Jaś Klen kładł strzechy nawet w Niemczech, niestety, teraz poważnie choruje. W latach 50. na wielu chałupach zlikwidowano strzechy i zamieniono je na eternit, ale zrobili to ci, którzy mieli pieniądze, bo eternit był tylko na przydział i trzeba było dawać łapówki. To była głupota, bo strzecha jest o wiele zdrowsza i cieplej w takim domu. Samo położenie trzciny jest drogie. Wynosi od 3-4 tys. zł. Dekarzy jest mało, więc się cenią. Gdybym teraz zmieniała dach, to wybrałabym blachodachówkę. Nie zrobię tego, bo ta trzcina mnie przeżyje.
Działa jak klimatyzacja
Przed cywilizacją uciekli z Gdyni Maria i Jan Abrahamowie. W Osieku zadomowili się na dobre. Mają liczne zwierzęta - konie, kucyk, kozy, króliki, gęsi, kury, gołębie najróżniejszych ras... Pani Maria może o nich opowiadać o bez końca. Abrahamowie są właścicielami trzech sąsiadujących ze sobą drewnianych budynków mieszkalnych, z czego jeden wraz z wozownią i stajnią posiada nową strzechę. - Strzecha działa jak klimatyzacja. Jak jest upał, to chłodzi, jest zimno, nie wypuszcza z domu ciepła - mówi pani Maria. - Poza tym chcieliśmy, żeby to były typowo wiejskie budynki. Był niezdrowy eternit. Na dwóch chatach jest nadal. Chcielibyśmy te chaty też pokryć trzciną, ale za duży wydatek. To najdroższe z możliwych pokryć. 1 snopek kosztuje 4 złote. Ja potrzebowałem 2 razy po 600 snopków, co kosztowało 4 800 zł. Plus robocizna. Specjalistów coraz mniej, więc się cenią. I to mozolna praca. Przypuszczam, że będzie to coraz droższe, bo staje się modne.
- Fakt, że jak się dobrze trzcinę położy, to wystarczy na 100 lat - dodaje mąż Jan Abraham.
Napawa mnie dumą
W Radogoszczu naliczyliśmy 4 domy kryte trzciną. W jednym z nich wychował się Jan Łytkowski. Jego dom ma ponad 100 lat. - Kiedy moja matka się tu wżeniła, dach zmieniany był po 40 latach i to tylko dlatego, że był robiony na drewniane tyczki, które wraz z upływem czasu zgniły. Sąsiad Guzman położył około 40 lat temu na swoim domu dachówkę. Pięć lat temu musiał ją wymienić na eternit, bo się zniszczyła. Dach domu moich rodziców, wykonany z trzciny 35 lat temu, istnieje po dziś dzień bez uszkodzenia.
Z dumą pod kolejną chatę podprowadza nas Radosław Machalski. Cały rok mieszka w Tczewie, ale tu jest najszczęśliwszy. Jest wdzięczy swojej babci, która 35 lat temu kupiła chatynkę od kobiety, którą syn zabrał do miasta. - Strzecha to naturalna klimatyzacja. W upalne dni jest chłodno, a w nocy dach oddaje to ciepło. Mieszczuchy coraz bardziej szukają natury. My chatę dostaliśmy w spadku po babci. O, jest tu też studnia na kołowrotek. Ja tego nie pamiętam, ale kiedy moi rodzice tu przyjechali, w chatce nie było nawet prądu.
Domek pana Zbyszka Kleina jest zbudowany z czerwonej cegły, ale ma na sobie strzechę. - Od ulicy już poprawiłem, ale od podwórka poznać, że ten dach robił jeszcze mój ojciec, bo na tyczki. Teraz jak położę jeszcze 15 centymetrów trzciny, to ten dach przeżyje moje dzieci - kończy pan Zbyszek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz