środa, 22 września 2004

U Fronczaków

W małych tartakach nie ma drewna na więźby dachowe. To dlatego - mówią tartacznicy - że wysyłamy drewno do Niemiec i Szwecji. Ale jest tak chyba po części dlatego, że w tym roku obserwujemy w powiecie starogardzkim boom budowlany. Ludzie przerabiają domy, budują nowe. Kraj się zmienia. Zmienia się też w małym Bobrowcu.

Jak inwestują Fronczakowie
Bobrowiec w gminie Smętowo słynie z dobrze utrzymanych ogrodów. Według nas najładniejsze, może nawet w skali powiatu, posiadają Zenon Chrzanowski i jego sąsiad Sławomir Grześkowiak. Ich śladem idą inni mieszkańcy tej maleńkiej wsi. Oczywiście na swoją miarę (ogrody wyżej wymienionych panów mają blisko 1 ha).

Oczko - małe, a cieszy
Właścicielka tutejszego sklepu Teresa Franczak zaczęła tworzyć nowoczesny ogród od oczka wodnego. Zostało wyłożone folią i obłożone różnej wielkości kamieniami. Nazbierał je mąż pani Teresy wraz ze swoimi pracownikami. Kosztowała jedynie folia - około 1000 złotych. Obok oczka pani Teresa posadziła kwiaty, nieco dalej krzewy ozdobne. Nad wodą przechodzi mostek. Pani Teresa już jest z tego ogrodu

bardzo dumna. Mąż chce kupić kolorowe rybki.
- Stawek zrobiliśmy w tydzień, w marcu. Na sobotę i niedzielę mąż uzdatnia wodę.
Ogród dopiero powstaje. Czy wynajęliście projektanta?
- Nie było tu żadnego projektanta, bo ja, wydaje mi się, robię dobrze.
Czasami warto - zauważamy. - Albo poradzić się tych, którzy już urządzili ładne ogrody.
Siedzimy na krzesełkach w ogrodzie. Pytamy o panią, która tutaj przygarnia w Bobrowcu bezpańskie psy. Pani Teresa pokazuje, gdzie to jest i mówi: - Ja też mam pieski, Argosa i Misia. Na wsi lubię mieć wszystko, i pieski, i kota. Pieski w domu nie przebywają. Mamy sklep i warsztat stolarski, to pies oznajmi.

W sklepie od 7 do 21
Macie państwo już dorosłego syna. Późno na zakładanie takiego ogrodu. Ale cóż, takie czasy, że trzeba teraz zmieniać całe otoczenie domu według nowego stylu. Żadne tam pietruszki, marchewki, ziemniaki, a oczka, stawy, krzewy i drzewa. No i trawnik.
- Powstaje dość późno, bo najpierw się u nas robi to, co najpotrzebniejsze. A najpotrzebniejszy był warsztat dla męża - stolarza i cieśli. Potem sklep, który mąż dobudował rok temu do domu mieszkalnego (akurat trwają prace przy pokryciu dachu - red.). Przedtem sklep stał oddzielnie, z drewna.
Bobrowiec to mała wioska, a są dwa sklepy. Daje się z tego utrzymać?
- Handluję tu od lat. W tym nowym sklepie półtora roku. Jakoś się na tym wychodzi. Ale trzeba mocno pracować. Jestem za lada od godziny 7 do 21.
Liczymy, ile trzeba rodzin stałych klientów, żeby sklep zarabiał na siebie. Ze dwadzieścia rodzin. To minimum. Do tego od czasu do czasu zdarza się jakiś przejezdny.

Produkt gospodarstwa - brutto (?)
- Co roku zawsze coś się zrobi. Cztery lata temu wybudowaliśmy warsztat na samochody, rok temu zrobiliśmy ogrodzenie z siatki, teraz przerabiamy dom -pani Teresa wymienia kolejne inwestycje z dumą. - Dzieci dorastają, każde chce mieć swój pokój. Chciałyby komputer, ale na razie potrzebne jest co innego. Jak powstaną te nowe pokoje, to trzeba będzie je umeblować.
Mówi się "produkt krajowy brutto" wzrasta na przykład co roku o 5 procent, czyli wartość, jaka przybywa corocznie w kraju. Takie samo określenie można by zastosować do gospodarstw rodzinnych. Co roku - wynika z tego, co pani mówi - rośnie wartość państwa gospodarstwa, nieruchomości i ruchomości. O ile pani zdaniem rocznie rośnie ten wasz "produkt"?
- Bo ja wiem, może o 30 procent?
Ciekaw motyw - o ile rocznie wzrasta majątek gospodarstw. Franczakom ten wzrost nie kapie jednak z nieba.

Mąż patrzy pesymistycznie
- Mąż Tadeusz prowadzi firmę stolarską. Pracuje po ludziach, bardzo ciężko. Często wraca do domu o drugiej, trzeciej w nocy. Robi wszędzie, i w Gdańsku, i w Gdyni. Ostatnio pracował w Stegnie. Dobrze, że mamy już dorosłego syna. Pracuje z mężem.
Do rozmowy dołącza pan Tadeusz.
Buduje pan domy, kładzie pan dachy. Stolarze, cieśle mają teraz pełno pracy. W powiecie i pewnie w całym kraju mamy do czynienia z boomem budowlanym.
- To prawda, nastąpiło ożywienie w budownictwie. Powstało dużo firm. Niestety, często działających nielegalnie. Ktoś jest na kuroniówce, bierze się za robotę i oczywiście wykonuje pewne prace za mniejsze pieniądze niż ja, bo ja ponoszę koszty związane z prowadzeniem firmy. Zatrudniam trzech ludzi w firmie.
Ale ogólnie jest lepiej.
- Czy jest lepiej? Jest gorzej. Prowadzę firmę 15 lat i z roku na rok sytuacja się pogarsza. Na rynku jest coraz trudniej.

Jak widać pan Tadeusz nie jest takim optymistą jak jego żona. Ta, wiecznie uśmiechnięta, raduje się każdym drobiazgiem. - Niech jest jak jest, oby tylko nie było gorzej. Ludzie pytają: "Skąd mam na wszystko siły?". Pewnie pomaga mi to nastawienie do świata i ludzi.
Tekst T.W. i M.K.
Foto M.K.

Na podsatwie tekstu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz