wtorek, 28 września 2004

U Drożdżów

Dzięki Józefie, skromnej i pogodnej kobiecie, Barłożno słynie między innymi z pączków i smalcu.Dom w kształcie litery L. Była tu kiedyś szkoła. Józefa i Henryk Drożdżowie mieszkają od strony podwórza. Skromnie. Na ścianie zretuszowane zdjęcie - czworo dzieci. Pod zdjęciem pełna symetria - krzyżyk w środku, Matka Boska i Papież po bokach. Pan Henryk opowiada o swoich zdrowotnych perypetiach. Był już prawie po drugiej stronie. Jeden z synów ze zdjęcia zmarł śmiercią tragiczną. Oj, nie rozpieszczało ich życie. Pan Henryk zaciąga się kolejnym papierosem.

Podróż z Pacanowa
Józefa (Józefina, Józefka - tak ją tu nazywają) urodziła się w Świętokrzyskiem, w... Pacanowie. Rodzice mieli 3 ha.
A kozy tam kują? - ciśnie się na usta pytanie.
- Tamtejszy kowal nazywał się Koza, stąd powiedzenie - wyjaśnia Józefa.
Stare dzieje. Opuściła Pacanów w wieku 5 lat. Pamięta podróż do tutejszych 10 ha. - W wagonach towarowych był cały dobytek. Krowy, świnie, zboże w workach, na których spaliśmy. Jechaliśmy dwa tygodnie. Była jesień. Ogrzewał krystek. Staliśmy długo na bocznicy. Świnki pozjadały kwiaty, które wzięła mama. Nagle wagony ruszyły, krystek się przewrócił i poparzył siostrę i ojca.

Tradycja musi być
Tu mówili: "Przynieś ta keta" albo "Lejć chwatko". Na początku nic z tego nie rozumiała. Kiedy miała 11 lat, zmarł ojciec. Do 23 roku życia mieszkała w czworakach w Gąsiorkach koło Majewa. Wyszła za mąż za Henryka Drożdża z Barłożna i zamieszkała tutaj. Poznali się na zabawie. - Chyba on mnie przyuważył.
Rodzina. Syn Roman zmarł tragicznie, Dariusz (37 l.) pracuje na kolei, Barbara (36 l.) i Alina (34 l.) mają mężów kierowców.
- Dzieci mam blisko siebie. Jedna mieszka po drugiej stronie ulicy, druga przy przystanku, syn tu, na miejscu. Jak trzeba, wszyscy sobie pomagamy. Lubię wiedzieć, co się dzieje. Nie rozumiem amerykańskiego stylu życia, gdzie młody jak najszybciej wyfruwa z domu w świat. Tradycja musi być i wspólne życie - mówi pani Józefa.

KGW od nowa
Józefa zawsze lubiła działać społecznie. Za młodych lat była przewodniczącą ZMW. Organizowała zabawy, wycieczki, pomagali w czynach. Podobnie w KGW. Ale ono w Barłożnie po zmianie systemu się rozpadło.
- Traktowano to jako coś komunistycznego. Teraz nastąpiła "reanimacja" -tak to określa Józefa.
W 1995 r. sołtys zrobił zebranie. Przybyło około 50 osób. Jednogłośnie wybrano ją na przewodniczącą.
- Po okresie rozpadu udało się pozbierać salaterki, trochę bulionówek, talerzy. Butle gazowe, kuchenki, meble i resztę dokupiliśmy. Z powrotem powstała wypożyczalnia naczyń. Kiedyś było tego na 100 ludzi, ale "statory" wyginęły.
"Barłożanki"
A jak powstał zespół folklorystyczny "Barłożanki"?
- Pracowałam w świetlicy. Moje dziewczynki chętnie występowały na zabawach. Jolanta Ciechowska, która prowadzi "Wesołe Nutki" w Skórczu, zasugerowała, żebym założyła taki zespół. Iza Kołodziejczyk od kultury w gminie zaproponowała, żeby zespół wystąpił na festiwalu w Skórczu. I wystąpił. Dziewczyny śpiewają piosenki kociewskie, ale nie tylko. Przygrywał nam organista Piotr Najda, ale przydałby się ktoś z akordeonem. Byłoby bardziej na ludowo.
Najpierw uszyła spódniczki, potem kupiła materiał na serdaczki, dodatki dodała ze swojego, a bluzki wyszukała w lumpeksie. Znalazła haleczki z koronkami i z tego ozdobiła. Naszyła 12 strojów.
A skąd wzór?
- Od zespołu "Modraki" z Pelplina. Odpatrzyłam i się udało. Brakuje jeszcze fartuszków. Kiedyś dziewczyny trochę się wstydziły tych strojów, ubierały tylko na występy, teraz w nich chodzą dłużej. Chłopaki również są zainteresowani. Starsze panie też się stroją.
A po kim ma pani talent krawiecki?
- Jestem samoukiem.
- Ale mój ojciec, Roman, był krawcem. W lutym miał dostać rentę, a w styczniu zmarł - w głosie pana Henryk nie ma ani śladu pretensji do losu.
- Za nagrodę chcemy kupić buty, ale jedna para za 120 złotych.

Pączki i inne pyszności
- Zadzwoniła jakaś pani z przeglądu folklorystycznego w Piasecznie. Poleciał nas starosta Grzyb, żebyśmy wystawili swoje wypieki. No to ja przy okazji poprosiłam, żeby zapisała nas na festiwal. Naszą specjalnością są pączki z twarogiem i chleb ze smalcem. Ma bardzo dobry smak. Z dodatkami.
- Pieką jeszcze dobry chleb z otrębami - dodaje jej mąż.
- Jeden z mieszkańców, kiedy na imprezie częstowali tym smalcem, podchodził, podchodził, aż w końcu powiedział, że mu wstyd, bo by jadł i jadł, tak mu smakuje.
Na podbój Warszawy
W Warszawie, w Domu Chłopa, na pokazie potraw wigilijnych ich stoisko oblegano. Były sprytne. Zabrały z domu kuchenkę i podgrzewały pierogi. A obok Kaszubi mieli na zimno.
- Gdzie jesteśmy, robi się kolejka. Wszystko podajemy na gorąco - z dumą mówi pani Józefa. - Sprzedajemy, żeby trochę zarobić na przykład na stroje.
- Ale na powitanie lata w Borównie ino stracili - zauważa pan Henryk. - Produkty trzeba było kupić i zapłacić za dojazd. A tam było rozdawanie.
- Burmistrz poprosił o kanapki, powiedział "dziękuję" i tyle. A ja nie śmiałam mówić, że ma zapłaci. Wolałam stracić - tłumaczy się Józefa.
Jagody
Latem Józefa z córkami zbiera jagody. Dobra jest w tym fachu. Zbiera po 15 l dziennie od godz. 9 do 15 z przerwą na jedzenie. - Najwięcej zarobiłam 38 zł w ciągu dnia.
W tej części powiatu nie ma gdzie zjeść. A może by tak jakaś ludowa chałupa przy trasie Skórcz - Smętowo z owymi pączkami, chlebem ze smalcem? Z szyldem "Józefina"?
- To już nie ten wiek.
Ale widać, że pomysł jej się podoba. "Józefina" - ładna nazwa. A wiek? Przecież są córki i kilkanaście dzielnych pań do pomocy. No i młode kadry.
Tekst i foto M.K.

Na podstawie tekstu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.

Zdjęcia
1. Józefa i Henryk Drożdżowie. Los ich nie rozpieszczał.
2. Portret zbiorowy dzieci. Pod nim symetrycznie - podobnie jak w wielu domach - krzyż, Matka Boska i Papież.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz