czwartek, 14 lutego 2013

TADEUSZ MAJEWSKI. O dwóch takich co w Piecach zmieniają świat

Piece, gmina Kaliska. Wieś prawie jak każda. Dotąd może tylko tyle, że jedna z najpiękniejszych w powiecie. A teraz? ...Ludzie - co tu się wyprawia!

Ogrodzony dom w centrum Pieców. Dwa psy, mnóstwo kur zielononóżek. Obok obejścia sklep, nieco wyżej drugi. W domu - żartobliwie mówiąc - sztab. Dwaj faceci na luzie - Krzysztof Kłos, który z niejednego (nomen omen) pieca chleb jadł i sołtys Marek Romanów. Rozmawiamy w piwnicy. Miejsce jak sztab, gdzie podejmuje się strategiczne decyzje na pieckim froncie....




My to robimy całkiem swobodnie

Zaczynamy od rzeczy prawie wydawałoby się niewiarygodnych. Wydawałoby się, gdyż przecież je tu zrealizowano. Zaczynamy tekst od tematów: strona internetowa wsi i własna wiejska gazetka.
- Tak, Mamy stronę internetową www.naszawies.info.pl - kiwa głową Marek Romanów. - I mamy gazetkę o tym samym tytule "Nasza Wieś". To gazetka sołectwa Pieców. Wydajemy ją od kwietnia zeszłego roku... Robimy to całkiem swobodnie, za darmo. Wszystko zresztą robimy z własnych pieniędzy.

www.naszawies.info.pl

Oglądamy gazetkę. Fomat A-5. Krótkie teksty, sporo zdjęć. Wchodzimy do sieci na www.naszawies.info.pl. Rozdziały. Klikamy. Fotki otwierają się błyskawicznie. System musi być nieźle przemyślany, że tak to się otwiera.
- Na naszej stronie dokumentujemy w formie galerii fotografii wszystko, co się u nas dzieje - mówi Krzysztof Kłos. - Od 2007 roku jest też gazetka w formie pliku graficznego.
Hmm... Niezwykłe, no nie? Trzy formy wiejskiej kroniki: gazetka na papierze, ta sama gazetka w internecie i galerie z tysiącami zdjęć.
- Co tu jest? Na przykład procesja Bożego Ciała, inne święta, festyny, ale najwięcej ze szkolnych imprez. Zdjęcia robi Krzysiu.
- Bo to moja pasja - fotografowanie... Obie kroniki naszego sołectwa, wirtualna i papierowa, powstały w dniu, kiedy nasza Ochotnicza Straż Pożarna obchodziła w zeszłym roku 90-lecie istnienia. Z tej okazji odbywała się uroczystość nadania sztandaru i poświęcenie. Była msza, wielkie wiejskie święto. To wtedy zaczęliśmy działać wspólnie i tak już zostało. Powstał pamiątkowy opis Straży Pożarnej. Otrzymał go każdy z uczestników - naszych i gości.

Zatrzymane zamiast pisane

Kłos otwiera galeria za galerią. Chwila konsternacji. Sołtys mówi, że zdjęć będzie z tysiąc. Krzysztof gwałtownie zaprzecza. Jest ich około 4 tysięcy. Wie najlepiej. Przecież sam je wrzuca. Dla przyjemności.
- Zatrzymane zamiast pisane - mówi. Czyli sam obraz, bez tekstu. Opisy są osobno w gazetkach. Czy ktoś te zdjęcia ogląda? Ależ tak i to codziennie!
- Dziś mamy 17 niepowtarzalnych IP. Nieraz bywa i dwadzieścia. Jak na wieś, to dużo. Na wieś, bo my tej strony wcale nie reklamujemy, więc można założyć, że to z Pieców.
- I sobie siebie oglądają. Na około tysiąc mieszkańców to dobry wynik. Ile ludzi ma w Piecach internet? - Marek Romanów na chwilę się zamyśla. - Pewnie z pięćdziesiąt.
Pytam o sens. Czy we wsi, gdzie ludzie spotykają się na co dzień przy piwie i przysłowiowym płocie, coś takiego jest potrzebne? I ważniejsze - dlaczego to robią?
Tłumaczą... Na przekór. By udowodnić urzędom, które mają etatowych pracowników prowadzących strony www i wydają gazetki z amatorskim składem, że można to robić inaczej, społecznie. I do tego się tym bawić... To mnie nie przekonuje. Pisałem reportaż o ludziach, którzy robią wirtualną kronikę parafii Pączewo. W tamtym reportażu doszliśmy do wniosku, że takie kroniki to bliska przyszłość, ale nie gratis. Więc drążę dalej: dlaczego, po co?
- Dla nas to argument, że można coś robić bez pieniędzy... Ale najważniejsze jest to, żeby się coś działo we wsi - wyjaśnia Kłos.
- Nasza wieś jest od iluś tam lat zapomniana przez Urząd Gminy w budżecie, czyli jeżeli idzie o inwestycje - dodaje Romanów.
- A szkoła? Macie ładną, przebudowaną. I przecież z nową salą gimnastyczną...
- Szkoła była przebudowana za pieniądze z Urzędu Marszałkowskiego... Chodzi o inne sprawy. Nie mamy jako takiej świetlicy. Korzystamy gościnnie z holu szkoły. To nie jest odpowiednie miejsce... Gazetka i strona internetowa miały wciągnąć do działania mieszkańców Pieców przekazując, co dzieje się w sołectwie.
- Wciągnęliście?
- Mamy cztery sklepy. Zostawiamy gazetkę w nakładzie 40 - 50 egzemplarzy na sklep. Można napisać - gazetki darmowej. A więc czytelność jest. Zostawiamy w sklepach o godzinie 7, a kiedy idę o 9, to nakład już znika z półek - odpowiada Romanów. - Potem wszyscy czekają na następne wydanie. Kiedy mija miesiąc, zaczepiają i pytają, kiedy będzie następna. Tak tu jest.
- Gdyby dało radę, to byśmy robili wiejską kablówkę - żartuje Kłos. - Ale radio jest całkiem możliwe... W gazetce zamieszczamy dużo zdjęć i piszemy o tym, co dzieje się na bieżąco. Robimy to hobbistycznie.

Sołtys nie chłopiec na posyłki

Romanów jest sołtysem pierwszą kadencję, a więc od 2007 roku. Wcześniej był Tomek Sabiniarz... W wielu wsiach rola sołtysa ogranicza się do zbierania podatków, opłat za wodę i wywieszania gminnych ogłoszeń. W wielu wsiach sołtys to taki chłopak na posyłki, ciamajda. Tak nie powinno być. Tym bardziej, że sołtysi przecież mają większą odpowiedzialność niż radni...
Tu zapada na chwilę milczenie. Bo trudno mi się z tym zgodzić. Po tej chwilce wyjaśnienia.
- Radni głosują za budżetem nie ponosząc odpowiedzialności materialnej. Głosują na przykład za tym, żeby gmina wzięła pożyczkę i co? Gdzie jest ta odpowiedzialność. A sołtys dostaje 200 złotych, co chwila jeździ do urzędu gminy, przywozi różne druczki (jakby nie "szło" tego zrobić e-mailem), zbiera pieniądze, za nie odpowiada.
Patrzę na sołtysa. Skąd się taki wziął?
- Kiedy on się zgłosił do wyborów, to już nie było kandydatów - śmieje się Kłos.
- Kim jestem z zawodu? Na prawo rolnik, na lewo lakiernik. Tak tu przy berlince jest. "Trochę" ludzi przy sprowadzonych samochodach grzebie... Nie miałem programu. Albo nie, inaczej. Program miałem taki, że chciałem zbudować tu więź, zintegrować ludzi. I zabezpieczyć te środki dla Pieców w Programie Odnowy Wsi. Ogólnie - żeby coś się działo... A te programy to jest pic na wodę, bo chodzi im o to, żeby robić szkolenia...
I znowu konsternacja. To ja tyle jeżdżę i widzę efekty tego programu, a tu masz...
- Tu jest wiele braków - ciągnie Romanów. - Na przykład woda... Wodociąg jest, ale wszędzie rury cementowo-azbestowe. Walczymy też o kanalizę. Przy kanalizie chcielibyśmy zrobić te rury. Dopiero w tym roku radni zatwierdzili poprawkę do budżetu. Wyrazili zgodę na zaciągnięcie 250 tysięcy złotych kredytu przez gminę na sfinansowanie projektu kanalizy. Dotyczy to Franka i Pieców. To oczywiście pieniądz z gminy. O nie powinien walczyć radny. My mamy swój budżet wsi. Wynosi na rok około 4000 złotych i nie ma znaczenia, czy wieś ma stu mieszkańców, czy tysiąc. Tak, to pewne, że nie liczy się liczba mieszkańców, i to błąd.

Sołectwo powinno być podmiotem

Ale jeszcze nurtuje mnie to ich zdanie na temat Programu Odnowy Wsi...
- Obserwujemy ten Program od roku - mówi Kłos. - "Przejeździliśmy" z dziesięć szkoleń i wszystkie były nie na temat. I one się powtarzają. Ludzie na nich opowiadają, że będzie tak i tak, i że przyjdą pieniądze. Tymczasem nie ma jeszcze zasad naboru. Mówią, że mogą być pieniądze dopiero w listopadzie z jakiegoś tam programu... Ogólnie traci się czas, bo szkoli się z czegoś, o czym się nie wie. Szkoli się do wzięcia pieniędzy, jakich nie ma. Tam chyba chodzi o to, żeby się spotkać za cudze pieniądze i dla samych szkoleń, i żeby zarobiły te szkolące osoby. W wielu przypadkach cele się mieszają ze środkami w działalności... Inna rzecz. Jako sołectwo nie jesteśmy podmiotem. Wyczytałem w internecie, że dopiero pracuje się nad ustawą, która upodmiotowiłaby sołectwo. Dziś możemy korzystać tylko ze środków przez jakieś stowarzyszenie, na przykład Kółko Rolnicze, OSP albo przez Gminę. A my chcielibyśmy jako sołectwo. Wtedy moglibyśmy legalnie wziąć na przykład darowiznę, którą i tak otrzymujemy w formie kiełbasy na festyn... Dlaczego sami nie założymy stowarzyszenia? Bo to duży koszt. Poza tym to bez sensu na takie małe inwestycje. Trzeba upodmiotowić sołectwo - sołtys to przecież taki mały wójt, mały zarządca wsi. Gdyby tak było, łatwiej by się nam rozmawiało z Gminą i z kimś z zewnątrz na przykład o dofinansowaniu i łatwiej byłoby nam korzystać z projektów. A tak? Każą jako sołectwo pisać projekt, a potem musimy szukać podmiotu, który by nas reprezentował, bo sami nie możemy. To nieporozumienie.

Najpierw zrobiliśmy porządek z rzęsą

- No dobrze, ale co więcej oprócz mediów wiejskich żeście zrobili, żeby tak odważnie mówić?
- Spojrzeliśmy na wieś i zaczęliśmy główkować, jak zaangażować większą część społeczeństwa dla poprawienia życia we wsi. Mamy wiejski staw (80 na 50 metrów), rynek - centrum wsi, boisko - mówi Romanów. - Doszliśmy do wniosku, że trzeba zainwestować czas przy tym stawie i przy boisku. I wyszło. Dziś na stawie spotyka się od 5 do 15 rybaków. Bywały dni, że jednocześnie siedziało ponad 20 wędkarzy... Więc po pierwsze postanowiliśmy uporządkować staw.
- W zeszłym roku hodowałem kaczki. Miałem ich 50 - opowiada Kłos. - Wyławiałem rzęsę ze stawu. Minimum taczkę dziennie dla 50 kaczek i kur. A on cały czas zarastał. Rzęsą i trzciną. Rzęsy nie ubywało. Zimą mieliśmy spotkanie w naszej chacie kociewskiej (ta chata to wiejski zabytek - przyp. red.). Rozmawialiśmy luźno. Zaproponowałem: po co mam wozić rzęsę, kiedy naturalniejsze będzie, jak kaczka zje ją w wodzie i to świeżą? Nikt się nie sprzeciwił. Rada Sołecka wyraziła zgodę. Na tym spotkaniu był też wójt. To było przy okazji, gdy rozmawialiśmy o porządkowaniu cmentarza... Na wiosnę zakupiłem kaczki. Tym razem 90. Odchowałem je u siebie do momentu, kiedy dostały pióra i wpuściłem je do tego stawu. I są tam dzień i noc. Po dwóch tygodniach staw był wyczyszczony z rzęsy.
- Taki prosty sposób - dodaje Romanów. - Dużo jeżdżę na mecze jako piłkarski kibic i widzę inwestycje - stawy. Są fachowo wybagrowane, ogrodzone, mają wzmocnione faszyną brzegi, ale po takiej inwestycji nikt już się nie interesuje tym, co jest w wodzie. A tutaj taki całkowicie naturalny pomysł. Spotkaliśmy się z wójtem... Po wyczyszczeniu stawu pojawiło się wielu wędkarzy. Wcześniej, kiedy rosła rzęsa, ciężko było zanurzyć haczyk. Poza tym rzęsa tworzy cień i ryba nie widzi przynęty. Doszliśmy do wniosku, że trzeba porządkować dalej. Kiedy się pojawili wędkarze, porozmawialiśmy z wójtem. Mówiliśmy, że jeżeli pojawili się wędkarze, to czemu by nie wykorzystać stawu jako zbiornika dla rekreacji dla mieszkańców Pieców i okolicznych wsi? Przecież ludzie sobie kopią stawy specjalnie, a my tu już mamy... Chodziło nam o wykoszenie brzegu, wybagrowanie z trzciny, splantowanie terenu wokół, postawienie wiaty. Dogadaliśmy się z wójtem, że na wyczyszczenie stawu z rzęsy i uporządkowanie terenu da jakieś środki... I wzięliśmy się do pracy...
- Wzięliśmy się, czyli kto?
- Mimo tego, że jest tu pełno bezrobotnych, nikt z dorosłych nie chciał się wziąć za pracę. Natomiast zainteresowała się młodzież. 17-latkowie, w większości z OSP. I dorobili sobie na wakacje.

Potem przyszła kolej na trzcinę

- Zrobiliśmy we własnym zakresie prowizoryczną tratwę - dopowiada Kłos. - O, proszę, jest na zdjęciu (wchodzi na stronę www). Najpierw była z dwóch beczek, z położoną na nie drabiną. Ale z niej wypadłem. Potem związaliśmy już trzy beczki. Plastikowe, 200-litrowe. Przeciągnęliśmy linę od brzegu do brzegu, od słupka do słupka i tratwa kursowała jak prom. Przy budowie tratwy chłopaki specjalnie wpadali do wody, żeby się wykąpać. Przy brzegu jest pod 2 - 3 metry głębokości, na środku z metr, dlatego to właśnie tam wyrosła trzcina. Prom służył do przewożenia wyrwanej trzciny ze środka na brzeg i to wszystko. Na brzegu trzcina została wysuszona. Część, młode pędy - patrzyłem ze zdziwieniem - smakowała kaczkom. I teraz one przebywają tam cały czas. I kiedy trzcina odrasta, nie pozwalają jej się zbytnio odrodzić. Część spaliliśmy. Wtedy strażak Stanisław Muchliński użyczył wykaszarki i przez dwa dni jeden Arek Schumacher wykosił trawę. Jan Łąski dał ziemię i z Pawłem Prabuckim po kosztach przewieźli ją nad staw. Resztą taczkami zatkano największe dziury... I teraz ten staw to oczko w głowie wsi. W poprzedniej kadencji za 35 tysięcy złotych (w ramach Programu Odnowy Wsi) staw został wybagrowany, sfaszynowany i ogrodzony. Wyszło, że nie mniej ważne niż jego zrobienie jest jego utrzymanie potem.
- Teraz myślimy, jakby wpuścić kozę albo dwie, żeby kosiła trawę. Nie wiemy, ile koza zżera... Nie trzeba byłoby się zajmować wykaszaniem. Kaczki robią porządek w wodzie, a kozy będą jako wykaszarki na brzegu. A na jesień, na koniec sezonu, taką "wykaszarkę" można zjeść z grilla...
- W trzcinie oprócz kaczek zrobiła sobie gniazdo para kurek wodnych. Mają teraz siedem małych kurek i spokojne żyją z kaczkami. Jakiś czas temu wylądował łabędź. Był dokarmiany przez zimę. Dzięki dzieciom i dorosłym mieszkającym przy stawie przeżył. Aha... Oprócz moich kaczek pani Kurkowska trzymała tam 15 kaczogęsi.

Namiot z telebimem

Świetlica. Tu też obaj panowie znaleźli sposób. Ze szkoły nie można przecież jej zrobić. Ta, która była, za zgodą Rady Sołeckiej została sprzedana. Z perspektywy czasu widać, że był to fatalny błąd. Dziś wsi nie stać na zbudowanie nowej. Trochę ich denerwuje, że gmina buduje za 100 tysięcy złotych w Czarnem, gdzie mieszka kilkanaście rodzin i skąd młodzież emigruje do miasta za pracą. A w Piecach młodzież spotyka się przed barami i sklepami. Więc kupili namiot.
- 6 na 12 metrów. Już pokazuję (www.naszawies....)... - Kłos znowu otwiera podstronę wsi w internecie. - Kosztował 3399 zł plus 200 zł przesyłka kurierska. Został zakupiony bezpośrednio u producenta. I jak przystało na technologię XXI wieku, przez Allegro.pl. Kupowała Gmina (to szło przez nich z puli pieniędzy sołeckich - nie jesteśmy podmiotem) i nie mogła tego zrozumieć. Rada Sołecka podpisała zgodę. Były głosy sprzeciwu, że "wam to zniszczą w ciągu trzech dni wandale". A namiot stoi już miesiąc. I na złość wszystkim jest telewizor i wieża.
- Teraz go ogradzamy. Zakupiłem 44 słupki ogrodzeniowe. Od razu, w pierwszym dniu, oglądaliśmy mecz Polska - Niemcy na telebimie, czyli projektorze. Podłączasz do laptopa i masz... Na mecz finałowy Niemcy - Hiszpania przyszła 40-osobowa grupa wczasowiczów znad Jeziora Trzechowskiego. A codziennie oglądało ze 20 - 30 osób tutejszych. Może to mało, ale mamy konkurencję, bar. A my piwa tam nie proponujemy.
- Teraz chcemy zrobić uroczyste otwarcie. Będzie, kiedy stolarz zrobi ławę. Stolarnię udostępnia Wiesław Osowski - ksywka Fryc. On zawsze pomoże. Mieczysław Dembicki udostępnia do tego namiotu prąd... Po co my to robimy? Dzieciakom i młodzieży to się podoba... A reszcie? Zobaczymy. Mówią, że w Polsce najlepiej by było, jakby każdemu przyniósł na talerzyku, a już super jak do domu. Tak mówią o Polakach - dasz mu 100 litrów wody i jak mu powiesz, że za darmo, to oleje. Jak dasz Niemcowi, to wypije aż do upadłego. Rosjanin napaskudzi, żeby nikt nie wypił - definiuje cechy narodów Krzysztof Kłos.
Pod koniec lipca chcą wspólnie z przewodniczącą Rady Rodziców Adrianą Połom i innymi paniami z Pieców (babcią Jurczyńską też, która zadeklarowała pomoc) coś zorganizować dla dzieci.

Czarna mamba na sedesie

- Ja palę swoją rakietę - mówi na pożegnanie sołtys Marek Romanów. Wsiada do auta i odjeżdża.
Po tak długiej rozmowie trzeba do toalety. Na sedesie napis "czarna mamba". Tak tutaj jest. Wszystko na luzie, z humorem... Idziemy z Kłosem nad staw zrobić zdjęcia i dorzucić kaczkom karmy. Potem wracamy, bo jeszcze... Krzysztof "odpala" www.naszawies.info.pl, żeby koniecznie coś mi pokazać.
- Ostatnia inicjatywa. Robimy książkę kucharską "Piecowskie przysmaki". Są na naszej internetowej stronie. Sprawa się rozrośnie o inne sołectwa. Będzie miała inny charakter niż typowe książki kucharskie. Tu autorką przepisów jest nasza pani Felska. Proponuje zwykłe lokalne potrawy, to, co je się tu naprawdę. Nie będzie jakichś syropów klonowych czy innych dziwnych rzeczy...
www.naszawies.info.pl... Pamiętajcie.
Tadeusz Majewski, Gazeta Kociewska, 19 lipca 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz