niedziela, 1 września 2013

ANTONI CHYŁA. Wspomnienia Bolesława Markowskiego z pierwszych dni wojny w rodzinnej wsi Wda

Dla nas, roczników powojennych, wydarzenia tych lat nie są obce. Przecież każdy z nas uczył się historii, a w tym szczególnie okresu wybuchu II wojny światowej. Szkoda tylko, że nie bezpośrednio z relacji uczestników tych walk, ale najczęściej czytając książki osób, które walczyły z niemieckim najeźdźcą.





Świadkiem tych wydarzeń jest pan Bolesław, z którym spędziłem czas na wspomnieniach, jak również odwiedzinach miejsc związanych z tamtym czasem. Towarzyszył nam jego siostrzeniec, leśniczy Zenon Alfut z Zajączka. W poprzednich gawędach wspominałem, jakim chłopakiem był Bolesław - pełnym werwy i energii. Jest młodszy o cztery lata od Kostka ze Smolnik. Mieszkał przy szkole we wsi Wda, przy rozwidleniu dróg (od strony Lubichowa drogi dochodzącej do szosy Ocypel - Skórcz, drogi do Smolnik i drogi do Wdeckiego Młyna).



Bolesław pamięta mobilizację.
Było to pod koniec sierpnia 1939 roku. Brat ojca, Jan, otrzymał kartę powołania do jednostki w Grudziądzu. Wujek Jan był wojskowym z krwi i kości. Miał odznakę wzorowego strzelca, prowadził szkolenia strzeleckie z młodzieżą w ramach przysposobienia wojskowego w Lubichowie. Z tą wiadomością wysłali Bolesława do dziadka Stefana, który był na rybach na rzece za Alfonsem Landowskim, na tak zwanym ,,Sowim"". Dziadek na tą wieść zwinął wędkę i szachem (kij leszczynowy lub sosnowy) uderzył kilka razy o wodę mówiąc: "Jeden zginął w pierwszej wojnie światowej, a nie wiadomo co będzie z nim".




Ciężka artyleria wojska polskiego stacjonowała we Wdzie za Landowskim. Do każdego działa było osiem koni. Dział było sześć. Koła miały żelazne, bardzo szerokie. Pan Bolesław pokazywał ręką - gdzieś około 30 cm. Kancelaria tej artylerii mieściła się w domu Rocławskiego, gdzie dziś mieszka pan Kośmiński. Żołnierze ci kwaterowali w lesie Landowskiego z całym sprzętem i końmi. W czasie wolnym kąpali się w rzece nago. A w Ocyplu był polski generał. Przed wybuchem wojny szereg osób zaczęło uciekać ze Starogardu w kierunku Osia, lecz babka Józefa stwierdziła, że nie ma gdzie uciekać i trzeba zostać w domu. Polscy saperzy szpręgnęli (wysadzili) duży most i mały most we Wdzie, jak również mosty we Wdeckim Młynie. Most we Wdeckim Młynie był szpręgowany od strony zajazdu przy młynie. Tartak znajdował się pomiędzy rzekami. Na skutek wybuchów utworzyło się nowe koryto rzeki i most się przechylił w stronę Smolnik. Śluza, gdzie wspólnie z synami Rocławskiego łapał rękoma kiełbie i inne ryby do jedzenia, została zawalona. W tym okresie na rzece we Wdeckim Młynie były dwie węgornie. Pierwsza - większa - przy śluzie, a druga - mniejsza - przy Talaśce.

Sierpień jak i wrzesień były miesiącami bardzo ciepłymi w tym czasie. Bolesław wspomina, że żołnierze owinięci w koce spali na boisku przy szkole. Z całą pewnością stwierdza, że żołnierze z Ocypla, Lubichowa i Wdy maszerowali przez Wdę w kierunku Smolnik na Osie. Pamięta, jak kobiety wynosiły żołnierzom wodę do picia. Część żołnierzy mówiła, że przyszli bronić szwabów - tak mówili na mieszkańców. Na pewno byli to żołnierze z Polesia, którzy służyli w wojsku polskim. Bolesława teściowej szwagier - Józef Glaza z Osiecznej w tym czasie służył na placówce w Konarzynach, gdzie była granica polsko-niemiecka i część Konarzyn należała do Polski, a część do Niemiec. Stamtąd żołnierze polscy maszerowali na Szlachtę w kierunku Osia.

Pierwszego września od strony Ocypla nadleciało 17 samolotów - bombowców niemieckich, które bardzo wolno leciały w kierunku Starogard - Tczew. Wokół bombowców latały jako osłona myśliwce. W tym czasie we Wdzie nie było żadnego polskiego żołnierza, za wyjątkiem maszerujących od strony Lubichowa kompanii żołnierzy.

Ojciec Augustyn też został zmobilizowany i jego oddział znalazł się pod ogniem z samolotów niemieckich w okolicach Osia, gdzie schronił się w kopach siana, gdzie kule nic mu nie zrobiły. Tam każdy z żołnierzy miał do wyboru: przebijać się w kierunku Bydgoszczy czy Grudziądza lub wracać do domu. Taką wolę miał ich dowódca. Był to trzeci dzień września. Ojciec z kolegą Pawelcem z Wilczych Błot postanowili wracać do domu. Po przebraniu się w cywilne ubrania powrócili do miejsc zamieszkania. Była to niedziela, jak sobie przypomina. Wtedy to ojciec prosił Bolesława, aby nie śpiewał o Hitlerze, gdyż Niemcy już tu są. Matka Łucja perfekt mówiła po niemiecku, natomiast ojciec mówił po niemiecku, lecz twierdził, że Polska będzie i nie przywiązywał wagi do języka niemieckiego. W tym czasie w wsi mieszkali Niemcy - jak Ema Zielińska gdzie obecnie mieszka pan Roman Kirszensztain). Byli przyjaźnie nastawieni do Polaków.



Saperzy niemieccy weszli do Wdy od strony Ocypla i mogła to być środa lub czwartek. Żołnierze ci poruszali się wozami konnymi, które ustawili przed domem Markowskiego. Na tych wozach spali w nocy. Na zwróconą im uwagę przez matkę, że ich konie zniszczyły płot, odpowiedzieli, że "Nie wasze! Wy wszyscy jesteście nasze!" Rozmowa toczyła się w języku niemieckim. Żołnierze niemieccy byli przewożeni przez rzekę za pomocą przeciąganej liną łodzi, którą obsługiwali niemieccy saperzy. Pierw szedł niemiecki patrol składający się z sześciu żołnierzy, a za nimi w odstępach kompanie piechoty. Szli w kierunku Smolnik, na Osie. Saperzy przystąpili do naprawy mostów we Wdzie wykorzystując drewno z tartaku z Wdeckiego Młyna. Przetarte drewno wyjmowano z wody i przewożono bale do Wdy. W naprawie mostów pomagali Nowopolski i Bieliński, na którego we wsi mówili Bartek. Podwody do przewozu bali musieli dać rolnicy z Wdy. Po naprawie wdeckich mostów saperzy naprawili mosty w Wdeckim Młynie.

Z uzyskanych informacji w internecie wynika, że 27 Dywizjon Artylerii Ciężkiej II R P 27 dac został sformowany w ramach mobilizacji alarmowej w dniach 14 - 16 sierpnia 1939 roku w Chełmie przez 2 Pułk Artylerii Ciężkiej z przeznaczeniem dla 27 Dywizji Piechoty. Skład to: dwie trzydziałowe baterie armat 105 mm donośność 15,2 km, masa 2880 kg i haubic 155 mm donośność 11,3 km masa 3300 kg. Do 27 sierpnia 1939 roku zajął rejon w okolicy Wdy w ramach Korpusu Interwencyjnego i z dniem 31 sierpnia tegoż roku w godzinach rannych po rozwiązaniu Korpusu Interwencyjnego wszedł w skład armii ,, Pomorze" i opuścił okolice Wdy, kierując się przez Smolniki na Osie. W składzie 27 DP były następujące jednostki: 23 pp i 1 dywizjon 27 pal w rejonie Osowa, 24 pp i 2 dywizjon 27 pal rejon Brzózki koło Lubichowa, 50 pp i 3 dywizjon 27 pal w okolicach Osiecznej, 27 dac i 27 bsap w rejonie Wdy, dowództwo, sztab dywizji, kompania karabinów maszynowych rejon Ocypla. Inne jednostki to 27 szwadron KD miał 272 koni, 27 kompania telefoniczna i 27 pluton taborowy miał 56 koni.


Uważam, że we wspomnieniach niektórych osób dochodzi do przedstawiania historii z tamtych lat w sposób niewłaściwy. Sam stwierdzam, że różne są same relacje uczestników tych wydarzeń. Jedno jest pewne, że do tej chwili w żadnej miejscowości, gdzie stacjonowali żołnierze 27 DP, nie ma żadnego upamiętnienia ich obecności, choćby na przykład nazwa ulicy.

Wykonałem kilka zdjęć - jak miejsce stacjonowania 27 dac za Landowskim, byłe boisko przy szkole, plac przy budynku państwa Alfut ( przedtem Markowskich), miejsce kancelarii 27 dac, miejsce dawnego koryta rzeki Wdy. Czas zrobił swoje. Porosły drzewa. Teren jest prywatny. Ale taka jest kolej rzeczy... W przyszłych gawędach przekażę relację mieszkańców Smolnik, jak również innych osób, z innych miejscowości z tamtego okresu czasu.

Wypowiedzi pana Bolesława były autoryzowane przez niego.

Skórcz dnia 30.08.2013 rok Antoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz