Powszechne wskrzeszanie historii
Na Kociewiu, szczególnie tam, gdzie aktywnie działają KGW, panuje powszechne ruszenie. Za jego sprawą odkurza się stare albumy i szuka utrwalonego na starych fotografiach życia wsi. Jakie jest pokłosie?
(materiał z 8.01.2009r.)
Ano mogę opisać, bo troszkę w tym z mężem współuczestniczymy. Bohaterami opowiadania będą: pani Bronisława Pawelec - jedna z najstarszych rodowitych pączewianek, pani Regina Kuczyc, moja Mamusia Zofia - po sąsiedzku.
Różne są drogi pozyskania fotografii. Pani Renia Kuczyc z KGW wybrała najprostszą, bezpośrednią i najskuteczniejszą - wizyty u znajomych. Zamieszczane niżej fotografie pochodzą z albumów rodzinnych Pawelców, Wiklentów, Szwarców, Kajutów. Kiedyś na lekcji plastyki w LO profesor Lech Zdrojewski opowiedział, jak to syn z ojcem jadąc autem zatrzymali się na szosie wśród pól. Wysiedli i podziwiali widoki. Syn widział pędzące ulicą jak srebrne strzały nowiutkie samochody, ojciec widział dojrzewające kłosy zbóż. Podobnie jest ze zdjęciami. Każde zdjęcie to kilka obrazów. Ty zobaczysz jedną historyjkę, ktoś inny zupełnie odmienną…
HISTORYJKI Z PIERWSZEGO ZDJĘCIA - czyli o parówce i stogu
Niżej powiększenia
Oto oldskulowa siłownia. Tylko spójrzcie jak tutaj robota wre! Jak bohaterskie kobiety i dzieci, jak prawdziwi mężczyźni ciężką pracą zupełnie nieświadomie wyrabiają sobie mięśnie i kształtują sylwetkę. Współczesne mięśniaki-cherlaki z siłowni już po kwadransie popadaliby przy takiej pracy jak muchy! Najwięcej emocji na zdjęciu wzbudza jednak lokomobila.
- Parówka! - zakrzyknęła moja Mama (nazwa urządzenia nie pochodzi jednak od produktu mięsopodobnego ze współczesnych masarni!). -Taka maszyna parowa pracowała u mojego ojca na polu. Dzięki niej zautomatyzowano młóckę zboża. Wcześnie rano, już około godziny czwartej, do pracy stawiał się palacz-operator. Rozpalał w maszynie ogień, podkładał węgiel, żeby ją rozgrzać. Kiedy po kilku godzinach była gotowa do pracy, to około siódmej rano we wsi dawało się słyszeć przeciągły gwizd jak z parowozu - znak dla innych robotników, że już czas, żeby stawić się do młócenia. W Pączewie taką parówkę miał Maksymilian Piór. Korzystała z niej cała wieś.
- Wielki stóg! - zauważyła pani Bronisława Pawelec. - Te ręcznie wiązane snopy były bardzo ciężkie, a trzeba było podawać je do góry na widłach. Kiedy stóg był już tak duży, że z wozu nie można było podać snopów, robiono sztagbelkę - na wbitych w stóg palach kładło się deski brane z boków wozu. Na to się stawało i układało taki równiutki stóg, który nie mógł mieć żadnego zagłębienia. Ale prawdziwą sztuką było stać na tej konstrukcji wysoko jak nad przepaścią, odbierać i podawać do góry te ciężkie snopy! A teraz tutaj taki dzieciak!... Jak to było ciężko!...
HISTORYJKI Z DRUGIEGO ZDJĘCIA - czyli o serach, braku remizy i karuzeli
Niżej powiększenia
Pączewo sprzed I wojny światowej, początek XX wieku. Jedno z najstarszych zdjęć pączewskich - użyczył go pan Adam Wiklent. Widać wieś tonącą w zieleni. W tle kościół, dom Szumachera - ten na zakręcie. Widać też fragment mleczarni i wytwórni serów Fryca Knobla, z pochodzenia Szwajcara… Szwajcarskiej jakości sery z Pączewa od Fryca Knobla z Kociewia! Ależ to światowo brzmi!… Tylko czegoś brakuje na zdjęciu. Ja tam nie widzę remizy strażackiej z wieżą! Co było przed II wojną światową na miejscu tego budynku?
- Tam nie było nic - mówi pani Bronisława, ale nagle jej głos się ożywia. - Tam karuzela zajeżdżała! Mam tutaj zdjęcie!
Na ten plac karuzela zajeżdżała! Ocham i acham, jakie piękne zdjęcie jest w posiadaniu pani Bronisławy! Pączewo jakiego nikt już chyba nie pamięta!
Pani Bronisława opowiada dalej: - To nie było na żaden motor. To było ręcznie pchane. Napędzane siłą chłopaków. Chłopaki pchali, siedzenia były na łańcuchach, ludzie płacili… To zdjęcie będzie może z 1928 roku…
Objazdowy lunapark w Pączewie… Druga odskulowa siłownia dla młodych facetów. Ach… Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy…
HISTORYJKI Z TRZECIEGO ZDJĘCIA - czyli o pięknych kobietach, reklamie Persila i duchu zza szyby
O proszę, a to zdjęcie to ewidentny dowód na to, że Persil do Pączewa trafił długo, długo, zanim reklamy tego proszku zagościły w kolorowych tiwiodbiornikach. Fotografię zrobiono przed, jak to kiedyś mówiono na sklep, składem, którego właścicielem był Szumacher. Przed późniejszą spółdzielnią. Pani Bronisława zna te piękne dziewczęta!
- O tutaj jest Loksowa, tutaj Kalinowska, tutaj Weronika Kłos, Węsierska, Garnyszowa, Trojańska, o tutaj córka naszego organisty Babińskiego -Jadwiga, jeszcze samotna była wtenczas…
Przerywamy na chwilkę pani Bronisławie. Tutaj - człowiek by normalnie nie zwrócił uwagi - jak się przyjrzeć, to ktoś stał za szybą okna i patrzył! Tajemniczy facet w białym szaliku, pod krawatem, w szykownym kapeluszu. Pewnieć to pan właściciel składu… Pani Bronisława roześmiała się:
- Wie pani? Jak byłam dzieckiem, to zawsze mówili, że tam straszy! Tak się baliśmy, bo ktoś niby widział ducha, że straszy, nie?! A to przecież tam pewnie ktoś tylko chodził.
HISTORYJKI Z CZWARTEGO ZDJĘCIA - czyli o szkole, Gostkowskim, wojennej love-story i firankach
Czy to zdjęcie jest zrobione przed szkołą w Pączewie?
- Tak! Tutaj jest nauczyciel Gostkowski! - ach ta pani Pawelcowa! Jakie szczęście, że ją mamy w Pączewie! - Przed wojną szkoła była tylko w budynku z czerwonej cegły, tym niedaleko kościoła. Po II wojnie część dzieci uczyła się w tej szkole, a część w tej przy drodze na Grabowo (dawny dom nauczyciela). W Pączewie przed wojną było sześć oddziałów. Kto chciał uczyć się dalej, robić siódmą klasę - musiał iść do Bobowa. Przed wojną dyrektorem szkoły był Klejna, razem z nim uczył Wojciech Gostkowski, Kozłowiczówna, Wilczewska... Tutaj są dziewczyny z 22-go rocznika. Tutaj jest Jadwiga, która później wyszła za Niemca wdowca z dwójką dzieci. On miał taką starą matkę, ona tak wyglądała jak wiedźma, wie pani…
Wiem, wiem! Z czasów dzieciństwa pamiętam też staruszki, które przypominały takie bajkowe postacie. Teraz już takich charakterystycznych osób się nie spotyka…
- Ci Niemcy pochodzili z Łotwy, Estonii. Byli osiedlani na miejscach pączewiaków, których z kolei stąd wysiedlano. Jadźka gospodarzyła u tego Niemca i się w sobie zakochali. On poszedł na front, ona została. Jak już tutaj u nas Polska nastała, jak się wojna kończyła, to bała się, że ją zamordują za to, że żyła z Niemcem. Sama z tymi dziećmi i starą babcią uciekła do Niemiec. Mieli szczęście, że im się udało, ponieważ kiedy uciekali, to przeżyli wiele bombardowań. Na kolejnych słupach zostawiali afisze, co wtedy było powszechne, z napisem "jestem tam i tam", żeby się po prostu odnaleźć w czasie wojennej i powojennej zawieruchy. I on wracając z frontu po tych afiszach ją znalazł. Tam w Niemczech się pobrali i mieli jeszcze dwójkę wspólnych dzieci.
Pani Bronisława ogląda powiększone zdjęcie na monitorze komputera. Z entuzjazmem poznaje kolejne osoby. Co za fenomenalna pamięć!
- A ten Gostkowski dawał sobie szyć garnitury u krawca w Bobowie. Nosił do nich krawaty. A jak on ubrał czerwony krawat, to myśmy już wiedzieli, że on będzie zły!
I nagle pani Bronisława pokazuje na okienko szkolne po lewej stronie…
- O widzi pani, jakie firanki były! Tak, tak… Czyste szyby i takie ładne haftowane firaneczki tylko… Tak było…
Barbara Dembek-Bochniak
Na górnym zdjęciu pani Pawelcowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz