wtorek, 24 września 2013

Burmistrz ZYGMUNT ZIELIŃSKI. Trzy pierwsze lata Skarszew

Pokoik zatłoczony przedmiotami. Między nimi radia: superheterodyna 4-lampowa z 1948 roku, czeska tesla ("Strasznie starałem się o przydział. Przy PZGS-ie była specjalna komisja przyznająca radio dla "przodowników pracy"), popiersie Piłsudskiego ("Przed wojna bylem w "Strzelcu" i "dziadek" stoi przez wszystkie lata"), obrazy, księgi i dokumenty.



















- W 1954 roku dostałem z Urzędu Rady Ministrów nagrodę za pamiętnik w ogłoszonym konkursie "Moje 10-lecie PRL-u" - mówi gospodarz Zygmunt Zieliński. - Nagrodę, 5 tysięcy złotych. To była moja trzymiesięczna pensja. Pamiętniki wziął do wydania nieżyjący już Jan Kuczyński z "Wydawnictwa Morskiego". Ma je jego żona.

O te pamiętniki będziemy się strać. Mamy zgodę autora na ich publikację. Warunek - że uda nam się je odnaleźć.


Z Wadowic do Skarszew

Zaczynamy od sentencji

Człowiek stoi plecami do słońca - zaczyna pan Zygmunt. - Nie tak, jak ten młody człowiek (Rafał Maciejewski - fotograf). Człowiek w blaskach słońca za plecami widzi swoje życie. Człowiek z tym środowiskiem jest związany i wiele o nim wie. Malutkie środowisko - teraz się psuje, bo bieda powoduje, że kradną. Za dyrektora szkoły Putynkowskiego było inaczej. Dzieci mówiły na ulicy "dzień dobry". Dyrektor prowadził akcję: "Wy jesteście gospodarzami miasta - mówił. - Widzisz papierek, to wrzuć go do kosza". Miasteczko znane było z czystości.


Urodziny

Urodziłem się w 1917 roku w Wadowicach. Jestem o trzy lata starszy od papieża. Mówię to, bo teraz jest taka moda, że wszyscy powołują się na niego. Wiele z tych relacji o Wadowicach rozmija się z prawdą. Zresztą skąd mają wiedzieć, jak było. Zegadłowicz w "Zmorach" opisuje dobrze - przede wszystkim wielka bieda. W Wadowicach były dwa gimnazja - męskie i prywatne żeńskie. Jak w gimnazjum wziąłby dziewczynę pod rękę, to traktowano by go od razu jak wielkiego uwodziciela. Takie rygory. Karol Wojtyła był bardzo zdolny. I biedny. Kiedyś w ostatniej chwili w zastępstwie zagrał rolę w"Balladynie". Tak po prostu by nie zagrał. Zadecydowało to, że całą "Balladynę" znał na pamięć. I w ten sposób się przyjął.


Przeprowadzki

W Wadowicach z rodzicami mieszkałem do 1922 roku. Potem przeprowadziłem się do Nowego Sącza, a stamtąd, w 1934 roku do Lwowa. Nieco później przeprowadziliśmy się do Kościerzyny, gdzie ojciec dostał pracę. Ale wszystkie wakacje spędzaliśmy w Wadowicach.


Okupacja

Przed wojną pracowałem w wydziale powiatowym w Kościerzynie. Byłem kawalerem. Tuż przed wybuchem wojny ostatnim pociągiem ewakuacyjnym pojechaliśmy pod Chełm Lubelski. W czasie okupacji wróciłem do Wadowic i przebywałam parę lat. Potem zabrano mnie do pracy w Oświęcimiu - zatrudniono jako robotnika robót drogowych. Tam pracowałem do końca okupacji. Tuż przed wyzwoleniem z grupą wadowiaków uciekliśmy do domu.


Powrót na Pomorze

Było zarządzenie PKWN-u, że każdy musi wrócić na swoje miejsce pracy. - na to sprzed wojny. Wróciłem na półtora miesiąca do Wadowic, a potem do wyzwolonej 8 marca Kościerzyny. Podróż z Polski południowej do Kościerzyny trwała 12 dni. Gzygzakiem. Z Nakłą do Chojnic jechaliśmy na platformach armat. Z Chojnic do Czerska szliśmy. Przez te 12 dni nie można było się rozebrać. Rano by pan burki nie miał. W Czersku gospodyni nam te burki prasowała, tak byliśmy zawszeni. Sporo lat później pojechałem, chciałem podziękować, porozmawiać, nie znalazłem.


Awans

Kiedy wróciłem do Kościerzyny, poszedłem do pani, u której mieszkaliśmy przed wojną. Prawie wszyscy w Kościerzynie posiadali trzecią grupę i byli niesłusznie traktowani jako Niemcy. W pierwszym okresie nie wolno im było zajmować żadnych stanowisk. I ja jako Polak.

Do PPR-u wstąpiłem już w Wadowicach. Przyczyny były różne... Gdybyśmy wrócili do tych wszystkich wspomnień... Oświęcim - grupy ludzi wycieńczonych. Pochód cieni niosący trupy ludzkie.


Przybielski - pierwszy burmistrz

Dla człowieka, który przyjechał tu z południa i był gramotny w pisaniu i mówieniu, zajęcie jakiegoś urzędu nie było trudne. To dotyczyło Przybielskiego. Został pierwszym burmistrzem w Skarszewach. Potem, po wypadku Przybielskiego, na to stanowisko wybrali mnie. W sierpniu 1946 roku przywieźli mnie "w teczce". Wcześnie byłem członkiem zarządu miejskiego w Kościerzynie i członkiem Powiatowej Rady Narodowej.

Alfons Przybielski był nauczycielem. Przed wojną pracował na terenach wschodnich, tam się ożenił. Miał zainteresowania mechaniczne. W Skarszewach przegadałem z nim wiele godzin. Na wschodzie, tam gdzie mieszkał, był starosta. Miał mechaników. Ci zwracali się z uszkodzeniami do Przybielskiego. Starosta zwrócił na niego uwagę i zaangażował w charakterze osobistego kierowcy. Przybielski mieszkał przy rodzinie starosty. Potem, podczas ucieczki starosty przed frontem radzieckim, w Zblewie Przybielski opuścił samochód i parowami (była zima) dotarł do Skarszew. Rozgarnięty był człowiek i ta sama historia - nie miał III grupy. Został pierwszym burmistrzem Skarszew. Sprawował się nieźle. Dobrze współżył z komendantem wojennym. Komendantura miała w okolicach Skarszew trzy gorzelnie. Przybielski z komendantem wyciągali beczkę spirytusu i jechali do Gdańska załatwić dla miasteczka co trzeba.

Zygmunt Zieliński, żona Dorota i wnuczka Dorotka


Tragedia

Do tragedii doszło, kiedy Przybielski pojechał na naradę do Kościerzyny. Razem z przewodniczącym Rady Miejskiej Bolesławem Głazikiem. Narada się przeciągnęła. Wracali potem po ciemku, bo motor nie miał świateł i wpakowali się na konia. Jednego wyrzuciło i drugiego. Chłop odciął ranngo konia i uciekł. Ranne zwierzę, z rozharatanym brzuchem, w agonii rozbiło Bolesławowi Głazikowi szczękę na dwadzieścia parę kawałków. Przybielski miał wstrząs mózgu i już nie wrócił do dawnej kondycji. Ze względów zdrowotnych do sprawowania funkcji burmistrza się nie nadawał.


Burmistrz dwóch miast

Tak wiec zostałem w Skarszewach drugim z rzędu powojennym burmistrzem. Na początku ten wybór uważałem za życiową klęskę. Funkcję tę sprawowałem do września 1949 roku. Potem zostałem mianowany na burmistrza Kościerzyny. Było nawet tak, że przez dwa miesiące byłem urzędującym burmistrzem Kościerzyny i Skarszew. W Skarszewach moim zastępcą został Wojciech Stefański. Chociaż pracowałem w Kościerzynie, mieszkałem tutaj - tak mi się to miasteczko spodobało.


Trzy lata

Opowiem o trzech pierwszych latach... O reszcie można z pamiętników.

Trzeba sobie zdać sprawę, że Skarszewy liczyły wtedy około 1300 mieszkańców, przeważnie kobiet i dzieci. Ojcowie w niewoli, w Anglii, Bóg wie gdzie jeszcze... Przeważnie kobiety i dzieci, linie kolejowe pozrywane, trzy lampy w mieście, wszędzie pełno gruzów, brak chodników, bieda, że aż piszczało. Pierwsze kolejowe połączenie, z Kościerzyną, powstało w 1946 roku. W 1947 roku pociąg jeździł już do Starogardu, w 1948 roku do Pszczółek. Kiedy zaczęły kursować pociągi, skończyliśmy z wydawaniem obiadów.


Skarszewskie wieczory

Najprzyjemniej wspominam cotygodniowe wieczorne narady. Uczestniczyli w nich: ksiądz proboszcz Konrad Wedelstaedt, prezes sądu Witold Bresiewicz, kierownik szkoły Konrad Putynowski, naczelnik poczty Joachim Kijek, wójt gminy wiejskiej Skarszew Franciszek Gołuński, zastępca przewodniczącego GRN Jan Sworzeń, przewodniczący MRN Bolesłw Głazik, prezes GS-u Józef Hinz, dr Edmund Zieliński - kierownik ośrodka i ja.


Zupki

Na pierwsze spotkanie zaprosił Głazik. Doszliśmy do wniosku, że to jest potrzebne. Głównym celem było wydobywanie środków żywnościowych. Wójt dostarczał podwody i każdy - jak ksiądz Robak z"Pana Tadeusza" - jeździł po kweście po wsiach. Za wszystko było "dziękuje". Ziemniaki, buraki, pietruszka... Z tych cotygodniowych objazdów było tyle, że wystarczało na ugotowanie zup. Te zupy codziennie gotowała pani Helena (?) Anna (?) Ritz. Miała z 50 lat. Oprócz tego do pomocy przychodziły osoby korzystające z... pomocy.

Ustaliliśmy, że każde spotkanie odbywać się będzie u następnego członka. Herbaty, kawy nie było. Wody sodowej też. Na stole litr wódki "Perła" i woda. Szklanka wódki i szklanka wody, tak się piło. Omawialiśmy głównie sprawę kwesty. Ja - prócz księdza - byłem jedynym kawalerem. Panie przychodziły, witały się i wychodziły. Żyliśmy w wielkiej przyjaźni, może dlatego, że łączył nas wspólny cel. Ostatnie spotkanie odbyło się w 1947 roku, już za księdza Englera. Te zupy to przykład, jak dużo można zrobić, kiedy jest poczucie, że robi się coś dobrego.


Dożynki 8.09.1946 r. Pierwsze zdjęcie wykonane po wojnie w Skarszewach. Na zdjęciu Amatorski Zespół Taneczny. M.in. Dziewczęta: Rzepińska, Radomska, siostry Szarmachówny, Górka, Millerówna, Martenówna, Gdańcówna, Kamowna, Kamińska i Krasińska. Mężczyźni od prawej: wójt Gołuński, Józef Czapiewski - prezes Związku Samopomocy Chłopskiej z Kościerzyny, Stanisław Zimny - wiceburmistrz Kościerzyny, Edmund Blank, Teresa Pawłowska - żona starosty, ksiądz proboszcz Wedelstaedt, Zygmunt Zieliński. Wśród dziewcząt starosta powiatowy Witold Pawłowski



Odbudowa

W 1947 roku powstało "Społem". Zaczęliśmy też ściągać podatki. Były już pieniądze, kolej, zaczęły powstawać sklepy (tu zaczęła się rozwijać GS), piekarnie, wytwórnia wód gazowanych. Komitet Odbudowy Warszawy zwrócił się do miast z prośbą o cegłę. Za oczyszczoną cegłę płacono 3 złote. W porozumieniu z architektem Marianem Schutzem zaczęliśmy oczyszczać miasto z gruzów i wysłać cegłę do stolicy. Ludzie zarabiali i porządkowali miasto z gruzów. I tu architekt popełnił błąd - źle oszacował ilość cegły. Wiele cegieł było z gliny (paca). Opaliły się w ogniu i wyglądały całkiem poważnie, W sumie dostaliśmy za cegły 1 milion złotych, ale obniżyli cenę z 3 na 1 złoty. Przede wszystkim oczyściliśmy miasto z gruzów. Za wyjątkiem rynku nie było żadnych płytek chodnikowych, krawężników. Były rynsztoki. We współpracy z Tomaszem Klocem, kierownikiem Powiatowego Zarządu Dróg, porządkowano ulice. Uruchomiono prywatną betoniarnię i i rozpoczęto produkcję krawężników. Rozpoczęły się też prace nad modernizacją sieci oświetleniowej. W 1948 roku w Skarszewach zabłysło 35 lamp ulicznych (były trzy). Prace wykonywali w czynie społecznym monterzy zakładów energetycznych. Woźny miejski zapalał je na rynku, tam gdzie stal stary transformator.

Inna sprawa. Zbliża się jubileusz ZSR w Bolesławowie. A szkoła ma ciekawą historię. Najpierw mieściła się w Pólku, potem w budynku przedwojennej niemieckiej szkoły, potem w pałacu w Bolesławowie. W latach 1948 - 1949 nazywała się inaczej - Państwowej Gimnazjum Rolnicze w Modrowie.

O innych sprawach będzie w pamiętnika, bo i tak tych wspomnień jest dużo.


Dzisiaj

Dzisiaj nie wychodzę z domu. Może inaczej. Wychodzę o takiej porze, żeby nie spotykać znajomych. Trudno się rozmawia. Do ludzi nie dotarło, że wszystko się zmieniło, że jest inny ustrój. I ten ogromny postęp techniczny,.

Polityka? Irytujące sprawy. Szara strefa, proszę pana. Ile się robi, żeby jej nie ścigać... 12 lat pracowałem jako kierownik wydziału finansowego w Kościerzynie i nikt mnie nie przekona, że musi być tak źle.


Sentencja końcowa

Całe życie miałem jedną twarz.


Tadeusz Majewski, GK nr 22, 2.06.1995 r.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz