PUBLICYSTYKA
Kiedy w 2001 roku tworzyłem portal, nie sądziłem, że w internecie będzie można - właśnie poprzez takie portale - z taką łatwością i bezkarnie obrażać, gdyż anonimowo. Co ja się wtedy nawycinałem tych kundlich postów. Cóż, taki los pionierów, zwłaszcza na Kociewiu. Ale się zmieniło. Teraz na forum trzeba się logować. Cena? prawie nie ma listów. Może i dobrze. Ale nie chce mi się wierzyć, że nie macie nic do powiedzenia. A może podyskutujemy? Oto moje spisane myśli na temat Starogardu. Napiszcie na forum swoje uwagi, jeżeli macie odwagę.
Piekiełki - tak wygląda fatalne miejsce Starogardu, czyli porażka centralizmu
Starogard, patrząc realnie, liczy nie 50 tysięcy mieszkańców, a 60. To nie pomyłka, a fakt. Powiedzmy sobie szczerze, że takie sołectwa, jak Kokoszkowy, Nowa Wieś czy Koteże już dawno są pod każdym względem związane ze stolicą Kociewia. Warto o tym pisać, gdyż na miasto liczące 60 tysięcy mieszkańców i bardzo duże obszarowo, patrzy się zupełnie inaczej niż na miasto liczące powiedzmy 30 tysięcy. Przy tych 30-tysięcznych patrzy się przede wszystkim na centrum, a przy 60-tysięcznch z uwagą przygląda się dzielnicom. I takie powinno być moim zdaniem podejście do zarządzania przestrzenią publiczną i publicznym majątkiem.
W Starogardzie - trzeba to przyznać - takie spojrzenie jest utrudnione z uwagi na specyficzne położenie Rynku, gdzie krzyżują się prawie wszystkie drogi (mało kto nie przejeżdża przynajmniej raz dziennie przez Rynek). Warunkiem pomyślnego rozwoju takiego miasta jest zbudowanie wizji, w której zasadniczym hasłem jest decentralizacja. Czyli rozciągnięcie funkcji miasta: zabezpieczenia kultury, sportu, rekreacji itp. poza centrum miasta i wejścia w tworzące się i organizujące się społecznie dzielnice.
W tej wizji trzeba porzucić myślenie tylko o centrum jako o pępku świata - porzucić myślenie jako o najważniejszych i jedynych podmiotach o Ośrodku Sportu i Rekreacji i Starogardzkim Centrum Kultury oraz Rynku jako miejscu publicznych imprez kulturalnych. Niestety takie myślenie cały czas pokutowało i pokutuje. W efekcie zrodziło ono mnóstwo nieraz tragikomicznych owoców.
Jednym z nich w historii Starogardu jest zbudowana za czasów PRL-u kładka przez tory kolejowe przy ulicy Skarszewskiej. Nie ma chyba w województwie tak niezwykłego pomnika socrealizmu, który w sposób oczywisty oddzielał miasto "właściwe" od tak zwanego "zatorza". Do tego pomnika powinno się organizować wycieczki na lekcjach wychowawczych.
Pokazywać tę kładkę jako przykład realizowania absurdalnych wizji włodarzy miasta. Już sam jej widok budzi dreszcz przerażenia. I rodzą się pytania: Jaką wówczas miała pełnić rolę, jeżeli na 100 ludzi 90 ma lęk wysokości? Jak mieli forsować tę kładkę inwalidzi, renciści i osoby starsze, czyli ci, którzy poruszają się per pedes? Jak miała forsować to stalowo-betonowo-asfaltowe monstrum kobieta z dzieckiem na ręku czy z wózkiem, nawet jeżeli posiadała Medal XX-lecia PRL-u Czynu Społecznego?
To zdumiewające, że ta kładka oparła się przemianom ustrojowym, gdzie wszędzie dookoła wycinano w pień relikty PRL-u (pomniki, patronów ulic i szkół, itp.). Już sam fakt jej istnienia dowodzi bezradności władz Starogardu III RP. No bo jak to rozebrać, ten monument? A może to kwestia sentymentu?
Innym przykładem centralizacji przestrzeni publicznej za czasów PRL-u, którego echo niesie do dzisiaj, była budowa basenu na Piekiełkach. Tu był ten sam sposób myślenia, jak przy nieszczęsnej kładce. Z założenia - jak to w socjalizmie - miało służyć ludziom - masom pracującym, a w szczególności klasie robotniczej (bo prezesi i dyrektorzy jeździli przecież do "Sopot" na plażę, a szefowie Partii do Złotych Piasków do Bułgarii). Wybrano Piekiełki, gdyż znowu i oczywiście myślano kategoriami centralizmu. To miejsce było owszem dobre, ale przed wojną (na Piekiełkach istniały miejskie łazienki i kąpielisko), ale wtedy Starogard miał trochę więcej niż 10 tysięcy mieszkańców.
Sama budowa basenu byłaby świetnym scenariuszem do drugiego "Misia". Popatrzono - łąka. W czyjejś głowie powstała wizja. Przystąpiono do realizacji. Wybrano architekta - specjalistę od budowy domów. I prace ruszyły z kopyta. Koparki, spychacze, a w soboty i niedziele czyny społeczne. Powstało dzieło. Przecinali wstęgi - niczym to się nie różniło od czasów dzisiejszych. Odkręcili kurki i czekali, aż się napełni. Czekali i czekali - w końcu rozeszli się ze zmęczenia. Przeżyli wielkie rozczarowanie. Woda leciała ciurkiem, niecka zapełniała się cały tydzień!
Co się okazało. Ówcześni "specjaliści" nie mieli kalkulatorów i jak obliczali fi (przekrój) rur doprowadzających wodę, to im się "omsknął" przecinek. I zamiast rury o przekroju 20 cali wstawili rurkę... 2 cale. Trudno więc się dziwić, że leciało ciurkiem. Były jeszcze inne kardynalne błędy. Spust wody trwał 3 dni, bo też była za cienka rura. Dalej. Wymiana wody w basenie - by ją wymienić, trzeba najpierw spuścić starą, potem napełnić nową - trwała półtora tygodnia. Dalej. Nie wyszła koncepcja doprowadzenia ciepłej wody z "Monopolu", więc napełniano basen wodą głębinową o temperaturze 5-7 stopni C. 5-7 stopni, kiedy czarną flagę zdejmuje się przy temperaturze wyższej niż 17 stopni. Zdumieni starogardzianie patrzyli, że woda w basenie jest, a nie można się kąpać. Do Piekiełek jeszcze wrócimy...
Inne przykłady ówczesnej indolencji i efekty centralistycznego myślenia. Zbudowano szkoły - tysiąclatki. Każda z nich miała po 1300 - 1500 uczniów. A sale gimnastyczne czy boiska? Spójrzmy na nie, bo tu się nic nie zmieniło. "Czwórka" nie ma sali w ogóle. Boisko - karzełek. "Siódemka" i "jedynka" (stare nazwy) - sale gimnastyczne, gdzie ściany są obrysem do boiska siatkówki. Serwujący obija sobie o nie knykcie. Nawet sala przy "szóstce" nie spełnia wymogów rozegrania żadnego poważnego meczu siatkówki, koszykówki czy piłki ręcznej. Jeszcze raz powtórzmy - ten stan trwa do dzisiaj.
Budowa architektonicznie brzydkiej hali miejskiej i przygotowywanie całego kompleksu sportowego im. Deyny na Euro 2012 też jest przykładem centralizacji funkcji rekreacyjno-sportowych - powtórzmy - dużego, 60-tysięcznego miasta. Oczywiście - mamy w hali widowiska, ale za wydane na tę halę pieniądze można było pobudować w poszczególnych dzielnicach w oparciu o szkoły pełnowymiarowe sale, a nawet kryte baseny (dzisiaj to nie żaden problem).
Nie byłoby w tym nic nowego. Przed wojną miejsca rekreacyjno-sportowe rozrzucono w różnych punktach miasta i pod miastem. Przykładowo - 3 kręgielnie, najlepsza w Kocborowie, strzelnice - w "Strzelnicy", przy szkole budowlanej, tuż za torami i w Kocborowie, korty tenisowe (dzisiaj tylko dwa w centrum i dwa źle pobudowane przy ulicy Zblewskiej). Przed wojną? Przy tzw. prezydium (Urząd Miasta) - jeden, w Strzelnicy, w parku kocborowskim i dwa korty przy bursie przy ul. Grunwaldzkiej (przed wojną 5 kortów, dziś 4). To rozrzucenie już o czymś świadczy.
Dodajmy do tego dwie ujeżdżalnie koni - na terenie Stada Ogierów i w kwartale ulic Chojnicka - Chopina - Parkowa. No i boiska piłkarskie. Było ich tyle, ile sportowych klubów piłkarskich. Nie mniej niż dzisiaj, z tą różnicą, że kipiały życiem sportowym i rekreacją. Podobnym można pisać o parkach. Wiele razy pisałem, że w powiecie (w tym i w Starogardzie) od czasów powojennych do dzisiaj nie powstał ani jeden park publiczny. Obiecywał ks. dr Zdzisław Ossowski w Osieku i nic z tego nie wyszło. Centralistyczne myślenie o parku - przestrzeni wspólnej - skutkowało i skutkuje nie tylko tym, że mamy tylko jeden park w mieście, ale również i tym, że zniszczono inne parki.
Przypomnijmy sobie wspaniały park w Strzelnicy z przepiękną, drewnianą muszlą koncertową. Przypomnijmy wspaniale utrzymany park w Kocborowie i park przy ulicy Skarszewskiej przy dworku Konrada (Conradstein) - byłe Gospodarstwo Pomocnicze Szpitala w Kocborowie. Zaniedbano namiastkę parku przy ul. Jagiełły - naprzeciw "Monopolu", w dół do Wierzycy. Wracając jeszcze do boisk - zdegradowano boisko przy przedszkolu - ul. Kopernika i na Piekiełach.
Czy w okresie 17 lat pojawiło się jakieś nowe myślenie dotyczące decentralizacji tych przestrzeni wspólnych? Nie. Mamy ciągle myślenie odwrotne. Powstawały i powstają nowe projekty, które zupełnie nie uwzględniają, że dzisiejszy obywatel miasta - użytkownik boiska, kortu, parku, ogródka jordanowskiego nie chce jechać (bo nie ma albo pieniędzy albo zwyczajnie energii) do centrum, a chciałby mieć takie miejsca u siebie w dzielnicy. I w tym ciasnym myśleniu się mieści słynna koncepcja aqua parku oraz - ostatnio - modernizacji stadionu pod kątem prezydenckiej wizji Starogardu - miasta Euro 2012 oraz budowy absurdalnej wieży wspinaczkowej z całym jej otoczeniem.
Niech każdy z nas, mieszkający już trochę dalej od centrum, zada sobie retoryczne pytanie: Gdzie w Twojej/mojej dzielnicy jest ogólnie dostępny obiekt, żebyśmy poszli z rodziną zagrać w koszykówkę, szachy, pospacerować alejkami swojego dzielnicowego parku? Gdzie są miejsca dla drużyn podwórkowych? Ktoś powie: na terenie OSiR-u - przecież tam zbudowano nawet publiczne boisko ze sztuczną trawą. Publiczne, czyli za ponad 100 złotych za godzinę. Hala - 170 zł za godzinę. Korty - 15 złotych. Płyta stadionu niedostępna w ogóle, pomijając VIP-ów.
To jest efekt centralistycznego myślenia. Wizje nieraz całkiem chybione, a często rozbabrane, jak wyżej wspomniany aquapark - bo przypuszczalnie w pewnym momencie ich autor sam w to zwątpił. A przecież już w korytarzu Urzędu Miasta był "piar" - za szkłem wisiały piękne plany, wyjeżdżano oglądać przykłady w Polsce. Wydano duże pieniądze. Najgorzej, że bezpowrotnie. To jest paradoks - wizję znowu, jak za komuny próbowano zrealizować w tym miejscu, gdzie wizjonerzy z PRL-u wykopali basen - dziurę z wodą na żabi skrzek.
Te ambitne plany budowy aquaparku poprzedziło.... ciche zasypanie basenu, przecież reliktu komunizmu. Dzisiaj popatrzmy - co z tego jakby nie patrzeć uroczego terenu zostało! Popatrzmy oczyma unity jadącego z Berlina do Królewca. Co widzi? Po prawej stronie szuwary i w porze żab żerującego bociana. Po lewej - szałowa kolorystyka dachu i bryła "Słonecznej". Kto na ten kolor niebieski pozwolił? Dalej - zardzewiała scena - dar "Polpharmy". Między tą przestrzenią jakieś zaniedbane alejki i zarośnięte mleczem i łopuchami w sezonie mleczu i łopuchów dawne boisko do piłki nożnej. No i chyba pozostałość po boisku do piłki plażowej. Tak wygląda miejsce fatalne Starogardu, symbol porażki centralizmu.
Dlaczego dziś o tym piszę? Otóż dowiedziałem się, że miasto wystawiło na przetarg resztę po byłym Gospodarstwie Pomocniczym przy Szpitalu w Kocborowie oraz poprzedzającą ten teren łąkę. Odebrało sobie jedno z ostatnich miejsc na publiczną rekreację dla tzw. Działek Kocborowskich, części Kocborowa i miasta (przecież tam jest ciesząca się popularnością sekcja jeździecka). Absolutnie poza obszarem zainteresowania władz miasta leży kiedyś wspaniały kompleks rekreacyjno-sportowy w kocborowskim parku (piękny drzewostan, świetne boisko z kapitalną bieżnią, otoczone 100-letnimi dębami). Nie ma myśli, jak zagospodarować przestrzeń publiczną między np. Przylesiem a Koteżami - przecież te dzielnice już się z sobą łączą. Sytuację heroicznie próbują ratować parafie, ale czy one są od tego?
I teraz trzeba na końcu plombę. Tym wszystkim centralistycznym zapędom władzy w komunie i teraz towarzyszy jedno - nikt nie myślał i nie myśli kategoriami tak zwanego przeciętnego obywatela czy dziecka. Jako ojciec zapewne chciałbyś wysłać dziecko na boisko przy domu lub przy szkole, gdzie - uwaga - będziesz wiedział, że ma ono opiekuna - nauczyciela. Nie jak przy "jedynce", gdzie boisko wieczorami tętni życiem, ale tam nikt się nimi nie opiekuje, a wejście główne - przez płot.
Ta decentralizacja przecież była w programie Stowarzyszenia Kociewskiego w 1998 roku. - sport i rekreacja zdecentralizowana, przy szkołach i zatrudnieni po godzinach nauczyciele. Tam jest baza i tam są specjaliści. Projekt szedł dalej - nauczyciele mieli się opiekować dziećmi na boiskach osiedlowych i tak zwanych boiskach dzikich (poza SM "Kociewie"). Na taki plan, w sumie prosty i łatwy do zrealizowania (szkoły i nauczyciele są), spokojnie wystarczyłyby pieniądze, jakie wydano na monument na terenie OSiR-u i planuje się wydać na wizję zorganizowania zaplecza dla Euro 2012 w Starogardzie, co nam obiecał prezydent Edmund Stachowicz. Obiecał... Chyba obiecał sobie, bo w świetle ostatnich doniesień prasowych wychodzi, że nic nawet nie zrobił w tym kierunku.
Tak to z tym wszystkim jest. Zupełnie jak na Piekiełkach - w miejscu przeklętym.
Tadeusz Majewski, DZIENNIK BAŁTYCKI
Data publikacji w portalu 2008-02-28
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz