poniedziałek, 13 października 2014

ROZMOWY NIEDOKOŃCZONE. Burmistrz Arkadiusz Gliniecki: Stąd wyjechało nas prawie trzystu - cz. 4



- Porozmawiajmy o sporcie. To dziwne, że przez kilka lat nie było tu drużyny piłki nożnej, a w niedalekiej Bytoni są dwie drużyny. Teraz wreszcie jest. - Klub jest dla mnie bardzo ważny, jest to w pewnym sensie moje "dziecko". Mam olbrzymią satysfakcję widząc tych młodych ludzi, którzy biegają za piłką.

- Jak się nazywa? - Klub Sportowy Wda Czarna Woda. Zaczęliśmy od drużyny seniorów, którą "skonstruowaliśmy" z trenerem Andrzejem Kowalskim. Potem jeden z filarów tej drużyny Sebastian Jędrzejewski, stoper, ale też nauczyciel wychowania fizycznego, zaczął prowadzić sekcję juniorską. W ubiegłym roku treningi rozpoczęli oldboje, z którymi sam pogrywam. - Widziałem. Nie wyszedłeś w pierwszym składzie... - Nie jest łatwo, nie ma, że burmistrz. Większość kolegów z drużyny ma za sobą lata gry w drużynach ligowych. Ja grałem w szkole, a potem tylko rekreacyjnie, więc znam swoje miejsce. Cieszę się, że dopingują mnie, abym przychodził na treningi czy mecze, bo zawodników jest wielu, co daje dużo satysfakcję.





- Na jakiej pozycji grasz? - Lubię grać w ataku albo na pomocy... Co jest ważne - mamy najlepszych kibiców. Przejechałem całe Kociewie i Kaszuby, byłem na wielu boiskach, ale zawsze w Czarnej Wodzie jest najwięcej sympatyków naszego klubu. Czasami bywa tak, że w odległych o 50 kilometrów miejscowościach jest więcej kibiców z Czarnej Wody niż kibiców gospodarzy. - Macie otwarty basen, jedyny w powiecie. Podobno identyczny był w Starogardzie, ale trudno orzec z całą pewnością, bo nikt chyba nie ma jego zdjęcia. To duży basen. - Ma 50 metrów długości. Rozmawiałem kiedyś z dyrektorem Wydziału Sportu Urzędu Marszałkowskiego w sprawie jego modernizacji. Mówiłem - mamy jedyny taki obiekt w całym województwie, sami póki co nie jesteśmy w stanie go zmodernizować, bo jest wiele spraw do załatwienia, a remont to setki tysięcy złotych. - Od pewnego czasu mówi się o Czarnej Wodzie jako o miasteczku motocyklistów. Skąd ten fenomen? - Tak się mówi... Czarna Woda jest szczególnym miejscem na mapie Kociewia. Pięćdziesiąt procent facetów w Czarnej Wodzie ma motocykle, ale są i panie zarażone tym bakcylem. - Czy to nie jest ta już wyrośnięta generacja metalowców, jakich obserwowałem tu prawie co roku na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy?





- Ja bym tego z muzyką nie wiązał. Motocykle mają zarówno bardzo poważni panowie z siwymi włosami, jaki i 40-latkowie, 20-latkowie i gimnazjaliści - motorowery. Taki mamy po prostu klimat w Czarnej Wodzie. To jest czasami irytujące. Rozumiem tych wszystkich, którzy narzekają, że oni hałasują, zbyt szybko jeżdżą, ale druga strona medalu jest taka, że po jakimś czasie obcowania z motocyklem taki człowiek jest mechanikiem, elektrykiem, spawaczem itp. I wiem, że gdy przyjdzie wyjechać takiemu człowiekowi gdzieś w świat za pracą, to sobie poradzi, bo potrafi zrobić prawie wszystko. Jest kilku takich zapaleńców, którzy to środowisko próbują integrować. Górnik i Beduin, takie mają ksywki. Przyszyli do mnie, gdy zostałem burmistrzem i zapytali, czy im pomogę zrobić coś więcej, bo do tej pory siedzieli sobie przy ognisku pod lasem, a chcieli mieć klasyczny zlot motocykli. Z tej rozmowy wyszedł Zlot nad Wdą. Na kilkuhektarowym polu Zbyszka Gołuńskiego nad rzeką zaczęły się odbywać od tego czasu duże imprezy. Ostatnio było około tysiąc motocykli, ze 2 tysiące ludzi.
- Hm... tysiąc motocykli, całkiem duża impreza rekreacyjna. - Nie tylko rekreacyjna. Tu bardzo ważne jest to przejście od motocykli do kultury. Gdy przygotowywano zlot, zaproponowałem, żeby postawić scenę i dać możliwość zagrania lokalnym zespołom, no i w miarę możliwości zaprosić jakąś grupę, związaną z głównym nurtem polskiej muzyki rockowej, bluesowej czy reggae. Były takie zespoły ja Daab, KSU, Proletaryat, Tomek Lipiński, Zdrowa Woda czy Cree. To było coś takiego, co dla mnie wiązało się muzycznie i mentalnie z tym, co działo się w Lady M, który był niezwykłym klubem w latach 90. na trasie Chojnice - Starogard. Do Lady M zjeżdżała młodzież lubiąca słuchać muzyki rockowej, a wielu stałych bywalców przyjeżdżało na motocyklach.





- A więc powstanie tych zlotów ma jednak po części związek z muzyką... Obserwowałem przez lata reporterki wiele imprez, ich powstawanie rozrost, czasami zamieranie. To ostatnie dotyczy na ogół imprez wymyślanych w gabinetach urzędów... - To, co powstało u nas, nie było urzędowe. Środki pochodziły z biletów i od sponsorów. Uczestnicy mieli przestrzeń, byli nieskrępowani. Fantastyczne były pierwszy i drugi zlot, na kolejnych było trochę mniej entuzjazmu. - A jednak... Trudno utrzymać w ryzach taką imprezę. Mówiłeś o przejściu do kultury. Czy chodzi o koncerty? - O to, co wiąże się z koncertami, o mechanizm. Przy organizacji tej części muzycznej motocykliści korzystali z pomocy koleżanek z biblioteki, bardzo fajnych dziewczyn, które urozmaicają czarnowodzką ofertę kulturalną. Dzięki nim każdy może znaleźć coś dla siebie, bo są i koncerty muzyki poważnej w kościele, najczęściej organowej, czy występy wokalistów z klasycznym repertuarem. Grały też gwiazdy ,,bohemy krakowskiej" - Sojka, Turnau, Pod Budą, Zębaty, Grażyna Łobaszewska. Ksiądz proboszcz użycza salę koncertową, czyli nasz kościół, który nota bene ma niezłą akustykę, a dziewczyny z biblioteki pomagają organizować festyny parafialne. Żyjemy w symbiozie. Ten sam zespół organizuje przy przy kajakarni koncerty lokalnych wykonawców.
- Czy przy tej kajakarni jest już stały publiczny amfiteatr? - Tak nazywamy to miejsce. Ze względu na bliskość bloków stworzenie tam budowli w rodzaju Koloseum w ostatnich latach nie było brane pod uwagę. - Macie też słynne Biesiady Literackie... - Biesiady to impreza zapoczątkowana przez senatora Andrzeja Grzyba i prof. Tadeusza Linknera. Z przyjemnością biorę w nich udział. Biesiady z punktu widzenia tożsamości Kociewia są nie do przecenienia. Do tej pory doczekaliśmy się 2 tomów podsumowujących 20 lat jej istnienia. W jednym z nich sporo miejsca poświęcono omówieniu twojej dotychczasowej twórczości. - Mam ten tom... Byłem kilka razy w Kulturalni, waszym domu kultury. Co tam się dzieje? - W Kulturalni prowadzone są zajęcia gry na instrumentach klawiszowych i na gitarze, organizowane są akademie, chociażby z okazji Dnia Niepodległości, spotkania autorskie z poetami i podróżnikami. W tej przestrzeni, którą tworzą Asia Gwizdała, Celestyna Plata, Marta Żywicka, uczestniczą wszelkie grupy mieszkańców, mniej lub bardziej zorganizowane, znajdują tam przystań dla swoich pomysłów i potrzeb. Tam też spotykają się, w szczególności w okresie jesienno-zimowym, członkowie czarnowodzkiego Klubu Emerytów i Rencistów, wyjątkowo zorganizowanego w skali Pomorza. Zrzesza on ponad 150 osób i to nie tylko z naszej gminy. Działa pod egidą pani Elżbiety Zabrockiej, niestrudzonej animatorki życia tego klubu. Panie organizują wycieczki rowerowe i autokarowe, a także czas swoim wnukom, kursy - ostatnio wraz z gimnazjalistami kurs pierwszej pomocy. Byłem pod wrażeniem tej międzypokoleniowej współpracy i integracji.. - Sporo mówiłeś o tej integracji podczas pierwszego wywiadu, między innymi o integracji przy grillu w Irlandii. - Integrowanie ludzi wychodzi najlepiej przez muzykę i kuchnię. Oglądałem to w kilku krajach. U nas też już to się dzieje. Zaczynamy spędzać wolny czas tak samo jak Niemiec czy Francuz, czyli w każdy dzień wolny od pracy zapraszamy sąsiadów czy znajomych i w ogródku rozmawiamy przyrządzając i grilując potrawy.
- I z tego wzięły się czarnowodzkie mistrzostwa w grillowaniu? - Gdy zostałem burmistrzem, zaproponowałem w związku ze swoimi doświadczeniami i obserwacjami taką formę spotkań rekreacyjnych wspólnocie gminnej i wszystkim tym, którzy chcieliby ją odwiedzić. Byłem członkiem Irlandzkiego Stowarzyszenia Grillujących. Wydaje mi się, że grillowanie jest trendi. Oczywiście w Czarnej Wodzie z motyką na słońce się nie porywam. Chodzi mi o to, żeby mieszkańcy mieli trochę innej zabawy, żeby to nie było tylko spotkanie na zasadzie - o, jest zespół na scenie, który gra do kotleta i picie napojów chłodzących. Staramy się też, aby przy tej okazji pokazać trochę kultury Kociewia. A samo grillowanie może być fantastyczną zabawą - sposobem na kreatywne przyrządzanie jedzenia, w którym wykorzystać można prawie każdy produkt spożywczy. - Jak wyglądają te zawody? - Przyjmuje się zgłoszenia zespołów (zwykle jest ich kilkanaście), powołuje jury - ludzi, którzy mają wiedzę kulinarną - i potem w kilku kategoriach zespoły grillują potrawy - mięsne, rybne, warzywa i nawet desery. Jej oficjalna nazwa - Mistrzostwa Kociewia w Grillowaniu. Odbyły się już cztery razy, pierwszy raz 2011 roku. - Często pojawiają się zarzuty pod adresem władz gmin, że organizują imprezy za publiczne pieniądze. I - paradoksalne - gdy tych imprez nie ma, zarzuty, że nic się nie dzieje. Te imprezy, jakie wymieniłeś, niewiele chyba kosztowały podatnika... - Mamy jeszcze problemy finansowe i te wszystkie inicjatywy kulturalne, społeczne są organizowane za naprawdę bardzo, bardzo niewielkie środki. Pieniądze na inwestycje, które udało się zrealizować, też zostały pozyskane dzięki opatrzności i dzięki pomysłom, które nam wpadały do głowy, i intuicji. Na pochwałę zasługuje przy tej okazji mój zastępca Łukasz Łangowski i pani Zosia Baczyńska, którzy w głównej mierze zajmowali się pisaniem projektów. Wydawało mi się, w pierwszym i drugim roku będzie takie "do pierwszego", z budżetu na budżet i nie będzie wzrostu. - I pewnego dnia poznałeś panów... - ...Nikogo nie poznałem. Obudziłem się pewnego ranka i pomyślałem - a może coś nietypowego powinno znaleźć się w menu gospodarczym gminy. Zarządowi największej naszej firmy - Steico powiedziałem, że jeżeli zdecydują się na dużą inwestycję, to jeśli trzeba będzie, wybiorę się tam, gdzie Wergiliusz oprowadzał Dantego, i załatwię rozszerzenie Pomorskiej Strefy Ekonomicznej...
PRZEJDŹ DO CZĘŚCI 3, 2 i 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz