czwartek, 16 października 2014

Starogard. Ziemia za 1 zł! Mogą budować bezrobotni, biedaki, renciści i inwalidzi


Osiedle tanich domów "Nad Jarem", jak uważali niektórzy, było na początku lat 90. XX w. milowym krokiem do rozwiązania problemów mieszkaniowych dręczących "bezdomnych" starogardzian. Jednak przed realizacją projektu okazało się, że tani domek na osiedlu nie jest na kieszeń rodziny o nawet średnich dochodach, a co dopiero mówić o ludziach biednych. W okresie międzywojennym osiedle "Nad Jarem" miało swój odpowiednik. Nazwano je "Abisynią". Choć znacznie zmienione, istnieje do dzisiaj...



U Kajów

"Abisynia" - bardzo ogólnie określając - leży między szpitalem a ulicą Jagiełły.

Mieszkający tu na stancji domku Tadeusza Rajkowskiego państwo Marianna i Eugeniusz Kaja mają niewielkie pojęcie o powstaniu osiedla. Chętnie natomiast mówią o sytuacji ogólnej.

Pan Eugeniusz pracuje w firmie ochroniarskiej Polaris, którą wynajęła Fregata.

- Wszędzie się pytają: A broń masz i praktykę? - mówi. - Nie masz broni, to idź do dziada. Czekam na broń i spodziewam się dużo większych poborów.

Pani Marianna zawodowo bawi obce dziecko, aby wyrobić kuroniówkę.

- Tak doprowadzili, żeby człowiek się imał się tego, czego nie chce. Zdrowie mi nie pozwala, ale muszę. Człowiek nie ma zdrowia, a państwo nie daje żadnego osłonowego. Ci ludzie, którzy mieszkają tu całe lata, mają lepiej. Niektórzy, z rodziny na rodzinę, z pokolenia na pokolenie, mają nawet dobrze, ale tacy ludzie jak my, przyjezdni, z Hrubieszowa, gdzie pracowaliśmy na kolei, nie mamy szans. Liczę dni do przyznania kuroniówki. Żeby ją dostać, trzeba przepracować 180 dni.

Nie zdają sobie sprawy, że mieszkają na przedwojennym osiedlu tanich domów. Ich mieszkanie liczy niecałe 40 metrów kwadratowych. Niedużo, niemniej mieści się duża meblościanka. W sumie pokój 4 na 5 metrów, kuchenka, w.c., ale brak łazienki i korytarzyk.

Dla nich mieszkanie na Abisynii jest przystankiem. Załatwiają sobie działkę. Dzieci już się wyprowadziły. Córka, Małgosia, kończy szkołę krawiecką, a syn, Piotr, pracuje jako stolarz.

- Ciężko pracowaliśmy. Wszystkiego żeśmy się dorobili i wszystko straciliśmy. W Hrubieszowie przegraliśmy w sądzie z powodu nieznajomości przepisów mieszkanie kolejowe - opowiadają. - ...Oczywiście może pan napisać, że jestem Świadkiem Jehowy - mówi pani Marianna.

Z czego dom? Cały z drewna. Ogrzewanie - piec kaflowy. Dach papowowy. Ścianki działowe - drewniane. Ścianki zewnętrzne murowane. Wilgoć.



U Paździerskich

Domek na chybił trafił przy ulicy Ściegiennego. Mieszkają w nim państwo Paździerscy. Ulica Ściegiennego, kiedyś św. Jana, tuż po wojnie też św. Jana.

- Urodziłam się w 1936 roku - mówi pani Irena. - W roku, w którym mój ojciec, Paweł, zaczął budować ten dom. Tu, na Abisynii, to jeden z nielicznych domków, w których nic nie jest zmienione.

- Byli tacy, co budowali większe i musieli płacić kary. Musieli zasypywać fundamenty - dopowiada pan Erwin. - Teść też musiał zasypać. To miało być typowe osiedle tanich domków, coś w rodzaju budownictwa altankowego.

Pan Erwin, oblatany w budowlance, mówi o szczegółach technicznych.

- Niektórzy budowali na pruski mur - miejsca między belkami wypełniali cegłą albo pacą, w zależności od tego, na co kogo było stać. Każdy budował według swojej kieszeni. Warunek: nie można było przekraczać metrażu. Przed wojną Monopol dobrze płacił, to teść budował z cegły. Są dwie cegły na płasko w murze, między nimi 8 centymetrów szczeliny. Dom jest bardzo suchy i ciepły.

Pani Irena mieszkała w nim od 1938 roku z dziadkami. Za Erwina wyszła w 1958 roku.

Czy chcieliby się przeprowadzić gdzie indziej?

- Po co nam inny dom, kiedy ten jest praktyczny i w zupełności nam wystarcza. Każdy patrzy, że jest mały wizualnie, ale jak wejdzie, to widzi, że jest obszar. Ulica była kiedyś zdecydowanie niżej i dom kiedyś lepiej się prezentował.

Szczegóły techniczne

Metraż - 8,5 na 9,5 m. Około 80 m2.

- Tego ja bym nigdy nie zamieniła na tamten dom - odpowiada pani Irena na pytanie, co sądzi na temat osiedla "Nad Jarem". Tam są koszary, jeden przy drugim, a tu wyjdzie sobie człowiek na trawkę, działka mam 856 m2. Większość ma takie ogródki. I jest możliwość dostawienia drugiego domu albo rozbudowania.

Dodatkowe szczegóły

W pierwotnej wersji tanie budownictwo na Abisynii to dwa pokoje, mały przedpokój, spiżarka. Ogrzewanie - piece kaflowe.

- Ja bym w dzisiejszych warunkach nigdy nie zakładał centralnego ogrzewania - mówi pan Erwin. - Niektórzy pozamieniali na etażowe, centralne, gazowe. Ja palę raz na 24 godziny. I tak się składa, że w przedpokoju są 24 stopnie. Drzwi wszędzie otwieramy, bo musi być cyrkulacja. Nie było takiej zimy, żebyśmy mieli zimno. W największe mrozy, chyba w 1979 roku, było 30 stopni i nie odczuliśmy zimna. Spalamy przez okres grzewczy 3 tony węgla i drewno... Co jeszcze? Podłoga wymurowana na białym piasku po 4 cegły (czarna ziemia wybrana), na cegłach papa, legarki i podłogówka. Nic nie skrzypi, nie gnije. Tylko okna się zmieniły, ale to normalne. Nawiasem mówiąc, w tej dzielnicy przed wojną drzwi i okna musiały być jednakowe... Sufit - belki, deski, trzcina - wsuwka do strychu i podbitka od dolu. Od podbitki, mierząc w górę, szczelina 6 centymetrów, deski i glina.




Najpiękniejsze przeżycie związane z domem?

- Sam fakt, że nasze dzieci nie wyobrażają sobie, żebyśmy stąd odeszli. Dla nich to jest dom rodzinny, to coś, co scala. Córka przychodzi i odruchowo stawia mokre obuwie przy piecu, bo tam się kiedyś je podsuszało. Dzieci poszły w świat. Mówiliśmy - Sprzedamy, pójdziemy do bloku. Dzieci wołały - Nie. Nie wyobrażały sobie tego. Wnuczka przychodzi i mówi - Babciu, jak mi się tu podoba, bo tu jest wszystko na miejscu.

Starszy wnuk mieszka w Niemczech. Uważa, że to jego dom. Dwie córki Paździerskich, Hanna i Wiesława, już opuściły dom przy Ściegiennego. Jedna mieszka w Starogardzie przy ul. Dra Szwabe, druga w Dortmundzie. Ta z Niemiec mówi: Trzymajcie ten dom dla nas.

- Problemów wielkich nie ma. Złożyliśmy już dawno podanie o kablówkę, a że nie zaprowadzą, kupimy antenę satelitarną.

Jedyny mankament z tymi tanimi domami, że nie było łazienki i ubikacji. Ale woda była od samego początku.

- Balija i kąpaliśmy się. Tak się mówiło - balija. Wanna do prania i kąpieli.

- U nas była metalowa.

- A u nas drewniana - przekomarzają się, wspominając swoje osobne choć bliskie dzieciństwo.




Na zdjęciu rodzice pani Ireny - Bolesława i Paweł Strągowscy (właściwie Strongowscy, tylko po wojnie polonizując "on" zmieniono na "ą"), przedwojenni szczęśliwi posiadacze taniego domku. Widać to po wyrazie twarzy. Strongwoski był woźnicą w Monopolu.


U Hinców

Wacław Hinc, zdaje się, jedyny mieszkaniec Abisynii, który był świadkiem powstawania osiedla.

- Z tym początkiem było tak - powstało stowarzyszenie, coś w rodzaju związków zawodowych działkowców. To, od ulicy Ściegiennego, Działkowej, Piaskowej i Rzecznej, a już przy Polnej i Murarskiej budowało miasto. Budowało bliźniaki. Identycznie jak w całej Abisynii. Tylko bliźniaki. Domki z tamtego czasu można łatwo rozpoznać po kopertowych dachach. To są oryginały. Wiele z tych domków się pozmieniało. Budowa zaczęła się w roku 1934, a zakończyła w 1938 - 39. Każdy działkowiec budował indywidualnie. Budowali bezrobotni, biedaki, renciści i inwalidzi. Rzeczywiście, osiedle tanich domów. Każdy dostawał działkę. Kto chciał żwir, dostawał żwir, kto piasek - dostawał piasek. Miastu musiał zapłacić za ziemię. Ile? Złotówkę. Pierwsze domu budowali przy ulicy Piaskowej, ale już nie żyją - Kosater, Szramka i Niemiec Ratz) wyprowadził się, a kupił Karbowski.. Drugie osiedle związkowe powstało po prawej i po lewej stronie ulicy Lubichowskiej za "Ogródkiem Obywatelskim". Tam zaczęli budować rok później.


Pamiętam, jak to wyglądało, zanim powstała Abisynia. Ja tu się wychowałem, w tym końcu. 5-6 lat bylem stary, kiedy rodzice Leokadia i Franciszek zaczli budować pod numerem 25, który teraz zmieniono na 19. Jak wyglądało... teren jałowy. Mówiliśmy kiskule. Nazywają Abisynia, bo niby te baraki, ale nazwa przez te górki, doły, formalnie nieużytki. Miasto przed wojną wybierało tu piasek, glinę. Huta szkła też wybierała piasek. W miejscu, gdzie znajduje się ogródek jordanowski, miał być dom działkowca, ale nie zbudowano.

To prawda, był jeden plan domku, zastrzeżony przez związek. Byłem pomocnikiem ojca. Chodziłem do drugiej klasy. Po powrocie ze szkoły, podawałem cegły. O tamtego czasu tu mieszkam. Prezesem działkowców był Klein, sekretarzem Kuryga.

Tutaj to jest najlepsze osiedle w mieście i płuca dla miasta. Był porządek, ale teraz zrobił się bajzel. Kiedyś nie było bloków. Widać było żyto (teraz to człowiek nie wie, kiedy żyto kwitnie). Widać było drzewa przy autostradzie. A teraz tylko samochody i bloki.

Wacław Hinc poszedł w ślady ojca i też wybudował się na Abisynii.

- Zaczęliśmy budować się w 1960 roku, skończyliśmy po roku. Podobny dom do tych przedwojennych, ale trochę niższy.

- Każdy szczegół mam zanotowany w notesie. - mówi pani Stanisława, z domu Trawicka. - Co ile kosztowało. W sumie domek kosztował plus minus 120 tysięcy złotych.

Problemy?

- Ano my, działkowcy, prosiliśmy prezydenta już nie o kablówkę, ale o kanalizację, bo tyle lat żyjemy bez niej. Obiecał nam Lubiński w 1989 roku. Mówił, że jest już w planie, że mają już kosztorysy zrobione, że Magazynowa, Polna, Działkowa będą skanalizowane, tymczasem nie ma. A szamba drogie.

nr 6/1995 r.

Tadeusz Majewski

Zdjęcia współczesne - 10.2014 r.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz