niedziela, 12 października 2014

ROZMOWY NIEDOKOŃCZONE. Burmistrz Arkadiusz Gliniecki: Stąd wyjechało nas prawie trzystu - cz. 3



- Urwaliśmy ostatnią rozmowę w momencie, gdy zacząłeś mówić, że zostałeś burmistrzem i od razu zimny kubeł... Potężne pieniądze do spłacenia.

- Tak. I myśli nie były zbyt ciekawe. Gdy przychodziłem, byłem pełen nadziei, że coś prędko zacznę zmieniać w Czarnej Wodzie, a tu szok.

- Co chciałeś zmienić?

- To, żeby Czarna Woda była ładniejsza, żeby miała lepszą infrastrukturę i... wiele innych spraw. Jako burmistrz patrzę na tę miejscowość jak na swój dom, swoje gospodarstwo i ta chęć zmian jest czymś naturalnym. I nagle dostaję informacje z ministerstwa finansów o konieczności spłacenia subwencji.

- Nie chciałeś zrezygnować?

- Absolutnie nie. Oczywiście ten okres był bardzo przygnębiający, ale prędko się pozbierałem. Ten wielki problem zaczął mnie motywować do szukania rozwiązań. Przypomnę, że mieliśmy budżet w wysokości około 9 mln złotych, a z tego żądano od nas zwrotu 2,57 mln subwencji oświatowej liczonej od 2006 roku. Gdyby przepisy nie określały 2006 roku jako ostatniego, do którego można się cofnąć z żądaniami, to byłoby, uwzględniwszy lata wcześniejsze - ok 3,5 mln złotych.

- Wyjaśnij dlaczego trzeba było zwrócić te pieniądze?

- Właściwie w każdej szkole są dzieci niepełnosprawne, z dysfunkcjami. W szkole w Czarnej Wodzie jest ich kilkoro, podobnie jak gdzie indziej. Natomiast wykazywana w statystykach ich liczba sięgała osiemdziesięciu. Dzięki temu otrzymywano z budżetu państwa ponad pół miliona złotych rocznie.

- Dlaczego tak wykazywano?

- Nie chcę tego oceniać.

- Okej. I co dalej z tym zwrotem?

- Rozłożono spłatę na raty. Natychmiast po tym, gdy przyszły decyzje, zrobiliśmy naradę z prawnikami, aby odpowiedzieć sobie na pytanie - co teraz. Pomimo tego, że sytuacja wydawała się beznadziejna, prawnie przegrana, postanowiłem się odwoływać. I się odwoływałem. Argumentowałem, że gmina nie jest w stanie ponosić kosztów zwrotu, że nie jesteśmy w stanie zwrócić tej subwencji, że nie będzie środków na nic, że będziemy tylko administrować, a nie zarządzać. Że nie będziemy kształtować rzeczywistości, tylko biernie dzielić pieniądze na absolutnie podstawowe sprawy wynikające z obowiązujących przepisów.

- Ależ to komfortowa sytuacja dla włodarza!

- Nie dla mnie.

- To żart, chociaż niekoniecznie dla wszystkich gmin. I poradziłeś sobie z tym problemem?

- Wybrałem się do ministerstwa finansów, by przedstawić sytuację, Pierwsze spotkanie nie należało do przyjemnych... Kolejne krok po kroku przyjmowały korzystny z punktu widzenia czarnowodzkiej wspólnoty obrót. Dobrze, że od tych pieniędzy ustawowo nie ma odsetek. Udało się przekonać kierownictwo ministerstwa po rozmowach, od których włosy siwieją, do rozłożenia spłaty na raty. Najpierw upierali się przy trzech latach maksymalnie, na początku tego roku udało się jeszcze to stanowisko zmiękczyć i wydłużyć ten okres do lat pięciu.



- Mówiłeś, że to, ta cała sytuacja z zwrotem olbrzymich pieniędzy, mściło się na wynagrodzeniach pracowników urzędu...

- Oczywiście. Wiem, ludzie nie lubią urzędników. Tak jest chyba nie tylko w naszym kraju. Moi współpracownicy wykonywali swoje zadania przez ten trudny czas wydajnie i z dużym zaangażowaniem, rozumiejąc powagę sytuacji. Przez cztery lata nie byli ,,rozpieszczani" podwyżkami.

- I zarządzaliście czy administrowaliście?

- Odsunięcie problemu zwrotu ogromnych pieniędzy spowodowało, że udało nam się zarządzać i jeszcze pozyskiwać środki unijne. Uważam, że udało się niemało zrobić, a to dzięki moim współpracownikom, znakomitej większości radnych i wielu mieszkańcom. Oceniam to na 200 procent tego, czego można było się spodziewać w grudniu 2010 roku. Stało się tak dzięki ludziom i pomysłom, jakie przychodziły w trakcie kadencji i wykorzystywaniu pojawiających się okazji.

- I teraz zapewne będzie wyliczanka inwestycji... To wyliczaj.

- Niezwykle istotna jest infrastruktura. Pierwszą inwestycją, którą udało nam się zrealizować, było utwardzenie ulicy Słonecznej (to ta równoległa do drogi krajowej nr 22). Były tam kałuże, piach, a dzisiaj jest porządna ulica i ładna zieleń. Utwardziliśmy asfaltem ulicę Sosnową. Robiono to w dwóch etapach, bo tylko tak mogliśmy to zadanie realizować. W tej chwili jest to ulica gminna, a była powiatową. Realizowaliśmy to zadanie razem z powiatem. Ludzie proponowali: byłoby fajnie, gdybyśmy doprowadzili tę ulicę do szosy z Łęga do Osiecznej. To miało być ze schetynówek. Zaangażowały się w to trzy podmioty: Czersk, Starostwo i my. Przygotowano projekt i nagle, w trakcie jego realizacji zmieniły się reguły gry. Początkowo nasz projekt był zakwalifikowany do realizacji, a potem, po obcięciu środków o połowę, wypadł z listy. Na szczęście mieliśmy odpowiednią ilość środków, żeby doprowadzić ulicę do granicy naszej gminy.

- A do tej szosy Łąg - Osieczna ile zostało? Sporo jeżdżę po powiecie i szlag mnie trafia, jak muszę jechać z Osiecznej do Czarnej Wody od Zimnych Zdrojów drogą gruntową przez las.



- Zostało około 800 metrów... Pozwolisz, że podjadę do domu się przebrać. Zaraz mecz oldbojów, a ja gram w drużynie.

- Ostatnio mówiłeś o pewnym polityku, że za krótko wiąże krawaty. Zaskakująca to była i zabawna uwaga.


- To kwestia konwencji czy też dress codu. Są dni, kiedy można być casual, ale podczas oficjalnych spotkań należy mieć stosowny strój. Nie rób jednak ze mnie w tym względzie eksperta.

Rozmawiał Tadeusz Majewski

Część 2 i 1 - przejdź


Uzupełnienie do "okresu irlandzkiego"

Zdjęcie z majówki 2009r. w Limerick. Poniżej tekst, który napisałem wtedy dla Munster Wizjer:


W ostatnią niedzielę przedstawiciele Irlandzko-polskiego Stowarzyszenia Kultury i Biznesu oraz internetowego Polskiego Radia Limerick zorganizowali piknik - majówkę. Impreza odbyła się w ogrodzie Hunt Muzeum. Pomimo ulewnego deszczu, padającego niemal przez cały czas, wszyscy byli w dobrych nastrojach. Dorośli mogli spróbować swoich sił w przeciąganiu liny, a dzieci bawiły się w dmuchanym zamku. Na pikniku pojawili się przedstawiciele zaprzyjaźnionych stowarzyszeń z Napalu, Filipin, Kamerunu, Litwy i Wegier. Imprezę wsparły polskie firmy: Excellent, Sam Swoi, Medipol, litewski Taste of Europe oraz irladzki O"Sullivan Properties. Dzięki nim każdy mogł do woli jeść grilowane kiełbasy i hamburgery, nie zapomniano też o napojach. Hojność sponsorów docenili także mieszkańcy schroniska St. Vincent de Paul, gdzie przekazano kilanaście kilogramów żywności niewykorzystanej podczas majówki. Podczas pikniku można było także wpisać się do rejestru wyborców, organizatorzy zaprosili Garda Ethnic Liaison officer, który stemplował wymagane przez irlandzkie prawo formularze.



Hum Gurung, lider społeczności nepalskiej w Limerick i Arek Gliniecki z Irlandzko- Polskiego Stowarzyszenia Kultury i Biznesu (wówczas dyrektor ds. komunikacji)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz