niedziela, 19 października 2014

Moja mama i jej sąsiadka w norkach na Bałtyku [BLOG TADEUSZ MAJEWSKI, DYSKUSJA Z FB]

Za granicę po raz pierwszy pojechałem w marcu 1989 r. Właściwie to nie pojechałem, a popłynąłem promem - Gdynia - Kopenhaga - Travemünde. Kiedy po pokonaniu pierwszych morskich mil ogłoszono, że zmieniły się zasady gry (bo to była gra w szyderstwo władz na pożegnanie) i będzie Gdynia - Travemünde - Kopenhaga, ludzi ogarnęła wściekłość, której nie rozumiałem.











Jeszcze przed brzaskiem niecierpliwie wyszedłem z kajuty na burtę, żeby zobaczyć jak z ciemności, a następnie z szarości wynurzy się wielki okręt o nazwie Niemcy Federalne. Wielka przesuwająca się powolutku i bezszelestnie burta Niemiec zaskoczyła mnie już w ciemności paciorkami kolorowych światełek, zupełnie jakby stało tam mnóstwo świątecznych choinek ustawionych w ściegi według tylko im znanego klucza. W Travemünde stałem arogancko w jeansowej kurtce, którą mama przywiozła mi ze Stambułu. Ponieważ byłem ostatni i ostentacyjnie trzymałem ręce w kieszeniach, starannie mnie zrewidowano. Udało się mamie i jej sąsiadce, które miały pod ubraniem kilkadziesiąt futerek z norek, mając nadzieję, że sprzedadzą je w Hamburgu, co oczywiście im się nie udało. W autobusie kierowca rzekł: Proszę państwa, spotykamy się o godzinie 18 przed pomnikiem Bismarcka. Kto chce zostać, kto zostanie, proszę podnieść rękę do góry. Po tych słowach zapanowała absolutna cisza i nikt nie podniósł ręki. Po chwili kierowca stanowczo już rzucił: Proszę państwa, jesteście państwo na terenie wolnego kraju i proszę się nie bać. Proszę podnieść ręce, bo ja chcę wiedzieć, ile osób przyjdzie i nie będę czekał. Tym razem zapanowało wielkie poruszenie - zupełnie jakby nagle ożywiły się plastikowe manekiny. No i przed sobą ujrzałem - siedziałem z tyłu - las rąk. Okazało się, że pod Bismarckiem chce się stawić sześć osób, w tym moja mama z norkami, jej sąsiadka z norkami i ja. Siedząca obok mnie pachnącą słodkim piżmem kształtna blondynka zapytała mnie, u kogo się zatrzymam. Widać nie zauważyła, że nie podniosłem ręki do góry. Była to właściwie propozycja - szukała towarzysza, gdyż oprócz walizeczki samotności, jaka miała przy sobie, i złotych pierścionków na wszystkich palcach nie wliczając kciuków nie miała nic - w takiej sytuacji szuka się kogoś naprędce bliskiego. Westchnąłem do swoich wyobrażeń niemożliwych w tamtej sytuacji możliwości, bo blondynka była smutna i przez to jeszcze bardziej sympatyczna. Za mną siedział jakiś sekretarz PZPR z Nowego Dworu i komentował denerwująco mijane obrazy. Co oni tutaj takiego mogą mieć, czego my nie mamy - powtarzał jak mantrę. W końcu gdy zaczęły pojawiać się domy dość odległych wsi, a następnie przedmieścia Hamburga, zamilkł. Cóż zrobiło na nas największe wrażenie. Okna i zieleń - w marcu. Ależ oni muszą pucować te okna - pomyślałem, widząc ich niezwykłe lśnienie. Ładnych parę lat później, po wielkiej wymianie okien w Polsce na plastiki i szyby zespolone, pojechałem do Kaliningradu i z wielką przykrością oglądałem brudne okna z nierównymi szybami, na których źle rozkłada się światło słońca, i pożółkłe tandetne firany, coś, co u nas tak prędko się zmieniło. Niemiecka zieleń i jej lekkie kompozycje przy domach w marcu kompletnie rozstrzelały partyjniaka z ND. Wracaliśmy via Kopenhaga - z jedna dwudziesta początkowego składu. Dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego na początku rejsu wybuchła taka wściekłość - oni chcieli się jeszcze pożegnać z Polską przy szwedzkim stole, jaki widziałem pierwszy raz w życiu. Stół ów był przygotowany na komplet, więc ta wracająca żałosna resztówka po najedzeniu się do granic możliwości szynkami, łososiami itd., stała nadal posępnie przy nim, karmiąc jakby dodatkowo swoją nienapchaną jeszcze wyobraźnię. Moja mama i jej sąsiadka, przepocone od norek, jakich nie zdążyły zdjąć z siebie w kajucie, dyskretnie badały, czy nie da się z tego stołu czegoś ściągnąć i spakować na wynos, ale uświadomiły sobie, że płyniemy po Bałtyku. Pierwsze co mnie uderzyło po powrocie do domu, to brak zieleni. Teraz, jak widać to na zdjęciach, sporo się pod tym względem zmieniło. Gdyby tak jeszcze znieść te wszystkie ohydne ogrodzenia, zwłaszcza te betonowe z ornamentami (co ciekawe w Rumunii kolorowane współgrają z tamtejszym pejzażem wiosek), byłoby gdzieniegdzie już całkiem OK.


DYSKUSJA POD TEKSTEM NA FB:

Maria Zofia Gajewska-Wożniak. Pięknie piszesz. Mam pytanie, czy mogę coś napisać do Twojej gazety?
14 października o 21:00 · Nie lubię · 1

Tadeusz Majewski: Dziękuję Mario A gazeta... hm... od jakiegoś czasu prowadzę tylko "Kuriera Zblewskiego", no i mam portal kociewiacy.pl., ale jak patrzę, ile tu bardzo ciekawych ludzi i ciekawych tekstów, to coraz częściej myślę o ruszeniu z wersją papierową tytułu (mam ISSN). Druk, papier to nie problem. Problemem był brak autorów. Teraz to właściwie kwestia czasu

14 października o 21:28 · Edytowany · Lubię to! · 1

Anna Gworek Burczyk: Moje wspomnienia wydają mi się strasznie mgliste w porównaniu z Twoimi Tadziu:). Piszesz tak kolorowo i wyraziście, że czułam się jakbym sama byla w tym autobusie. Słowa
uznania!
14 października o 21:43 · Nie lubię · 2

Maria Zofia Gajewska-Woźniak: Myślę, że w Powiecie Starogardzkim i nie tylko na Kociewiu znajdziesz dużo zdolnych i ciekawych autorów .

Tadeusz Majewski:
14 października o 22:00 · Edytowany · Nie lubię · 1

Kacper Machowski: Hmm, a jak się pytałem o futro, to nie .... Aktualnie jestem osobą poszukujacą futer najlepiej Włochatych
14 października o 23:18 · Nie lubię · 1
Kacper Machowski: Powiem tylko jeszcze, że tekst całkiem dobry ...
14 października o 23:18 · Nie lubię · 1
Kacper Machowski Ja chce jedno kupić - pomyślał chłopiec ...który zaczął płakać ze szczęścia po tym, jak zobaczyl futra.
14 października o 23:20 · Lubię to!

Anna Sakowicz: W moim poprzednim miejscu zamieszkania panowała dziwna moda stawiania nie tylko ogrodzeń, ale betonowych słupków. Odgradzano się od wszystkiego. Zapanowała "moda" na silne "poczucie własności" - "moje, moje, moje", a jak "moje", to trzeba to przypieczętować odpowiednim ogrodzeniem. I tak w osiedlach pojawiały się szybciej niż grzyby po deszczu betonowe słupki, które kilka razy uniemożliwiły dojazd karetki pogotowia. Niestety nikt nie wyciągnął wniosków, słupki stoją do dziś. Jednej osobie się zmarło, bo karetka nie dojechała na czas przed blok. Ale cóż znaczy śmierć w obliczu tak wytęsknionego przez lata poczucia własności?
15 października o 05:48 · Nie lubię · 2

Tadeusz Majewski: To ma podłoże historyczne i kulturowe Pani Aniu. Np. w Bułgarii, ale nie tej od strony Morza Czarnego, a tej poza zoną turystyczną, stoją domy bez okien i wejść od strony szos - domy warowne, co jest podobno spuścizną bułgarsko-tureckiej historii, u Arabów byłem wściekły, bo nie mogłem poobserwować sobie ich życia w tych ich zamkniętych i wysokich czworobokach, a część miasta, w którym mieszkałem, właściwie była kawałkiem dojczlandii. A u nas się odgradzają w imię sąsiad - mój naturalny wróg i a moje, a moje, a moje! Dodajmy do tego lekceważenie plastyki w szkołach (kiedyś mi wyszło, że uczy jej w powiecie 3 plastyków z papierami ASP) czy jakiejś lekcji architektury, nie uczy się sztuki patrzenia, więc nie ma intuicyjnego czucia co piękne, a co szpetne. Do tego dodajmy jeszcze odwieczną tęsknotę Szymków za tym, co posiadali ich Panowie Szlachcice i w efekcie mamy gargamele z ohydnymi ogrodzeniami.

15 października o 07:57 · Lubię to! · 1

Anna Sakowicz: Z jednej strony estetyka, z drugiej totalny brak wyobraźni. Choć jak się nad tym zastanowić, to jedno i drugie ze sobą ściśle związane.
15 października o 08:06 · Nie lubię · 3

Maria Zofia Gajewska-Wożniak - (do) Tadeusz Majewski: tak rozumiem i podzielam Twój punkt widzenia. Historia wiele tłumaczy, dlatego jest tak ważna, a niestety ograniczono jej nauczanie - to błąd, wielki błąd. Moja córka jest artystką malarką i nie miała pracy przez 2 lata po ukończeniu st studiów, a wszelkie pukanie do szkół poza Trójmiastem nic nie dało - to wielki błąd. A propos nauki patrzenia, ale też nauki słyszenia - nauczyciel muzyki z prawdziwego zdarzenia, chóry itd. Za komuny musiałam chodzić na chór będąc w szkole podstawowej. Dyrygent p.Monika Kuczkowska. Każda szkoła gminna miała za punkt honoru posiadać chór. Były konkursy, popisy itd. To musi wrócić - trzeba ratować młodzież, dzieci...
15 października o 08:56 · Nie lubię · 2

Anna Sakowicz Maria (do) Zofia Gajewska-Wożniak: Co do historii, to nie wiem, czy ograniczono jej nauczanie. Całe nauczanie chyba jest do bani. Moja córka w 3 klasie LO ma 6 godzin historii! I uczy się całych drzew genealogicznych na pamięć! Czy o takie nauczanie historii chodzi? Za to nie ma biologii, geografii, chemii i fizyki. Ta "specjalizacja" na poziomie liceum to chory pomysł.
15 października o 09:14 · Nie lubię · 2

Anna Lembicz: Zgadzam się z Panią Anią. "Reforma" szkolnictwa spowodowała więcej szkody niż pożytku. Gimnazja i sprofilowane klasy w liceach to wielki błąd. Nie uważam, że nie może być w szkołach klas o rozszerzeniu np. matematycznym czy językowym, ale nie powinno to rzutować na program z pozostałych przedmiotów.
15 października o 09:18 · Nie lubię · 2

Maria Zofia Gajewska-Woźniak (do) Anna Sakowicz, Tadeusz Majewski: Uważam, że nauka w liceum np. w moim nr 1 czerwonym powinna być wszechstronna tak jak kiedyś za moich czasów. Nie było specjalizacji żadnych, a poziom był wysoki. Prawie wszyscy dostawali sie na studia - a były to czasy
-lata 60-te kiedy nie było to łatwe - jak teraz. Surowo oceniano na egzaminie maturalnym i był to naprawdę bardzo trudny egzamin - pisemny egzamin z j.polskiego i matematyki dla wszystkich, ustny natomiast z j.polskiego, matematyki, historii Polski i Zachodu, oraz przedmiotu wybranego - ja zdawałam fizykę. Nie mam pretensji, że było trudno pod VIII do XI klasy i na maturze - życie jest o wiele trudniejsze.
15 października o 09:30 · Lubię to! · 1


Hanna Nowak: Hm. Coś na ten temat wiem.
15 października o 12:12 · Nie lubię · 1

Anna Sakowicz: Też jestem za tym, żeby nauka na poziomie liceum była wszechstronna. Co można wiedzieć o swojej przyszłości w wieku 16 lat.
15 października o 12:22 · Lubię to!

Tadeusz Majewski: Pani Hania wie coś na temat tamtych rejsów promem - wiozła wtedy do Hamburga zegar Marka Zagórskiego i makutrę.
15 października o 12:29 · Lubię to! · 1

Zbigniew Kotlewski: Panie Tadeuszu, przepraszam, że zaśmiecam dyskusję w tym temacie. Muszę pogratulować Pani Ani Sakowicz " za popełnioną książkę pt. "Złodziejka marzeń". Jestem już po lekturze. Czytało się wspaniale. Warto zobaczyć spojrzenie na nasze miasta oczyma osoby, która się do niego wprowadziła. Książka pełna humoru. Ponoć to lektura kobieca, ja połknąłem ją jednego wieczoru. Polecam. Pani Aniu, dziękuję
16 października o 18:43 · Nie lubię · 2

Anna Sakowicz: Serdecznie dziękuję. Jest mi bardzo bardzo miło. Reakcje starogardzian są dla mnie najważniejsze.
16 października o 18:58 · Lubię to!

Tadeusz Majewski: Ja pogratuluję jej w realu, np. na spotkaniu z Mariuszem Kurowskim. No i poproszą o autograf.
16 października o 19:01 · Lubię to! · 1

Anna Sakowicz Bardzo chętnie się podpiszę.
16 października o 19:02 · Lubię to!

Zbigniew Kotlewski: Panie Tadeuszu, kiedy to spotkanie przyjdę z książką po autograf.
16 października o 19:03 · Lubię to! · 1

Anna Sakowicz: To przy okazji zapraszam na spotkanie autorskie do Cafe Anki 07.11. o godz. 18.00.
16 października o 19:03 · Nie lubię · 1

Zbigniew Kotlewski: Przyjdę na pewno.
16 października o 19:04 · Nie lubię · 2

Anna Sakowicz: Zapraszam.
16 października o 19:08 · Nie lubię · 2

Tadeusz Majewski: A ja w imieniu Pana Mariusza i trochę swoim też zapraszam Pana, Panie Zbigniewie do OPP na jego spotkanie. Pani Ania tam będzie i zapewne też otrzyma Pan autograf Chyba że Pan już ma.
16 października o 19:13 · Lubię to!


Najpolstsze, najnasze i nic nie poradzim

(Dyskusja przy jednym z załączonych do tekstu zdjęć)

Andrzej Kowal Kowalski: Tylko ta cholerna szyldoza...
14 października o 22:15 · Nie lubię · 1
Tadeusz Majewski: No fakt.
14 października o 22:37 · Nie lubię · 1
Ania Zwiernik: O ile ładniej wyglądały by nasze ulice bez tych wszechobecnych reklam. Nie mogę na to patrzeć.
14 października o 22:42 · Lubię to! · 2
Tadeusz Majewski: Aniu, ale ten obiekt i tak ładnie wygląda. Przecież jeszcze w latach 90. tam produkowano bombki - bodajże miał to Tomasz Galewski - to była nędzna manufaktura, co widać na zdjęciu z lat bodajże 70. Dziw, że ten obiekt nie został zburzony. Rozumiem też właścicieli - przecież jakoś muszą pokazać, że tam jest miejsce dla zabaw dzieci. Bo jak pokazać inaczej?
14 października o 22:52 · Lubię to!
Andrzej Kowal Kowalski: Tylko, że to jest chaos, że oczy bolą. Nic do niczego nie pasuje, czcionki, kolory z d... wzięte. Ale to jest najpolstsze, najnasze i nic nie poradzim.
15 października o 07:16 · Edytowany · Lubię to!
Ania Zwiernik: Dokładnie. Ja w tym natłoku kolorów i obrazków przestaje widzieć o co im chodzi. I nie mówię akurat o tym budynku, tylko ogólnie o reklamach na ulicach. Są kraje, w których nie ma takich
reklam, a wszystko jest, działa i ludzie jak potrzebują to znajdą. A jeśli chodzi o to miejsce, to często tam ostatnio bywam i to WIELKIE OTWARCIE było już 5 miesięcy temu .
14 października o 23:00 · Nie lubię · 1
Tadeusz Majewski: Najnasze, podoba mi się to p. A. K. Kowalskiego. Temat jest na osobną dyskusję. Jutro albo pojutrze przedstawię Wam Rynek w Starogardzie z ujednoliconymi reklamami. To będzie dobry punkt wyjścia do dyskusji.
14 października o 23:07 · Lubię to! · 1
Andrzej Kowal Kowalski: Świetnie. Chętnie popatrzę, bo ja ostatnio daleko... Nawet nie wiedziałem, że ktoś u nas próbuje nad tym zapanować. Trzymam kciuki.
14 października o 23:11 · Nie lubię · 1
Marcin Piotr Pląskowski: U mnie skromnie, ja wykorzystuje "sieć": www.mao.net.pl.
Zdjęcie użytkownika Marcin Piotr Pląskowski.
15 października o 00:12 · Edytowany · Nie lubię · 1
Tadeusz Majewski: Ale to co innego - osiedle to nie dżungla miejska (nawet w STG), gdzie roi się od rozmaitych firm. No i świetne Pan potrafi się reklamować na Fb. ...Przy okazji przepraszam za zwłokę z galerią Pana zdjęć w portalu, natłok spraw i ta cholerna polityka.
15 października o 00:16 · Lubię to! · 2



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz