czwartek, 14 stycznia 2010

Młodzi-STG. Święta. Pięć dni w milczeniu

Ale czy to pasuje na tę stronę? - pytała Agatka Borowiak, autorka tekstu, na zajęciach kółka dziennikarskiego w OPP. A dlaczego nie?

Żal było wyjeżdżać

W ostatnich miesiącach po niektórych starogardzkich liceach jeździli przedstawiciele zakonu jezuitów. Opowiadali o możliwości wyjazdu do Gdyni na rekolekcje o nazwie "Szkoła kontaktu z Bogiem". Niektóre osoby, ku zdziwieniu przyjaciół i znajomych, zdecydowały się. Było to pięć dni w milczeniu.

Niektórzy pojechali tam dla przygody, inni dla pogłębienia swojej wiary. Ci pierwsi mieli duży problem z wytrwaniem przez tak długi czas w całkowitej ciszy, skupieniu i modlitwie, natomiast ta druga część czuła się jak w niebie. Oczywiste było, że osoba, która na przykład na początku stwierdziła, że nie jest za bardzo wierząca, będzie się nudziła. Zamiast medytacji i modlitwy wybierze czytanie gazety i marzenie o powrocie do domu.

Pierwszego dnia zjechała się młodzież z całej Polski. Były osoby z Warszawy, Łowicza, Starogardu i wielu innych miast. Nikt nie widział jeszcze, czego oczekiwać od pobytu w zakonie. Ogromny budynek, dwuosobowe pokoje z łazienką i mnóstwo ludzi - takie było pierwsze wrażenie.

Kiedy wszyscy już przyjechali i zostali zakwaterowani, odbyła się zbiórka w przeznaczonym na to pomieszczeniu. Tam wszyscy zapoznali się ze sobą, usłyszeli zasady zachowywania się na rekolekcjach (między innymi zakaz posiadania telefonów komórkowych) i dowiedzieli się, gdzie znajdują się pomieszczenia takie jak kaplica czy stołówka. Od tamtego momentu... milczenie.

Codziennie pobudka o szóstej rano, msza, adoracja, trzy medytacje, wykład na temat modlitwy i tym podobne oraz indywidualne spotkanie z jezuitą, który pomagał w rozmyślaniach po medytacji.


Każdy dzień miał swój plan. Nikt nie miał możliwości się nudzić, chyba, że nie mógł się skupić albo stwierdził, że samotność i cisza nie jest dla niego. Codziennie też były około dwie godziny przeznaczone na to, by każdy uczestnik mógł sobie pochodzić po pobliskim lesie i pooddychać świeżym powietrzem.

Wspólne posiłki wyglądały dość zabawnie. Wszyscy siedzieli razem, ale nikt nie rozmawiał. Jeżeli ktoś czegoś potrzebował z drugiego końca stołu, musiał wstać i sam sobie to przynieść. Żeby nie było słychać odgłosów jedzenia, puszczana była muzyka klasyczna.

Mimo tego, że każdy przez cały dzień chodził w pojedynkę i mógł z kimś porozmawiać tylko raz w ciągu dnia, atmosfera była przyjazna. Rekolekcje te dawały możliwość odnalezienia spokoju własnej duszy, wyciszenia się i oderwania od rzeczywistości - po to, by spotkać się z Bogiem.


Oczywiście trzeba też wspomnieć o opiekunach. Są stuprocentowymi profesjonalistami w swojej branży. Bardzo rzadko spotyka się ludzi, którzy mają tak ogromną miłość i dobroć w oczach. Można u nich uzyskać odpowiedzi na każde pytanie. Potrafią pomóc w każdym momencie zwątpienia, dają poczucie bezpieczeństwa.

Żal było wyjeżdżać. Niektórym na ostatnim spotkaniu płynęły łzy po policzkach, inni mieli uśmiechy radości na twarzy, a jeszcze inni jak zawsze zachowywali spokój. To było wspaniałe przeżycie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz