wtorek, 26 stycznia 2010

PROMOCJA KSIĄŻKI ANDRZEJA GRZYBA "MIĘDZY SKAŁAMI I CHMURAMI MORZA NORWESKIEGO"

22 stycznia w Centrum Wystawienniczo ─ Regionalnym Dolnej Wisły w Tczewie odbyła się promocja książki Andrzeja Grzyba "Między skałami i chmurami Morza Norweskiego". Jest to już czwarta relacja z podróży do Norwegii. Każda z tych wypraw była jednak tak naprawdę, jak podkreśla autor, inna, każda z nich pozwalała odkryć coś nowego, fascynującego...









W każdej z tych książek jest także ukryty pewien podtekst. W pierwszej jest nim historia, w drugiej literatura, w trzeciej ogólna refleksja nad człowiekiem i surowością tego północnego kraju. Z kolei w najnowszej książce możemy odnaleźć wszystkie te powyżej wymienione elementy.

Skąd wzięła się fascynacja Norwegią? Dlaczego już czwarty raz z kolei autor spędza wakacje właśnie tam?
- Jestem człowiekiem bardzo zasiedziałym - mówi Andrzej Grzyb.
Nad rzeką Wdą spędziłem całe swoje życie. Wyjeżdżając do szkoły średniej, potem do szkoły wyższej, zawsze tam wracałem. Nigdy mnie w świat nie ciągnęło, chociaż jak wszyscy młodzi ludzie przeżyłem taki czas, kiedy czytałem o odległych kulturach, ponieważ w człowieku jest taka potrzeba wyglądania za opłotki, żeby zobaczyć, co jest dalej, jak żyją ludzie w innych miejscach świata. Tu powodem było tak naprawdę po pierwsze to, że od zawsze łowię ryby, a po drugie, przyjaciele namówili mnie do wspólnego wyjazdu. Jak się potem okazało, nie była to zła decyzja.




Promocję książki prowadził Michał Kargul, który przybliżył zebranym twórczość Andrzeja Grzyba i przedstawił fabułę jego najnowszej książki:
- Jest to publikacja, która mniej znających twórczość Andrzeja Grzyba może zaskoczyć, bowiem jest to praca na pograniczu reportażu i powieści podróżniczej, aczkolwiek nie do końca, ponieważ jak sobie przypomnę z moich młodych lat, powieści podróżnicze różnych płodnych literacko podróżników z Norwegii i z innych odległych miejsc, to ta książka ich nie przypomina. W książce tej widać pewne zacięcie poetyckie, widać, że autor nie tyle chciał podzielić się wrażeniami i przeżyciami fizycznymi, co stanem ducha, który mu towarzyszył w trakcie wyprawy. Andrzej Grzyb opisuje dwutygodniową wyprawę rybacką do jednego z fiordów w środkowej Norwegii, do miejsca wydawałoby się dosyć odległego, aczkolwiek po lekturze tej książki można powiedzieć, że jest to miejsce z jednej strony odległe, niezwykłe i fascynujące, a z drugiej strony pokazujące pewną globalność tego świata, postępującą globalizację. Nie jest to globalizacja w takim sensie, w jakim naukowcy widzą ten proces.



Widzimy tutaj z jednej strony grupę ludzi z Polski, z drugiej mamy Rosjan, Niemców.
Szypr, który jest przewodnikiem naszych wędkujących bohaterów bynajmniej nie jest błękitnookim blondynem jak przystało na "prawdziwego" Norwega, ale mężczyzną z Niemiec o dźwięcznym imieniu Rene... Przewijają się tutaj także Malezejczycy i ludzie różniej narodowości oraz Polacy, którzy zarabiają w Norwegii na życie.
Andrzej Grzyb z jednej strony pokazuje nam miejsca i sceny niezwykłe, a z drugiej strony możemy odczuć, że pisze on z perspektywy wycieczki, urlopu z pewnym spokojem, wyciszeniem.



Autor dzieli się z nami swoją fascynującą przygodą, z przyrodą, z wędkowaniem, rybami i oczywiście z Norwegią również.
Chciałbym polecić tę książkę każdemu, kto interesuje się otaczającym nas światem , kto interesuje się przyrodą i potrafi na tę przyrodę patrzeć trochę bardziej romantycznie. Nie są to opisy przyrody jak u Elizy Orzeszkowej, "przyrody faktów", pełnej zwierząt, ale autor na podstawie kilku ciekawych, poetyckich opisów zwierząt i otaczającej przyrody potrafi pokazał całe piękno norweskiej natury. Przeczytamy zatem o rybach, z którymi nasz bohater się siłuje i próbuje je złowić, a które złowić się nie pozwalają. Spotkamy się w tej książce również z pewnymi drobnymi elementami, które są jakby wyłuskane z norweskiego krajobrazu, a tworzą niezwykłą całość. Możemy również dowiedzieć się czegoś więcej o samym autorze i o jego licznych pasjach, m.in. o kulinarnych zamiłowaniach.
Andrzej Grzyb w wielu miejscach nawiązuje również do Kociewia, dokonuje wielu ciekawych porównań.
To wszystko daje nam bardzo ciekawą mieszankę, która w bardzo dostępnej i wciągającej formie pokazuje nam z jednej strony leniwie przebiegającą wyprawę wędkarską, a z drugiej strony pokazuje nam trochę świata, który jest mimo wszystko dla nas światem obcym, niezbyt dobrze poznanym, a który to świat dzięki twórczości właśnie Andrzeja Grzyba możemy dotknąć,czy też zapoznać się z nim czytając tę książę.

W trakcie spotkania zebrani w sali goście mogli zapoznać się również z inną pasją senatora ─ fotografią. Kiedyś powiedział on na jednym ze swoich spotkań literackich, że bardzo chciał malować, ale niestety nigdy się tej sztuki nie nauczył, więc zastąpił ją fotografią. Powiedział wówczas:
- Czasami mam takie domniemanie, że udaje mi się zrobić dobre zdjęcie. Ten nasz świat jest tak bardzo piękny. Wychodzę rano wcześnie przed dom, otwieram garaż i coś mi ta głowa, wzrok, tak jakoś ucieka w bok. Patrzę, a w jeżynach stoi koziołek, zerka na mnie i wcale się mnie nie boi. Wróciłem do domu, wziąłem aparat do ręki, a on spokojnie na mnie poczekał... Zrobiłem mu kilka zdjęć, odłożyłem aparat, a on wrócił do lasu.
No przecież to było dla mnie. Świat jest dla nas, tylko musimy go w odpowiedni sposób zobaczyć, w odpowiedniej chwili i zrobić z tego użytek, rozsądny, z poszanowaniem praw tego świata.
Kociewianka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz