Stefan i Cecylia Pestka mieszkają na początku szosy na Czarnylas, bardzo blisko kościoła. Ich dom ma zdecydowanie ponad sto lat. Być może tyle, ile stare meble, jakie stoją w pokojach. W pokoju z piękną starą szafą ciepło daje wielki jak na to niskie pomieszczenie kaflowy piec.
Przy Kościelnej?
- Pani sołtys wskazała, gdzie Państwo mieszkacie. Gdyby nie ona, trudno byłoby trafić. Szkoda, że nie ma tu nazwanych ulic.
Pan Stefan: - My nazwaliśmy tę ulicę Kościelna.
- No tak, kościół przecież na rzut beretem. Na tym domu powinna być tabliczka. Mieszkała tu przecież Małgorzata Garyszowa - Pestka. Od dawna państwo tu mieszkacie?
- Od 1989 roku. Przyjechaliśmy z Olsztyńskiego... W tym domu mieszkali Małgorzata i Ludwik Garnysz. Chcieli mieć na starość opiekę i myśmy przyjechali.
Państwo Pestka przy kaflowym piecu.
Była ciocią pana Stefana
- Kim dla pana była Małgorzata Garnyszowa - Pestka?
- Moją ciocią. Siostrą mojego ojca Leona Pestki. Jej ojciec Jan Pestka był nauczycielem. Wyszła za mąż za Garnysza.
- To dla Pączewa osoba bardzo ważna. Odtworzyła haft kociewski, napisała książkę o Pączewie. Kim była z zawodu?
- Nauczycielką. Na pewno uczyła języka polskiego. To są rzeczywiście jej dzieła - haft i książka. Ale jej mąż, Ludwik Garnysz, też był utalentowany. Czego się nie dotknął, zawsze mu wychodziło coś ciekawego. Robił okręty, domki ze słomy i z drewna, i mnóstwo innych ciekawych rzeczy. Dlatego zawsze wysyłali ich na różne wystawy i spotkania twórców ludowych.
- Miał tu pan podobno małe muzeum...
- Miałem, ale te wszystkie pamiątki po nich dałem do szkoły. Obrazek, okręty, samolot. W szkole mają swój kącik.
- Myślę, że tę ulicę powinno się upamiętnić nazwiskiem Garnyszowej-Pestki. Kościelna nie, bo jednak kościół przy niej nie stoi.
Dom, w którym mieszkają państwo Cecylia i Stefan Pestka. Może kiedyś będzie na ceglanym murze będzie zamontowana pamiątkowa tablica.
Pan Stefan na odchodnym zdradza, że lubi ryby i grzyby. Na grzybach zna się jak mało kto. Pyta, czy słyszałem o kołpakach. Od razu odpowiadam: kołpaki, inaczej turki, niemki, łuskwiak płachetka.
Jeszcze dźwigam tę węglarkę
- Ile pan i pani macie lat?
- Ile mamy lat? Niech pan zgadnie.
- Nie będę strzelał. To ryzykowne.
- Ja mam 74, żona 75.
- Słyszałem, że udziela się pan społecznie.
- Chodzę na zebrania sołeckie.
- Czyli jest pan ciekawy tego, co dookoła się dzieje. Tematów jest mnóstwo, ot choćby ta rzeczka, która przepływa za państwa domem. Pani sołtys stwierdziła, że to rowek, a to wyraźnie rzeczka. Wie pan, gdzie ma swoje źródła? Czy aby nie w Pączewie?
- Tu źródeł jest pełno. Czy ta rzeczka rozpoczyna się Na Dybach, tego nie wiem. Za torami są wody od Wysokiej, może płynie stamtąd. Rzeczką trudno nazwać. Śmierdzi.
- Jak będzie kanaliza, przestanie i będzie ładnie wyglądała. Trzeba by ją tylko uporządkować.
- Na razie śmierdzi, jak wszystko tutaj. Spływają ścieki od świń. Ludzie mają wybudowane rurki i leci do zbiornika z wodą. Ta część Pączewa Na Dybach jest malownicza, ale w sumie Pączewo nie ma ani lasu, ani jeziorka.
Z szosy na Czarnylas widać rzeczkę, traktowaną przez mieszkańców jak zwykły rów, a nawet ściek.
Z góry, przy wyjeździe na Czarnylas, widok na Pączewo jest ciekawszy.
- Mówi pan tak, jakby nie odpowiadało panu to miejsce zamieszkania...
- Byśmy się wyprowadzili mając możliwości. Ale to marzenie ściętej głowy. Jeszcze dźwigam tę węglarkę, palę w piecach, ale chciałbym odpocząć.
Pani Cecylia: - Pracowałam w PGR-ze. Potem zdecydowaliśmy się pójść na własne. Na starość chcielibyśmy odpocząć...
Pan Stefan: - Chcielibyśmy mieć mieszkanie gdzieś w bloku, niekoniecznie w mieście, zamknąć drzwi na klucz i gdzieś wyjechać. My tu siedzimy jak pijawki, bo mamy jeden ogródek, drugi, obejście też trzeba odpowiednio sprzątnąć, jak przystało na najładniejszą wieś w gminie. Każdy w Pączewie musi swojego pilnować.
- A gdzie byście państwo wyjechali?
- Gdzie byśmy pojechali? W Polskę. Polska jest taka piękna. Nie za granicę. Na to nas nie stać.
Rozmawiał Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz