Świetlica wiejska w Jabłówku. Na dworze 10 stopni, wiatr, ale świeci słońce. Dla dzieci i młodzieży jest to czas powrotu ze szkół do domów. Drzwi świetlicy są otwarte. Na krzesełku w wejściu sprytnie siedzi dziewczyna. W ten sposób, żeby promienie słońca bez wiatru dotykały jej twarzy. Po chwili jesteśmy w świetlicy i rozmawiamy.
Na krzesełku w wejściu sprytnie siedzi dziewczyna. W ten sposób, żeby promienie słońca bez wiatru dotykały jej twarzy.
- Nazywam się Beata Sielska. Mieszkam w Jabłówku. Mam "rocznikowo" 21 lat. Ukończyłam Zespół Szkół Ekonomicznych w Starogardzie, profil ekonomiczno-administracyjny. Po tym uczyłam się w szkole policealnej dla dorosłych w ZSE w kierunku technik administracji.
- Co po tych naukach potrafisz?
- Praca w biurze, pisanie pism, podań, obsługa komputera, faksu, telefonu, poczty internetowej, proste programy typu Word, Excel.
- Pracujesz tutaj jako świetliczanka. Ale już niedługo. Jak się uczyłaś? I czy chodząc do szkoły miałaś wyobrażenie, że będzie tak ciężko z pracą?
- W podstawówce w Starogardzie miałam świadectwa z paskiem ze średnią 4,9. W średniej też się nieźle uczyłam. Wiedziałem, że będzie trudno ze znalezieniem pracy. W szkole policealnej mieliśmy pracę do napisania na temat bezrobocia. I okazało się, że największe było w powiecie starogardzkim - 19 procent. Jeszcze w zeszłym roku.
- Wiele osób w twoim wieku wyjeżdża za granicę. Nie myślałaś o tym?
- Zastanawiałam się nad wyjazdem do Anglii, ale angielski znam w stopniu podstawowym. Uczyłam się tego języka tylko półtorej roku. I chciałam spróbować swoich sił tutaj.
- To może kierunek Niemcy? W maju otwierają przed nami rynek pracy. Szacunkowo ma wyjechać około 400 tysięcy młodych Polaków. Dają nawet wyprawki, może nawet dadzą mieszkania.
- Niemiecki znam w stopniu podstawowym, ale angielski mam bardziej osłuchany, oczytany... Niemcy? Wyprawka, mieszkanie? Nie pojechałabym, chyba że z kimś zaufanym... Ja specjalnie nie mogę narzekać na brak pracy po ukończeniu szkoły. Najpierw miałam staż w Urzędzie Gminy w Bobowie - 9 miesięcy na stanowisku pomocnik biurowy. A teraz jestem zatrudniona w ramach prac interwencyjnych na stanowisku animator kultury. Na rękę otrzymuję blisko 1000 złotych.
- To całkiem sporo jak na kilka godzin pracy dziennie...
- Pracuję od wtorku do soboty włącznie 8 godzin - od 11.00 do 19.00.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to 8 godzin dziennie, i że w soboty też. I w godzinach tak niewygodnych... Jak mi powiedział pani sołtys Jabłówka, pracujesz tu do końca marca. Dlaczego? Nie chcesz już dłużej tu pracować?
- Nie to, że nie chcę. Lubię pracę z dziećmi. Ale rzeczywiście - 31 marca kończy się ta praca i pójdę się zarejestrować do Powiatowego Urzędu Pracy. Nadziei na dalszą pracę tutaj nie miałam, bo jak się pracuje na zasadach prac interwencyjnych, to w połowie płaci PUP i w połowie pracodawca, czyli gmina. A po tym okresie gmina musiałby mnie zatrudnić już na cały etat i płacić całość.
- Ze świetlicami różnie bywa. Jedne upadają, inne rozkwitają. Jak jest tutaj?
Nie ma komputerów, dostępu do internetu. Laptop to własność prywatna Beaty.
- Robiłam co mogłam, żeby dzieci tu przychodziły. Przychodziły różnie. Po 8 - 9 osób dziennie. Nie można powiedzieć, że to mało, jeżeli od stycznia do dzisiaj nie ma możliwości skorzystania z WC i bieżącej wody. Poza tym nie ma komputerów, dostępu do internetu. Wydaje mi się, że w XXI wieku to już podstawa w takiej świetlicy.
- Co więc proponujesz dzieciom?
- Przede wszystkim nowe gry na PlayStation. I tenis stołowy - potrafię grać. Był bal przebierańców, turniej tenisa stołowego, olimpiada sportowa, aerobic.
Przede wszystkim nowe gry na PlayStation...
- Więc teraz czeka ciebie okres bez pracy?
- Tego nie wiem. Pójdę o PUP zarejestrować się jako osoba bezrobotna i będę czegoś szukała. Może ukończę jakiś kurs - na przykład na przedstawiciela handlowego.
- Przedstawiciela handlowego?! Akwizytora? To nie jest ciekawe. Nie masz innych pomysłów?
- Najchętniej chciałabym pracować jako przedszkolanka lub jako pedagog w szkole, ale do tego potrzebne są studia. Można być pomocą w przedszkolu, ale też trzeba ukończyć jakiś kurs.
- No właśnie - studia. Dlaczego nie poszłaś po ukończeniu szkoły średniej?
- Chciałam iść na Uniwersytet Gdański, na pedagogiką czy na psychologię. Byłoby się trudno dostać, gdyż o jedno miejsce starało się mnóstwo osób. Nie próbowałam jednak nie dlatego. Nie poszłam, bo nie miałam pieniędzy. Chciałabym pójść później - studiować zaocznie. Jak się płaci, to się ma. Ale absolutnie mnie nie stać. Nawet gdybym dalej zarabiała ten tysiąc złotych, bo studia kosztują w granicach 2,5 tys. zł za semestr. A do tego trzeba doliczyć dojazdy, pomoce naukowe. Nie jestem też, jak z 70 procent Polaków, bogata z domu.
- A jak twoje koleżanki? Wszystkie pracują?
- Jedna ma wykształcenie wyższe - coś związanego z administracją - też jest bezrobotna. Przez rok prowadziła prywatną działalność, ale właściciel lokalu podniósł jej czynsz za dzierżawę i nie mogła się utrzymać... Wszystkie koleżanki, z którymi utrzymuję kontakt, są bezrobotne.
- To może jakiś bogaty mąż?
- Bogaty mąż? Byłabym niezadowolona z siebie, gdybym żyła na łasce męża. Zawsze byłam osobą niezależną i chcę dochodzić do wszystkiego sama.
Rozmawiał Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz