niedziela, 14 października 2012

EDMUND ZIELIŃSKI. Z kolejnych wojaży po moim Kociewiu

Wtorek 11 września 2012 roku był upalny i słoneczny. Moje koleżanki z muzeum zaproponowały mi na ten dzień wspólny wyjazd na badania terenowe do Łęga. Nie mam dyplomu etnografa (dziś etnologa), ale sercem nim jestem, to i trudno było mi odmówić tej ciekawej propozycji. Panie - Barbara Maciejewska i Ewa Gilewska chciały dowiedzieć się od starszych mieszkanek Łęga, jak kiedyś przyrządzały karbonadę, rolmopsy i inne zapomniane już potrawy...





Krzyż w Będźmierowicach.


Bedżmierowice, po drodze do Łęga.





Z Gdańska wyjechaliśmy o godzinie 9, a że po drodze jest wieś Bytonia i szkoła znana z ciekawych inicjatyw, zwłaszcza plenerów dla artystów Pomorza, koniecznie trzeba było obejrzeć plon tegorocznego pleneru. Mój przyjaciel - dyrektor Tomasz Damaszk przyjął nas bardzo serdecznie. Moje panie bardzo zainteresowały obrazy, bardzo ciekawie i wymownie przedstawiające 7 uczynków miłosierdzia co do ciała. Wkrótce umieszczone zostaną w płycinach balustrady chóru kościoła w Bytoni.


Czas naglił, więc pojechaliśmy do właściwego celu naszej podróży. Ja z panią Basią zatrzymałem się w domu miłej pani Olgi Narloch przy ul. Dworcowej, gdzie była również pani Jadwiga Zabrocka. Pani Ewa natomiast poszła do pani Eugenii Jakubek przy ul. Długą. Pani Olga to bardzo ciekawa postać. Mimo swych 82 lat ma bardzo dobrą pamięć, a co ciekawsze, patron szkoły w Bytoni - Edmund Dywelski był jej wujkiem, bo mama pani Olgi pochodziła z Dywelskich. No to sobie powspominaliśmy nasze stare Białachowo, Radziejewo i w ogóle dawne lata. Dowiedzieliśmy się wiele na temat przyrządzania dawnych potraw, tych najzwyklejszych, których smak zachowaliśmy do dziś, a których już się nie kupi. Towarzysząca nam pani Jadwiga Zabrocka powiedziała, że jeszcze dziś kupuje połówkę świniaka i po staremu przyrządza pieczenie czy wędzonkę - tutej szpyrki nie skaczó na patelni! W pewnym momencie zapytałem, kim panie się czują - Kociewiankami, Kaszubkami czy Borowiankami. Pani Jadwiga pokiwała na boki głową i powiada, że bliżej im do Borowiaków. Zresztą w czasie rozmowy używaliśmy słów gwary kociewskiej, a ta bliska jest gwarze borowiackiej. Dowiedzieliśmy się też, że można kupić jajka, masło twaróg, ser od sąsiadki pani Zabrockiej w Będźmierowicach. Serdecznie pożegnaliśmy się z panią Olgą, której na pożegnanie powiedziałem, że koniecznie trzeba pojechać do Bytoni, do szkoły jej wujka. Panie dyrektorze, proponuję zaprosić panią Olgę Narloch na spotkanie z młodzieżą.

Po drodze zabraliśmy panią Ewę, która przeprowadziła wywiad u pani Eugenii Jakubek i w towarzystwie Jadwigi Zabrockiej pojechaliśmy do Będźmierowic do państwa Kołatków. Zajechaliśmy na podwórko, gdzie kurki biegały, pieski szczekały, a w kuchni czekała na nas gospodyni (uprzedzona o naszym przyjeździe telefonicznie przez panią Zabrodzką). Od razu rzuciła nam się w oczy stara masielnica, czynna do dziś, taka sama, jaka stoi w naszym muzeum. A myśleliśmy, że tego urządzenia już się nie używa. W gospodarstwie jest nawet centryfuga, tyle, że napędzana silnikiem elektrycznym. Kupiliśmy kilka kostek masła, twarogu, sera, kilkadziesiąt jajek i pojechaliśmy do naszej przewodniczki pani Zabrockiej. Ojej, ile na drzewach jabłek i gruszek, tyle dobra się marnuje - nie sposób wszystko przerobić. A zbjyrajta ile chceta - powiada pani Jadwiga. Tak zająłem się zbieraniem jabłek i gruszek, że zapomniałem zrobić zdjęcie oblepionych jabłkami jabłoni. Załadowaliśmy bagażnik, dokupiliśmy jeszcze jajek i odwieźliśmy panią Jadwigę do Łęga - tam musiała iść jeszcze do lekarza i tam zostawiła swój rower. Po drodze zatrzymujemy się na skrzyżowaniu polnych dróg, gdzie stał stary krzyż z drewnianą figurą Pana Jezusa. Pani Jadwiga powiedziała, że figura jest sprzed wojny. W czasie okupacji ukrywał ją jeden gospodarz, bo Niemcy z pasją niszczyli znaki naszej kultury i wiary.





Będźmierowice masielnica skrzynkowa w domu Pani Kołatkowej.



Będźmierowice. W domu Jadwigi Zabrockiej. Jeszcze spotyka się takie figurki Matki Bożej w mieszkaniach.


W Łęgu pożegnaliśmy się z panią Jadwigą i obraliśmy kurs na Osieczną, by po drodze nazbierać trochę grzybów. Droga dobra, asfalt równy i las po obu stronach. Zatrzymaliśmy się w okolicach wsi Zimne Zdroje (a przejeżdżaliśmy przez Złe Mięso) na leśnym skrzyżowaniu szosy z polnymi drogami. Ja postanowiłem pozostać przy samochodzie i zjeść kanapkę, a moje koleżanki poszły w las. Jak przyjemnie bywać wśród przyrody tak przyjaznej człowiekowi. Tylko niektórzy mają to w nosie, bo opodal pod drzewem wysypane plastykowe butelki. Obok, na przekór wszystkiemu wyrastał z poszycia koźlaczek. W promieniu 20 metrów od samochodu znalazłem sporo grzybków - były miodówki, koźlaki, maślaki i kurki. Po godzinie przyszły koleżanki z dobrymi porcjami tych leśnych smakowitości, dołożyłem im swoje (w moim wieku grzybów się już nie jada) i pojechaliśmy przez Osieczną do Gdańska. Boże - dzięki Ci za piękny dzień na moim Kociewiu.
Edmund Zieliński

Będźmierowice, zagroda Jadwigi Zabrockiej. Szef kurzego haremu.



Będźmierowice, zagroda Jadwigi Zabrockiej. Pani Jadwiga z synem

Zdjęcia autorstwa Ewy Gilewskiej i Edmunda Zielińskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz