niedziela, 14 października 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. Zainspirowane lekturą. Danuta Maria Flis (3)

Po przeczytaniu książeczki Mariusza Łąckiego, opartej na wspomnieniach córki Jana Wojciecha Górskiego Danuty Marii Flis, czym prędzej przejrzałem swoje archiwa. Przecież ja z nią rozmawiałem i robiłem zdjęcia! To dziwne uczucie, gdy kogoś poznajesz w wieku ponad 80 lat i w świetnej kondycji, a potem czytasz o tym kimś jako o bardzo słabowitym dziecku...


















Dziecko słabego zdrowia

Pisze Łącki:

W księdze chrztów parafii Barłożno w roku 1919 pod numerem 40 napisano, że dnia 14 września 1919 została ochrzczona Maria Danuta Górska, urodzona 11 września tegoż roku. Chrzest był wczesny z powodu słabego zdrowia dziecka. Obawiano się rychłej śmierci drugiego dziecka Jana i Agnieszki Górskich. Do chrztu małą Dańcię trzymali Jan Mey z Oliwy i Agnieszka Laszewska z Gdańska. (...) Jedyna córka dziedzica nie rokowała długiego i szczęśliwego życia. Okazało się, że jest bardzo słabego zdrowia. Dziedziczka była przerażona perspektywą utraty jedynej córeczki o kruczoczarnych włosach. Wiele modliła się w tych trudnych dla niej chwilach, a doktor Żynda ze Skórcza stał się częstym gościem dworu. Dzięki Bogu i zapobiegliwości lekarza mała Dańcia powróciła do życia i cieszy się nim do dzisiaj.

Dzieciństwo mała Danusia miała beztrosko-wesołe. Jako jedynaczka wśród dwóch chłopców była pupilkiem rodziców i krewnych. (...)

Edukację Dancia rozpoczęła już w domu we dworze. Pierwszymi jej nauczycielami byli ciotka Helena Pankiewicz z Warszawy, Bożena i Stanisław Damm. Następnie uczęszczała do szkoły w Mirotkach, potem w Poznaniu, do prywatnej szkoły przygotowawczej na ulicy świętego Marcina. W Poznaniu mieszkała u doktora Rudolfa Damma na ulicy Dąbrowskiego, później na ulicy Wały Wazów 23, gdzie rezydowała siostra ojca Maria Kontakowa. Willa należała do Melanii i Józefa Englich. W Poznaniu Danuta przebywała dwa lata. Między przyjazdami do Mirotek często córkę odwiedzał ojciec Jan Wojciech. Tutaj po praz pierwszy dziedzic zabrał swoją córkę do opery, między innymi na występy Jana Kiepury. Tutaj również próbowała swoich sił artystycznych, biorąc udział w przedstawieniach teatralnych dla dzieci.

Na początku lat 30. córka dziedzica uczęszczała do państwowego gimnazjum w Tczewie. Mieszkała u rodziny Pichlerów ze Lwowa, później na stancji u państwa Tarczyńskich. Gimnazjum w Tczewie było na wysokim poziomie naukowym, niestety z matematyki Maria Danuta otrzymywała ledwie dostateczny, zresztą bardzo nie lubiła tego przedmiotu. Natomiast język francuski, łacina, geografia, historia i język polski sprawiły jej wiele przyjemności i chętnie poznawała tajniki tych przedmiotów. W 1935 roku Danuta przeniosła się do Torunia, do Gimnazjum Królowej Jadwigi. Maturę zdała w 1936 roku. Po maturze zaopatrzona w polski paszport, przy boku konsula, zwiedziła Królewiec, Malbork i inne urokliwe miejsca Prus. W 1938 roku Danuta postanowiła pójść na studia razem ze swoją koleżanką szkolną Izabelą Trzebiatowską z Warszawy. Chciały zamieszkać na Hożej, gdzie mieszkała ciotka Pankiewiczowa, tam Danutę zastała wojna. W maju 1947 roku Maria Danuta wychodzi za mąż za kapitana armii amerykańskiej Stanisława Flis - Popławskiego z Dachau. Przeżyła z tym człowiekiem ponad pół wieku. Urodziła dwie córki: Sylwia Anna i Sofia Christina. Obecnie mieszkają w Australii, w Melbourne.

Z książki Mariusza Łąckiego, 1999 r.


Przyjechała z Melbourne do Mirotek w wieku 85 lat

Zanotowane w szkole w Mirotkach (6.07.2005)


Przedwieczerz. Goście - plastycy, byli nauczyciele i inni kończą obiadokolację. Wśród zebranych wypatrujemy starszej pani, Danuty Marii Górskiej - Flis, córki Jana Wojciecha Górskiego. Wiek - 85 lat. Wydaje się, że nie ma tu kogoś takiego. Wszak 85 lat to już porządny wiek i te wszystkie lata powinny być widoczne na twarzy. W końcu ktoś wskazuje.

Starsza pani ma szeroką, zdrową twarz. Nie wygląda co prawda na nastolatkę, ale osiemdziesięciu pięciu nikt by jej nie dał.

Maria Danuta z córką Zofią przyleciały z Melbourne z Australii do Mirotek specjalnie na 100-lecie szkoły. Z Melbourne do Mirotek podróżuje się około 30 godzin samym samolotem, przez Singapur, Frankfurt, i ileś tam godzin samochodem. Podróż kosztuje w jedną stronę 2.500 USD. Do tego ogromne opłaty lotniskowe, ciasnota w airbusach. Ale czego się nie robi dla Ojczyzny?


- Uczyła się pani w tej szkole?

- Tak, chodziłam do niej. Były to lata 1926 - 1927... Nie jestem tu pierwszy raz. Ostatnio byłam w 2001 roku. Ciągle myślę o dzieciństwie i tym miejscu.

- Historia tej szkoły ściśle wiąże się z losami pani rodziny.

- To prawda. Mój ojciec Jan Wojciech Górski był właścicielem majątku w Mirotkach i dał grunt pod tę szkołę. Z dawna cała część Mirotek należała do ojca. Dlaczego dał tę ziemię? Było tu kilku gospodarzy Niemców, więc postanowił ją dać naszym gospodarzom. A oni zdecydowali, że to będzie pod szkołę. Wybudowano ją w 1905 roku.

- A coś z majątku pani rodziny zostało?

- Cały przepadł. Niemcy trzymali w naszym dworze amunicję i to wszystko zaczęło się palić. I legło w gruzach.

- Była pani wtedy w Mirotkach?

- W czasie okupacji przebywałam w Niemczech. Gdy wojna się kończyła, przebywałam w Bawarii. Chciałam dotrzeć do brata Antoniego, który był w Auschwitz i Matchaussen. Zmarł w zeszłym roku. Ostatnie lata spędził w Kalifornii. Starszy brat Franciszek został zamordowany w Katyniu.


Typowe losy polskiej rodziny

- Jaka jest Polska z perspektywy obywatelki Australii?

- Jak patrzy się na te krajobrazy, to wydaje się, że kraj jest śliczny i bardzo bogaty. Ludzie ładnie ubrani, uprzejmi. Wrażenie wręcz wspaniałe. Człowiek bardzo dobrze się tu czuje. Nie znajduję słów, by powiedzieć, jacy tu są wspaniali ludzie. Bardzo podziwiam nauczycieli i panią dyrektor. Włożyli w tę jubileuszową imprezę mnóstwo pracy i nam było strasznie miło. Nie żałuję zmęczenia.

- Mieszka pani daleko od kraju, a tak ładnie mówi po polsku...

- To zasługa mojego męża. Jak tylko zaczynam po angielsku, to zaraz: "Proszę mówić po polsku". Poza tym w Australii jest wielu Polaków... Bardzo chciałabym mieć tu kawałek ziemi, żeby coś wybudować. Córka bardzo chciałaby zamieszkać w Polsce. Tu jest jak w Kaliforni...

- Czy to nie przesada?

- Mój brat Antoni mieszkał w Kaliforni w miejscu, które przypomina Mirotki. Domek miał zbudowany jak dwór w Mirotkach. Duży. Tam kupują sobie posiadłości i budują takie domy, kiedy idą na emeryturę. I tam spędzają czas... Ale prochy brata zostały przywiezione do Barłożna, do księdza Krefta... Pobędę tu do września. Pojedziemy nad morze, do Krakowa.



Cztery lata później. List z Australii


Cztery lata później Danuta Maria Flis (już 89-letnia) napisała list do pani Grażyny Kościelnej, dyrektor szkoły w Mierotkach, w sprawie upamiętnienia Franciszka Jana Górskiego:

środa, 11 listopad 2009

Kochana Grażynko! Jestem wzruszona i dumna, że śmierć mojego brata w Katyniu nie została zapomniana...

Franciszek Jan był niezwykłym człowiekiem i opiekunem moim i mojego brata, swojej żony, a także wielu ludzi w Mirotkach do czasu swej tragicznej śmierci w Katyniu.

Bóg niech ma go w swojej opiece i niech spoczywa w spokoju tam, gdzie go zamordowano!

Grażynko, cała rodzina szalenie dziękuje za taką wspaniałą pamiątkę. Jesteśmy bardzo wzruszeni i serdeczne Bóg zapłać wszystkim, którzy pracowali nad uroczystością uczczenia pamięci Franciszka Jana.

Całujemy mocno Ciebie, rodzinkę i całe grono pedagogiczne

Dancia, Zosia, Sylvia, Antek, Jason, Pavel i Dianka

Australia, Melbourne 10.11.2009 r.


Hmm, dziecko słabego zdrowia...

Tadeusz Majewski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz