niedziela, 7 października 2012

KATARZYNA WICIAK - MŁODZI-STG. Opowieści równoległe

KASIA WICIAK
OPOWIEŚCI RÓWNOLEGŁE (TYTUŁ OD RED.) - PRACA WYRÓŻNIONA NA MIĘDZYNARODOWYM KONKURSIE LITERACKIM




Rozdział 1


Marzec 1944


Padał deszcz. Fabian Kerner szedł ulicą. Mokre włosy przykleiły się mu do czoła, zasłaniając widoczność. Zmarznięte palce odmawiały posłuszeństwa. Na bladych policzkach wykwitły czerwone rumieńce, które były efektem przejmującego mrozu. Jak ja nienawidzę takiej pogody. Przyspieszył korku, gdyż chciał jak najprędzej znaleźć się w ciepłej kawiarence. Ciekawe, czy znowu ją zobaczę? - zastanawiał się, wchodząc do środka. Od razu poczuł na twarzy powiew ciepłego powietrza. Ściągnął z siebie przemoknięty płaszcz, zamówił gorącą czekoladę i cierpliwie czekał. I wtedy pojawiła się ona. Delikatne, brązowe loki opadały na jej ramiona, a czerwone usta kontrastowały z bladą skórą. A oczy? Takich oczu nie miał nikt inny. Nie chodziło tu o ich barwę, ale o nastrój, w jaki wprawiały. Czuło się wtedy przyjemne ciepło, spokój, zrozumienie. Artystka zajęła wyznaczone dla niej miejsce na scenie. Wzięła do ręki smyczek i zaczęła grać na kontrabasie smutną, melancholijną melodię. Fabian nigdy przedtem jej nie słyszał, ale od razu przypadła mu do gustu. Kobieta zagrała jeszcze trzy utwory, a potem zeszła ze sceny.

- Czym mogę służyć? - spytał kelner przywołany skinieniem Fabiana. Był to mężczyzna w średnim wieku. Jego głowę zdobiły rzadkie, siwe już włosy zaczesane na jedną stronę.
W oczy rzucały się też jego broda i wąsy, które mimo niestarannego przycięcia nadawały twarzy łagodny wygląd.

- Chciałbym się dowiedzieć, kim jest ta urocza dama - powiedział Fabian, bawiąc się swoim kieliszkiem. Delikatnym ruchem głowy wskazał scenę, na której dalej stała kontra-basistka, przyjmując brawa i oklaski.

- Jest pan Niemcem - stwierdził.

- Tak. A czy to problem?

- Dla mnie nie. Dla niej tak.


Rozdział 2

Marzec 2011


- Ty mnie w ogóle nie słuchasz! - huknął Eugeniusz Błachnio. Trzydziestopięcioletni nauczyciel historii miał już po dziurki w nosie zachowania Filipa Kernera. Chłopak był zarozumiałym dzieciakiem, który myślał, że może robić wszystko, gdyż ma bogatych rodziców. W klasie nikomu poza Amelią jego zachowanie nie przeszkadzało. Nie lubiła Filipa od dnia, gdy go ujrzała. On zawsze zwracał na siebie uwagę, a ona jak szara myszka niczym nie wyróżniała się z tłumu. Kiedy on nosił co chwila nowe, markowe ciuchy, ona zadowalała się zwykłymi bluzami. Nie była jak większość dziewczyn w klasie. Puste idiotki chodzące na obcasach i nakładające na twarz tyle tapety, że musiały uważać, by podczas śmiania się im nie odpadła.

- Ma pan rację. Nie słucham pana, wolę za to patrzeć na moje słoneczko - stwierdził,
a jego błękitne oczy spoczęły na Amelii.

- Chciałbyś - rzuciła buńczucznie. Atmosfera w klasie zaczęła się zagęszczać.

- I po co udajesz? Przyznaj w końcu, że ci się podobam.

- Taa, i wtedy się obudziłeś.

Klasa parsknęła śmiechem, Amelia natomiast posłała Filipowi triumfujące spojrzenie. Lubiła, kiedy chłopak odczuwał, że to ona ma nad nim przewagę.

- Dobra - rzekł nauczyciel. - Zakończmy tę krótką wymianę zdań. Pora wrócić do lekcji. Ale skoro wasza dwójka tak bardzo lubi swoje towarzystwo, to przygotujecie wspólnie pracę na zajęcia. Obowiązkowo.

- Co? - wyrwało się Amelii. Dziewczyna spojrzała najpierw na swojego nauczyciela, potem na Filipa.

- To, co usłyszałaś. Przygotujecie ciekawy referat na temat zamku Kernerów. Przypuszczam, iż nie będziecie mieć z tym problemu - stwierdził, uśmiechając się. - Przecież Filip jest ich potomkiem. Na pewno uda mu się załatwić wejście na zamek.


***

- To jak? Ja przychodzę do ciebie czy może ty do mnie? Jeśli o mnie chodzi, wolałbym do ciebie - stwierdził Filip, uśmiechając się. - Wiesz, nie chcę, byś czuła się skrępowana.

- Możesz przestać? - spytała Amelia, przerywając mu. - Zachowujesz się jak rozpieszczony bachor, któremu rodzice wszystko dają. Dla twojej informacji, nie mieszkam pod mostem! Tu masz adres - powiedziała, wciskając mu do ręki pomiętą karteczkę. - Dorośnij, chłopczyku - syknęła, mijając go. Nie zapomniała też przy okazji zahaczyć jego ramienia.


Rozdział 3

Kwiecień 1944


- Rozumiem - powiedział Fabian, patrząc w oczy Wiktorii. Historia młodej artystki była bardzo smutna, wręcz traumatyczna. Jej rodzice zostali rozstrzelani, kiedy ona miała zaledwie kilka lat. Wtedy opiekę nad nią przejęła ciocia. Rozwijała zakiełkowaną w niej przez rodziców pasję do muzyki. Kiedy kariera Wiktorii zaczęła się rozwijać, jej ciocia zachorowała, a wkrótce umarła. Od tego czasu musiała ona polegać tylko na sobie. Skupiła się na muzyce. Zaczęła podróżować po całej Polsce. Grywała zarówno w małych kawiarenkach, jak i w dużych operach. Jednak z czasem zatęskniła za swoim rodzinnym miastem. Dlatego postanowiła wrócić i zrobić sobie krótka przerwę.

- Czyżby? - spytała, a jej ton był łagodny. Wiktoria zawsze ukrywała swoje emocje
za maską obojętności. - Żyjemy w dwóch różnych światach.

- Tak, ale jedno nas łączy. Muzyka.

Wiktoria uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego spotkania. Fabian czekał
na nią po występie. Zagadał do niej, ale kiedy ona usłyszała jego niemiecki akcent, zaczęła go ignorować. Jednak on nie poddał się tak łatwo. Przychodził na każdy jej występ z kwiatami w ręku. I tak jakoś się miedzy nimi zaczęło. Spotykali się często. Nieraz Wiktoria odwiedzała go w jego zamku. Lubiła tam przebywać. Taka odcięta od świata, od myśli, wspomnień, gonitwy za czymś, czego i tak nie mogła mieć. Jeszcze raz spojrzała na Fabiana. Nigdy nie przypuszczała, że zaprzyjaźni się z Niemcem. Tym bardziej po tym, jak jego naród odebrał jej wszystko, co miała, zaczynając od rodziny, a kończąc na muzyce. Gdyby nie wojna, wyjechałaby z Polski. Marzyła o występach dla szerszej publiczności.

- Chodź - szepnął Fabian, delikatnie ujmując jej zimną dłoń. Kerner nie był zbyt przesądny, jednak jego matka często powtarzała mu, że jak ktoś ma zimne ręce, to niedługo umrze. Niemiec prowadził ją do sali muzycznej, jej ulubionego miejsca. Wtedy pasja, która ich łączyła, przybierała na sile. Fabian zasiadał przy fortepianie, Wiktoria zaś zajmowała miejsce w złotym fotelu stylizowanym na styl rokokowy. Brała do ręki kontrabas i wspólnie grali. Poświęcali temu zajęciu całe dni i nigdy nie mieli dosyć. Nieraz Fabian odwoził Wiktorię, gdyż było już ciemno, a on bał się puszczać ją samą do domu. Właśnie zatracili się w utworze "Sarabande" autorstwa Haendla.


Rozdział 4

Marzec 2011


- Tu mieszkasz? - zdziwił się Filip.

- A co, jesteś zawiedziony, że nie zobaczyłeś telewizora na korbkę?

Dwoje nastolatków szło właśnie przez salon do pokoju Amelii. Dom, w którym mieszkała dziewczyna, robił wrażenie. Czuć było w nim przepych i bogactwo. Nie tego spodziewał się Filip. Obstawał raczej przy wyobrażeniu o przeciętnym domku średnio zamożnej rodziny. Ale to? To była luksusowa willa. Na dworze stały cztery samochody. Każdy inny, ale od razu można było zobaczyć, że to wyższa półka. A rodzice Amelii? Matka chodziła po domu w eleganckiej sukience, a ojciec w garniturze. Tylko ona była jakaś zwykła, przeciętna, szara. Nie ubierała się w drogie, markowe ciuchy, chociaż jej szafa ledwo się przez nie domykała. Nie malowała się, chociaż i bez makijażu wyglądała zabójczo.

- Proszę, to może nam pomóc - powiedziała Amelia, kładąc na stole opasły, stary tom. Kiedy Filip otworzył książkę, chmura kurzu wzbiła się w powietrze.

- Mój Boże. Mogłabyś czasem to przetrzeć.

- Mnie to nie przeszkadza - syknęła, zabierając mu ją. Szybko przewertowała kilka stron, aż natrafiła na coś ciekawego. - Tutaj - wskazała ręką wybrany fragment. - Sama historia zamku nie jest ciekawa, ale kiedyś znalazłam na jego temat kilka znaczących faktów, które utkwiły mi w pamięci.

- Po co interesowałaś się tą ruiną?

- Nieważne - stwierdziła Amelia, a potem szybko zmieniła temat. - Sama historia zajeżdża nudą. Zamek nie był często zamieszkiwany. Ród Kernerów wykorzystywał go jako letnią posiadłość.

- A ty się dziwisz? Kto by chciał mieszkać w takim czymś?

Amelia puściła jego uwagę mimo uszu i dalej wertowała książkę. Zatrzymała się na drzewie genealogicznym.

- Słyszałeś coś może o Fabianie?

Kerner automatycznie pobladł. Skąd ona o nim wie? Przecież to jest jedna z największych tajemnic naszej rodziny.

- Nie, przykro mi, ale nie słyszałem o nim - skłamał.

- Dlaczego mnie to nie dziwi - rzuciła sarkastycznie Amelia.

- Tak? - wybuchnął Filip. - To może ty mi wyjaśnisz, skąd tak dużo wiesz o zamku
i o mojej rodzinie?

- Och, tatusiek ci nic nie powiedział?

Jej szare oczy patrzyły się na niego buńczucznie. Dziewczyna oczywiście się z niego naśmiewała.

- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to ci powiem. Mój ojciec chciał odkupić wasz zamek. Zaproponował za niego kupę szmalu, ale wasza rodzina z jakiegoś powodu się nie zgodziła. Dla mojego taty sprawa była jasna - nie, to nie, odpuścił sobie. Ale ja nie jestem taka jak on. Zaczęłam szukać i trochę się dowiedziałam. Jak już powiedziałam, historia twojego rodu jest nudna jak flaki z olejem, jednak, gdy znalazłam dziennik niejakiej Wiktorii Ryczkowskiej, zmieniłam zdanie. Może to ci coś mówi?

Filip poczuł, jak wielka gula dławi jego gardło, uniemożliwiając wydobycie głosu. Czując na sobie spojrzenie Amelii, chłopak tylko pokręcił przecząco głową.

- Dobrze. To poczekaj tu, a ja przyniosę jej zapiski - powiedziała dziewczyna, wychodząc z pokoju.

Kiedy jej postać zniknęła mu z oczu, chłopak zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Fioletowe ściany pasowały do jasnych mebli w nowoczesnym stylu. Naprzeciwko drzwi -
- szafa w połowie przesłonięta parawanem. Po lewej stronie stało łóżko. Obok niego znajdowało się wyjście na taras, z którego miało się piękny widok na zamek Kernerów. Po prawej obok biurka zauważył niewielkie drzwi. Filip podszedł do nich i delikatnie je pchnął. Jego oczom ukazało się drugie pomieszczenie. Było znacznie mniejsze od sypialni Amelii. W jego centralnej części stał czarny fortepian. Chłopak przejechał palcami po jego gładkiej powierzchni i wtedy coś wyczuł. Obudowa została oszpecona wyrytymi w niej niezdarnie inicjałami, które potem ktoś zamalował, aby nie było ich widać. Poza tym w pokoju znajdowały się też inne instrumenty, takie jak gitara, skrzypce, flet, akordeon i kontrabas. Jednak najbardziej rzucały się w oczy porozrzucane po podłodze kartki z zapisanymi utworami. Filip schylił się
i podniósł jedną.

Already over, part 2, RED ?

- Kazał ci tutaj ktoś wchodzić? - usłyszał zza swoich pleców pytanie.

- Grasz na jakimś z tych instrumentów?

- Kontrabas. Kiedyś grałam też na fortepianie, ale już z tym skończyłam - sposób, w jaki Amelia powiedziała ostatnie zdanie, dał Filipowi jasno do rozumienia, że dziewczyna nie chce o tym rozmawiać.

- To może kiedyś wystąpimy wspólnie?

- Wow! Potrafisz grać na czymś innym niż na nerwach? - spytała sarkastycznie.

- Tak. Nie chcę się chwalić, ale od piątego roku życia uczę się gry na fortepianie.

- Wiesz, ale jest zasadnicza różnica między uczyć się a nauczyć.

- Jak chcesz, to mogę ci pokazać.

- To dajesz - stwierdziła Amelia, opadając na stojący w kącie fotel.

Filip zajął miejsce przy fortepianie. Przez chwilę zastanawiał się nad utworem, który miał zagrać. I wtedy przypomniała mu się piosenka Toshiro Masudy "Sadness and Sorrow".


***

- Jestem pod wrażeniem - stwierdziła Amelia, kiedy Filip skończył. - A teraz wróćmy do pracy.

- A ty?

- Co "ja"?

- No, zaprezentuj, co potrafisz.

- Chyba śnisz.

I tak zakończyła się rozmowa na temat muzyki. Kiedyś Amelia mogła rozmawiać o niej godzinami, ale teraz? Teraz to już nie miało dla niej znaczenia. Wraz z jego odejściem wszystko się zmieniło. Jej uśmiech, mimo iż czasami gościł na twarzy, już nie był taki sam.

- Chodź, im szybciej to skończymy, tym prędzej się ciebie pozbędę - powiedziała, wracając do sypialni. Filip szedł posłusznie za nią. Widzę, że nie tylko ja mam jakieś sekrety,
o których nie chcę rozmawiać.

- A skąd w ogóle masz ten dziennik? - zagaił.

- Znalazłam go na aukcji. Tak samo jak kontrabas i wisiorek. Były razem w zestawie.

- I rozumiem, że te wszystkie rzeczy należą do Wiktorii?

- Chyba tak - odpowiedziała Amelia. - Kiedy czytałam ten dziennik, wiele rzeczy wydawało mi się zagmatwane, niejasne i troszkę podejrzane.

- Co masz na myśli?

- Tego dnia, którego ona popełniła samobójstwo, Fabian zaprosił ją do siebie.

- Czekaj! - przerwał jej Filip. - Powiedziałaś "popełniła samobójstwo"?

- Tak podała policja. Chociaż według mnie to było morderstwo.

- Włamałaś się do policyjnych akt ?!

- Nie! Nie każdy w twoim otoczeniu łamie prawo. Wystarczyło pójść do biblioteki
i przejrzeć stare gazety. Wiesz, to takie miejsce, gdzie jest pełno książek.

- A, no chyba, że tak - bąknął Filip, lekko się rumieniąc.

- W dzienniku Wiktorii wyczytałam, że z jakieś dwa tygodnie przed śmiercią zaczęła się gorzej czuć.

- No i co z tego? Chyba nie sugerujesz mi teraz, że ktoś ją otruł?

- Wszystko na to wskazuje.


Rozdział 5

Lipiec 1944


- Wiesz, nie chciałbym cię denerwować, ale Lena coś podejrzewa.

Fabian gwałtownie nacisnął hamulec. Biały Maybach SW 42 zatrzymał się na środku drogi. Kierowca jadący z tyłu nerwowo nacisnął klakson. I co ten idiota tak trąbi - przebiegło przez myśl Niemcowi.

- Ale niczego jej nie powiedziałeś, prawda? - spytał, patrząc w oczy Toma.

- Nie - odpowiedział.

- To dobrze - stwierdził Fabian.

Tom nie podzielał postawy swojego przyjaciela. Po co podrywał jakąś Polkę, skoro w Niemczech czekała na niego piękna i bogata narzeczona? Wiedział też, że jego rodzina nigdy nie zaakceptuje tego związku.

- Co ona tu robi? - szepnął Fabian. Jego twarz automatycznie zbladła. Tom podążył
za jego spojrzeniem. Od razu zrozumiał, co tak przestraszyło jego przyjaciela. Na podjeździe przed domem zaparkowane było czerwone auto Leny.

- I co teraz?

- Nic. Muszę dopilnować, aby żadna z nich nie dowiedziała się o swoim istnieniu.

- To życzę powodzenia. Wiesz, że nie możesz ciągnąć tego w nieskończoność. Kiedyś będziesz musiał powiedzieć im prawdę.

- Wiem, ale teraz będę udawał - stwierdził, wysiadając z samochodu. - Witaj, kochanie! - krzyknął, całując Lenę w dłoń. Wiedział, że ta blondwłosa dama uwielbia takie szarmanckie gesty. - Co za miła niespodzianka?

- Tęskniłam - powiedziała, ale Fabian od razu wyczuł, że kłamie. Jej delikatna dłoń gładziła jego policzek. Błękitne oczy patrzyły na niego z miłością, ale pod tym wszystkim czaiła się tylko maska próżności. - Może pokażesz mi miasto - zaproponowała Lena, chwytając Fabiana za poły jego płaszcza i blisko przyciągając. Ich usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Kerner poczuł ostry zapach jej perfum. Nigdy ich nie lubił, lecz teraz wydały mu się one wyjątkowo seksowne.

- A nie jesteś zmęczona? Tak długa podróż musiała cię wykończyć.

- Słoneczko, nie widziałam cię tyle czasu, dlatego chciałabym, żebyśmy spędzili go wspólnie. Słyszałam, że macie tu świetną kawiarenkę. Podobno chodzisz do niej codziennie, więc może i mi pokażesz to urocze miejsce.

- Skoro nalegasz.

Fabian wiedział, że nie ma nawet co próbować odwodzić Lenę od jej pomysłu. Jeśliby próbował zbyt natarczywie, to ona zaczęłaby coś podejrzewać.


***

Drzwi kawiarenki otworzyły się z charakterystycznym dla nich piskiem. Do środka weszła wysoka blondynka i ciemnowłosy Niemiec. Fabian z niezadowoleniem stwierdził, że tego dnia był wyjątkowo mały ruch. Spokojnie znaleźli miejsce. Oczywiście Lena wybrała to najbliżej sceny.

- Co podać? -spytał kelner, meldując się przy stole.

- Dwie gorące czekolady poproszę - powiedział od razu Fabian, nawet nie pytając o zda-nie swoją narzeczoną. Udawał spokojnego, ale jego serce waliło jak oszalałe.

- Muszę przyznać, że to urocze miejsce. Nie dziwię się, że tak często tu przychodzisz
- stwierdziła Lena, dokładnie oglądając lokal. - Przyjazna atmosfera, miła obsługa, o! i widzę, że nawet muzykę na żywo mają - ucieszyła się, gdy na scenę weszła Wiktoria. Fabian czuł na sobie jej wzrok, ale sam nie odważył się spojrzeć. Wiedział, że będzie musiał jej z tego się tłumaczyć, a i tak miał już ogromne poczucie winy.


Rozdział 6

Marzec 2011


- Musimy wejść do zamku - zarządziła Amelia zaraz na początku następnego spotkania z Filipem.

- Co?

- Słuch masz chyba dobry? Załatwiasz wejściówkę na zamek. W tym dzienniku znalazłłam kilka ciekawych rzeczy i chciałabym je sprawdzić.

- A ty dalej o tym zabójstwie? Zrozum, ona nie wytrzymała psychicznie. Wzięła linę, obwiązała ją sobie wokół gardła i siup. Proste.

- Skąd wiesz, jak zginęła? Ja powiedziałam tylko, że ktoś ją podtruwał. O tym, że się powiesiła, nie wspomniałam ani słowem - stwierdziła chłodno Amelia. Jej szare oczy dokładnie przyglądały się Filipowi. Chłopak odruchowo odwrócił spojrzenie. - Ty wiedziałeś o niej! Przyznaj się, tata ci powiedział!

- A jeśli tak, to co? Jak już nieraz ci powtarzałem, nie twoja sprawa! Nie interesuj się czymś, czego i tak nie zrozumiesz!

- Tak, jak będziesz coś ukrywał, to na pewno nie zrozumiem!

- Po prostu nie mieszaj się do tego - huknął Filip, wychodząc z pokoju Amelii.

Dziewczyna została sama. Ponieważ nie miała nic innego do roboty, wróciła do pracy nad projektem. Przeszukiwała dalej dziennik Wiktorii. Właśnie trafiła na coś ciekawego, gdy zadzwonił dzwonek.

- Co ty tu robisz? - zdziwiła się, otwierając drzwi.

Przed nią stał Damian, jakiego zapamiętała. W skórzanej kurtce i z rozczochraną fryzurą wyglądał uroczo. Na dodatek ten uśmiech, którym mógłby uwieść każdą dziewczynę, jednak nie Amelię.

- Chciałem cię zobaczyć, kochanie - powiedział - i przeprosić.

- To niepotrzebnie przychodziłeś - szepnęła, zatrzaskując mu drzwi przed nosem. Chciała wrócić do pokoju, ale nie mogła. Poczuła się nagle taka bezsilna. Opadła na ziemię, dławiąc się własnymi łzami. Próbowała zrozumieć, czemu chłopak, który mówił, że zniknie
z jej życia na zawsze, wraca po pół roku. Dlaczego znowu jej zależy? A może zastanawiała się, jak mogła stać się taka słaba.

Amelia siedziała tak kilka godzin. Nawet nie zauważyła, kiedy na dworze stało się ciemno. Wtedy postanowiła wziąć się w garść. Wróciła do pokoju, bo chciała znowu zagłębić się w pamiętniku Wiktorii, jednak coś innego przykuło jej uwagę. Dziewczyna ostrożnie pchnęła drzwi na balkon. Poczuła na skórze zimne powietrze. Noc nie była zbyt ciemna, bo świeciły gwiazdy. Słaby blask padał też z wieży zamku Kernerów i to on ją zaintrygował. Wiesz co, to już jest szczyt chamstwa - wystukała szybko wiadomość do Filipa. Cały jej poprzedni smutek zniknął, zastąpiony nagłą wściekłością. Jak on mógł! Poszedł na zamek, a mnie nie zabrał - rozmyślała, pakując się. Wyciszyła telefon i wrzuciła go do plecaka. Do tego dodała latarkę, coś do picia i jedzenia, notes, długopis, aparat i kamerę. Założyła też na siebie polarową bluzę, gdyż noce bywały już chłodne, a grube mury zamkowe blokowały dopływ ciepłego powietrza.

- A ty dokąd? - spytała mama Amelii, wchodząc do domu.

Pani Makieła zawsze późno wracała do domu, bo długo siedziała w pracy. Miała przez to wyrzuty sumienia, gdyż uważała, że ani ona, ani jej mąż nie poświęcają swojej córce zbyt wiele uwagi. Brak czasu starali się wynagrodzić drogimi przedmiotami.

- Idę dokończyć projekt na historię - powiedziała Amelia, starając się jak najszybciej wyjść z domu.

- Czekaj - stanowczy głos zatrzymał dziewczynę w progu. - Płakałaś?

- To nic takiego. Naprawdę.

- Tak? A czy nie ma to jakiegoś związku z Damianem?

- Skąd wiesz?

- Mijałam go, kiedy wjeżdżałam na podjazd. Wydawał się smutny. Jednak nie zatrzymywałam go. Sama jestem już zmęczona. A ty chcesz o tym porozmawiać?

- Nie ma o czym. A teraz przepraszam, ale się spieszę. Pa.


Rozdział 7

Sierpień 1944


- Wiktoria, zaczekaj! - krzyknął Fabian, biegnąc przez miasto. Był zdziwiony, jak ta ciemnowłosa dziewczyna mogła poruszać się tak szybko na wysokich obcasach. Niemiec próbował z nią porozmawiać już od dłuższego czasu, jednak ona cały czas go unikała. -
- Wysłuchaj mnie - wydyszał, łapiąc ją za rękę.

- A co mam usłyszeć? Nie powiesz mi nic nowego! Wszystko już wiem! - wykrzyczała, wyrywając mu rękę. Ostatni raz spojrzała w jego oczy i ruszyła przed siebie. A on? Nawet nie próbował jej zatrzymać. Miała rację. Co nowego miałby jej powiedzieć?

- Kocham cię! - krzyknął.

- I to ma coś zmienić? Dziewięć liter? Te dwa słowa? - spytała Wiktoria, nawet nie uraczywszy Fabiana spojrzeniem. - Równie dobrze możesz je powiedzieć tej swojej blondynce! Na pewno będzie bardzo szczęśliwa!

Stukot jej obcasów zmieszał się z dźwiękami ulicy. Bystre oczy dokładnie przyglądały się mieszkańcom tego małego miasteczka. Każda kolejna mijana twarz napełniała ją coraz większym smutkiem. To miasto już nie żyje. Poddało się wraz z ludźmi je zamieszkującymi. Wiktoria przysiadła na chwilę na małej ławeczce w parku. Znowu kręciło się jej w głowie. Musiała przez chwilę odpocząć. Pamiętała, jak jeszcze sześć lat temu siadała tam z rodzicami. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że za rok ich już nie będzie, że pierwszego września 1939 roku rozpocznie się II wojna światowa i że od tamtego momentu jej życie zmieni się na zawsze.

Kiedy wojska niemieckie chciały zająć miasto, jego mieszkańcy poddali się bez walki, bez żadnego sprzeciwu. Ci, którzy próbowali stawiać opór, zostali zabrani i nigdy nie wrócili. Część z nich rozstrzelano, innych zabrano do obozów koncentracyjnych. Jednak wśród tej niewielkiej grupki chcącej walczyć nie było rodziców Wiktorii. Nie podobało im się to, co robili Niemcy, jednak wiedzieli, że gdyby ich aresztowano, to ich córka miałaby ciężkie życie. Miasto zostało oszczędzone. Oni sami zresztą też. Niestety, niecałe pół roku później rozpoczęły się zamieszki. Na ulicy padały strzały. Najbardziej ucierpiała ludność cywilna niebiorąca w nich udziału. Wśród przypadkowych ofiar znalazło się państwo Ryczkowskich. Dla Wiktorii był to wielki cios. To właśnie wtedy stała się taka obojętna i wtedy też zaczęła nienawidzić naród niemiecki.


Rozdział 8

Marzec 2011


- O, Filip! - zdziwiła się pani Makieła. - Jeśli przyszedłeś do Amelii, to przykro mi, ale jej nie ma.

- Jak to? A gdzie może być?

- Nie wiem. Myślałam, że jest z tobą. Mówiła, że idzie dokończyć projekt.

Twarz chłopaka od razu pobladła. Odruchowo spojrzał w stronę zamku i zobaczył, że w jednej z wież pali się światło.

- Chyba wiem, gdzie mogę ją znaleźć - powiedział Filip.

Po piętnastu minutach szybkiego biegu Kerner znalazł się na miejscu. Oparł się plecami
o grube mury, próbując złapać oddech.

- Amelia! - krzyknął. - Amelia!

Jednak jedyne co usłyszał, to odgłosy nocy co jakiś czas zakłócane przez dźwięki przejeżdżających samochodów. Mimo iż minęła północ, ruch na ulicy był wyjątkowo duży.

- Amelia, no odezwij się!

- I czego się drzesz? - spytała złośliwie dziewczyna, stając tuż za nim.

- Tu jesteś - ucieszył się.

- A gdzie się mnie spodziewałeś? Chyba nie w środku?

- Szczerze, to tak.

- Tak? To może pomyślałbyś czasem. Jak tam miałam wejść, skoro nie mam klucza.

- Oj, dobra. Nie złość się. Ale skoro ty jesteś tu, to kto jest tam?

- Sądziłam, że ty - przyznała dziewczyna.

- Jak widać, oboje się myliliśmy.

- Taa. Nieważne. Otwórz drzwi i zobaczymy, kto siedzi w wieży.

- Ale ja nie mam klucza.

- Co? Ehh. Dobra, mniejsza z tym. Tutaj podobno jest jakieś ukryte przejście.

- Jasne - rzucił sarkastycznie Filip, kładąc się na trawie. - Jeśli masz zamiar teraz go szukać, to spoko, ale ja ci nie będę pomagał.

- To nie. Łaski bez - powiedziała ostro. - Równie dobrze możesz wrócić do domu!

- Jakbyś zapomniała, to ten zamek należy do mojej rodziny!

- Mówisz to już któryś raz - stwierdziła Amelia, klękając na ziemi. Wyciągnęła z plecaka dziennik Wiktorii i przy świetle latarki zaczęła czegoś szukać. - Mam - ucieszyła się. - Wejście znajduje się w ścianie zachodniego skrzydła, koło altanki.

- To prowadź - rzucił sceptycznie chłopak. - Nie uwierzę ci, dopóki mi go nie pokażesz.


Rozdział 9

3 września 1944


- To twoja wina - stwierdził ojciec Fabiana, patrząc się na niego surowo spod gęstych brwi.

W zamku Kernerów trwało spotkanie rodzinne. Kiedy dowiedziano się o romansie Niemca z polską kontrabasistką, postanowiono to jak najszybciej zakończyć. Rodzice Fabiana chcieli go zabrać z powrotem do Niemiec, wtedy jednak dotarła do nich kolejna wiadomość, że ich syn jest podejrzany o zabicie swojej kochanki. Tego już było za wiele.

- Ja jej nie zabiłem.

- Wiem, lecz policji nie wystarczy twoje słowo.

- To co zrobimy? - spytał Fabian, bawiąc się kieliszkiem whiskey. Nigdy nie pił za dużo, lecz wiadomość o śmierci Wiktorii przybiła go, a alkohol pomagał złagodzić ból po stracie ukochanej.

- Nie martw się. Ja wszystko załatwię.

***

- Jak mogłeś to zrobić?!

- To było jedyne wyjście! - huknął pan Kerner.

- Łapówka? I teraz cała sprawa przycichnie?!

- I właśnie o to nam z twoją mamą chodziło, żeby ta sprawa jak najszybciej przycichła.

- Tak? A jej zabójca chodzi teraz na wolności!

- I co z tego? To nie nasza sprawa! Ta dziewczyna już dość namieszała w naszej rodzinie!

Fabian spojrzał w oczy ojca. Nigdy mu się jeszcze nie postawił, aż do tego dnia.

- Namieszała? I może dlatego się jej pozbyłeś, co? A może wiesz, kto to zrobił i nie chcesz go wydać?

- To nie twoja sprawa!

- A właśnie, że moja! Kochałem ją i nie spocznę, dopóki nie dowiem się, kto ją zabił!


Rozdział 10

Marzec 2011


Amelia usłyszała dźwięk przeskakujących zębatek i wtedy jej oczom ukazało się wejście. Dziewczyna już chciała przekroczyć próg, ale zobaczyła pająka i przestraszona odskoczyła do tyłu. Wpadła przy tym na Filipa i obydwoje wylądowali na ziemi. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów.

- Płakałaś? - spytał chłopak.

- Nie! Zmywałam tusz metodami naturalnymi!

- Chcesz o tym porozmawiać?

- W tym momencie?

- Wiesz, mnie nie przeszkadza, że leżysz na mnie - stwierdził, uśmiechając się od ucha do ucha.

Amelia poczuła, że na jej twarzy wykwita rumieniec.

- To jak?

- Ale co chcesz usłyszeć? Standardowa historia, która już się skończyła.

- I stąd twoje łzy?

- A co cię to tak interesuje? - spytała Amelia, unikając spojrzenia Filipa.

- Wiesz, chciałbym wiedzieć, komu mam przywalić za doprowadzenie ciebie do płaczu. A teraz nie becz, kotku, bo tusz ci się rozmyje - szepnął, ocierając wierzchem dłoni jedną z łez.

- Wodoodporny. Ale i tak dziękuję. A teraz chodź - powiedziała Amelia, ostrożnie stając z powrotem na nogi. - Musimy rozwiązać tę sprawę.

- Ok. Tylko poczekaj. Muszę ci coś powiedzieć.

***

- I przepraszam cię jeszcze raz za to, że cię okłamałem. Ta historia jest jedną z największych tajemnic mojej rodziny. Kiedyś próbowałem ją rozwikłać, ale wynikła z tego tylko wielka awantura. Jesteś na mnie zła?

- Nie. Spoko. Grunt, że mi powiedziałeś prawdę - powiedziała Amelia, niepewnie patrząc w ciemny tunel.

- Jeśli chcesz, to mogę pójść przodem - zaproponował. Amelia skinęła głową, podając mu w milczeniu latarkę. - Daj rękę.

- Po co?

- Bo będziesz się czuła pewniej, a po drugie, sam będę spokojniejszy, wiedząc, że jesteś za mną.

Dwójka nastolatków szła wąskim tunelem. Ich jedyne źródło światła stanowiła latarka. Pocieszał ich jedynie fakt, że mieli siebie. Nagle Amelia ścisnęła mocniej dłoń Filipa.

- Czy coś się stało? - zapytał zaniepokojony.

- Nie wiem. Chyba mi się tylko wydawało.

- Ok. Ale jakby coś, to mów.

- Stój! - krzyknęła nagle dziewczyna. Chłopak zatrzymał się w miejscu. - Widzisz go?

Nastolatek przez chwilę wpatrywał się w ciemny korytarz. I wtedy zobaczył wysokiego mężczyznę o czarnych włosach. Na oko miał z dwadzieścia pięć lat. Wpatrywał się
w nich smutnym wzrokiem.

- Zostań za mną - szepnął do dziewczyny Filip.

- To Fabian - powiedziała mu do ucha Amelia - albo raczej jego duch.

- Widzę, że mądre z ciebie dziecko - odezwała się zjawa.


***

- I tak wygląda moja historia - powiedział Fabian. - Jestem tu uwięziony. Nie zaznam wiecznego spokoju, dopóki prawda nie ujrzy światła dziennego, a Wiktoria mi nie wybaczy.

- A gdybyśmy ci pomogli? - spytała Amelia.

- Co przez to rozumiesz?

- Gdybyśmy w ramach naszej prezentacji przedstawili waszą historię?

- To nie byłoby głupie - stwierdził Filip.

- Tylko wiecie, Wiktoria musiałaby być na tej prezentacji.

- Hmm. Powiedzmy, że chyba wiem, jak rozwiązać ten problem.



Rozdział 11

Kwiecień 2011


- Za całe zabójstwo odpowiedzialność spada na Lenę, narzeczoną Fabiana. Dowiedziała się o ich romansie i dlatego postanowiła otruć konkurentkę. Dodawała jej do jedzenia niewielkie ilości leków. Wiktoria często jadała w kawiarence, w której koncertowała. Nie było więc żadnego problemu, by ją podtruwać. Na początku nie zauważono żadnych objawów. Z czasem pojawiły się bóle i zawroty głowy - powiedziała Amelia.

Jak na razie prezentacja szła po ich myśli. Nauczyciel uznał, że temat przez nich wybrany jest bardzo ciekawy i zasługuje na pokazanie szerszej publiczności. Wydrukowano ulotki i porozwieszano plakaty. Wysłano też specjalne zaproszenia dla, jak to określił Filip, "szyszek". Przygotowano też krótką wystawę. Cała impreza odbyła się w zamku Kernerów. Amelia specjalnie na tę okazję włożyła elegancką sukienkę i buty na obcasach. W takim wydaniu bardzo podobała się młodemu Kernerowi, ale chłopak lubił ją też w trampkach i w zwykłej bluzie.

- Nie popełnij tego samego błędu, co ja - powiedział Fabian, stając obok Filipa.

- Co masz na myśli?

- Powiedz jej, co czujesz, zanim będzie za późno. Uwierz mi, jej też zależy, ale ona ci nigdy tego pierwsza nie powie. Za bardzo się boi. Zraniona kobieta nigdy nie zapomina, jak cierpiała i dlatego uczy się na błędach.

- Jednak Lena uważała, że podawane przez nią leki nie doprowadzą Wiktorii do śmierci. Postanowiła więc załatwić tę sprawę w inny sposób. Drugiego sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku Wiktoria spotkała się z Fabianem. Niemiec chciał wyjaśnić jej całą tę sytuację, chciał wyznać, że ją kocha. Skomponował też dla niej specjalny utwór,
w którym prosił ją o przebaczenie. To był dowód jego miłości. Jednak nie zdążył go jej zaprezentować. Ubiegła go Lena cierpliwie czekająca na młodą kontrabasistkę. Gdy w końcu pojawił się dogodny moment, Niemka ogłuszyła ją, a następnie przewiozła ciało do jej domu. Tam, podrabiając jej charakter pisma, napisała pożegnalny list, a potem wszystko potoczyło się już z górki. Lena zawiązała jej na szyi pętlę, a potem ją powiesiła. Fabian bardzo przejął się śmiercią ukochanej. Obiecał sobie, że przez całe życie będzie szukał sprawcy tej zbrodni.
I to na tyle. Na zakończenie chcielibyśmy państwu zaprezentować utwór dedykowany Wiktorii.

Filip wszedł na scenę. Zajął miejsce przy pianinie, Amelia natomiast usiadła w fotelu gotowa do grania. Najpierw Kerner zagrał kilka taktów, potem dołączył do niego kontrabas. Na sali nagle zapadła cisza. Każdy był oczarowany wspaniałą melodią. Dwa instrumenty idealnie się dopełniały. Filip kątem oka spojrzał na publiczność i wtedy ją ujrzał. Stała obok Fabiana. Głowę czule położyła na jego ramieniu. Stali tak razem, a potem zaczęli blaknąć, aż w końcu zniknęli. Publiczność tego nie zauważyła, była zbyt zaabsorbowana wspaniałym występem.




***

- Piękny występ - wyszeptał Damian do ucha Amelii.

- Co ty tutaj robisz? - spytała chłodno.

- Już mówiłem. Chcę cię przeprosić. Wiem, że zachowałem się wtedy jak ostatnia świnia.

- Mnie to już nic nie obchodzi - przerwała mu.

- Ty musisz mnie wysłuchać - warknął, zaciskając dłonie na jej nadgarstkach.

- Auu! Puszczaj, to boli.

- Nie słyszałeś? - nieoczekiwanie odezwał się Filip. - Masz dać spokój mojej dziewczynie! Najwyraźniej nie chce z tobą rozmawiać.

- Co? Chodzisz z tym bogatym lalusiem? Nawet pasujecie do siebie. Rozpieszczona jedynaczka i chłopak kryminalista.

- Ale ze mną przynajmniej chce gadać - stwierdził młody Kerner. Twarz Damiana wy-krzywił złośliwy grymas. Jego dłoń zacisnęła się w pięść, która chwilę później zmierzała
w stronę Filipa. Chłopak zrobił unik i uniknął ciosu, ale Amelia nie miała tyle szczęścia. Upadła na ziemię, trzymając się za nos.

- I co zrobiłeś? - wrzasnął Filip, rzucając się na Damiana.


***

- I jak się czujesz? - spytał Filip, kiedy siedzieli razem w jej pokoju.

- Dobrze. A jak wygląda moja twarz?

- Jesteś piękna jak zawsze - stwierdził chłopak, całując Amelię w czoło.

- Fajnie nam wyszedł ten projekt - rzuciła po chwili dziewczyna.

- Szkoda tylko, że wyszliśmy przed wielkim finałem.

- To przeze mnie - obwiniała się.

- Nie przez ciebie, tylko przez tego kretyna. Gdyby cię nie uderzył, to nie musielibyśmy jechać do szpitala.

- Dziękuję, że wtedy skłamałeś, że jesteś moim chłopakiem. Co na to twoja dziewczyna?

- Jeszcze nie wiem. Pewien mądry człowiek powiedział mi, że jeśli mi zależy na jakiejś dziewczynie, to mam jej wyznać swoje uczucia. Ale ja dalej tego nie zrobiłem.

- To na co czekasz? Już, leć do niej, zamiast marnować czas ze mną - popędzała go Amelia. Udawała, że cieszy się, że Filip kogoś kocha, ale wewnątrz bardzo ją to zabolało. Chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, to zależało jej na nim.

- A skąd wiesz, że właśnie nie siedzę z tą wyjątkową osobą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz