sobota, 27 października 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. Pinczyn – dwa przenikające się światy

Na początku mamy mały problem. Nie ma gosposi, a pora obiadowa. Ksiądz Mieczysław Bizoń zastanawia się, jak zbadać, czy podgrzewany żurek jest już odpowiednio gorący. Pozornie prosta sprawa. Nad garnkiem unosi się para, więc chyba jest. - O, i są nawet jajka - mówi ksiądz z satysfakcją. No tak, co to za żurek bez jajka...



DROGA

Każdy ma swoją drogę. Idzie nią od urodzenia. Ks. Mieczysław Bizoń urodził się 26.05.1959 (w Dzień Matki - "pinczyniaki to wiedzą") koło Bydgoszczy we wsi Sienno, a wychował we wsi Włóki. Jego mama, Czesława Ignatowicz, pochodziła spod Nowogródka, a tata Franciszek - z Rzeszowskiego. Do Sienna sprowadził się przed wojną, gdyż dostał poniatówkę. Ks. Mieczysław liceum ukończył w Bydgoszczy, a w 1984 r. seminarium w Pelplinie.

- Po przyjęciu święceń kapłańskich pracowałem jako wikariusz na parafii na Rubinkowie w Toruniu. Parafia miała około 35 000 mieszkańców. To był fenomen - do I Komunii przystępowało od 700 do 800 dzieci. Potem 5 lat pracowałem w Koronowie, gdzie m.in. byłem kapelanem zakładu karnego. Następnie 2 lata spędziłem w Więcborku koło Sępólna Krajeńskiego. Stamtąd, w 1996 r., poszedłem na probostwo do Mokrego koło Czerska. Po 8 latach, w 2004 r., przyszedłem do Pinczyna.

Jak to się konkretnie odbywało? Był telefon z kurii od Kanclerza: "Ksiądz biskup ma propozycję, żeby ksiądz poszedł do Pinczyna. Czy ksiądz się zgadza?". Generalnie biskupowi się nie odmawia, bo przecież każdy przyrzeka mu posłuszeństwo.

- Ale bywa, że parafianie nie chcą wypuścić swojego księdza...

- Biskup tego nie lubi, księża też. Bo taki, związany z parafianami ksiądz musi być bardziej posłuszny... Przeniesienie do Pinczyna było dla mnie awansem. Tamta wieś, licząca z 700 osób, nie miała nawet szkoły.


PINCZYN

Po żurku pora na herbatkę. Tym razem nie ma problemu z temperaturą.

- Przed otrzymaniem tej propozycji Pinczyna w ogóle nie znałem. W drodze po dekret przejechałem przez wieś, żeby zobaczyć, jak wygląda. Ujrzałem bardzo ładną, zadbaną miejscowość. Gdy później odwiedziła mnie krewna z Bydgoszczy, stwierdziła, że wygląda jak miasteczko. I może będzie, jak w wierszu Powalskiej: "Nim zabłyśnie słoneczko, z Pinczyna stanie się miasteczko". Wówczas krótko proboszczem był ks. Jerzy Kąkol, po ks. Henryku Mindykowskim.


KSIĄDZ BUDOWLANIEC

- Nigdy nie sądziłem, że zostanę budowniczym. Zawsze mi się wydawało, że nie mam do tego smykałki. W poprzedniej parafii przede wszystkim zajmowałem się duszpasterstwem, pielgrzymkami... Gdy się sprowadziłem do Pinczyna, popatrzyłem na kościół i otoczenie okiem budowlańca. Cmentarz nie był w najlepszej kondycji. Postanowiłem to zmienić. Ks. Mindykowski wybudował dom katechetyczny i plebanię, która cały czas jest w budowie. Dostałem polecenie od księdza biskupa, żeby kontynuować. Uznałem, że dom, w którym obecnie mieszkamy, jest wygodny i trochę zwolniłem budowę plebanii. Na początku zajęliśmy się cmentarzem. Dziś jest wizytówką parafii. Pani z sanepidu podczas kontroli cmentarza stwierdziła, że ten nasz jest jednym z najładniejszych. Przyjeżdżający z Białorusi ksiądz nie może się nadziwić, że jest taki zadbany. Wygląda tak, gdyż wszyscy o niego dbają. Niedawno położyliśmy kostkę granitową i jest jeszcze ładniej. Potem wykarczowaliśmy krzaki przy ulicy Podgórnej i zajęliśmy się otoczeniem plebanii. Gdy zakładaliśmy ogród, pomyślałem, by rósł wraz z plebanią, żebym się nim mógł nacieszyć na stare lata. Już dziś jest ciekawy. Rośnie w nim sporo moich ulubionych rododendronów i azalii. Utrapieniem są krety.


KOŚCIÓŁ

- Wreszcie przyszedł czas na remont kościoła. Ksiądz biskup Szlaga swego czasu powiedział, żeby księża starali się o dotacje unijne. I wtedy pomyślałem, że najpierw trzeba wpisać kościół do rejestru zabytków. W 2007 r. złożyłem wniosek, a 1 października 2008 został już wpisany. Nie dlatego, że to kościół, a zabytek. Wniosek pomagali mi pisać Krzysztof i Partyka i Bogdan Męczkowski z UG. Powędrował do Urzędu Marszałkowskiego i był najlepszy w powiecie, a czwarty w województwie. Dotyczył wymiany pokrycia dachowego i remontu elewacji. Po przetargu, w maju 2010 r. rozpoczęły się prace. Były konieczne. Po każdej ulewie patrzyłem, czy w środku nie ma nowych zacieków. Woda lała się równo. Bałem się też, że coś komuś spadnie z wieży kościelnej na głowę. Założyliśmy grupę inicjatywną - rada parafialna, rada sołecka i sołtysi z terenu parafii. I ona pomagali. Chodziło głównie o pieniądze. Koszty remontu były ogromne, ponad 800 tys. złotych. Załatwiliśmy pozwolenie kurii i biskupa na kredyt, bo wiadomo - najpierw najpierw trzeba zapłacić, a Unia potem daje połowę. Dała dokładnie 399 930 zł. Prace trwały 6 czy 7 tygodni. Ukończyliśmy je jeszcze w 2010 r.

Ksiądz, szukając dat, wyciąga z kartonowego pudła dokumenty. Wszystkie dotyczą remontu. Jest ich mnóstwo.

- Nieraz się zastanawiam, jak to było możliwe, że po I wojnie światowej i zaborach postawiono w 2 lata taki piękny kościół. Przecież była bieda, bezrobocie, rodziny wielodzietne. Ile musiało być w ludziach determinacji i zapału. Jesteśmy za ten kościół odpowiedzialni wobec historii i nowych pokoleń.


LUDZIE

- Od razu, gdy tylko przyjechałem, zauważyłem, że ludzie bardzo chętnie włączają się w różne działania. Co roku jest Droga Krzyżowa, najczęściej w piątek przed Niedzielą Palmową, zespół "Relax" wystawia misteria i zaprasza duszpasterzy na różnego rodzaju imprezy, jak Dzień Matki (żartują, że jestem matką i ojcem w jednej osobie) czy spotkania opłatkowe. Co roku są Dożynki Parafialne. Parafianie przygotowują wieniec i jest Msza Święta Dziękczynna w kościele. To wszystko ma swoją tradycję i było przede mną. Ale urządzone z takim rozmachem jak w tym roku dożynki były pierwszy raz. Połączono je z Kociewską Bulwą - konkursem kulinarnym. I dobrze, ze połączono. Uważam, że Kościół powinien wychodzić na zewnątrz, proponując imprezy i wspólne przedsięwzięcia, gdyż ksiądz też jest mieszkańcem tej społeczności. Mówiąc o uczestnictwie mieszkańców w życiu parafii, nie można zapomnieć o służbie liturgicznej ołtarza. Mamy około 40 ministrantów i lektorów. Gdy porządkowaliśmy to otoczenie, przy plebanii zrobiliśmy boisko, żeby ministranci mogli grać w piłkę i siatkówkę. I grają do dziś, choć przecież jest Orlik. Grają też pingponga i piłkarzyki. Nie siedzą "w komputerze". Co piątek spotkania ma Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży - około 20 osób. Wyjeżdżają też na rekolekcje, zawody sportowe, diecezjady do Pelplina i Kościerzyny. W "żywym różańcu" bierze udział około 180 osób. W pierwszą sobotę miesiąca oprócz nabożeństwa mają spotkanie w salce przy kawie. Dużo ludzi chodzi do kościoła. W dzień powszedni, jak są nabożeństwa różańcowe, dla dzieci rozdajemy około 140 obrazków. To mówi o frekwencji. W niedziele najwięcej przychodzi na msze z kazaniem dla dzieci o godzinie 9. Wszystkie ławki są pełne. O, tu jest dokument.... Na przykład w 2012 r. o godz. 9 było 450 osób. Msze są o godz. 7.30, 9, 10.30 i 16 i o 12 w kościele filialnym w Górze. Ponad tysiąc osób przychodzi na pewno.

Rozpoczęcie Dożynek Parafialnych w Pinczynie - 2012 r.


TRADYCJA

Pinczyn bez kościoła? To niemożliwe. Tu rola Kościoła jest większa niż gdzie indziej. Tak mi się wydaje. Ludzie w Pinczynie mieszkają z dziada pradziada. Tu nie ma ludzi zewsząd, czyli znikąd. Tu sporo wynosi się z domu. Weźmy za przykład te "Brzady". Do zespołu zostały włączone małe dzieci. Od dziecka się uczą, chcą uczestniczyć. Tu matki przyprowadzają małe dzieci na nabożeństwa. Albo - przyszedł pewien pan i, zamawiając msze za zmarłych, rzekł: "Bo moja mama zawsze tak robiła". Mamy też takich, którzy obchodzą "osiemnastkę" i zamawiają msze. O, proszę spojrzeć, jest w kalendarzu. Większość za zmarłych, ale tu "o Boże błogosławieństwo w 18. rocznicę urodzin". Bardzo dużo mszy jest w rocznice ślubów.


OKRĘT DUCHOWY

- Tak, można tak powiedzieć. Kościół dla parafii to okręt duchowy. Bo przecież oprócz tych przenikających się zdarzeń świeckich i religijnych jest codzienna praca: katechizacja, liturgia, sakramenty. Pełni też rolę - jak pan to określił - pogotowia duchowego. Akurat podczas naszej rozmowy przyszła pani potrzebująca pomocy duchowej. Co miesiąc odwiedzamy ponad 50 chorych w ich domach. Nie tylko chodzi o spowiedź i komunię. Oni chcą sobie też pogadać o tym, co ich boli. O różnych rzeczach... Nie wyobrażam sobie Pinczyna bez kościoła. Jeżeli zlikwiduje się to wszystko, co religijne, świat stanie się pusty.


Ksiądz Mieczysław spośród wielu książek wyjmuje... Elementarz kociewski

KOCHAM PODRÓŻE

Spoglądam na regały. Sporo literatury pięknej. Na ścianach obrazy.

- Czytam książki. Wiem, to rzadkość. A tu na obrazie św. Elżbieta, patronka naszego kościoła. I św. Katarzyna przywieziona z Egiptu... Bardzo lubię podróże. Co roku organizujemy pielgrzymki. W tym roku byliśmy na Ukrainie i w Rumunii. A 5 lat temu wybrałem się z kolegami na Krym. Pociągiem. To była niesamowita przygoda.

Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz