czwartek, 25 października 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. O biogazowni po wycieczce w Szwecji

Z Adamem Armatowskim rozmawia Tadeusz Majewski

Kleszczewo Kościerskie. Zajeżdżam przed bramę rolnika Adama Armatowskiego. "Niech pan pojedzie do niego - mówili mi uczestnicy wyjazdu do Szwecji. - Jest dużym rolnikiem, człowiek szanowany". Negocjacje przed bramą trwają krótko.

- A pan za czy przeciw? - pyta Armatowski (41 l.).

- Że też dzisiaj wszystko musi za albo przeciw... A na którym miejscu są argumenty?

....



















Brama zostaje otwarta. Po chwili rozmawiamy. Oczywiście na temat biogazowni.

- Była pan w ponad 50-osobowej grupie z województwa pomorskiego, która tydzień temu pojechała do Szwecji oglądać biogazownie. Z gminy Zblewo pojechali jeszcze: Wojciech Kulas z Kleszczewa Kościerskiego, Andrzej Zakrzewski - rolnik z Jezierc, Bogdan Sarnowski - sołtys Małego Bukowca i Bogdan Męczkowski z Urzędu Gminy. Ile biogazowni oglądaliście?

- Trzy. Najbardziej interesowała nas ta trzecia. Została zbudowana u rolnika posiadającego 300 ha ziemi.

- Kto ją zbudował?

- On sam. Jest rolnikiem, ale także produkuje urządzenia biogazowni i je sprzedaje. W sumie sprzedał już 13 biogazowni. Oglądaliśmy tę, którą postawił na swoim. Tłumaczył nam budowę biogazowni i jej funkcjonowanie.

- Proszę opowiedzieć, jak to przebiegało...

- Na początku weszliśmy do dużej sali na poddaszu domu tego rolnika. Można rzec, sali konferencyjnej. Na ekranie pokazał nam proces technologiczny zachodzący w biogazowni. Po tym pokazie ruszyliśmy oglądać. Najpierw oglądaliśmy zbiornik fermentacyjny. Jest okrągły, o średnicy 12 m, szczelnie przykryty membraną ze sztucznego tworzywa. Rolnik wrzuca do niego kiszonkę z kukurydzy, ziemniaki i świńską gnojowicę. Do tych komponentów dodaje różne substraty i zachodzi proces fermentacyjny. W wyniku tego procesu powstaje gaz, który jest odprowadzany szczelnymi rurami do generatora i przetworzony w energię elektryczną. Dzięki szczelnemu przykryciu membraną i szczelnym rurom nie ma żadnego przykrego zapachu.

- Generator jest duży?

- Jest zamknięty w kontenerze o podstawie mniej więcej 3 na 10 metrów stojącym blisko zbiornika. Weszliśmy do tego kontenera i dokładnie oglądaliśmy generator w trakcie działania... Wyprodukowany prąd rolnik wykorzystuje w swoim gospodarstwie, a nadwyżkę sprzedaje do elektrowni.

- A co się dzieje z odpadami pofermentacyjnymi?

- Po fermentacji zawartość przefermentowanego materiału jest przepompowywana szczelnymi rurami w drugi stojący obok zbiornik, również przykryty szczelną membraną. Substancja pofermentacyjna jest bezzapachowa. Rolnik wywozi ją na pole jako nawóz. Uprawia rzepak, pszenicę, ziemniaki. Kukurydzę dokupuje.

- A dwie pierwsze biogazownie, jakie oglądaliście?

- Specjalnie nas nie interesowały. Pierwsza, mała, produkowała energię z alg, które opanowały tam plaże. Pracownicy odławiali i zbierali te glony, składowali, wsadzali do zbiornika fermentacyjnego i tworzyli z niego energię.

- To ciekawe. Dwa w jednym. Czyszczenie plaż z alg i pozyskiwanie energii. A ta druga?

- Ta druga była eksperymentalna, uniwersytecka...

- Jaką moc ma ta trzecia biogazownia?

- Około 100 kW...

- A jaką ma mieć ta w Kleszczewie?

- Około 1,9 MW, czyli będzie ze 20 razy większa.

- Szkoda, że nie oglądaliście porównywalnej.

- Kto chciał, ten mógł. Niedaleko Chojnic cały czas funkcjonuje biogazownia o mocy produkcyjnej około 2 megawatów. I substraty mają takie same, jak u nas: kukurydza i gnojowca świńska jako główne. Wycieczkę zorganizowano wiosną. Mieszkańcy Kleszczewa, którzy pojechali, mówili, że jest super i że nie ma żadnych przykrych zapachów.

- Więc o co chodzi? Jest pan rolnikiem, hodowcą. Ile ma pan ziemi i co pan hoduje?

- Mam 100 ha. Nastawiłem się na tucz trzody chlewnej. Hoduję w cyklu otwartym (czyli kupuję 30-kilogramowe warchlaki, a sprzedaję 110-kilogramowe) 4 tysiące tuczników. Rocznie około 12 tysięcy. Karmię na sucho zbożem, paszę wytwarzam sam. Na tych 100 ha uprawiam zboże przeznaczone na pasze i jeszcze dokupuję.

- Hm... Około 12 tysięcy tucznika... Dość dużo. I oczywiście jest pan zainteresowany budową biogazowni.

- Tak. Zależy mi na budowie tej biogazwoni przez firmę, gdyż oni będą ode mnie odbierać całą gnojowicę świńską.

- Nie mógł pan jak ten rolnik - producent ze Szwecji sam zbudować?

- Jestem hodowcą i to mi wystarczy.

- Ile produkuje pan tej gnojowicy?

- Około 12 tysięcy m3.

- Obrazowo mówiąc to zbiornik o wysokość 1 m, szerokości 30 m i długości 40 m. Sporo. Co pan z tą gnojowicą robi?

- Wywożę na pola. Beczkowozem od początku marca do końca października. Zbiornik na gnojowice znajduje się za chlewniami. Ma 10 m na 50, wysokość 2 m. Nie jest to korzystne dla pól, jak i dla mieszkańców, bo zapach gnojowicy jest nieprzyjemny. Biogazownia rozwiązałaby ten problem. Oni chcą jeszcze do tej gnojowicy jako substrat dodać kiszonkę z kukurydzy.

- Biogazownia rozwiązałaby problem przykrego zapachu. Więc skąd ta niechęć?

- Upór części społeczeństwa jest dla mnie niezrozumiały. Wit Strzyżowski, dyrektor ENEGRGOBIOGAZU S.A., tłumaczy, że ta gnojowica będzie tak jak w Szwecji odprowadzana z moich zbiorników szczelnym podziemnym rurociągiem bezpośrednio do biogazowoni, a po tym całym procesie fermentacyjnym poferment będzie wylewany na pola i że jest to dużo lepszy nawóz niż sama gnojowica. I - co najważniejsze - jest bezzapachowy. Nie rozumiem części społeczeństwa. Przecież śmierdzi gnojowica, a nie biogazownia. Do tego ogrzewanie... Dwie trzecie wytworzonej energii to ciepło, a jedna trzecia to energia elektryczna. To najtańsze ciepło. Koszt energii cieplnej z koksu jest 40 razy większy niż z biogazowni. Wit Strzyżowski proponował ogrzewanie bloków. Mówił, że może ogrzewać za symboliczną złotówkę. Ale część mieszkańców bloków mówiła, że wolą ogrzewać się sami.

- A problem ciężarówek?

- Ciężarówki nie będą przejeżdżać przez wieś, gdyż jest dojazd od szosy głównej za terenem byłego PGR-u.

- A co ma być dowożone ciężarówkami?

- Chcą nimi dowozić wysłodki z buraków cukrowych.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz