wtorek, 5 maja 2009

Do dyskusji. Krzysztof Kłos o straży miejskiej

Zebranie wiejskie to instytucja znana każdemu mieszkańcowi wsi. Znana, ale mało kto na takie zebrania uczęszcza. W miejscowości, w której mieszkam, liczącej około 1000 mieszkańców, przychodzi na nie z reguły tylko kilkadziesiąt osób (40 - 50). A szkoda, bo na takim zebraniu rozstrzyga się wiele spraw dotyczących wszystkich mieszkańców. Dopiero później, po czasie dostrzegamy zgubne skutki naszego braku zainteresowania sprawami bezpośrednio nas dotyczącymi.

Wiejska paranoja część II.

Naszym brakiem zaangażowania bieżącymi sprawami własnej wsi i gminy, lekceważeniem ich, pozwalamy de facto innym, aby za nas decydowali. Władza tylko na to czeka. Jak nikt nie patrzy jej na ręce, może sobie ona na wiele pozwolić. Często robi to pod pozorem "robienia nam dobrze". Chce dbać o nasze bezpieczeństwo (kto by nie chciał czuć się bezpieczniej), walczyć z pijaństwem (mają temu służyć specjalne gminne komisje antyalkoholowe), nieść pomoc najbiedniejszym (nieważne, czy oni sami chcą sobie pomóc, czy nie), dbać o nasze zdrowie (obowiązkowe szczepienia przeciwko czemukolwiek - teraz najmodniejsza jest grypa i pneumokoki), itp.

Każdy, kto by protestował przeciwko wydawaniu na przytoczone powyżej działania pieniędzy, może być spokojnie okrzyknięty warchołem, pieniaczem, itp. Nieważne, czy miałby rację czy nie. Są to takie tematy, na których bazuje populizm, nieobcy wszystkim politykom - nawet tym na szczeblu gminy. Według mnie takim sztandarowym przykładem populizmu może być powoływanie straży gminnych. Pod pozorem zwiększenia naszego bezpieczeństwa, tak naprawdę służą jedynie wyciąganiu pieniędzy przez gminę od swoich mieszkańców. Na przykładzie tego, co usłyszałem na zebraniu wiejskim, o którym pisałem poprzednio, postaram się teraz temat ten rozwinąć.

Zacznijmy więc dokładnie od budżetu tej służby. Rzekomy koszt utrzymania komendanta, strażnika i 1/4 etatu do obsługi fotoradaru, przedstawiony nam na zebraniu, ma wynieść jakieś 250 tysięcy złotych rocznie. Pytanie skąd się wzięła ta suma, zadałem też sobie samemu. Żeby daleko nie szukać, na oficjalnej stronie internetowej Starogardu Gdańskiego - www.bip.starogard.pl - znalazłem planowany na 2009 rok budżet straży miejskiej w Starogardzie. W dziale 754 - "Bezpieczeństwo publiczne i ochrona przeciwpożarowa" przewidziano, że wydatki na straż miejską wyniosą - 949.573 zł (prawie milion złotych). W Starogardzie jest 15 strażników i komendant. Wypada więc jakieś 60 tysięcy na strażnika na rok, czyli mniej więcej 2 razy mniej, niż miałoby przypadać na jednego strażnika gminnego w Kaliskach (ok. 110 tys. na jeden etat !!!).

Teraz przejdźmy do wpływów. I właśnie to jest najciekawsze. W Starogardzie przewidują, że w 2009 roku z mandatów nałożonych przez straż miejską uzyskają 60.000 złotych (słownie: sześćdziesiąt tysięcy złotych). W tym momencie zacząłem żałować, że tam nie mieszkam. Ten prezydent Stachowicz to naprawdę ludzkie panisko: ponad 50 tysięcy mieszkańców i tylko 60 tysięcy z mandatów. U mnie w gminie Kaliska przy 5 tysiącach mieszkańców (10 razy mniej niż w Starogardzie) strażnicy z mandatów mają uzbierać 10 razy więcej, bo 600.000 złotych (słownie: sześćset tysięcy złotych). Aż samo się ciśnie na usta: tam, w Starogardzie panuje - Edek Łaskawy, a tu w Kaliskach - Antek Okrutny. Ale żarty na bok.

Takie skalkulowanie budżetu ewentualnej straży gminnej wskazuje na kompletną indolencję tych, którzy to wymyślili. Nawet nie zadali sobie trudu, aby dokonać jakichś sensownych porównań i symulacji. Wzorem dla naszego wójta była tu zapewne sąsiedzka gmina Stara Kiszewa. Tam w budżecie na 2009 rok założono wpływy z mandatów i kar nakładanych na ludność na poziomie 450 tys. Jest tam dwóch strażników. I wszystko jasne - straż gminna to takie dochodowe przedsiębiorstwo. Skąd bierze się taka różnica we wpływach z mandatów Starogardu i Starej Kiszewy? Czy aby jest to zgodne z prawem? Chyba nie to jest celem i zadaniem jednostek samorządu terytorialnego.

Ot, po prostu, żadna gmina wiejska naszego powiatu jeszcze takowej straży nie ma, to my będziemy pierwsi, a przy okazji coś się zarobi. Ciekawe jest też to, że w jednym z numerów "Kaliskiego Gońca" - to taka gazeta informacyjna Urzędu Gminy w Kaliskach - za okres lipiec - październik 2008 roku jest zamieszczony wywiad z kierownikiem Posterunku Policji w Kaliskach asp. Mateuszem Kromerem, w którym odpowiadając na jedno z pytań, mówi on, że posterunek w Kaliskach jest wprawdzie jednym z najmniejszych posterunków w powiecie starogardzkim, ale i przestępczość jest też jedną z mniejszych w rejonie. Problemem według niego jest to, że na siedmiu policjantów mają do dyspozycji tylko jeden samochód.

Po tych słowach wypada skierować do Wójta pytanie - czy sam czyta czasem to, co za gminne pieniądze wydaje? Może lepiej po prostu kupić policji jeszcze jeden samochód, a nie tworzyć jej konkurencji? Jak pokazują przytoczone powyżej liczby, celem powołania takiej straży nie miałyby być wcale poprawa bezpieczeństwa i pilnowanie porządku, a jedynie "złupienie" nas na mandatach. Jak to mówią - "dajcie paragraf, a winny już się znajdzie".

PS. W tekście nic nie pisałem o tym, że strażnikom miałby "podlegać" także koń. Po artykule "Wiejska paranoja" z poprzedniego numeru na naszej stronie internetowej pojawiło się wiele komentarzy. Jednemu z czytelników podpisującemu się: [jestem z miasta] pomysł z koniem bardzo się spodobał. Według niego taki koń byłby atrakcją turystyczną. W pełni się z nim zgadzam. Właśnie tu widziałbym duże pole do popisu dla Urzędu Gminy, w końcu to jednym z jego zadań jest popieranie turystycznego wykorzystania naszego regionu. Może tylko zamiast prawdziwego konia zakupić takie atrapy, ale nie tylko konia. Wielbłąda (jak podpowiada jeden z internautów), niedźwiedzia, muła, osła i co tam jeszcze przyjdzie urzędnikom lub radnym do głowy. Każdy z potencjalnych turystów mógłby się z nim do woli fotografować. Koszty utrzymania mniejsze, a i na ulice taka atrapa też nie narobi, to i nie trzeba mu będzie mandatu za brudzenie wystawiać. To chyba dobry pomysł - co nie?

W internecie znalazłem również inne strony poświęcone straży gminnej (miejskiej) - szczególnie ciekawa jest jedna, a mianowicie:
http://pila.naszemiasto.pl/wydarzenia/265400.html. Jest tam zrobione zestawienie kosztów utrzymania straży w różnych miejscowościach i ilość zatrudnionych tam strażników. Dane pochodzą wprawdzie z 2003 roku, ale nawet uwzględniając inflację każdy może zauważyć prawidłowość, że im mniejsza miejscowość to koszt utrzymania jednego strażnika jest mniejszy. W prawie milionowym Poznaniu 214 strażnikom udało się wtedy zebrać z mandatów tylko 3 razy więcej pieniędzy, niż miałoby to zrobić naszych dwóch strażników w dwieście razy mniejszej liczebnie gminie. To nawet nie jest paranoja - to obłęd.

Ile to kosztuje?
Poznań
216 strażników - 9,720 mln złotych.
Do sądu skierowano 379 wniosków o ukaranie i wystawiono 33.358 mandatów na łączną kwotę ponad 1,5 mln złotych.
Leszno
14 strażników - 706 tys. zł.
Kalisz
26 strażników - 1,6 mln zł.
Chodzież
4 strażników - około 80 tys. zł.
Gniezno
12 strażników i dwóch komendantów - 546.5 tys. zł.
Jarocin
10 strażników - 485.4 tys. zł
Kępno
5 strażników - 300 tys. zł
Krotoszyn
9 strażników - 353 tys. zł
Koło
10 strażników - 440 tys. zł.
Kłodawa
5 strażników - 187 tys. zł.
Nowy Tomyśl
4 strażników - 195.8 tys. zł.
Opalenica
2 strażników - 100 tys. zł.
Ostrów
32 strażników - 760 tys. zł.
Pleszew
6 strażników - 200 tys. zł.
Szamocin
2 strażników - około 40 tys. zł.
Wągrowiec
5 strażników - 192 tys. zł.
Wolsztyn
5 strażników - około 160 tys. zł.
Września
9 strażników - około 300 tys. zł.
Wyrzysk
3 strażników - 30 tys. zł. Ujście
1 strażnik - 24,5 tys. zł

Krzysztof Kłos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz