sobota, 20 czerwca 2009

Edmund Dywelski patronem szkoły w Bytoni

O czymże wspanialszym może śnić człowiek, jak nie o głębokiej, nieustającej pamięci ludzi?

Bytonia 14 czerwca. Dzień dla miejscowości i regionu historyczny. Również ze względu na człowieka, którego wybrano na patrona szkoły. Nie szukano nikogo ze świata - jak niedawno wyraził się na łamach "Kuriera Zblewskiego" dyrektor szkoły Tomasz Damaszk, a stąd. Jakie to niezwykłe i piękne.





Urodził się w Białachowie, został nauczycielem, powędrował w świat, wrócił do Zblewa, Bytoni, prowadził tu szkołę, potem pracował społecznie. Zmarł. Jego nieraz dramatyczny życiorys - którym mógłby obdarować kilku ludzi, przypomina jakby okrąg.

Uroczystość nadania imienia szkole miała prawie w każdym momencie podniosły charakter. Msza święta (podczas mszy ks. Zenon Górecki mówiąc o zblewskim cmentarzu zauważył, że to bogata ziemia, w której leżą patroni trzech szkół - w Zblewie, Nowym Stawie i teraz w Bytoni), przemarsz na dziedziniec szkolny, przemówienia, chwile poświęcenia tablicy i symbolicznego wbijania gwoździ w drzewce sztandaru, zwiedzanie szkoły, otwarcie kącika patrona - jakże to tu było wzruszające.

Może właśnie dlatego, że ten patron nie jest kimś abstrakcyjnym ze świata, a dopiero co jakby od nas odeszłym. I tu nagle rozumiesz, że sztandar z wyszytą na nim podobizną patrona to coś bardzo poważnego, coś jakby między hymnem a przysięgą - jak stwierdził starosta starogardzki Leszek Burczyk. I może to jest sposób na nadawanie rzeczom niezwykłych znaczeń, przez związanie ich z kimś dla nas znanych i bardzo znaczących, a nie - powtórzmy jeszcze raz za dyrektorem - z kimś z odległego świata.

Przed podjęciem uchwały przez Radę Gminy Zblewo dyrektor szkoły w Bytoni wygłosił Laudację. Cytujemy ją w całości. Pamiętnik Patrona znajdziecie na stronie www.zblewo.ol.

Laudacja
Patrona Publicznej Szkoły Podstawowej w Bytoni
Pana Edmunda Dywelskiego

Laudatio to pochwała. Jak to już kiedyś Erazm z Rotterdamu powiedział: pozbawiona słusznych podstaw pochwała nie budzi zaufania, nawet gdy jest szczera. Natomiast taka, która mocne podstawy posiada, choćby znajdowała wielu zwolenników, staje się zbędna. Po co bowiem chwalić kogoś, o kim dobrze wiemy, że żaden chwalca nie potrafi oddać miary jego zasług, że jakby się pięknie o nim nie mówiło, żadne słowa jego godności nie opiszą, że trzeba nie słów, które tylko zniecierpliwienie budzą, ale prawdziwego zrozumienia dla jego czynów i postawy, a te każą nam po prostu pochylić czoła.

Dziś społeczność Bytoni po raz kolejny chyli czoła przed Edmundem Dywelskim - nauczycielem, kierownikiem szkoły, przed człowiekiem wielkiego serca i hartu ducha, którego dorobek społeczny wzbogacił naszą miejscowość w dzieła szczególne i wyjątkowe.
Wysoka Rado! Szanowni Goście! Przybliżeniu istotnego sensu wyłaniającego się z życiowej drogi i dorobku Patrona niech towarzyszy myśl przewodnia - motto, które stanowią słowa św. Pawła z "Listu do Filipian": "Wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co mile, co zasługuje na uznanie - jeśli jest cnotą i czynem chwalebnym - to bierzcie pod rozwagę".

Przedstawię teraz pokrótce drogę życiową naszego kandydata na Patrona naszej szkoły. Urodził się 9 czerwca 1910 roku w Białachowie. Tam chodził do szkoły, spędzał dzieciństwo i lata młodzieńcze. Był zdolnym i pracowitym uczniem i dążył do uzyskania większej wiedzy, dlatego też w Bydgoszczy ukończył Seminarium Nauczycielskie. Z uwagi na brak pracy na Kociewiu wyruszył na Kresy Wschodnie, aby tam uczyć dzieci języka polskiego. Niestety 17 września 1939 roku nasze ziemie wschodnie zostały zajęte przez Armię Czerwoną i nastał czas prześladowań ludności polskiej, a tym samym skończyła się nauka języka polskiego.

Pracę na Kresach rozpoczął od Kosewa Polskiego, poprzez Bobrowicz, Choroszczę i Wólkę Telechańską. Po zajęciu tych terenów przez wojska hitlerowskie od 22 VI 1941 roku nastał czas kolejnych represji od nowego okupanta Pan Edmund podejmuje się różnych zajęć, aby utrzymać rodzinę, a więc naprawia buty, lepi ptaszki w glinie, pracuje przy naprawie linii telefonicznej. Kiedy front wschodni zaczyna się kruszyć za zgodę jednego z dowódców, w cywilu będącego też nauczycielem, wojskową ciężarówką wraca z rodziną w głąb Polski i dalej pociągiem na Pomorze, do Białachowa.

Zostaje zatrudniony w zblewskim tartaku. Po wyzwoleniu Białachowa 6 marca 45 roku udaje się do Starogardu, zgłasza się do władz oświatowych i otrzymuje skierowanie do pracy jako nauczyciel w szkole w Radziejewie. Organizuje tam szkołę, w której pracuje do sierpnia 1945 roku. Następnie wraz z żoną Janiną zostaje skierowany do pracy w sześcioklasowej Szkole Podstawowej w Bytoni. Znowu rozpoczyna wszystko od nowa. Pracuje tu ponad 26 lat jako kierownik szkoły.

Wszędzie otaczany szacunkiem za swoją zjednującą osobowość. Nie interesował się działalnością polityczną, a dostrzegał sprawy społeczne - biedę, poniżenie, potrzebę lepszego, godniejszego życia ludzi.

Dramatyczne i trudne czasy polskiej historii odciśnięte w losach Jego własnej rodziny i spotkanych na drodze życiowej ludzi, to opowieści o heroizmie i cierpieniu tamtego pokolenia, trwaniu w prawdzie i miłości, budowaniu na solidnym fundamencie wiary, wierności sobie i własnym ideałom. To opowieści o hartowaniu woli każdego dnia - od nowa.

Jakież wzruszenie w sercach rodzi się, gdy w spisanej Jego ręką Kronice szkolnej z grudnia 1945 roku czytamy: "Każde dziecko w przeddzień Wigilii otrzymało prezent - bochenek chleba i kilka cukierków", a kilka kartek dalej boleśnie brzmią lakoniczne słowa: "8 stycznia 1950r. - po raz pierwszy odbyła się świecka choinka dla dzieci (bez Jasełek)".

Nastał czas wewnętrznego zmagania się z trudną rzeczywistością peerelowską. W kontynuowaniu działań teatralnych z młodzieżą odnajduje wielkie spełnienie społecznikowskie. Ruch ten zaowocował utworzeniem świetlicy wiejskiej, a później Wiejskiego Ośrodka Kultury - z teatrem, z zespołem muzycznym, z książkami i filmami. Powszechny niedostatek środków finansowych na funkcjonowanie szkół wyzwolił motywację do zbiórki z uczniami surowców wtórnych, a za uzyskane pieniądze zakupił adapter, magnetofon, episkop, projektor filmowy i inne nowoczesne sprzęty.

Dumą całej wsi był pierwszy telewizor, otrzymany przez szkołę w roku 1961 - tłumnie i gwarno było wieczorami w szkole, dziś powiedzielibyśmy - spotkania integracyjne. Taki rzeczywiście miały charakter - społeczność integrowała się do wspólnych działań dla swojej wsi. Razem oglądano telewizję, razem uczestniczono w przedstawieniach teatralnych, razem też wykonywano wiele prac potrzebnych wiosce i mieszkańcom, a duchem sprawczym owych działań był nie kto inny, tylko Edmund Dywelski.

Dla Pana Dywelskiego radość z działania dla społeczności zawsze okraszona była odpowiedzialnością, uporem, konsekwencją w zmaganiach, za co otrzymał liczne dowody uznania - nagrody, wyróżnienia, odznaczenia, w tym Krzyż Kawalerski, a w roku 1994 tytuł "Honorowego Obywatela Gminy Zblewo", jednak najbardziej cenił sobie pamięć swoich wychowanków, przyjmując ich odwiedziny z najwyższym wzruszeniem - mówiąc ze łzami w oczach: "I Ty o mnie też pamiętasz?"

Kierowanie Szkołą w Bytoni zaczynał po wojnie od wstawiania wybitych szyb, od robienia ławek do klas, przez wykonywane w czynie społecznym z uczniami i rodzicami remonty sal, marząc o ładnym, przestronnym budynku. Po wielu latach marzenie Seniora się spełniło - wmurował kamień węgielny, w dniu Jego 91. urodzin zawisła wiecha, a rok później przecinał wstęgę w dniu otwarcia tej nowej Szkoły, towarzyszył nam w każdym ważnym szkolnym wydarzeniu, w czasie Jubileuszu 5-lecia szkoły odebrał zaszczytny tytuł Przyjaciela Szkoły.

Przed laty uczyniliśmy Misją naszej Szkoły słowa: "Trzeba chcieć i silnie, i wytrwale, trzeba wolę hartować, trzeba być pożytecznym. Kto ma silną wolę i silną chęć służby ludziom - temu życie pięknym będzie snem". Niewątpliwie życie Edmundowi Dywelskiemu przez 98 lat pięknym było snem.

O czymże wspanialszym może śnić człowiek, jak nie o głębokiej, nieustającej pamięci ludzi? Trzeba nam ludzi prawych, mądrych, wyrozumiałych i ważących ludzkie czyny nie według bezdusznych reguł, ale dla dobra drugiego człowieka.
Trzeba nam ludzi jak pan Dywelski - tak zwyczajnych, że aż nadzwyczajnych. Trzeba mądrości i woli i stale mieć w oczach te wartości, którym P. Dywelski właśnie był wierny - Bóg, Honor i Ojczyzna.
Niech patronuje naszym codziennym szkolnym, bytońskim zmaganiom!
Wysoka Rado!
W imieniu rodziców, uczniów, młodzieży, grona pedagogicznego i własnym proszę o podjęcie pozytywnej uchwały, ponieważ życie i działalności P. Edmunda Dywelskiego zasługuje na uznanie i wszechstronne poparcie.
Bytonia, 14 czerwca 2009 r.
Zdjęcia i oprac. Tadeusz Majewski

ZDJĘCIA Z UROCZYSTOŚCI























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz