środa, 28 maja 2014

KRZYSZTOF KOWALKOWSKI W HOLANDII. ...Powiedział nienaganną polszczyzną "Dziękujemy Wam, Polacy


Oddaliśmy hołd polskim lotnikom
Starogard, jak wiele innych miast i wsi, ma swoich bohaterów z lat II wojny światowej. Jedni zginęli w kraju, inni poza jego granicami. O tych pierwszych pamiętają wszyscy albo prawie wszyscy i w stosownych chwilach na ich grobach pojawiają się kwiaty i znicze. W przypadku tych drugich jest niestety gorzej. Pochowani na obcej ziemi tam, gdzie zginęli, w miejscowościach, gdzie nie mieszka żaden Polak pozostają często w zapomnieniu. Jest jednak tak, że brak Polaków nie jest przeszkodą w kultywowaniu pamięci o polskich bohaterach. Tak jest m.in. w mieście Raalte w Holandii.

Tu o poległych w II wojnie światowej, w tym także o poległych polskich lotnikach, pamięta się zawsze. Jak co roku w dniu 4 maja, ostatnim dniu okupacji Holandii, zostały zorganizowane uroczystości upamiętniające wszystkich mieszkańców Raalte, którzy zginęli w czasie II wojny oraz alianckich lotników, którzy zginęli na terenie gminy i w Raalte zostali pochowani. W tym roku, po 29 latach, na uroczystości ponownie zostali zaproszeni krewni pochowanych w Raalte pilotów RAF. Wśród zaproszonych przez burmistrza Raalte Pieta Zoona byliśmy także my - ja z żoną Elżbietą i nasz najstarszy wnuk dwunastoletni Mateusz.

W Raalte,jednym z miejsc, w którym oddawany jest hołd wojennym bohaterom jest cmentarz miejski Westdorplaan, na którym pochowanych jest 23 lotników RAF, w tym 4 polskich lotników 305 Dywizjonu Bombowego. Pochowani Polacy to Alojzy Gusowski /pochodzący ze Starogardu/ oraz Marian Świderski, Henryk Jankiewicz i Kazimierz Ardelli. Załoga tego bombowca liczyła pięciu członków i tylko jeden z nich, Stefan Madejczyk, uratował się. Historię Alojzego Gusowskiego - wuja mojej żony Elżbiety oraz pozostałych członków jego załogi opisałem w mojej książce "Alojzy Paweł Gusowski pilot 305 Dywizjonu Bombowego".

Do Raalte przyjechaliśmy 1 maja wieczorem. Droga przebiegła bez żadnych przeszkód, bo ruch na autostradzie przez Niemcy był niewielki. Mimo zaproszenia burmistrza i zaoferowania gościny w hotelu na koszt miasta, zatrzymaliśmy się u naszych wieloletnich przyjaciół Dini i Appie Wassing. Pozostali zaproszeni przez burmistrza goście z Anglii przyjechali później. Pierwsze spotkanie z nimi miało miejsce 3 maja w Hotelu i Restauracji de Zwaan. To, że będzie syn Stefana Madejczyka - Nicholas ze swym synem Thomasem, wiedzieliśmy. Jak się okazało, przyjechali także Patrycja i Charles Dudley, którego wuj wraz z całą siedmioosobową załoga zginął 13 czerwca 1943 r. w Avro Lancasterze w okolicy Raalte. Fakt naszego przyjazdu do Raalte został odnotowany natychmiast w gazecie "de Stentor" ukazującej się w regionie Salland, na terenie którego znajduje się Raalte.

Nasze trzy rodziny spotkały się 3 maja w Hotelu i Restauracji de Zwaan. Wszystkich gości przywitał nasz znajomy Richard Woolderink i on też zaplanował dla nas wizyty w miejscach związanych z zabitymi lotnikami. Najpierw pojechaliśmy do miejscowości Schoonheeten, do miejsca gdzie na polu znaleziono 4 polskich lotników. Po chwili zadumy i wspomnieniach o zmarłych oraz po wykonaniu wielu zdjęć pojechaliśmy do niedaleko położonego domu, w którym pomocy udzielono Stefanowi Madejczykowi. To miejsce szczególnie interesowało Nicholasa i Thomasa, którzy oglądali je nie ukrywając wzruszenia. Tu także każde z nas wykonało serię zdjęć, a na koniec ustawiliśmy się do wspólnej fotografii w miejscu, gdzie taką fotografię w 1985 roku wykonano Stefanowi Madejczykowi i osobom, które udzieliły mu pierwszej pomocy. Stamtąd udaliśmy się do Mariënheem, na miejsce katastrofy samolotu Avro Lancaster, w którym zginęło 7 lotników, w tym Charles William Dudley, wuj wspomnianego Charlesa. Tu mieszkańcy zadbali, aby miejsce katastrofy zostało właściwie oznakowane tablicami pamiątkowymi w języku holenderskim i angielskim, przy których Charles wraz żoną Patrycją złożyli kwiaty. Ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy znajdowało się w Luttenberg. Tu zatrzymaliśmy się przy pomniku, który stanął w miejscu tragedii, jaka wydarzyła się w 4 grudnia 1944 r. Wówczas to wystrzelona z niedalekiej wyrzutni rakieta V-2 z nieznanych przyczyn spadła tuż po wystrzale na pola Luttenberg i nie wybuchła, czym przywabiła mieszkańców. Gdy zebrali się wokół niej, wówczas nastąpił opóźniony wybuch, na skutek którego zginęło 19 mieszkańców Lutlenberg. Ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy był cmentarz Westdorplaan w Raalte. Tu zatrzymaliśmy się przy grobach polskich lotników. Szkoda, że nie udało się zlokalizować adresów pozostałych trzech rodzin z polskiej załogi Wellingtona Z-8339 SM-N "Nana".

Ale pamiętaliśmy o wszystkich poległych polskich lotnikach. Już następnego dnia (4 maja) rano na każdym z polskich grobów zatknęliśmy polskie flagi. Wywołały one poruszenie wśród mieszkańców Raalte, gdy tego samego dnia podczas popołudniowych uroczystości wchodzili na cmentarz. Uroczystość była wspaniała i wzruszająca, a my (goście spoza Holandii) zostaliśmy szczególnie serdecznie przywitani. W uroczystości uczestniczyli burmistrz Raalte Piet Zoon, kombatanci II wojny światowej oraz wojen po niej trwających w Afryce i Azji, w których uczestniczyli holenderscy żołnierze oraz bardzo licznie przybyli mieszkańcy. Przy pamiątkowym drewnianym krzyżu złożono wieńce od miasta i kombatantów, a kombatanci złożyli na każdym grobie po jednej białej róży. Następnie my z rodziną Wassing zapaliliśmy świeczki przy grobach polskich żołnierzy. I gdy wróciliśmy do szeregu burmistrz Zoon wraz z nami i mieszkańcami ruszył w kierunku grobów oddając hołd każdemu z pochowanych w nich lotników. Przy polskich grobach zatrzymał się na dłużej chwilę z nami rozmawiając. Wielkim wzruszającym wydarzeniem była chwila, gdy podszedł do nas 96-letni holenderski weteran II wojny światowej i chwytając moją żonę za rękę powiedział nienaganną polszczyzną "Dziękujemy Wam Polacy". W tym momencie łzy wzruszenia zakręciły się nam w oczach. Jak się okazało, ten Holender nie znał ani jednego słowa więcej po polsku. Po uroczystościach był czas na rozmowy przy kawie i ciastku w stojącym w pobliżu cmentarza budynku holenderskich skautów. Tego dnia nie był to koniec uroczystości. Na godz. 19.00 zostaliśmy zaproszeni do Ratusza, gdzie wraz z innymi gośćmi zostaliśmy podjęci kawą. Po krótki rozmowach przed ratuszem, gdzie zebrali się licznie mieszkańcy i zastępy skautów, odbyła się uroczystość złożenia wieńców i kwiatów pod pomnikiem żołnierzy, którzy zginęli poza granicami Holandii, w tym podczas uczestnictwa w misjach pokojowych w Azji i Afryce. Całość uświetniona deklamacjami młodzieży i występem chóru. Po uroczystości przeszliśmy na ulicę Zwolestraat pod pomnik poświęcony pamięci mieszkańców Raalte, którzy zginęli podczas II wojny światowej. Tu po powitaniu, przemowach i deklamacjach, orkiestra odegrała hymn holenderski, a chór odśpiewał kilka pieśni, m.in. Requiem Mozarta. Następnie nastąpiło składanie wieńców i wiązanek kwiatów od władz i rodzin poległych. Po nich kwiaty składali skauci i mieszkańcy. My, jako honorowi goście, podczas uroczystości staliśmy w pierwszym szeregu i jako pierwsi składaliśmy pod pomnikiem róże (otrzymane z gminy). Po uroczystości powróciliśmy do Ratusza, gdzie przy kawie i herbacie odbyły się dalsze rozmowy i wspomnienia. Dodać w tym miejscu warto, że w tym dniu na holenderskich domach wywieszane są flagi narodowe, ale wciągnięte jedynie do połowy drzewca. Dopiero w dniu 5 maja flagi te zostaną wciągnięte do samego szczytu na znak wolności i radości, jaka zapanowała w Holandii 5 maja 1945 r.

5 maja w Holandii jest dniem szczególnym, bo jest dniem ostatecznego wyzwolenia całej Holandii spod okupacji niemieckiej w 1945 r. Wciągane są na szczyty masztów flagi narodowe, a w całej Holandii organizowane są koncerty wolności. Burmistrz Piet Zoon zaprosił nas do Restauracji w hotelu de Zwaan na lunch. Uraczono nas zupą szparagową i szparagami w sosie holenderskim z szynką i gotowanym jajkiem. Nie mogło być inaczej, bo Raalte i jego okolice to zagłębie szparagowe. Po lunchu wyjechaliśmy do niedalekiego Zwolle, gdzie zorganizowano Beverijdingsfestival - jeden z dwunastu koncertów wolności. Tu powitała nas osobiście Ank Bijleveld-Schouten - komisarz królewski prowincji Overijssel. Na czterech scenach występowali artyści z całej Holandii. Jak podała następnego dnia holenderska prasa, przez festiwal w Zwolle przewinęło się tego jednego dnia 125 tysięcy widzów. Po kilku godzinach uczestnictwa w koncercie wyjechaliśmy do Raale żegnając się przy dworcu w Zwolle z Nickiem Madejczykiem i jego synem, którzy wracali tego dnia do Anglii. W Raalte w restauracje de Zwaan pożegnaliśmy się z Patrycją i Charlesem Dudlej, którzy następnego dnia także wracali do Anglii. Tam też otrzymaliśmy informację, że czeka nas jeszcze następnego dnia spotkanie w lokalnej stacji radiowej. Jak okazało się była to audycja na żywo, podczas, której Elżbieta opowiedziała o powodach naszej wizyty w Raalte, o mojej książce o Alojzym Gusowskim, o naszych kontaktach w rodziną Wassing i Richardem Woolderink.

Swój pobyt zaplanowaliśmy na 10 dni, więc po zakończeniu uroczystości, pożegnaniu gości i audycji w radiu, pozostały czas spędziliśmy z naszymi holenderskimi przyjaciółmi. Był czas na spotkania z dziećmi Dini i Appiego, co wiązało się także z wyjazdem poza Raalte m.in.. do Neuw Amsterdam, gdzie w przeszłości mieszkał przez kilka lat Van Gogh. Po drodze podziwialiśmy holenderskie krajobrazy wraz z nieodłącznymi wiatrakami. Widzieliśmy je wielokrotnie, ale zawsze wzbudzają nasz zachwyt. Była też okazja do spotkań ze znajomymi rodzinami mieszkającymi w Raalte. Oczywiście nie mogło się odbyć bez spacerów po mieście, którymi szczególnie zainteresowany był nasz wnuk Mateusz. Ale to już jest temat na odrębną relację.


Krzysztof Kowalkowski


Zdjęcia

Richard Woolderink

Krzysztof Kowalkowski


Burmistrz Piet Zoon (drugi z prawej) w rozmowie z moją żoną.


Pierwsze spotkanie z Nickiem Madejczykiem i Charlsem Dudleyem.


Artykuł w holenderskiej gazecie de Stentor z dnia 3.05.2014 r.

Niezwykli goście podczas uroczystości związanych z uczczeniem pamięci poległych żołnierzy w Raalte

W corocznie obchodzonych uroczystościach związanych z uczczeniem pamięci poległych żołnierzy w Raalte, uczestniczyło w tym roku parę niezwykłych gości, którym towarzyszył Ap Wassing i jego małżonka oraz Richard Woolderink.

Gośćmi zaproszonymi przez gminę Raalte byli między innymi Elżbieta Kowalkowska i jej małżonek Krzysztof Kowalkowski razem z wnukiem Mateuszem Kowalkowskim (12). Krzysztof Kowalkowski jest autorem książki o Alojzym Pawle Gusowskim, poległym polskim pilocie, który podczas II wojny światowej był w służbie RAF i zginął podczas katastrofy samolotu w Schoonheten. Żona autora książki jest bratanicą poległego polskiego pilota.

Patricia i Charles Dudley również byli pod koniec tego tygodnia w Raalte. Wujek Charlesa Dudleya poległ w czerwcu 1943 r. w gminie Raalte. W czerwcu 2013 roku Patricia i Charles odwiedzili grób poległego żołnierza, który zginą pod Mariënheem podczas katastrofy Lancastera z 49 eskadry RAF-u. W miejscu katastrofy zostały umieszczone 2 tablice, jedna po holendersku, druga po angielsku.

Po ich wizycie, zostały nawiązane kontakty z Collin Cripps, kuzynem Basila Roberta Cripps (z tego samego samolotu, również pogrzebanego w Raalte). Pomiędzy sobą wymieniono się dokumentami, gdzie między innymi była fotografia krzyża z trzema imionami, w tym imiona dwóch zaginionych. Dla Collina Crippsa było to dowodem, że tego czasu nastąpiło wiele błędów w identyfikacji ofiar katastrofy. Obecnie jest zajęty rozwiązywaniem tej sprawy.

Innymi gośćmi byli Nicholas Madejczyk i jego najstarszy syn, Thomas. Nicholas jest synem, a Thomas wnukiem Stefana Madejczyka. 20 czerwca 1942 r. rozbił sie Vickers Wellington pod Schoonheeten. Czterech członków załogi zginęło i zostało pochowanych na cmentarzu miejskim Westdorp w Raalte. Stefan był jedynym z całej polskiej załogi, który przeżył katastrofę. Był wielokrotnie gościem w Raalte.

Appie Wassing i jego małżonka są znani jako członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Polskiego Dziecka i od wielu lat są bardzo zaprzyjaźnieni z rodziną Kowalkowskich. Do nawiązania tych kontaktów doszło w latach 80-tych podczas uroczystości związanych z uczczeniem pamięci poległych żołnierzy.

Richard Wolderink jest między innymi autorem książki "Raalte w czasie wojny 40 - 45". Również po wydaniu tej książki, w 1986 r., prawie codziennie poświęca czas na badanie zdarzeń z lat 40 - 45 w gminie Raalte.




Na polu, na którym znaleziono w 1942 r. martwych polskich lotników.


Moja żona Ela i ja w rozmowie z Richardem Woolderinkiem.



Ela i Nick Madejczyk przed domem, w którym udzielono pierwszej pomocy jego ojcu.



Kombatanci oddają hołd pochowanym lotnikom.



Moja żona i Appie Wassing zapalają świeczki na polskich grobach.



Zapalamy świeczki przy polskich grobach.



Przy grobach stoją od lewej: Nick Madejczyk, Appie Wassing, Ja, nasz wnuk Mateusz, Ela, Dini Wassing, Thomas Madejczyk.



Mieszkańcy Raalte oddają hołd lotnikom.



Holenderski weteran powiedział do mojej żony po polsku "Dziękujemy Wam Polacy".



Przy polskich grobach weteran odpowiada na pytania wnuka.


Uroczystości przed pomnikiem przy ul. Zwolsestraat.



Składamy kwiaty przy pomniku.



Polska i holenderska flaga na domu rodziny Wassing.


Lunch w restauracji de Zwaan.



Zwoole - spotkanie z komisarzem królewskim panią Ank Bijleveld-Schouten (czwarta od prawej".


Festiwal wolności w Zwolle.



W studio RTV Raalte w czasie audycji.



Grota postawiona na wzór Groty w Lurds.



Klompen Atelier - Klompen to drewniane chodaki, kiedyś bardzo popularne w Holandii.



We wnętrzu Atelier.



We wnętrzu Atelier - klompy dekoracyjnie pomalowane.



Widok popularny w Holandii


Raalte - Muzeum amerykańskich motocykli, głównie Harley-Davidson.



Parter muzeum - niewielka część spośród ponad 130 motocykli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz