środa, 10 marca 2010

Młodzi-STG. Zmarnowane talenty?

Ostatnio wśród nas, młodzieży, można było zaobserwować szerzącą się falę fanów tzw. demotów. Chodzi o stronę poświęconą zdjęciom lub obrazkom i krótkim ich opisom. Choć z założenia mają one motywować lub demotywować, to bardzo często po prostu śmieszą lub szokują. Ktoś kto przegląda demotywatory , bo taka jest poprawna nazwa opisywanych przeze mnie obiektów, mógł natknąć się na zdjęcie pięknego graffiti i jego twórcy kucającego obok.



Jednak nie o piękne zdjęcie tu chodzi, a o tytuł i opis, które przekazują przesłanie człowieka, który tego demota zrobił. Brzmią one "Grafficiarze przemycają talenty, których szkoła nie zdołała stłamsić".

Myśl ta niestety ma w sobie troszkę prawdy. Moim zdaniem szkoła nie tyle talenty tłamsi, co nie daje im dobrych warunków do wzrostu. Kółek zainteresowań niby jest pełno. Niby dla każdego coś powinno się znaleźć. A tu nie. Gdy jednak już znajdziesz interesujące cię kółko, szybko może się okazać, że program kółka już w ogóle cię nie interesuje. Oczywiście nie można tu winić tylko prowadzących je nauczycieli. Jak mówi mądre porzekadło: "Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził". Mimo to zajęcia takie powinny być nastawione na każdego z osobna, a nie na wszystkich razem. Poza tym większość z nich jest związana tylko z przedmiotami szkolnymi. Nie ma kółka tanecznego, nie ma nauki rosyjskiego/niemieckiego/hiszpańskiego, nie ma nauki gry na gitarze, nie ma nauki robienia wspomnianego graffiti czy kręcenia jo-jo. Każde z tych kółek (może oprócz ostatniego) mogłoby wzbudzić zainteresowanie, ale nie są (przynajmniej u mnie) one prowadzone.

Drugą sprawą są lekcje. Nauka niektórych przedmiotów to dla mnie istna katorga. Nie chodzi o to, że nauka sprawia mi jakieś okropne trudności. Po prostu czasem ciężko znaleźć sens tej nauki. Wkuwanie na pamięć powierzchni kilkunastu państw to moim zdaniem niemała przesada. Nie chce tym tekstem wbić do głowy, że wszelka nauka jest zła, ale po kilku godzinach zmarnowanej nauki na zapamiętanie głupot, które wypadną z głowy pięć minut po sprawdzianie, jest to bardzo mocno narzucający się wniosek. Po prostu nauka rzeczy nieprzydatnych zniechęca do wszelkiej nauki. W mojej opinii szkoła powinna kłaść nacisk przede wszystkim na naukę tego, do czego uczeń jest uzdolniony lub co on sam lubi. Bo kiedy na pytanie, czemu uczę się czegoś, co mnie nie tylko nie interesuje, ale jeszcze mi się nie przyda, słyszę odpowiedź: "bo będzie to na egzaminie", to mnie po prostu krew zalewa. Nie apeluję, żeby całkiem usunąć lekcje języka polskiego z planu zajęć osoby obdarzonej umysłem ścisłym, ale poważne zmniejszenie ich ilości moim zdaniem byłoby dobre. Po co mu dokładna wiedza, co poeta miał na myśli lub jakich środków stylistycznych użył. Tak samo nie ma co na siłę humaniście wciskać do programu nauki o budowie węglowodorów czy zasad dotyczących działania soczewki. Natomiast dla tych, którzy ani do jednej, ani do drugiej grupy nie należą, powinny odbywać się zajęcia związane z tym, co chciałyby w przyszłości robić. Bo jeżeli chcemy coś osiągnąć, to nie musimy być dobrzy we wszystkim, ale musimy być świetni w tym, czym dokładnie się zajmujemy.

Lekcje powinny być prowadzone w mniejszych grupach. Jednak podział nie powinien być prowadzony według numeru w dzienniku czy płci (nie mówię o wychowaniu fizycznym, choć i tu zdarzają się dziewczyny, które radzą sobie lepiej od chłopaków i chłopacy, których poziom jest sporo poniżej średniej), a według poziomu - tak, aby jedni uczniowie nie spowalniali pracy tych, którzy radzą sobie lepiej. Podział na takie grupy umożliwiłby przeprowadzenie bardziej efektownych metod nauki, np.: dyskusję na angielskim w nauczanym języku, wycieczki w plener czy pisanie prawdziwych reportaży, a nie fikcyjnych atrap pracy dziennikarskiej.

Na koniec jeszcze nauczyciele. W moim życiu spotkałem dwa kontrastujące ze sobą typy belfrów. U jednego nauka wykładanego przedmiotu przeradzała się w dziką pasję, hobby znacznie wykraczające poza wkuwanie regułek, dat i niepotrzebnych mi informacji, natomiast drugi typ mówi tylko, co mamy przeczytać i jakie zadania wykonać, rzadko przeprowadzając lekcję. Nauczyciel to nie osoba, która powinna tylko przygotować do egzaminu. Nauczyciel to osoba, która powinna zaszczepić pasję do wykładanego przedmiotu i dać możliwość rozwoju tej pasji. Tak więc nauczycielem powinien być ktoś z pasją i talentem, a nie ktoś, komu nie wyszło gdzie indziej.

Oświata to ten element działania państwa, w którego odpowiednie zainwestowanie z pewnością zaowocuje. Nie już dzisiaj, jeszcze nie jutro, ale za kilkanaście lat na pewno. Bo dobrego ziarna jest mnóstwo, ale musi paść ono na urodzajną glebę.

Piotr Kopa Ostrowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz