![](https://lh3.googleusercontent.com/-7X3NnIFimJs/Vs3Pca39F3I/AAAAAAAAvKw/wIvJ8YBrhyQ/pod_debami_6_min.jpg)
Bytonia rozciąga się wzdłuż dwóch wektorów - kanału bytońskiego (nie dało się ustalić, czy to nazwa własna) i właśnie berlinki. Zwiedzamy wieś z grupką młodzieży. Wędrujemy uliczkami, przy których stoją - czasami na przemian - bogate, nowe domostwa i bardzo stare, zaniedbane. W szkole zwiedzamy izbę regionalna. Najciekawsza w powiecie, może nie ma zbyt dobrej promocji. Z drugiej strony - młodzi się specjalnie nie interesują starociami. Wrażenie na nich robi sama szkoła - nowa, czyściutka, o ciekawej bryle. Przy berlince nowość - pub. A za nim kwatera agroturystyczna. Ponieważ są to ćwiczenia praktyczne, wchodzimy na podwórze. I już jesteśmy w środku, siedzimy przy stole.
![](https://lh3.googleusercontent.com/-f1tKOKC79aM/Vs3Pb2FIYsI/AAAAAAAAvKw/T7LQE4tz8ZU/pod_debami_4.jpg)
Zwiedzamy izbę regionalną w szkole w Bytoni. W ławce od lewej: Dagmara Trojanowska, Klaudia Ciesielska, Dominika Milewska.
![](https://lh3.googleusercontent.com/-MUftXPmuKrM/Vs3Pbrm1GoI/AAAAAAAAqIU/dYWYVp39rig/pod_debami_3.jpg)
W szkole w Bytoni. Dzieciaki w kolejce po smaczna zupkę.
Joanna do 15 lat się nie bawiła
Joanna Urban (z domu Filipowicz, ur. w czerwcu 1924 r.), przynosi albumy i opowiada.
- Moje rodzinne gniazdo było w Krównie, gdzie rodzice, Anna i Wojciech Filipowicz, kupili 36-hektarowe gospodarstwo w 1908 roku. Tam się wychowywałam do czasu przeprowadzki do Bytoni.
- Też na gospodarstwo?
- Tak. Tu mieszkaliśmy w domu, który stał mniej więcej w miejscu, gdzie dziś stoi nowoczesny dom córki i zięcia (w którym rozmawiamy - przyp. red.). Rodzice mieli gospodarstwo drugie co do wielkości w Bytoni. Pierwsze pod względem wielkości posiadali Piotrzkowscy, ale już nikt z tej rodziny nie żyje, bo oni byli kawalerami. Czasami tak bywa, że ludzie są innego zapatrywania i nikt po nich nie zostaje.
- A gdzie się pani bawiła przed wojną?
- Nie bawiłam się. Gdy wybuchła II wojna światowa, miałam przecież 15 lat.
- No ale właśnie do 15 lat młodzież się bawi najwięcej!
- Ja nie. Byłam posłuszna rodzicom. U nas w domu młodzież do lat 15 nie była dopuszczana do zabaw... Poza tym dzieci nie mogły siedzieć w towarzystwie dorosłych, miały oddzielny pokój. Tak u nas było.
- Hmm... ciekawe. Czyli w pani rodzinie były całkiem konkretne zasady wychowawcze, można rzec - jakby włościańskie... Ale gdzieś na pewno pani chodziła, żeby się spotykać z rówieśnikami...
- Młodzi miejsce mieli se upodobane miejsce przy torach kolejowych. Spotykali się tam, gdzie były byszungi przy kolei... Tańczyli przy dźwiękach skrzypiec i mandoliny... Młodzież się bawiła inaczej, serdeczniej... Tańczyli trzeciaka (z opowieści pani Joanny wynika, że z figurami podobnymi jak w polonezie).
- A w czasie okupacji była pani tutaj?
- Tak. U moich rodziców, Filipowiczów, zbierali się ludzie na schadzki i się bawili, mimo strachu.
![](https://lh3.googleusercontent.com/-LoKUXIEVwh4/Vs3P2bML04I/AAAAAAAAvKw/JIw8icwMSUM/pod_debami_5.jpg)
Z Joanną Urban rozmawia Agatka Borowiak.
![](https://lh3.googleusercontent.com/-iqH_EOapq4c/Vs3Paz7UeiI/AAAAAAAAvKw/yBBshEdzQNw/pod_debami_1a.jpg)
Na koniu Paweł Filipowicz - brat pani Joanny. Zginął podczas II wojny światowej w Chorwacji. Z tle już nieistniejący dom Filipowiczów.
![](https://lh3.googleusercontent.com/-JTgvNuY4cmo/Vs3Pbe7IcNI/AAAAAAAAqIQ/sN9lbcaCBPU/pod_debami_2.jpg)
Piękna, 9-osobowa bryka, kupiona na ślub siostry pani Joanny - Anny (Jelińskiej). Zdjęcie z 1937 roku.
Miłość przyszła później
- A męża gdzie i kiedy pani poznała?
- Zygmunta Urbana znałam z sąsiedztwa, poza tym chodziliśmy do szkoły. W szkole były trzy klasy (I i II, III i IV, V i VI). Dwa odziały w jednej klasie. Jeden odział miał ciche lekcje, drugi głośne... Zygmunt Urban był ode mnie o rok starszy... Spędził 10 lat na wojnie... Było "dojczowanie" i wzięli go i mojego brata do wojska. Brat zginął. Zygmunt został wzięty do niewoli. Wrócił dopiero w 1947 roku, ale w charakterze się nie zmienił. Z powrotem byliśmy sąsiadami. Miłość przyszła później. Mieliśmy czworo dzieci. Dwóch synów i dwie córki. Nie było łatwo, bo mąż chorował, a ja byłam w niedostatku. Potem poszedł do pracy. I w ten czas żeśmy tu przyszli mieszkać, na gospodarstwo rodziców. Mąż pracował, aż najstarsza córka, Jolanta, wyszła za mąż. 15 lat temu
w Bytoni założyła sklep. Wtedy zlikwidowaliśmy gospodarstwo. Po tym, jak rozebrano starą stodołę, wybudowano nowy dom.
- Nie żal było?
- To jest nowy, piękny dom. Byłam rada, że dobrzy ludzie budują... Zięć, Bogusław, jest dobry, nie pali, nie pije, tylko kładzie pieniążki. Jestem mu wdzięczna.
- 15 lat temu w Bytoni zaczęły powstawać sklepy. Od tego czasu co i rusz rośnie tu konkurencja. Ale pani córka i zięć, widać, całkiem dobrze sobie radzą. Ile jest teraz sklepów?
- Wtedy były trzy sklepy, teraz są trzy spożywcze i dwa inne...
- Co niedawno zaskoczyło, powstał sklep ze starymi, holenderskimi meblami. No i teraz pub.
- "Focus Pub". Córka z zięciem otworzyli go całkiem niedawno
![](https://lh3.googleusercontent.com/-tjSHGY5m3pc/Vs3Pcox-FOI/AAAAAAAAqIk/dicY2BE0yfc/pod_debami_6a.jpg)
Bogusław Blok zaprasza do obejrzenia pokoi.
Był już nawet profesor
Do mieszkania wchodzi zięć pani Joanny. Słychać, jak krząta się po przedpokoju, po chwili wchodzi do przestronnego pokoju, w którym siedzimy i rozmawiamy, przysiada się.
- No proszę, jakie zmiany w Bytoni. Nie dość, że macie państwo tu agroturystykę, to jeszcze ten "Focus Pub". Kto to wymyśla?
- To nasz wspólny pomysł (Jolanty i Bogusława Blok - przyp. red.). Od października jest otwarty pub, od listopada - agroturystyka.
- Dziś, żeby się utrzymać na rynku, obojętnie czy w dużym mieście, czy w Bytoni, trzeba ostro walczyć...
- Nie nazywam tego walką - mówi Bogusław Blok. - Mam swój pomysł, swoje koncepcje, swoją politykę, strategię.
- No, walka, nie dosłownie. Chodzi mi o konkurencję. Taka, wie pan, walka na pomysły...
- Ja nie chcę konkurować, nie patrzę pod kątem sąsiada. Ale to prawda - bez ciekawego pomysłu człowiek nie przetrwa. Z tą agroturystyką... Budowałem dom w tym celem. Dom do pięciu pokoi dla gości. To jeszcze jest agroturystyka.
- Ale (jesteśmy już po zwiedzeniu góry, gdzie są te pokoje - wszystkie o bardzo wysokim standardzie - przyp. red.) w wielu przypadkach do całkiem porządne hoteliki. Dlaczego nie otworzył pan Hotelu "Pod Dębami"?
- Koszty agroturystyki są mniejsze.
- Na razie, z uwagi na porę otwarcia, jeszcze pan nie miał agroturystów. Ma pan w ogóle jakichś klientów?
- Na razie nie było klienta, który interesuje się agroturystyką. Są tacy: "Staje, prześpi się, jedzie dalej".
- Czyli kierowcy... Znam sporo agroturystycznych kwater, ale to mnie zaskoczyło.
- Każdy klient jest inny. Nasza kwatera jest dla klienta, który ma o stopień wyższe wymagania, niż przeważnie. Do każdego klienta podchodzę indywidualnie, wyszukuję ludzi z "wyższej półki". Przyjechał tu nawet profesor, by pisać książkę.
- Ładna nazwa "Pod Dębami". Tylko że te dęby stoją nie tu, a przy pubie, przy berlince. Niby bliziutko... Dobrze jednak, że w ogóle są te dęby. Inna sprawa, że przy berlince widać ostrą wycinkę drzew.
- Te dęby też mają być ścięte, ale ja będę o nie walczył. To moje drzewa.
- Wycinają drzewa, bo są stare, właściwie umierają, i grożą przejeżdżającym. Tłumaczono niedawno, że na tym odcinku zginęły przez konary trzy osoby.
- Te dęby są zdrowe. Znam się na tym. Jestem z wykształcenia rolnikiem, a mój ojciec leśnikiem.
- Jest pan rolnikiem. Nie żal panu tych czasów, o których opowiada pani Joanna? Gdy pracowało się przede wszystkim na gospodarstwie rolnym?
- Mam jeszcze jedną posesję, 10 hektarów. Sadzę tam drzewa. Jest już lasek. Tamto gospodarstwo to prywatny azyl.
- Bytonia co roku się zmienia. Ciągle coś nowego... I ma warunki. Przy berlince, przy Borach Tucholskich, blisko do Jeziora Niedackiego. Wydawało się, że Bytonia idzie w stronę "Eldorado". Ale czasami, jak tu przejeżdżam wieczorem widzę ludzie, którzy się snują z piwem... Nic nie mam przeciwko temu trunkowi, a coś jakby się tu skończyło.
- I mnie się wydaje, że sąsiedzi jakby przystanęli. Szkoda, bo motywuje, gdy sąsiad coś robi... Gdyby każdy robił w tej Bytoni tyle, co ja, byłoby tu "Eldorado" (śmiech)
Tadeusz Majewski
![](https://lh3.googleusercontent.com/-RmqbxvQBUms/Vs3Pc5vGoFI/AAAAAAAAqIw/t7vwRCiMCvM/pod_debami_7.jpg)
W tym nowym zupełnie budynku mieści się kwatera agroturystyczna.
![](https://lh3.googleusercontent.com/-a7NctWb6UCA/Vs3PdEZYKeI/AAAAAAAAvKw/vAl8gU2V4Xc/pod_debami_8.jpg)
Zaskoczenie. Tak wygląda w środku "Focus Pub".
![](https://lh3.googleusercontent.com/-0MLgwLjsbYs/Vs3PdjEAjiI/AAAAAAAAvKs/XbxD8aNyXiQ/pod_debami_9.jpg)
Przez Bytonię przepływa kanał bytoński. Niby ciek, a wyżłobił całkiem niezłą dolinę. Może warto jakoś go turystycznie wykorzystać, np. poszerzyć, pogłębić? Może turyści mogliby dopływać stąd kajakiem do Jeziora Niedackiego?
![](https://lh3.googleusercontent.com/-8opYTahkNBk/Vs3PamcxbCI/AAAAAAAAvKs/f7naQZSiN28/pod_debami_10.jpg)
Takich drewnianych domów (150, 200, a może i więcej lat?) Bytonia trochę jeszcze ma. To ewidentne zabytki, które powinno się uratować. Tylko kto i za co, jeżeli nie umiemy uratować nawet żuławskiej architektury pomenonickiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz