niedziela, 17 kwietnia 2011

Andrzej Grzyb - Opowiastki Kuchenne

Opowiastki kuchenne

Pomorskie klimaty

Mówimy o łowieniu ryb.

Pogoda fantastyczna. Słońce krwawo zachodzi za lasem. Ognisko skwierczy, strzelając iskrami dookoła, łechtane tłuszczem z kiełbas nadzianych na drewniane kije-rożna. Oczy łzawią od dymu.


Dereniówka, nalewka sosnowa i jagodzica mieszają się i godzą nadzwyczajnie. Pstrągi rosną tak, że zdają się być większe od łososi. Łososie przerastają rekiny. Może nie aż tak. Szczupaki..., a gdzieżby tam półmiskowe, nawet łokciowe nie były, czy podgłówne, lecz taaakie jak należy - główne, że ręce rozłożone szeroko trzeszczą niemiłosiernie, i większe, a od razu w pełnej zgodzie ze starodawną sztuką kuchmistrzowską imć Czernieckiego, jakżeby inaczej - od głowy smażone, pośrodku w galarecie, a z ogonem pieczonym.

- No, panowie, to ja wam powiem, jak mój ojciec w 47 po przesiedleniu z lubelskiego ryby łowił - głośniej rzekł, aby towarzystwo wyraźnie słyszało, uśmiechnięty Stanisław, rolnik całą gębą, raczej myśliwy niż wędkarz. - Poszedł ojciec mój Jan nad jezioro z wędką na szczupaki. Zarzucił wędkę z żywcem i czeka. Spławik tańczy na wodzie żwawą poleczkę, a on, pykając fajeczkę, cierpliwie czeka. I doczekał się. Nagle spławik zniknął w toni. Ojciec odczekał jak należy, odliczywszy do pięciu i zaciął. Jest. Wędka wygięła się, żyłka zagrała, woda zagotowała. Ciągnie i ciągnie, w duchu mierząc tego olbrzyma. Dociągnął do brzegu i co widzi, nie szczupaka, a najpierw niby psi pysk, a potem całą wydrę na haczyku. Odciął to zwierzę wraz z kawałkiem żyłki i niepyszny ruszył do chałupy.

- Dobrze żona mówiła, dziwny kraj to Pomorze, nie tylko wrony tu całkiem białe. A to się moja ślubna ubawi, kiedy jej powiem, że nie dość, że wrony białe, to na wędkę, miast szczupaków, psy biorą - tak pomrukiwał. - A może by tak nie opowiadać, co się mi przytrafiło. Może przemilczeć albo zełgać, że nie brały, że pogoda nie taka albo co. - Odczekał Stanisław chwilę, by śmiech towarzystwa przebrzmiał i dodał:

- Ale opowiedział i sam się szczerze z tego przypadku uśmiał, a śmiech, jak wiadomo, to zdrowie. Na zdrowie zatem miłe panie i zacni panowie, na zdrowie.
Andrzej Grzyb







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz