Jest wspaniałą rozmówczynią. Mówi to, co myśli - bez ogródek. Między innymi na temat naszych powieściowych klasyków i regionu
Rozmowa toczy się w bibliotece w Kokoszkowach. Z bibliotekarką Katarzyną Kryger rozmawiają Anna Probe i Tadeusz Majewski.
Na zdjęciu Anka Probe - "Kokoszka Times", niżej pani Katarzyna
- Kilka zdań o sobie...
- Nazywam się Katarzyna Kryger. Nie mieszkam tutaj od urodzenia. Tylko trzy lata mniej więcej... Ukończyłam najpierw studium, a potem studia w Bydgoszczy. Jestem z wykształcenia pedagogiem.
- Pracuje Pani tylko w tej bibliotece (gminnej - gmina Starogard Gdański - przyp red.)?
- W tej bibliotece na pół etatu i w bibliotece w szkole.
- Od kiedy ta gminna biblioteka jest tutaj, w szkole, a nie w "pałacu"?
- Od 2008 roku, czyli 3 lata.
- Pracowała Pani tam, w pałacu?
- Tak, od 1987 roku. Tamten budynek został sprzedany i musieliśmy się przenieść, a że akurat budowano nowy budynek szkoły, to tak się złożyło, że przenieśliśmy się właśnie tu.
- Jakie wymiary ma to pomieszczenie? Ależ tu jest luksus...
- No oko ze 100 metrów kwadratowych.
- A pomieszczenie biblioteki szkolnej?
- Jest o wiele mniejsze.
- A od której tu Pani pracuje?
- Od 13 do 18 od poniedziałku do czwartku.
- Duża ta biblioteka. Ile ma teraz woluminów?
- Blisko 15 tysięcy.
- Ma Pani świadomość, że straci Pani pracę?
- To znaczy?
- No, ludzie przestają czytać.
- Ja tak nie uważam. Dużo czytają małe dzieci. W podstawówce te wszystkie "Hanny Montany", a w gimnazjum to już niekoniecznie, przeważnie lektury. Mamy też wielu studentów.
- A średnio w klasie ile osób czyta?
- Średnio ze dwie - trzy osoby.
- A dorośli?
- Czyta wielu. Przyjeżdżają z Siwiałki, Trzcińska, a nawet ze Starogardu. Czytają, więc zamawiamy dużo książek.
- Studenci, dzieci, a ludzie, którzy kochają czytać?
- Oczywiście są! Ale fakt - przeważnie odwiedzają bibliotekę dzieci. Interesują je książki z kotami, psami, dinozaurami i innymi zwierzętami. No i bajki.
- Hmm... O zwierzętach. Czym to wytłumaczyć?
- Trudno mi powiedzieć, czy chodzi o hobby, czy o hodowlę... A mężczyźni wypożyczają o II wojnie światowej.
- Ciągle jeszcze?
- Tak. Dorośli. Można mówić o czytelnictwie patrząc na grupy wiekowe. W podstawówce powodzeniem cieszą się te o księżniczkach czy "Scubi Doo", a wśród młodzieży te o wampirach, na przykład "Zmierzch". Ciągnie się tak to od 2 lat.
- A science fiction?
- Wypożyczają tylko fanatycy tego gatunku. Kilku chłopców. Wiedzą co chcą czytać.
- A kryminał?
- O tak! Thrillery, różne sensacje, na przykład "Millenium". Mam nawet jeden tom na półce.
- Ciekawa książka. Wciąga.
- I to bardzo. Niektórzy też czytają z ciekawości książki osób, którzy dostali "Nobla" albo ich biografie.
- A jakie najlepiej "schodzą"?
- "Złote żniwa", Cejrowski, Pawlikowska i Wojciechowska.
- Dowodem popularności książki jest karta wypożyczeń. Czasami na takiej karcie jest bardzo mało wpisów. Ta karta z małą liczbą wpisów to dowód na brak zainteresowania?
- Nie do końca. Zanim książka z powrotem trafi do biblioteki, to przeważnie przejdzie przez jeszcze wiele rąk.
T: Ja pytam jako pisarz: jaką książkę radzi mi Pani napisać, żeby ja czytali?
- "Wampiry na Kociewiu". (Śmiech)
T: Ale ja pytam serio. Bo pisarz czuje się spełniony, gdy ktoś go czyta i powraca do utworu. Ma pani jakąś receptę na to?
- Może coś w rodzaju sagi o tutejszych ludziach...
- Czy ktoś jeszcze czyta Sienkiewicza, Żeromskiego, Reymonta, Orzeszkową czy Kraszewskiego?
- Rok temu jeszcze tak, były takie panie. Teraz już nie czytają. Ale przyznam szczerze, że sama tego nie trawię.
- A poezja?
- Jednostki.
- Czy uważa Pani, że język smsowy czy mailowy jest ciekawy? Czy, jeżeli dziś dominuje, nie powinno się go wykorzystywać w twórczości literackiej?
- Tak, ale z umiarem. Muszą być zachowane proporcje.
- Jest Pani na NK albo Facebooku?
- Na NK owszem, ale na Facebooku nie. Znalazłam tam parę osób z dawnych lat... Czasem dzieci do mnie przychodzą i się pytają, czemu ich nie akceptuję jako znajomych. Mówię im wtedy: "Ludzie, przecież my się tu widzimy codziennie, rozmawiamy itd., a wy nawet tam chcecie ze mną gadać".
- Nie sadzi Pani, że te sztuczne życie w internecie, rozmowy komórkowe odsuną życie w realu, a w bibliotece zamiast książek będą e-booki?
- Jeszcze nie. Nie w Polsce. Mimo wszystko dużo osób czyta. Choć pewnie kiedyś do tego dojdzie, że ludzie przestaną się spotykać w cztery oczy.
- Nasza literatura jest mało znana na świecie. Klasycy zapomniani już u nas. Czy nie sądzi Pani, że można by ich jakoś przypomnieć? W komiksach na przykład.
- To byłby dobry pomysł, ale na przykład "Chłopów" trudno byłby w ten sposób przedstawić.
- Szkoda, bo to znakomita książka.
- Ooo, ja to "Chłopów" w ogóle bym nie ogarnęła. Czytałam fragment i miałam dosyć!
- To nie da się tych pozycji jakoś uratować?
- Myślę, że przez filmy. Dużą rolę w przeczytaniu książki odgrywa film. Weźmy na przykład "Znachora". To był znakomicie zrobiony film.
- A co w dzisiejszej powieści sukcesu Pani zdaniem przyciąga uwagę?
- Barwne postacie. I mieszanka wszystkiego po trochu.
T: Czyli pisarz, żeby go czytano, musi znaleźć bohatera totalnie "walniętego", jak bohaterka "Millenium" i wrzucić go w świat sensacji, romansu, powieści szpiegowskiej... Odejdźmy trochę od głównego tematu. Czy czuje się Pani Kociewianką?
- Nie.
- A kim się Pani czuje? Kaszubką?
- Ależ skąd! Z nimi to ja nie mam nic wspólnego.
- Ale z pochodzenia jest Pani Kociewianką?
- Tak.
- Zna Pani dobrze Kokoszkowy?
- Tak, choć coraz mniej. Dużo ludzi się teraz tu wprowadza. I brzydko mówią o Kociewiu. Słyszał Pan? Kociewie-badziewie.
- Ale dlaczego nie czuje się Pani Kociewianką?
- A co to znaczy "Kociewianka"? Ja nie znam żadnej tradycji, potrawy ani nic. Kaszubi mają swój język, a nawet kanał telewizyjny. A Kociewie jest tak jakby trochę sztucznie stworzone. Dzieci czują wstręt do gwary kociewskiej.
- A Pani?
- Nie wiem, czy lubię, czy nie. Po prostu nie zwracam na to uwagi. Moje babcie mówiły z gwarą, ale ja sama nie nic z niej nie znam.
- Czyli kim się Pani czuje? Pomorzanką?
- Pomorzanką, jak najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz