wtorek, 5 kwietnia 2011

W chwili wypadku syna ojciec usłyszał, jak na podwórko wjeżdża jego samochód

MŁODZI-STG. Sylwia Stosik pisze o wydawałoby się niewiarygodnej historii

"Ktoś przewracał kartki gazet!"

ŚMIERĆ BLISKIEJ OSOBY TO NAJGORSZE, CO MOŻE SPOTKAĆ CZŁOWIEKA. CO ZROBIĆ, GDY DO ŻALU I ROZPACZY DOŁĄCZA JESZCZE ... STRACH?

Pełna bólu i łez historia, rozpoczęła się dwudziestego drugiego września 2002r., kiedy to młody mężczyzna pojechał, jak co dzień do pracy. Po ośmiu godzinach ciężkich, fizycznych zajęć, postanowił odwiedzić swojego znajomego. Śmiał się, bawił, rozmawiał...



Gdy zrobiło się późno, postanowił wrócić do domu. Kolega zaproponował, aby został na noc, ponieważ widać było, że jest wyczerpany, jednak ten nie przystał na propozycję. Pojechał... Wsiadł do swojego czerwonego Fiata 126p i wyruszył w kierunku miejsca zamieszkania. Podobną trasą jeździł codziennie. Znał ją "na pamięć". Na prostej drodze nagle zjechał na przeciwległy pas ruchu. Uderzył w drzewo. Zginął na miejscu. Do dzisiaj nie wyjaśniono przyczyn tragedii.

Pamiętnej nocy rodzice p. Mirka przebywali w domu. Jak co dzień oczekiwali powrotu syna. Często zdarzało mu się wracać po północy, więc nie zmartwili się zbytnio tym, że nie było go w domu, gdy kładli się spać.

Około godziny dwudziestej trzeciej (czyli w chwili wypadku! ) jego ojciec usłyszał, jak na podwórko wjeżdża samochód syna, następnie do jego uszu dobiegło trzaśnięcie drzwiami "malucha" i otwieranie drzwi domu. Nie pamięta, co działo się później. Prawdopodobnie zasnął, spokojny, że wszyscy domownicy są w pobliżu. Słyszały to również inne osoby przebywające w budynku.

W chwili wypadku działy się również inne, niezrozumiałe zjawiska. Siostra p. Mirosława tak wspomina tę noc:

- Późnym wieczorem wyszłam z domu, aby zamknąć bramę wjazdową na podwórko. Nagle zauważyłam, że przyjechał Mirek. Zdziwiłam się, a wręcz przestraszyłam. Mieszkał wiele kilometrów ode mnie, więc co robił tutaj o tak późnej porze? Nie wiem. Wysiadł z auta, przywitał się, chwilę porozmawialiśmy. Lubiłam z nim rozmawiać, byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Kiedy zaprosiłam go do środka, powiedział, że

czeka na niego ktoś ważniejszy, że musi już iść...

Nie wiem, jak to możliwe, ale wiem, że widziałam go. Na pewno! Mimo wszystko nie umiem tego wytłumaczyć. Kilka dni później, również późnym wieczorem (wtedy oczywiście wiedziałam, że brat nie żyje ), kiedy w pokoju było ciemno biłam się z myślami, nie mogłam zrozumieć, jak mogło stać się coś tak strasznego. Nagle usłyszałam, że w pokoju oprócz mnie i męża, jest ktoś jeszcze. Siedział w fotelu, przewracał kartki gazet. Nie wiem, kto to był, nie widziałam jego twarzy. Szturchnęłam małżonka w ramię, zapytałam, czy słyszy to, co ja, ale w tym właśnie momencie szelest papieru ustał. Chwilę później do mych uszu dobiegł tylko szmer, tak, jakby ktoś wychodził z pokoju.

Nawet podłoga skrzypnęła w tym miejscu, co zawsze.

Gdy zasnęłam, zobaczyłam roześmianą twarz brata, który ciągle powtarzał: "Nie bój się Jolka, wszystko będzie dobrze. Tu, u góry jest lepiej niż tam".

Pozostali członkowie rodziny młodzieńca również doświadczyli obecności "duchów". W jednym z domów rano, dwudziestego trzeciego września, drzwi, które zawsze były otwarte, okazały się zamknięte na klucz. W innym mieszkaniu co chwilę zapalało się i gasło światło w pomieszczeniu, w którym nie było nikogo. Nikt nie jest tego w stanie racjonalnie wytłumaczyć.

Myśląc wyłącznie "po ludzku" takie zjawiska nie mogą mieć miejsca. Powyższe przykłady obrazują, że wszystko jest możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz