Dzień 8 czerwca 2014 roku to ważny dzień dla wędkarzy naszego koła nr 74 PZW w Skórczu. Czterdziestu czterech wędkarzy będzie walczyć o ,,Tytuł Mistrza Koła"" na jeziorze Jelonek. Mnie wraz z innymi kolegami przypadł udział sędziowania.
Umawiam się z Grzesiem Glinieckim, że się zabiorę z nim na te zawody. Pomimo niedzieli, szybciej wstaję niż zwykle, spoglądam przez okno, odczytuję temperaturę na termometrze i co widzę? Sąsiada Henryka Stachowicza, który siedzi na ławce i czeka na pojazd, którym zabierze się na zawody. Udaję się do Grzesia, który krząta się przy samochodzie. Sprawdza, czy wszystko zabrał na zawody.
Jedziemy do Jelonka przez wieś Wda, gdyż droga jest tu lepsza. Przejeżdżamy obok "Suchego Jelonka". Patrzę w stronę jeziora, prześwitującego pomiędzy drzewami. Zatrzymujemy się przed parkingiem koła i dalej idziemy pieszo. Tak samo jak my, inni też podążają pieszo.
Na miejscu zbiórki jest już kilkanaście osób, w tym członkowie zarządu, z kolegą prezesem Włodzimierzem Szarafin. Na stole stoją puchary, jak również leżą nagrody dla zawodników. Na parkingu rzuca się w oczy nowy grill, zakupiony do obsługi takich imprez.
Kolega sędzia sekretarz zawodów Andrzej Klin daje mi listę uczestników i, co ciekawe, na liście rodzynek - jedna pani, koleżanka Krystyna Sobisz. Dwóch kolegów nie dotarło na zawody.
O godzinie 7 przystępujemy do podania informacji o przebiegu zawodów, które rozpoczną się o godzinie 8 i będą trwały do godziny 12. Rozpoczęcie jak i zakończenie oznajmi sygnał ręcznej syreny, popularnej na wszelkich manifestacjach przed urzędami państwowymi.
Następuje zapoznanie się z regulaminem zawodów. Przedstawiam go wraz z kolegą prezesem Włodzimierzem. Podkreślam, że zawody odbywają się zgodnie z regulaminem amatorskiego połowu ryb PZW.
Następuje losowanie stanowisk i zawodnicy rozchodzą się na pomosty, w tym dniu ponumerowane. Zawody zaczynają się przy bezwietrznej pogodzie. Tafla jeziora jest idealna. Sędziowie koledzy: Tomasz Demus, Bolesław Bukowski, Bartosz Sobisz, bracia Bogdan i Bronisław Opała i Józef Trun rozchodzą się do sektorów. Ja przechodzę się wokół Jelonka od strony drogi Wdecki Młyn - Kasparus (chcę przy okazji zobaczyć, czy sarny korzystają z lizawek, które nasze koło ma z paśnikiem przy jeziorze). Z relacji naszego wędkarza, kolegi Kaszubowskiego, wynika, że widział dwa wilki w okolicach Jelonka.
Idąc ścieżką wokół jeziora widzę ciekawy obraz - przewrócony pień drzewa przez wichurę. Bobry miały pod nim norę i było osłabione przed wiatrem. Wszędzie widać znaki ich żerowania. Mijam na pomostach wędkujących zawodników. Na jednym z pomostów zauważam zawodnika w pozycji horyzontalnej. Nie przeszkadzam mu, niech odpoczywa. Docieram do lizawek i faktycznie stwierdzam, że zwierzyna z nich nie korzysta, być może za sprawą wilków. Musimy poczekać. Zauważam, że przy Jelonku są miejsca, gdzie wichura wyrządziła szkody i są nowe nasadzenia. Ale przyroda sama się broni, gdyż widać naloty świerka, sosny i dębu.
Wracam do parkingu leśną drogą. Dochodzę do zastawki. Strumieniem ledwo się sączy woda, brak wody w jeziorze. Przechodzę przez naturalną kładkę z brzozy - coś cudownego - i wreszcie docieram do stolika sędziowskiego. Dochodzą pierwsze informacje, że są brania i to dotyczy płoci, uklei, złotego karasia, lina i leszcza. Są przypadki niewymiarowych ryb, które wędrują z powrotem do wody. Sa też przypadki większej ilości ryb i wędkujący musi dokonać wyboru - jaka wróci do wody, a jaka trafi na wagę. Ktoś widział, jak komuś zszedł potężny lin. Miałby na pewno pierwsze miejsce.
Do naszego stolika dociera miły zapach grillowanych potraw. Jesteśmy nimi częstowani, gdyż później nie będzie czasu na konsumpcję. Podają prawdziwą kawę z ciastkami i jest wspaniale, chociaż nie może idealnie, gdyż dają o sobie znać komary.
Przybywa coraz więcej osób. Są to członkowie rodzin zawodników, w tym dzieci, od razu taplają się w wodzie. Piękny to widok. Ciekawe, czy któreś z nich będzie wędkować.
Docierają pierwsi zawodnicy. Następuje kontrola połowu, połączona z ważeniem. Kolega Tomasz wykazuje się tu wielkim kunsztem. Widać na twarzach wielu zawodników niezadowolenie ze zbyt niskiej wagi. Takie są realia. Zwycięża w dwóch przypadkach ukleja, za nim klasuje się leszcz, a cztery liny dalej. W sumie ogółem złowiono 38,356 kg ryb, z czego 15 osób punktowanych, łącznie 31,050 kg. Pierwsze miejsce przypada koledze Marcinowi Klinowi - 4622 punktów, drugie - Piotrowi Karaszewskiemu - 4402 punktów i trzecie - Janowi Trunowi - 3190 punktów. Piętnasty zawodnik Ignacy Piernicki ma 920 punktów. Następuje wręczenie pucharów, odebranie nagród i wszyscy przystępują do konsumpcji grillowanych kiełbasek. przygotowanych przez kolegę Kazimierza Grzenię, wspieranego przez kolegów Piotra Laskowskiego i Aftka.
Wracam z tych zawodów z Grzesiem, z tym że zabiera się z nami Henio. Pod dom podjeżdżam sam.
PS. W czasie biesiady pojawiają się różne opinie na temat zawodów. Pierwsza - pierwszy to przypadek złapania tak dużej ilości ryb przez zawodników. Krytykowane są stanowiska, gdzie nie odnotowano żadnych brań. A uwagę zasługuje wysokie zdyscyplinowanie zawodników i niebranie ryb na stosowaną poprzednio przynętę. Wraz z każdą minutą wzrastała ilość uwag, ale to w demokracji jest dozwolone, a regulamin jest regulaminem.
Do zobaczenia na następnych zawodach.
Z uwagi na fakt niedostarczenia zdjęć publikowane są te, które sam wykonałem.
Skórcz dnia 09.06.2014 rok Antoni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz