piątek, 13 czerwca 2014

ŁĄŻEK. Ziemi na razie nie sprzedajemy (archiwalne)



Łążek? Trudno określić gdzie leży, bo nie ma asfaltu. Weźmy więc według najbliższych miejscowości: do Iwiczna 2 km, do Małego Bukowca 2 km, do Zblewa z 7, do Franku ze 4 km, do Borzechowa z 6. Parafia Zblewo. Gmina Kaliska. Oooo... I co najważniejsze - z 1 km do zachodniego brzegu Jeziora Niedackiego (perły Kociewia)

Ziemi na razie nie sprzedajemy

Wiekowe zabudowania, mnóstwo starych maszyn rolniczych w starym chyba sadzie. Henryk Milewski, starszy już przecież pan, taczkuje. Psy. Z sześć. Duże. Wąchają.
- Nic nie zrobią!
- Wiem, wiem... - idę pomiędzy tymi psami się przywitać. - Pan w takim wieku (ma 74 l.) i z taczką?
- Wysłodki wożę. Człowiek jakby siadł, to już będzie siedział.

Piec - jakby tło

W pokoju kaflowy piec - jakby tło do kilku zdań genealogii.
- Mieszkam w Łążku 8.04.1934 r., od urodzenia. Czy ś.p. Józef Milewski to krewność? Jakaś krewność z Zelgoszczą była. Z Maniami, Erlichami, Gapskimi i Milewskimi. To byli kuzyni ojca, Pawła Milewskiego. Ale Milewscy wywodzą się z Łążka. Ojciec tu gospodarzył, dziadek też... Nie, nie całkiem. Dziadek mieszkał w Bytoni. Tam się spalił i kupił w Łążku 13,5 ha razem z lasami i łąkami. Więc Milewscy wywodzą się z Bytoni. Dziadek Józef i babcia Joanna leżą w Nowej Cerkwi. Tam, bo dziadek pojechał w gościnę do córki i zmarł. Ojciec Paweł i matka Bronisława leżą w Zblewie... Obecnie mam 6 ha. Z łąką i lasem z dziesięć.

Stary dom, stary jawor

W Łążku jest 9 gospodarstw. Niby dziewięciu rolników, ale czterech z nich ma około 5 ha i z tego nie żyją. Naprzeciw domu Milewskiego stoi wielki, zniszczony dom z czerwonej cegły. Obok strzela w szare niebo wielki... dąb?
- Dąb?
- Jawor. Ma ze 400 lat... Tu był kiedyś tylko majątek i ze trzy lepianki. Ludzie pracowali dla pana za patelnię ziemniaków czyli na jedzenie. To było jakieś 400 albo 500 lat temu. Że przesada z tymi latami? Nie. W tym domu pana między belkami były szczepane i obwinięte słomą żerdzie (to jeszcze pamiętam). Dopiero na to była podrzucona i wyrównana glina tworząc sufit. To bardzo stara technika. Potem belki podbijali już deskami, na nie przychodziła trzcina, z kolei na niej podrzucane wapno, nie glina... Majątek został rozparcelowany, a gospodarstwo z domem pana zdała państwu Agata Ryczek... Za mojej młodości samych dzieci było tu z 50. Dziewięć rodzin jak teraz, ale liczniejszych. Teraz wszystkich jest 26.

Pocisk jak kawałek historii

- Zaraz coś przyniosę. O, jest.
W dłoni wielka łuska.
- Miałem 11 lat. Ruskie nie mogli przejść przez Wdę (stąd do rzeki będzie ze 4 km) przez trzy tygodnie. Co tylko sapery zrobili most w Osowie, Młyńsku czy w Czarnem, to Niemcy od razu bombardowali. Mieli wszystko jak na dłoni z wieży kościoła w Piecach. Dopiero jak Ruskie zbili tę wieżę i podpalili Piece, udało im się przejść. Do nas przyszli w nocy. Żołnierze ubrani na biało. Zwiad. Rano już szły czołgi. Ruski grali na harmoszkach, (guzikówkach - akordeon ma, panie, klawisze) i śpiewali. Na wszystkich czołgach było napisane "USA". Szły czołgi, armaty, nawet birtwafy... Co to takiego? Psy po 6 w zaprzęgu, które ciągnęły działka na kółkach. Od tego działka ta łuska. Takie psie zaprzęgi podchodziły pod sam front i wywoziły rannych... Stali u nas dwa tygodnie. Tam, gdzie stoi chałupa tego pana, nasprowadzali pełno bydła i świń. Wszystko to tu futrowali, część zabili. Raz mówię do ojca: "Pójdę nocą i jedną krowę przyprowadzę". Poszedłem. Już ją z chlewa wyprowadziłem, a tu w bramie stoi Rusek z pepeszką. I jak mnie kolbą w tyłek wypalił.
Niemcy i Ruski zabrali prawie wszystko. Ruskie wzięli klacz ze źrebakiem, a zostawili konia, co wozu nie uciągnął. Została nam krowa, cztery kury, 5 worków zboża, co było schowane w stodole. I ziemniaki - ziemniaków nie wzięli. Pamiętam. Potem konie dała Ameryka. Dostawali więksi gospodarze, nawet po trzy. Wielkie koniska z UNRRY. Robiłem u Prabuckich w Iwicznie. To była dalsza krewność. Antoni Prabucki dostał dwa konie. Jeszcze w czasie wojny Antoni schował za deskami dwie maciory i zarzucił te deski gnojem. Nie znaleźli. Zawsze dostawały żreć, żeby były cicho. I one się tam oprosiły.

Kiedy pada drzewo

- Po wojnie poszedłem do szkoły w Iwicznie. Od razu do III klasy, żeby nadegnać lata. Do 20 lat byłem tu, u ojca. Potem poszedłem do wojska. Niby na dwa lata, alo oni o rok przedłużyli. Po wojsku wróciłem. Pracowałem u ojca i 6 lat w lesie jako żywicarz. Po tym okresie, po ukończeniu szkoły w Tucholi, byłem 10 lat gajowym. Tu, na terenie nadleśnictwa Wirty, a potem nadleśnictwa Kliska. Wtedy był leśniczy, a pod nim gajowy. Gajowy pilnował czyszczenia lasu, zalesień, odbiórki drewna. Wypisywał asygnaty, żeby drewno poszło na tartak. Nie było steyejrów, więc wszystko było wywożone w konie. Pracowało 20 wozaków. Gajowy wypisywał, jaka kłoda jest długa. Kiedy stoi drzewo, to jest drzewo, jak drzewo jest spuszczone, to już jest drewno, jak idzie na tartak to jest kłoda, a jak przejdzie przez trak, to jest tarcica... Przeszedłem na rentę z powodu dyskopatii. Ze 30 lat temu.

To jest wieniec od byka

- Wszyscy byli u nas myśliwi. Synowie (Jacek - ma gospodarkę naprzeciw, Janusz) i córka Jola. To jest wieniec od byka. Takich już nie ma. Wszystko zrobiła kulowa broń. Kiedyś myśliwy miał tylko dubeltówkę. Jedna lufa na śrut, druga, tak zwana breneka, na kulę z ołowiu. Do zajęcy, kuropatw czy kaczek strzelał pan do 30 m, do zwierzyny płowej do 50 m. Dalej strzał był nieskuteczny. Teraz jak myśliwy chce odstrzelić dzika, byka czy rogacza, musi mieć kulową broń. Kiedy z lunetą, to zwierzyna nie ma szans na 800 m. To był sport, a teraz to rabunkowa gospodarka. Poeta pisał... "...głosu byka nie usłyszą nasze wnuki". Ten byk ile może mieć lat? W pierwszym roku na łbie nie ma nic. W drugim będzie jeden tyk i potem co dwa lata wychodzi mu następny tyk. Miał więc 20 lat. Każdy mówi - łeb jelenia. A po myśliwsku jest tak: wieniec, róża, pod różą możdzeń, głowa, świece (oczy), gęba. Osobno szczęki. Tego szczupaka (ok. 7 kg) złowiłem w siatkę. 30 lat pracowałem w PGR Piotrowo. Dzierżawiłem jezioro Smolnik koło Czarnej Wody. Niektórzy kłusowali. Łapali szczupaki na klocki. Stawiali ich zimą z 50. Od klocka szedł stylon, na nim hak z rybką. I to było wpuszczane pod lód. Rybka chodziła, szczupak złapał i pociągnął, klocek się przewrócił i kłusownik już wiedział, że jest.

Kombajn unieruchomił maszyny

Milewski ma pięć koni, parę świń, kozła i sporo innych zwierząt, choćby tych psów.
- Konie mam, bo nie idzie eksport i handlarze nie kupują.
- Maszyn pełno stoi. Rdzewieją. Mogę panu podpowiedzieć, co z nimi zrobić...
- Wszystkie maszyny były kupione nowe. Były cały czas stosowane, ale teraz przyjeżdża kombajn (w Iwicznie mają 4). Jak się zamówi kombajn, to on weźmie cały dochód - 1200 zł na godzinę z presą. Skosi hektar na godzinę. Do skoszenia mamy z synem 20 ha. Policz pan, ile pieniędzy bierze. Kupa naszej roboty, a zysku nie ma nic. Świnia kosztuje 2,90 za kg. Poza tym taki kombajn... Kiedy się młóciło młocarnią w stodole, to zbierało się też poślad, małe ziarno. I się sortowało w workach. Teraz wszystko zostaje na polu. A wszystkie chwasty, co były na klepisku, szły pod dół i były spalone. Teraz zostają na polu i trzeba dawać opryski. Co znów kosztuje. A słomę kombajn kosi wysoko, nawet na 30 cm, i zostaje ściernisko... Wszystko kupiłem nowe - presę, młocarnię, dwa nowe ciągniki, nowe rozrzutnik do nawozu i do obornika. Stoi nawet snopowiązałka. Ilu ludzi pracowało. Zboże było powiązane, trzeba było nająć do stawiania, potem do zwożenia, a później na młócenia. Wszystkie maszyny były wykorzystane.
- Cóż, czasu pan nie cofnie.
I musi się jednak ten kombajn opłacać, jeżeli maszyny stoją i rdzewieją - myślę jeszcze sobie.
- Dopłaty do ziemi są...
- 400 zł do hektara. Ale wszystko poszło w górę. Świnie były już po 5.50 zł. 10 lat temu, kiedy woziłem do Zelgoszczy. A ropa wtedy kosztowała 2 zł. Teraz kosztuje 1,90, a ropa ponad 4 zł.

Da mi pan żelazny pieniądz?

Z drogi koło gospodarstwa Milewskiego widać we wcięciu pól fragment Jeziora Niedackiego i kilkanaście tzw. domów letniskowych.
- Ile tu domów wczasowych stoi? Na mojej działce z 13, u sąsiada z 10, u innego ze 20, razem pewnie z 50. A działek co jest sprzedane...! Też chyba z 50. Ziemia to jest droga - metr przekwalifikowanej 30 zł, rolna niewiele mniej, bo 25 zł. Warunek tylko, że można sprzedać powyżej 3000 m. Ludzi chętnych mnóstwo, ale nie chcą działek, tylko hektary. Każdy chce ulokować pieniądz. Zobaczysz pan, jak to euro wprowadzą, to dostaniemy po tyłku... Te ziemie tutaj poszłyby od razu...
- Więc?
- Ale na razie ziemi nie sprzedajmy. Dlaczego? Bo worek soli się kupi, jak się sprzeda hektar czy dwa. Miałem na książeczce 200 mln zł i jak przyszła wymiana pieniędzy, to zrobiło się 2000 zł... Sprzedałbym, ale żeby to był żelazny pieniądz. Zna pan taki?
- Co to znaczy "żelazny pieniądz"?
- Ja panu wytłumaczę. Kiedyś jak człowiek miał 100 mln czy 200, to żył z procentów. A dzisiaj? 5 to jest najwyższy procent. Kiedy sprzedawałem pierwszych 10 działek, dali mi w markach i tłumaczyli, że z tej ziemi, jaką sprzedaję, to bym do śmierci nie wyrobił tylu pieniędzy. A ja mówię: "A jak przyjdzie inflacja?". A oni: "Marka i dolar to twarda waluta i nigdy nie straci na wartości". A ja mówię: "Ja jestem stary i może głupi, ale może przyjść, że dolar dostanie w łeb i marka też". A oni: "Nigdy w życiu". I przyszła inflacja. Dolar poszedł na dół. Ja sprzedałem 18 lat temu pierwszą działkę za 20 mln zł i za pół roku kupiłem za to rower.
Teraz stają się jasne rozterki sprzedających ziemię. To z powodu traumatycznych wspomnień z czasów Balcerowicza.
- Te maszyny... Jak sprzeda pan kilka hektarów, powstanie tu wielkie osiedle turystyczne. I wtedy na 2 ha da im pan pouprawiać ziemię na tych pana maszynach. To teraz modne. Chciał to zrobić Marek Panas na kwaterze agroturystycznej w Szteklinie.
Milewski kręci głową. To dla niego fanaberie.
- Sprzeda pan ziemię i ruszy z żoną w rejs dookoła świata.
- No to trzeba pieniądze.
- Hektar załatwia sprawę.
- To mnie nie interesuje. Można pójść na wódkę i też zobaczyć widoki... Co ja bym chciał? Jeszcze w tym życiu pożyć. Mieć na kawałek chleba. A będzie źle. Jeszcze rent nie wypłacą, emerytur... - i na zakończenie. - Pieniądz nic nie jest warty. Zdrowie - jeść ziemniaki z solą, a mieć zdrowie.
No tak. No tak. Tak się zagalopowaliśmy w tej dyskusji o żelaznych pieniądzach, o tym, czy warto, czy nie warto, jakby już wszystko można było na tym świecie kupić, również to najcenniejsze - upływający czas.
Tadeusz Majewski


To był dawno temu dom pana. Po jego świetności zostały prawie zatarte ślady. Fot. Tadeusz Majewski


Milewski pokazuje kolejne trofeum - łeb szczupaka. Fot. Tadeusz Majewski


Byków z takim wieńcem już nie ma. Fot. Tadeusz Majewski


- Wiem, wiem... - idę pomiędzy tymi psami się przywitać. Fot. Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz