wtorek, 10 czerwca 2014

"Czarnowodzkie Lądy" - 462 ha łąk utworzonych w połowie XIX w.



Na wschód od Czarnej Wody, po obydwu stronach linii kolejowej Chojnice-Tczew, rozciąga się duży obszar łąk, nazywany przez miejscowych nie wiadomo dlaczego "lądami". Zbudowany w latach 1840-1846 na piaszczystych wyrębach kompleks sztucznych łąk mineralnych o powierzchni 462 ha, zasilany jest kanałem wodnym o długości 23 km, wychodzącym z Jeziora Wdzydzkiego...


W miarę upływu czasu obszar tych łąk stopniowo ulegał pomniejszaniu. Najpierw zalesiono łąki mało wydajne, położone nieco wyżej, do których doprowadzenie wody było utrudnione. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych naszego stulecia na znacznym ich obszarze zlokalizowano fabrykę płyt pilśniowych. W 1970 r. oddano do użytku rolniczą oczyszczalnię ścieków, pod którą przeznaczono kilkadziesiąt hektarów tych łąk, a dokładniej na odstojniki ścieków zakładowych.




Ogółem z użytkowania wypadło około 100 hektarów użytków zielonych. Owa oczyszczalnia ścieków, według słów ówczesnego dyrektora fabryki płyt pilśniowych, miała z łąk tych uczynić swoiste Eldorado. Dziś, po upływie ponad 20 lat od tamtego wydarzenia, ludzie z niepokojem obserwują proces degradacji środowiska, będący skutkiem skierowania zakładowych ścieków na łąki.

Sprawnie ongiś działający system irygacyjny łąk nie spełnia już swojej funkcji tak, jak dawniej. Piaszczyste dna rowów melioracyjnych pokryły się rdzawą mazią, a zamiast czystej wody płynie w nich gęsta, koloru mydlanego, cuchnąca zawiesina. Unosząca się w powietrzu przykra woń w czasie wietrznej pogody jest wyczuwalna na kilka kilometrów przed Czarną Wodą. Miejscowi rolnicy powiadają, że krowy karmione trawą z tych łąk dają coraz mniej i coraz gorsze jakościowo mleko. W okolicznych studniach wysycha woda, a jeziora ulegają zamuleniu i giną bezpowrotnie.



Pełne kiedyś czystej wody strumyki zamieniły się w cuchnące ścieki. W czystych dawniej kanałach i jeziorach pełno było ryb i gnieździło się mnóstwo ptactwa wodnego, a kąpiel w nich była prawdziwą przyjemnością. Dziś po tamtych czasach powstały już tylko wspomnienia. Powróćmy do nich na chwilę.

Ogólny nadzór nad łąkami i ich gospodarką sprawował specjalista od łąkarstwa. Jak głęboko sięgają moje wspomnienia, pamiętam, że był nim J. Ringwelski, człowiek ogólnie szanowany i przychylny ludziom. Mieszkał w osadzie łąkowej Podlesie, nieopodal Czarnej Wody. Na łąkach pracowało 10-15 pracowników stałych i kilkudziesięciu sezonowych. Dbali oni o stan techniczny urządzeń nawadniających, konserwowali mosty, przepusty i groble, rozsiewali nawozy sztuczne, niekiedy kosili trawę i strzegli łąk. Część z nich zamieszkiwała w kilku domach wybudowanych specjalnie dla nich. Każdy z pracowników stałych miał prawo do nieodpłatnego dzierżawienia jednej parceli. Parceli ogółem na łąkach było około 500 o wielkości od 0,7 ha do 2 ha każda.



Sprzedaż parceli miejscowym rolnikom odbywała się dwa razy do roku; w połowie czerwca i przy końcu sierpnia. Na kilka dni przed datą zapowiedzianej sprzedaży ustalano cenę poszczególnych parceli. Jej wysokość uzależniona była od wielkości parceli, jakości rosnącej na niej trawy i dogodnego jej usytuowania.

Zwykle w niedzielę poprzedzającą przetarg łąki zapełniały się miejscowymi rolnikami, którzy dokonywali przeglądu interesujących ich parceli. Wybraną dla siebie parcelę starano się przedstawić sąsiadom w niekorzystnym świetle,
chcąc w ten sposób zniechęcić do niej potencjalnych rywali.



Dzień sprzedaży łąk był ważnym wydarzeniem nie tylko dla okolicznych chłopów. Od samego rana do Podlesia ciągnęły tłumy, pieszo, rowerami, bryczkami i zwykłymi furmankami. Zjeżdżali tu także kupcy i handlarze, licząc na korzystne transakcje. Zadbano o bufet z jedzeniem i napojami. Licytacja ciągnęła się zwykle do późnego popołudnia. Udane zakupy były okazją do uczczenia nierzadko czymś "mocniejszym", co powodowało ostre sprzeciwy żon towarzyszącym niektórym rolnikom.

Niesprzedane parcele można było nabyć w dniach następnych, po obniżonej już cenie. Korzystali już z tej obniżki rolnicy mniej zamożni. Pewną ilość parceli przeznaczano na inne cele. Zebrane z nich siano magazynowano w stodole, sprzedając zimą dla potrzeb wojska, stadniny koni w Starogardzie, a nawet do dalekiej Białowieży dla żubrów.




Wszystkie prace związane z sianokosami wykonywano ręcznie. Trawę trzeba było wykosić dokładnie, ani za wysoko, ani za nisko, a także w wyznaczonym terminie, który w zasadzie nie przekraczał trzech tygodni. Po tym terminie otwierano śluzy i puszczano na łąki wodę. Przy sianokosach wrześniowych termin ten, ze względu na gorsze warunki pogodowe, przedłużano.

Od opisywanych wydarzeń zmieniło się bardzo dużo, niestety na gorsze. Jadąc dziś przez tamte strony pociągiem, zaobserwować można duże połacie nieskoszonej trawy. Szkoda, że marnuje się tyle potrzebnej paszy.

Prace przy budowie łąk rozpoczęto w 1840 r. Pierwsze plony zebrano dopiero w 1852 r. Zbiory okazały się wtedy niezbyt udane i nie przekroczyły 7-8 kwintali siana z hektara. Jednak z biegiem lat narastała warstwa próchnicy i poprawiła się wydajność łąk.

W roku 1871 oddano do użytku linię kolejową Chojnice-Starogard. Biegnie ona niemal przez środek łąk na całej ich długości. Prace związane z budową linii kolejowej wymagały budowy kilku przepustów i przemieszczenia dużej ilości ziemi przy formowaniu nasypu kolejowego, co spowodowało znaczne straty w zbiorach przez kilka kolejnych lat.

Łąki nawadniane są przez bardzo skomplikowany, a jednocześnie prosty w obsłudze system irygacyjny. Do obsługi tego systemu zatrudniano pewną liczbę robotników stałych i sezonowych.

Pieczę nad całą gospodarką łąkową sprawował wykwalifikowany łąkowy, którego siedzibą była osada łąkowa Podlesie, leząca przy szosie Chojnice-Starogard. Tam też odbywały się dwukrotnie w ciągu roku licytacje sprzedawanych łąk. Oprócz tego wybudowano jeszcze cztery inne osady robotników łąkowych, pełniących równocześnie funkcje brygadzistów i strażników wyznaczonych rejonów Jak. Oprócz wynagrodzenia otrzymywali oni w formie deputatu wydzieloną parcelę do wykoszenia. Osadami tymi były: Cegielnia, Smolnik, Kocia Góra i Kamienna. W latach sześćdziesiątych Zakłady Płyt Pilśniowych w Czarnej Wodzie przejęły dom kolejowy stojący tuż przy torach kolejowych i przeznaczyły go dla robotników łąkowych, powiększając w ten sposób liczbę osad łąkowych do sześciu. Ich mieszkańcy związali swoje losy całkowicie z pracą na łąkach, a niekiedy również ich synowie. Na Kociej Górze przez długie lata mieszkali Belingowie, w Smolniku Mokwowie i Jażdżewscy, w Cegielni Kropidlowsey, a potem Zielińscy, a w Kamiennej Baczyńscy i Dejnowie.

Jednak najbardziej znaną postacią czarnowodzkich "lądów" był bez wątpienia Jan Ringwelski, człowiek o prawym charakterze, nieprzeciętny fachowiec i doskonały organizator. On na Pomorzu i prof. dr Dorywalski w Wielkopolsce byli prawdopodobnie jedynymi ludźmi w Polsce, potrafiącymi rozróżnić z pamięci ponad 150 gatunków traw. Mjeszkał na Podlesiu, zbudowanym w 1835r. W 1939 r. otrzymał od Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu prawo dożywotniego zamieszkania w tej osadzie wraz z rodziną. W zawodzie przepracował ponad 50 lat, przechodząc w 1963r. na emeryturę. Niestety dwa lata później zmarł.



Liczący na początku ponad 460 hektarów kompleks łąk w potocznym obiegu posiadał swoje "cząstkowe" nazwy, na przykład: Kamienny Most, Parada, Czerwona Śluza, Pionki, Plaszczki czy Prezydencki Lasek. Każda z tych nazw ma swoje racjonalne uzasadnienie. Funkcjonuja one od dawna i jeszcze dziś są w powszechnym użyciu wśród mieszkańców.

Łąki były siedliskiem różnorakiego ptactwa wodnego. Czaple czy żurawie, nie mówiąc o kaczkach czy bocianach, nie były tu czymś niecodziennym. W kanałach i rowach, szczególnie w okresie poprzedzającym sianokosy, gdy spuszczano wodę, łowiono wiele gatunków ryb. O ilości wyławianych w tym czasie węgorzy krążyły legendy.

W bujnej zielonej trawie; nieskażonej nawozami sztucznymi (rozpoczęto je tu stosować dopiero w 1952r.) znalazła doskonałe żerowiska zwierzyna płowa. Jadący wczesnym rankiem podróżni mogli obserwować stada saren i jeleni, pasących się swobodnie na łąkach.

Okoliczne jeziora, Smolnik, Studzienickie, Plaszczki, Zblewskie czy Matyjowe, posiadały czystą wodę i nadawały się do kąpieli.

Od strony południowej łąki od lasu sosnowego oddziela szeroka szosa betonowa. W latach 1812-13 znajdował się tu trakt, którym wracały niedobitki armii napoleońskiej spod Moskwy.

W latach 1927-30 trakt ten został przebudowany na drogę bitą. W pobliżu osady Podlesie jeszcze do początków lat siedemdziesiątych obecnego stulecia znajdował się domek - pomnik, nazywany "Pamiątką". Widniał na nim napis w języku niemieckim (zamalowany w 1920r.): "Fryderykowi Wilhelmowi III, wybawcy w potrzebie t budowniczemu tej szosy jego nader wdzięczny lud -1830".

W początkach okupacji hitlerowskiej szosa została zmodernizowana i ulepszona dla celów strategicznych. Po obydwu jej stronach rosną potężne lipy. Stwarza to niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju widok dla przejeżdżających tą trasą podróżnych.

W 1961 r. Zakłady Płyt Pilśniowych w Czarnej Wodzie wspólnie z Instytutem Gleboznawstwa i Nawożenia w Puławach rozpoczęły badania naukowe nad wykorzystaniem ścieków fabrycznych do nawadniania łąk. Na powierzchni około 40 ha zlokalizowana rolniczą oczyszczalnię ścieków, która funkcjonuje do dziś. Pomysłodawcy i realizatorzy tego przedsięwzięcia oczekiwali chyba lepszych efektów.

W ostatnich latach na łąkach zaobserwować można coraz więcej bocianów. Może więc jest to znak nadchodzących lepszych czasów dla tutejszej flory i fauny.

7.07.2007

Fot. Tadeusz Majewski

29.04.2014 r.

REPORTAŻ O CZARNOWODZKICH LĄDACH I AKWEDUKCIE NA KANALE - PRZEJDŹ





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz