sobota, 7 czerwca 2014

Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa na Łapiszewie

Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa obchodzi w tym roku 25-lecie istnienia. Dekret w sprawie ustanowienia parafii pod tym wezwaniem biskup chełmiński Marian Przykucki wydał 10 lipca 1982 r. Pierwszym proboszczem był ks. kapelan kaplicy w Kocborowie Ryszard Lendziński (15 lipca 1982 r. biskup polecił mu opiekę duszpasterską nad tymczasową kaplicą nowej parafii, a od 1 sierpnia tegoż roku mianował go proboszczem). Dzisiaj parafia NSPJ zadziwia rozmachem działania


Musi być coś i ktoś

Z Piotrem Prabuckim rozmawia Tadeusz Majewski.

Gdzie w czasie, kiedy powstawała parafia, mieszkałeś?
- 1982 rok... Mieszkałem przy ulicy Traugutta. Znałem ks. Ryszarda, gdyż też spory czas mieszkał przy Traugutta. Był wikariuszem w parafii św. Wojciecha, do której należały dwa kościoły - św. Wojciecha ("na polu") i św. Katarzyny.

Długo mieszkałeś przy ulicy Traugutta?
- Zajrzę do dowodu... Wcześniej mieszkałem przy Rycerskiej. Przy Traugutta mieszkałem od 14 maja 1975 r. do października 1987. Stamtąd, po ślubie, przeprowadziliśmy się do swojego mieszkania przy al. Wojska Polskiego, gdzie mieszkaliśmy do jesieni 1993 r., czyli do przeprowadzki do Żabna. Przy al. WP należałem do parafii św. Mateusza. Tutaj, w Żabnie, jest już moja trzecia parafia.

Dlaczego wybrałeś Żabno jako miejsce zamieszkania? Jak można zamienić miasto na wieś?
- Na początku lat 90. część Żabna należała już do miasta... Teść kupił tu działkę. Zapytał, czy chcemy się budować razem z nimi. Padło pytanie: A dlaczego nie?

A dlaczego tak? Wydawało mi się, że odchodzimy od wielopokoleniowych domów.
- Mam z teściem bardzo dobre relacje... To odchodzenie od wielopokoleniowych domów chyba nie jest dobre. I czy ono jest? Większość domów w Żabnie i na Łapiszewie to domy wielopokoleniowe. Ja jestem za takim rozwiązaniem...

Długo budowaliście?
- Krótko, ze dwa lata. Budowaliśmy sprawnie. Żona, Ewa, jest inżynierem budownictwa, a więc pod ręką był fachowiec, a ja pracowałem jako siła robocza. Wylewałem posadzki, robiłem izolację itd. Z pracy chętnie szedłem do pracy. Ale nie czułem z tego powodu zmęczenia.

Gdzie pracowałeś?
- W Urzędzie Skarbowym jako komornik. Ukończyłem Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Masz jakieś zdjęcia z pracy przy budowie?
- Nie... Szkoda, że nie mam. Ale to tak jest, kiedy ktoś sam robi zdjęcia.

Dlaczego, kiedy mówiłeś o miejscach zamieszkania, od razu dodawałeś, jaka to parafia? Zupełnie jakby parafia była dla ciebie dzielnicą, jakimś osobnym terytorium.
- Bo parafia to dla mnie jest osobny obszar. Ale przede wszystkim to rodzaj wspólnoty, miejsce wspólnych działań, aktywności. Zawsze tak dla mnie było. Od 5. roku życia byłem ministrantem w parafii św. Wojciecha. Dobrze pamiętam ks. proboszcza Pawła Szarockiego i jego nieodłączne cygaro oraz też już nieżyjącego ks. Kazimierza Woelke, który uczył mnie ministrantury i to po łacinie. Do dzisiaj pamiętam całe msze po łacinie. Pamiętam też jako młodego kapłana ks. prałata Stanisława Człapę. który pracował w parafii św. Wojciecha, gdzie ja byłem ministrantem. Już wtedy ks. Człapa i ks. Andrzej Krefft byli niezwykle aktywni. Sprowadzali nawet książki drugiego obiegu i rozprowadzali wśród ludzi.

Przeprowadziłeś się do Żabna, wchodzącego w skład tzw. Zatorza. Czy te dzielnice - Żabno, Łapiszewo, Kocborowo - to nie był dla ciebie, człowieka z centrum miasta, obcy świat?
- Był zupełnie inny, prawie jak wieś. Do domu dochodziło się polnymi drogami. Jeszcze było słychać jadący do Skarszew pociąg. Musiałem przywyknąć do takiego życia. Tak, dla mnie to była wieś. Do tego nikogo tu nie znałem. Trzeba było się nauczyć ludzi. Ale prędko doszedłem do wniosku, że już nigdy nie wróciłbym do bloku. Inna sprawa, że ja tej części nie nazywam Zatorzem. Tej nazwy chętnie używali świętej pamięci ks. Ryszard i pan Norbert Zimy, ale to się moim zdaniem zatarło. To po prostu część miasta leżąca daleko od centrum.

Jak daleko do Rynku?
- Zależy jak pójdę. Z 8 km, jeżeli pójdę ul. bpa Dominika, Skarszewską, Derdowskiego do Gdańskiej. Zdecydowanie bliżej, jeżeli pójdę skrótem: dojdę do Kalinowskiego, pójdę tą drogą z tyłu Kocborowa, dojdę do torów, potem Sikorskiego, św. Elżbiety.

Tu jest trochę dziwaczna sytuacja: część Żabna należy do miasta, część do gminy Starogard.
- Tak. Ta druga część jest bardzo ciekawa. Granica biegnie kawałek dalej. Sąsiad mieszka już w Żabnie - wsi. Szczerze mówiąc, w ubiegłym tygodniu, po kilkunastu latach mieszkania tutaj, w tej części miejskiej, poznałem tę drugą część. Jako radny parafialny odwiedziłem mieszkańców wsi Żabno i zobaczyłem, jak tam ludzie mieszkają. Nie spodziewałem się, że tam jest tak pięknie.

Hmm... "nauczyć się ludzi"... Ładnie powiedziałeś. Ale co to znaczy?
- To znaczy, że musisz systematycznie przebywać w jakiejś grupie mieszkańców, w jakimś wspólnym miejscu, gdzie oni się gromadzą. Dzięki temu zaczynasz poznawać ludzi. Może nie po nazwiskach, ale po twarzach. Tym miejscem tutaj okazał się kościół.

Jakie dzielnice obejmuje parafia NSPJ?
- Należą do niej: Żabno miasto, Żabno wieś, Okole, Linowiec, Łapiszewo, Kocborowo, tzw. Działki Kocborowskie, ul. Derdowskiego. W sumie 4572 (2006r.) mieszkańców... Ale ta liczba maleje. W kronice z 2003 r. czytamy, że mieszkało tutaj 4677 osób, czyli 105 ubyło przez 3 lata. Dodatkowo czytamy informacje, które wskazują, że nie ma przyrostu ujemnego. Czyli ludzie niestety stąd na stałe wyjeżdżają.

To rzeczywiście ciekawe. Pomimo walorów, jakie ma ten teren. Wspaniałe Okole, Żabno, osiedla domów jednorodzinnych... Może dlatego, że mówimy o wielkim terytorium, który nie miało swojego centrum? Domu kultury, szkoły? Takiego centrum, jakie kiedyś mieli kocborowiacy.
- To prawda. Ludzie, którzy przyszli do tych nowych budynków w Łapiszewie czy w Żabnie, rzeczywiście nie mieli żadnego miejsca publicznego, jakiejś - jak to się mówi - przestrzeni wspólnej. Z tym, że dotyczy to kultury i sportu, nie ducha.

Łapiszewo w ogóle powstawało w latach 70. na jakichś dzikich zasadach: macie ziemię i sobie budujcie.
- Może inaczej nie było można... Faktycznie powstawało na takich zasadach. Przed oddaniem działek nie zrobiono nawet makroniwelacji terenu. To przez długi czas rodziło mnóstwo problemów, na przykład z wodą. W niektórych miejscach nie było możliwości zrobienia grawitacyjnego odwodnienia. To dopiero trzeba było zaprojektować przy tych górkach i dolinkach.

"Bierzcie ziemię i sobie budujcie". A może ktoś tam, we władzach, przewidywał dla Łapiszewa jakiś dom kultury czy szkołę?
- Nie było takiej koncepcji. Nie było żadnego zamysłu, niczego nie było. Pierwszą przestrzenią wspólną siłą rzeczy stała się parafia i nowy kościół, budowany z plebanią przez kilka lat, od 1983 do 1990 (w 1990 r. już odbywały się msze). Tuż po wybudowaniu kościoła na te cele wspólne została przeznaczona dawna kaplica. Drugą taką przestrzenią wspólną stała się szkoła. Powstała z obiektu, jaki na początku lat 90. zaczął w Żabnie wznosić Jerzy Wąs z myślą o otwarciu tu czterogwiazdkowego hotelu. Szkoła została otwarta w roku 1995 r. Budowano ją może ze dwa lata. Na budowie codziennie można było spotkać pana Andrzeja Malinowskiego, oddelegowanego z "jedynki" przy Zblewskiej. Potem został dyrektorem tej szkoły. Może to i tak być powinno. Trzecim miejscem przestrzeni wspólnej stało się nasze centrum parafialne - Cor Cordium (Serce Serc), gdzie podejmuje się obecnie wiele różnych działań.

Wymieńmy, co tam jest...
- Warsztat terapii zajęciowej dla niepełnosprawnych, środowiskowy dom samopomocy dla osób z upośledzeniem umysłowym i to z terenu gminy, a nie miasta ("wyleźliśmy" jako parafia miejsko-wiejska poza miasto), trzy świetlice - dla niepełnosprawnych, dzieci i młodzieży, stacja opieki Caritas, zapewniająca opiekę nad chorymi i starszymi, wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego, dobrze wyposażony gabinet rehabilitacyjny, gdzie pracują lekarz i rehabilitanci, działająca raz w tygodniu poradnia psychologiczno-rodzinna, przychodnia lekarska, gabinet stomatologiczny, dobrze wyposażony, niestety na razie nieczynny - trzeba "pokonać" NFZ, klub seniora, Kociewski Parafialny Klub Sportowy Cor Cordium - grają w piłkę nożną, siatkówkę, trenują LA i wschodnie sztuki walki, pracownie - rękodzielnictwa, multimedialna, plastyczna, rzemieślnicza, krawiecka, fryzjerska - gdzie mają zajęcia i niepełnosprawni, i dzieci, i młodzież, i osoby starsze, zespoły muzyczne, dziecięce, młodzieżowe, chór dorosłych. Można by jeszcze wymieniać. Czasami zaczynam się gubić, kiedy wymieniam. Albo jest tak, że dzisiaj mówię, że jest to i to, tymczasem właśnie dzisiaj powstało coś nowego.

Jest więc nawet i sport...
- I to całkiem niezły. Nasi sportowcy przywożą z międzynarodowych parafiad medale w różnych dyscyplinach. Nawet "trafiło" się strzelectwo. A tu, w tej kronice, jest mowa o wyczynie Krzysztofa Kalkowskiego. W Warszawie, gdzie zjechało się pół Europy, rzucił 91 m piłeczką palantową. Sędziwie mierzyli trzykrotnie, bo nie chcieli uwierzyć.

Trochę zaskakujące, że to wszystko - jakby dom kultury, klub sportowy, centrum zdrowia - powstało wokół kościoła. Zupełnie jakby kościół, przepraszam za to określenie, zmonopolizował czy zawłaszczył to, czym powinny się zajmować siły świeckie.
- Nie, kościół wypełnił to, czego nie wypełnili z różnych względów ci, którzy są do tego wręcz powołani, wyręczył tych, którzy powinni zainspirować.

O kim myślisz?
- Jak to o kim. Od tego są samorządy. To w nich powinni być liderzy, którzy określają cel mający przyciągnąć ludzi. Musi być ktoś i coś... Inna sprawa, że my tutaj, w związku z tym, że to dzieje się przy parafii, nie mamy furtki zamkniętej.

Ale gdyby na Zatorzu powstał dom kultury czy klub sportowy niezależny od parafii?
- To bylibyśmy bardzo zadowoleni. Nie traktowalibyśmy takiego domku kultury czy klubu jak konkurencji. Ale tego nie ma. A my idziemy dalej. Przy parafii przygotowujemy tereny pod obiekty sportowe. Będzie kort tenisowy, może dwa, będą boiska - do siatkówki, piłki ręcznej i piłki nożnej - być może pełnowymiarowe, zależy, kto na ile nam pomoże. Są na terenie kościelnym wybagrowane stawki, gdzie przy każdej nadarzającej się okazji wędkarze moczą kije.

Jaką rolę pełnisz w tym wszystkim?
- Jestem członkiem rady parafialnej i prezesem parafialnego zespołu Caritas - zespołu ludzi, którzy zajmują się całą organizacją tego wszystkiego, zespołu, który pełni rolę centrum dowodzenia. Oczywiście są to wolontariusze, a nie pracownicy. A pracownicy w olbrzymiej swojej większości też byli wolontariuszami. Była okazja ich zatrudnienia, więc uzyskali prace. Najwięcej jednak werwy, cierpliwości, wytrwałości, sił i ciągle nowych pomysłów ma ks. proboszcz prałat Józef Pick. Ma takie ulubione powiedzenie: "No to damy sobie na dwa - trzy miesiące spokój", a po dwóch tygodniach, okazuje się, już wymyślił coś nowego.

Zgaduję, że te wielkie księgi to kronika parafii...
- Dwa z siedmiu tomów. Są prowadzone od powstania parafii. Dotyczą również życia świeckiego osiedli. Mamy też stronę internetową: parafialapiszewo.pl. Starszą i nową wersję.

Macie też książki o parafii.
- Wyszły trzy. Pierwszą historię parafii napisał ks. Rober Mayer, który był tutaj wikariuszem w 1994 r. Książeczka jest dziś rarytasem. Niestety, jej nie mam. Ale cała jej treść została zawarta w nowej książce, która została przygotowana w związku z 25. rocznicą istnienia parafii. W tym przedrukowanym rozdziale są informacje o duszpasterzach szpitala kocborowskiego, w tym o ks. Franciszku Kalinowskiem, zamordowanym przez hitlerowców, i o ks. Bernardzie Sychcie, który opiekował się jako duszpasterz kocborowskim szpitalem. Wtedy ta kocborowska parafia była parafią Kokoszkowy... Druga książeczka o parafii została przygotowana na 2000 r., na uroczystość intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa na Kociewiu. Ja w tych książkach napisałem świecką historię parafii.

To są wielkie sprawy, o których opowiadasz. Dzięki parafii tyle się dzieje... Jesteś radnym miejskim. Nie sądzisz, że miasto powinno akcentować podział na dzielnice, żeby zrodziła się jakaś zdrowa rywalizacja? Taka, jaką mamy w gminach - tam rywalizują z sobą sołectwa, tu mogłyby właśnie dzielnice... Żeby była jakaś tożsamość dzielnicowa, jak kiedyś. Ty kim jesteś?
- Zdecydowanie łapiszewsko-żabnieński, a z tych dwóch bardziej żabnieński. Już się czuję z tym miejscem związany. Co do tego podziału... Żeby takie coś wypaliło, o czym mówisz, żeby powstał jakiś mechanizm międzydzielnicowej rywalizacji, musi być ktoś, kto miałby dar przyciągania do siebie i umiałby to zorganizować. To samo się nie przyciągnie. Zawsze musi być coś i ktoś.

Data publikacji: 13.06.2007




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz