czwartek, 19 czerwca 2014

TADEUSZ MAJEWSKI. Na rynku - zwycięzcy konkursu "Polska Pięknieje - 7 Cudów Funduszy Europejskich


Tekst pt. Powrót do Bychowa "wyjąłem" ze archiwum swoich materiałów zainspirowany pobytem... w... Sami zobaczcie gdzie...

Do naszego powiatowego miasta zza oceanu przyjechał na zaproszenie rady miejskiej sam Pan Profesor, któremu rok wcześniej radni nadali tytuł Honorowego Obywatela. Co prawda Pan Profesor przed wojną urodził się nie w naszym mieście powiatowym, niemniej jednak w Bychowie, a więc w miasteczku leżącym w granicach naszego powiatu.


Jak powszechnie wiadomo, Pan Profesor podczas okupacji założył konspiracyjną organizację. Podczas posiedzenia rady Pan Profesor wygłosił referat na temat tamtej swojej działalności, a na zakończenie wyraził chęć obejrzenia Bychowa. Czym prędzej zamówiono z firmy wypożyczającej auta na wesela najdłuższego lincolna.

Sekretarz miasta osobiście zorganizował kawalkadę wozów. Na czele ustawił, co oczywiste, lincolna, następnie służbową limuzynę Pana Prezydenta, a potem już prywatne auta według oczywistej u nas klasyfikacji wartości marek i roczników.

Jakkolwiek można by jechać w pięć - siedem aut, pojechano aut trzydzieści. Nie wypadało przecież dosiadać się do Pana Profesora, chcącego zapewne podczas tej w gruncie rzeczy krótkiej podróży oddać się wspomnieniom.

Podobnież nie wypadało dosiąść się do limuzyny Pana Prezydenta, bo to byłoby odczytane jako wyróżnienie, a od wyróżnienia do tajnych układów jest przecież bardzo blisko.

Ku zdziwieniu radnych Pan Profesor kazał kierowcy zatrzymać lincolna na drodze powiatowej dwa kilometry od Bychowa, skąd jedynie było widać wieżę kościoła i najwyższych budynków. Wysiadł i Pan Prezydent, i Pani Przewodnicząca, wysiedli wszyscy.

Pan Profesor bez słowa ruszył przez rodzinne pola, gdzie dopiero co ścięli zboża, w stronę miejscowości swojego dzieciństwa - szedł po kilkudziesięciu latach niebytności, jakby zatopiony w tych wszystkich latach dziecięcych i młodzieńczych, które nagle burzą wspomnień mknęły przez jego głowę niczym przyspieszony film.








Świta miejskich notabli szła w kilka kroków za nim, w skupieniu śledząc każdy grymas na jego twarzy, wypatrując w nich oznaki powstawania genialnych myśli.

W pewnym momencie stała się rzecz niezwykła. Pan Profesor ze sto metrów na rżysku zdjął amerykańskie lakierki, zrzucił skarpetki, odrzucił zamaszystym gestem od siebie i szepnął: Tak się chodziło za młodu. I szedł boso, na bosaka, bosą stopą po ostrych hektarach, w stronę rodzinnego miasteczka jak ku brzegowi zmaterializowanych wspomnień.

Nasi notable bez zastanowienia ściągali z nóg swoje najlepsze buty i skarpetki, porzucali je na polu, po czym odważnie ruszali w ślad za Panem Profesorem, zachowując jednak odpowiednie odległości: Pan Profesor - Pan Prezydent - Pani Przewodnicząca - Pan Wiceprezydent - Sekretarz Miasta - Członkowie Zarządu - zwykli radni.








Szli nieporadnie, widać było, że pierwszy raz po rżysku. (Później dyskutowano o technice chodzenia - nie podnosisz stóp, a je przesuwasz.) Cała nasza elita polityczno-intelektualna szła jak orszak bolejący, dziwacznie stawiając stopy.

W samym miasteczku Pan Profesor przystanął i zaczął węszyć niczym pies. Nie czuł nawet dawnych zapachów. Z wrodzoną sobie bystrością dostrzegał mnóstwo niespójności między obrazem, który widziały jego oczy, a obrazem, który postrzegała jego pamięć. Tu nie zgadzało się drzewo, tam chałupa zamiast z drewna stała z cegły, płot był nie taki, zamiast malw ktoś zaprowadził ogród w stylu neoniemieckim. Na jego twarzy widać było rosnący wyraz zawodu, a nawet gniewu. Po cichu zaczął coś mówić do Pana Prezydenta. Ten wyjął komórkę i po kilkunastu minutach zjechały się wszystkie jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej miasteczka, a nawet okolicznych wsi.



Poszły w ruch piły spalinowe, jęczały ścinane drzewa, dudniły młoty pneumatyczne, rozwalając betony i mury z cegieł. Sadzono malwy i nasturcje, naprędce zbijano drewniane domostwa, a wezwane żony małomiasteczkowych dygnitarzy przebrały się w stroje ludowe, sprowadzone w trybie nagłym helikopterem z regionalnego muzeum, znosiły naręcza trzcin i pokrywały nią dachy chat. Zlikwidowano sieć elektryczną i poustawiano lampy gazowe.

W krótkim czasie nastąpiło bardzo wiele zmian.









Podczas prac Pan Profesor chodził i szeptał: Tak - nie tak, tak - nie tak, tak - nie tak... a końcu, gdy zbliżył się przedwieczerz, coś w nim zaczęło zamierać. Owszem, ciągle wymawiał: Tak - nie tak, tak - nie tak, ale coraz wolniej, wolniutko, prawie już wcale, i nagle zakrył twarz rękoma jęcząc, że jednak nic nie jest tak.

I wtedy oficjele wraz z żonami zaczęli się rozchodzić, po ciemku, boso, wstydząc się coraz bardziej, gdyż dotarła do nich okrutna prawda, że dali się zaczarować Profesorską wizją i że nie da się wrócić do czegoś, co było tak dawno, dawno temu, a w dodatku w pamięci jednego człowieka.

Tadeusz Majewski

Na zdjęciach Galicyjski Rynek w skansenie w Sanoku 2013 r. Fot. Tadeusz Majewski

Wprowadzono 2.09.2013 r.


(...) W kategorii "Obiekt turystyczny" I miejsce zajął projekt pn. Galicyjski Rynek - budowa sektora miejskiego w parku etnograficznym w Sanoku. Zwyciężył on także w głosowaniu internautów, jest zatem laureatem podwójnym.

"Galicyjski Rynek" to rekonstrukcja centrum galicyjskiego miasteczka z równoczesnym pokazaniem wszystkich jego funkcji - społecznych, gospodarczych i kulturowych. Po wieloletnich przygotowaniach naukowych, w tym gromadzeniu dokumentacji i eksponatów, wzniesiono i zrekonstruowano 29 obiektów. Wokół brukowanego "kocimi łbami" rynku znalazły się obiekty takie jak: karczma z kręgielnią, poczta, urząd gminy, apteka, remiza strażacka, sklep kolonialny, trafika, domy żydowskie oraz warsztaty (stolarski, zegarmistrzowski, fryzjerski, krawiecki, szewski, piekarski i fotograficzny). Na terenie miasteczka znajduje się ok. 3,5 tys. eksponatów muzealnych. Dotacja z Programu Infrastruktura i Środowisko wyniosła ponad 11,6 mln zł. Wartość całkowita projektu to ponad 20,7 mln zł.

Za:

http://gospodarkapodkarpacka.pl/news/view/7949/galicyjski-rynek-laureatem-7-cudow-funduszy-europejskich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz