środa, 29 czerwca 2011

Bracia Prabuccy - niezwykli ludzie

IWICZNO, GM. KALISKA. O mieszkającej od wielu pokoleń w Iwicznie rodzinie Prabuckich pisaliśmy już w innym artykule (Prabuccy, Prabuty...). Dzisiaj pokazujemy kilku braci Prabuckich żyjących w pierwszej połowie XX wieku. Byli to niezwykli ludzie. Taki na przykład Paweł Prabucki być może będzie beatyfikowany (trwa proces). Albo taki Prabucki - sędzia Sądu Okręgowego w Gdyni. Stąd, z tej małej wsi... I kto o nich wie?

Materiał z 2007 r.









W Iwicznie widać ślady bogatej i gburskiej wielkości. Stare i wielkie budynki gospodarcze czas pokrył szarą barwą i gdzieniegdzie wilgocią. Ale one wciąż żyją - przez szerokie drzwi widać, jak w środku uwijają się ludzie, jak silniki uruchamiają jakieś pasy, słychać inwentarz. Monika Brzezińska, z domu Prabucka, odrywa się od pracy.
- Na piętnaście minut - obiecuję.
- Na piętnaście minut to tak - mówi Monika.
Oczywiście z piętnastu minut robi się półtorej godziny, bo ona od razu zanurza się w przeszłość, a to nie idzie tak w kilkunastu minutach z tej przeszłości spraw wyciągać. Do tego Monika ma niezwykły dar opowiadania.

I
O tym, że Prabuccy mieszkają tu od czasu króla Sobieskiego, już pisaliśmy. I to być może, ale sprawdzić musiałby historyk. Nas dzisiaj interesuje pokolenie międzywojenne, bo chcemy wreszcie konkretnie ustalić, do kogo należy wspaniały pomnik nagrobny w Piecach.
- Pani Moniko, pisaliśmy, że przed wojną to wielkie gospodarstwo po Pawle i Mariannie (z domu Jabłonka z Barłożna) Prabuckich objął Antoni. I że ten Antoni późno się ożenił, bo... Przypomnijmy pani słowa. "Ojciec, rocznik 1890, ożenił się w wieku pięćdziesięciu ileś lat. Dopiero w takim wieku, bo tak mu w życiu przyszło, że był kaleką. Dostał próchnicę w kolanie, w Poznaniu operowali go austriaccy lekarze i skrócili mu o pięć centymetrów nogę. I musiał na gospodarstwie nosić but ortopedyczny. Przez tę krótszą nogę nie chciał się żenić. A ożenił się z moją matką, Stefanią z domu Kraze, kobietą z krewności, ino dlatego, żeby nie zatracić tych ponad 80 hektarów ziemi". On więc został gospodarzem. A jego bracia i siostry?
- Paweł i Marianna mieli siedmiu synów i dwie córki. Antoni, mój ojciec, był gospodarzem. Na tym gospodarstwie pracował też jego brat, Jan. W ogóle nie był żonaty, bo też spotkało go nieszczęście.
Przyglądamy się zdjęciom. Jan. Mocno zarysowana szczęka, bardzo męski typ.
- Co za nieszczęście?
- Przed wojną. To była niedziela. Poszedł raz z sześcioma końmi. I nad Iwicznem po południu przyszła czarna, wielka chmura. Dookoła jasno, a ona wisiała nad okolicą. Jan założył tym koniom na nogi kajdany (tak się wtedy robiło) i schował się pod drzewem, o czym dowiedzieliśmy się później. Przyszedł do domu, stanął w izbie i tak stał. Zaczęli żartować - "Toć chyba piorun w ciebie nie trzasnął?". I trafili w dziesiątkę. Dostał. W pięty. Wszystko tam miał wypalone. Do końca życia - zmarł w 1952 roku - chodził na palcach i pomagał Antoniemu. A po tym trafieniu miał wielką gorączkę i przez długi czas nie mówił.
Niezwykła historia.

II
Oglądamy teraz bardzo stare zdjęcie. To Stanisław. Pozuje w mundurze przy krześle. Zdjęcie zrobiono mu we Francji podczas I wojny światowej. Na innym zdjęciu, kapitalnym pp powiększeniu i wykadrowaniu, stoi po lewej stronie na warcie przy bunkrze. Też we Francji.
- To ten z lornetką - mówi Monika.
Przy powiększeniu w komputerze wychodzi też, że to nie lornetka, a maska przeciwgazowa.
Po wojnie wrócił do Iwiczna, bo rónież był tutaj gospodarzem. Ożenił się.
Wracamy jeszcze na chwilę do jej ojca, bo teraz pani Monika trzyma w palcach jego drobne zdjęcie z jakiegoś dowodu. Na nim fragment skrzydła złowieszczej hitlerowskiej gapy jak dotyk ponurej historii.
- Cóż, gapa... Takie tu mieliśmy losy. Nie ma się co gapy wstydzić - nadmieniam. - A jego żona, a pani matka, skąd pochodziła?
- Stefania, z domu Krause, pochodziła z Iwiczna, ale jej ojciec Szymon Krause przyjechał tu z Królów Lasu spod Piaseczna (tam był nie Krause, a Kruże). Był z zawodu młynarzem. Postawił na górce w Iwicznie (po lewej stronie jak się jedzie od Franka) wiatrak.
- Kiedy?
- Przed 1920 rokiem. Ożenił się z kobietą z Pogódek Weroniką Gdaniec, sprowadził ją tutaj, do Iwiczna, kupili ziemię na tym wzgórzu i się pobudowali. Ale na I wojnie światowej dostał zapalenia płuc, utworzyło się coś niedobrego. Jak zmarł, to babcia nie mogła sobie z tym wiatrakiem i całym gospodarstwem poradzić, więc przed II wojną ziemię sprzedała, a wiatrak rozebrano.

III
- Nieszczęścia chodziły po tej rodzinie...
- To dopiero początek nieszczęść... Następny był Paweł - ksiądz. I dalej - też księża - Alojzy i Bolesław.
- Trzech księży. Księża to osobna sprawa. Powiemy o tym na końcu. A to zdjęcie, to ząbkowane?
- To Edward. Sędzia Sądu Okręgowego w Gdyni. Miał, jak wszyscy Prabuccy, śliczne, męskie pismo (córka skończyła magistra, ale nie ma takiego). Zmarł w wieku 33 lat. Przyczyną było zakażenie.
- Tylu wykształconych ludzi w tej rodzinie... Edward gdzie studiował?
- W Poznaniu. Mam po nim indeks. Był prawnikiem. Zachowała się też po nim księga rozprawa, jakie sprawy prowadził. Niestety, tylko okładki. Kartki powyrywali i spalili. Zmarł tak młodo. Przez wrzód w nosie.
Monika milknie, zamyśla się, robi się smutna i chce powiedzieć, i mówi, że na co to wszystko, to całe wykształcenie. Muszę oponować. Nieznany nam, Bozym rabom, jest sens tych wydarzeń. Jakiś jest. Musi być.

IV
- A siostry?
- Gabriela, z męża Paszek, zamieszkała w Oliwie. Monika, z męża Piernicka (na jej cześć mnie tak podobno dali na imię) zamieszkała w Nowej Cerkwi.
- Teraz niech panie opowie o tych trzech księżach i możliwej beatyfikacji.
Oglądamy zdjęcia, list z Dahau i straszny dokument - zawiadomienie o śmierci księdza Pawła.
- Wymyślona śmierć - mówi Monika biorąc ten dokument w palce. - Niemcy tu napisali, na co rzekomo zmarł, dlatego wymyślona śmierć. Po prostu go zamordowali. Ojciec na wspomnienie o bracie Pawle zawsze płakał. Był człowiekiem niezwykłym, męczennikiem.
- Musiał być człowiekiem niezwykłym, jeżeli toczy się w jego sprawie proces beatyfikacyjny. Ma pani tu o nim materiały, między innymi jego życiorys z "Polskiego Słownika Biogaficznego". Czytamy w nich, że...
- Kiedy brali go z Gostkowa koło Torunia do transportu do Dahau, jakiś znający go SS-man powiedział, że ma uciekać, bo tam na niego czeka śmierć. A od odrzekł, że nie ucieknie, bo jakże ma zostawić dwóch braci. W Dahau jako jedyny polski ksiądz dostał pozwolenie na odprawianie mszy świętej. Niemcy mieli do niego szacunek, wiedzieli też, że walczył jako oficer podczas I wojny światowej. Dostał pozwolenia, ale potem chcieli, żeby wyrzekł się polskości. Nie chciał, to go zagnębili. Wszystkich trzech księży zamordowano. Proces beatyfikacyjny Pawła zaczął się w 1982 roku albo jeszcze prędzej.
Milczymy patrząc na twarze braci.
Niezwykła rodzina. Niezwykłe, dramatyczne losy.

Tadeusz Majewski

Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.

Na zdjęciu zawiadomienie o wymyślonej śmierci ks. Pawła Prabuckiego w Dahau.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz