Szturmowscy to jedyna rodzina rolników w Płocicznie. Nazywają ich tutaj ostatnimi Mohikanami. Mieszkają w skromnym obejściu, za to arcyciekawie położonym. Od strony furtki jedno jeziorko, za ogrodem drugie. Ich ziemie leżą między innymi na ostrym stoku przy brukowej, pnącej się do góry drodze. Dlaczego jeszcze tu gospodarzą, na ziemi VI klasy, bez widoków na przyszłość?
Materiał z 14 lipca 2004 r.
Przez chwilę czekamy przy furtce, obserwując podwórze i śliczny pejzaż dookoła. Na brzegu jeziora pasą się dwie krowy. Po chwili jesteśmy w mieszkaniu Edmunda i Franciszki Szturmowskich, seniorów.
Czy pan z rodziny Piotra Szturmowskiego ze Skarszew, przedwojennego posła na Sejm?
- Z Jaroszew - poprawia pan Edmund. - To krewność, ale daleka.
Szturmowski mieszka w Płocicznie od urodzenia, od 1926 r. Jego żona urodziła się w 1931. Obok nich mieszka syn Krzysztof z żoną Krystyną i dwojgiem dzieci.
Szturmowscy posiadają 12 hektarów ziemi VI klasy.
- To sam piachuder - stwierdza krótko pan Edmund.
A co na tym piachudrze rośnie?
- Od dwóch lat uprawiamy tylko część ziemi, małe działki na wzgórzu, ponieważ zwierzyna leśna niszczy uprawy. Co urośnie? Pszenżyto, tylko dla własnych potrzeb.
Inwentarz
To pszenżytko i siano jest potrzebne, by utrzymać dwie krowy, 20 niosek, 20 młodych kurcząt, 14 kogutów, 15 kaczek.
Nie za wiele tego inwentarza...
- Ale jesteśmy samowystarczalni. W rodzinie jest siedem osób. Mamy jajka, z 15 dziennie, mleko i mięso. Nieraz kury sprzedaję sąsiadom - mówi Krystyna. - Czasami zdarza się, że jeżeli krowa tyle nie da co potrzeba, to idę kupić. Rzadko kupuję też mięso.
A jednak czasami trzeba kupić, jak pani mówi. A wydawałoby się, że powinniście zarabiać na turystach, sprzedając im ekologiczną żywność.
- Nieraz, gdy do sąsiadów przyjadą na wczasy rodziny, jest jakiś interes, ale mały.
Dopłaty
Niby to ziemia klasy VI, ale ma swoją wartość... Do tego jeszcze wrócimy. Macie państwo trzy drogi - zalesić, sprzedać na działki lub prowadzić dalej gospodarstwo, korzystając ze środków unijnych...
- Wszyscy sąsiedzi posprzedawali swoje ziemie lub je zalesili - mówi pan Edmund. - Z tym zalesieniem... Gdybym chciał zalesić ziemię, to bym był sto pięćdziesiąty w kolejce, a tak w ogóle to się nie opłaca. Chcą dać 150 zł od hektara i jeszcze cały czas zmniejszają.
A pola zmierzone? Wniosek o dotacje z UE złożony?
- Oczywiście. Pieniądze z dopłat z UE zostaną przekazane na gospodarstwo - mówi pani Krystyna. - Wtedy będziemy mogli więcej uprawiać.
Z grubsza licząc dostaniecie z 7 tys. zł. I to pójdzie na rozwój gospodarstwa? A na życie? Na co państwa stać?
- Na podręczniki, rzeczy do ubrania i rzeczy codziennego użytku. Jedzenie w miarę mamy własne.
A to gospodarstwo to jedyne źródło dochodu?
- Nie, mąż pracuje w Tczewie. Jest manewrowym na kolei. Około 5 rano wstaje do pracy, pracuje na zmiany.
Z 1500 złotych pewnie wyciągnie...
- Nie wyciąga nawet 1000 zł.
Krystyna jedynie raz była w Hypernowej. Nie wyjechała z pełnym wózkiem. Pieniądze z dopłat rzędu 7 tysięcy zł to byłoby dla nich bardzo, bardzo dużo.
Ziemia - złoto
Ten wasz piachuder tu, w Płocicznie, jest jak złoto. W Borzechowie 1 m2 kosztuje z 10 zł, w Osieku z 10, w Ocyplu z 20 (ale już nie ma), w Długiem, wsi w Borach Tucholskich 25. Tu - według nas - też metr powinien kosztować ze 25. To kraina marzeń. Za 1 ha daliby wam 25 tys. zł.
Pan Edmund zatapia się w sobie, liczy. Coś mu nie pasuje.
- Nie 25, a 250 tysięcy - prostuje po chwili.
Ale kupujemy. Za 25 złotych metr. Sprzedajecie?
- Musiałabym podjąć taką decyzję z mężem. No i porozmawiać o tym z panem Edmundem - mówi Krystyna.
- Sprzedałbym, ale bardzo mało i jak by było już bardzo źle. I tak te pieniądze szybko przelecą - stwierdza pan Edmund. - Łatwo sprzedać, ciężko później kupić.
Póki co Szturmowcy nie umieszczali żadnych ogłoszeń o sprzedaży. Zresztą w tę sprzedaż nie bardzo wierzą.
- Był sąsiad, chciał sprzedać ziemię, ale chciał za dużo, chyba nawet 40 zł za metr i tym zniechęcił klientów - mówi senior Szturmowski. - A zresztą od urodzenia jestem rolnikiem i uważam, że ziemi się nie sprzedaje. Po prostu ziemia to matka.
Zostaje więc gospodarstwo
Tak więc Szturmowscy nadal będą gospodarzyć na VI klasie ziemi z wątpliwymi rezultatami wiedząc, że ta ziemia jest wiele warta, ale nie jako rolnicza.
- Było tu 50 krów przed wojną i po wojnie, a teraz ino trzy - w głosie pana Edmunda wyczuwamy nutkę żalu. - Kiedyś robili melioracje, a teraz nic nie robią. Kiedyś z ODR-u mówili nam, jak hodować. Teraz dużo się opowiada, a wszystko upada. Lepper mówi prawdę, ale on jest na dwie strony.
A czy ktoś przyjechał namawiać was do założenia jakiejś agroturystyki albo doradzić, co robić dalej?
- Nikogo nie było.
Nie było, ale Szturmowscy niespecjalnie chcieliby jakiegoś doradcy.
Grobla
Edmund Szturmowski prowadzi nas do na tyły gospodarstwa. Pokazuje na zbocze, gdzie leżą ich poletka. Idealne działki letniskowe. Co tam na nich rośnie? Jakieś liche trawy. Pokazuje na drugie jezioro - Płociczno Duże (od strony furtki leży jezioro Płociczno Małe). Z tego miejsca widać, że gospodarstwo Szturmowskich znajduje się jakby na grobli, miedzy dwoma wodami.
A jak jest z dostępem do wody?
- Kiedyś jezioro, to małe, należało do jednego Niemca, który miał 12 dzieci. Wtedy każdy miał dostęp. Po pierwszej wojnie Niemcy zaczęli się wyprowadzać i wszystko sprzedawać. Zapomnieli te sprzedaże zapisać w księdze wieczystej.
Z tego wynika, że sprawa własności jeziora i niektórych działek jest niejasna. Ale każdy może się kąpać, tak jak było przed wojną.
Patrzymy z tej specyficznej grobli na wodę. Wydaje się, że lustro wody w tym Mniejszym leży zdecydowanie wyżej od tego w tym Większym.
- Jest akurat odwrotnie - śmieje się pan Edmund.
Cóż, złudzenie. Jak wszystko tutaj. I pełno zagadek, i tajemnic. Między innymi ta uporczywa pogłoska, że owe jeziora i pobliskie Okoninki, Wygonin i leżące 1 km jezioro Kazub łączy jeden wielki podziemny akwen.
Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz