sobota, 28 grudnia 2013

LISTY. Pielgrzymka do korytka w późny wieczór wigilijny

Opis dotyczy autentycznych wydarzeń wczorajszego (24 grudnia) wieczora

Odwożąc rodzinę po Wigilii musiałem zajechać na stację benzynową w Starogardzie Gdańskim przy Zblewskiej. A tam niby zwykły widok, z tym że samochodów raczej mało, a obsługi też chyba mniej. Dopiero po chwili oczekiwania na pracownika, żeby zatankował mi gaz, zauważam, że coś jest nie tak. Wreszcie pracownik pojawił się i od razu przeprosił, że tak długo musiałem czekać, ale, jak stwierdził, "mają dzisiaj duży ruch".



Omiotłem wzrokiem stanowiska tankowania. Oprócz mojego tylko jeden samochód. Może jest ich dziś za mało - pomyślałem.

I w tym momencie przez duże przeszklone ściany dostrzegam tłum ludzi wewnątrz stacji. Rozejrzałem się - sporo grupek stało wokół budynku. Ale najciekawszy widok roztaczał się dalej. Gdzie okiem sięgnąć szli pielgrzymi. Pojedynczo, gęsiego, w grupkach, niektórzy taszcząc jakieś tobołki. Jedni przemykali z półmroku w kierunku mojej stacji benzynowej, inni, już po wizycie, w kierunkach przeciwnych. Wyraźnie było widać strukturę gwiazdy. Niektórzy, na skróty, grupkami przecinali jeszcze dość ruchliwą o tej porze Zblewską, przebiegając przed samochodami. Czy ta stacja stała się dla nich centrum wszechświata w tę wigilijną noc? - pomyślałem. - Co jest grane? Coraz bardziej zaciekawiony poszedłem zapłacić.

Wewnątrz panował tłok. Stanąłem w długiej kolejce ze zdumieniem patrząc na grupę oblegającą coś emanującego poświatą fosforyzujących świateł. Światło odbija się na skupionych nabożnie twarzach. Głównie mężczyźni, ale nie brak było też niewiast. Niczym mędrcy nad żłóbkiem wpatrywali się z uwagą, od czasu do czasu wymieniając pomiędzy sobą krótkie fachowe komentarze. Wreszcie podchodzili i wybierali. I wtedy, pomiędzy stłoczonymi postaciami, przez moment dostrzegam cel tej pielgrzymki - pięknie podświetloną półkę z puszkami piwa.

Czas w kolejce się dłużył, mimo że pracownicy stacji uwijali się jak w ukropie. - Paliwa nie było? - pytali sprzedawcy automatycznie każdego klienta.

Paliwa oczywiście nie było, ale pieniądze płynęły szerokim strumieniem. Elegancko ubrany pan przede mną zaczął wypychać piwem pękatą torbę. - 67 zł poproszę - odezwał się pracownik stacji. Naród tu biedny ale hojny...

Nie wszyscy pielgrzymi brali piwo zostawiając tylko kasę. Przynosili też podarki.

W pewnym momencie na stację w asyście kilku przybocznych wtoczył się potężnej postury jegomość w skórzanym płaszczu z monstrualnych rozmiarów torbą. Pół tworzy przysłaniały mu sumiaste wąsy. Stałem na końcu mojej kolejki, ale wnet obsługa otworzyła dodatkowe stanowisko i jegomość podszedł do kasy obok mnie. Mamrocząc coś niewyraźnie otworzył torbę i zaczął z brzękiem wykładać na ladę puste butelki po piwie. Pracownik stacji raz po raz powtarzał: - Butelek nie przyjmujemy. Lecz jegomość najwyraźniej nie słyszał lub nie rozumiał. Dopiero gdy pracownik krzyknął, że to nie sklep spożywczy, wywołał konsternację klienta. Na chwilę brzęk wykładanych butelek ustał i jegomość zamglonym wzrokiem zaczął się rozglądać dookoła. Wreszcie spod sumiastych wąsów wyartykułował pytanie: - To co to jest?

Odwiozłem rodzinę. W drodze powrotnej przejeżdżałem przed tą samą stacją benzynową. Była już północ, a pielgrzymka ciągle trwała. Musiałem zwolnić, by przepuścić przechodzących na skróty przez ulicę. Czas na pasterkę przy korytku.

(md)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz