Na razie przy samym wjeździe do wsi od strony Frący widać bar letni. Pod parasolami w godzinach od 16 do 22 gromadzą się piwosze.
- Przez bar przewija się dziennie od trzydziestu do czterdziestu ludzi. Przyjeżdżają tu chętni z okolicznych wsi, bo ja mam tanie piwo, po 2,20, a w Kopytkowie jest po 2,50. Ludzie cieszą się z baru. Jest okazja, by wspólnie spędzić czas, pogawędzić - mówi właściciel Jan Jaworski.
- Ten bar jest tu potrzebny jak zającowi dzwonki - mówi zdenerwowany czymś starszy mężczyzna z Leśnej Jani.
Bardzo niezadowolone są kobiety. - Nie tylko w Leśnej Jani, ale w całej okolicy panuje wielka bieda. Ludzie nie mają pieniędzy, a taki chłop za wszelką cenę zdobywa ostatni grosz na to piwsko - mówi napotkana na ulicy kobieta.
- Kiedyś piwsko można było zdobyć do 18.00, bo o tej godzinie zamykano sklep, a teraz chłopy siedzą w tym barze do nocy, bo jest czynny tak długo, jak są klienci - dodaje druga.
- Dobrze, że jest ten bar, bo ja od kwietnia mam robotę. Gdyby nie Jaworski, to byłbym bez roboty jak wielu innych. Tu jest wielka bieda po rozpadzie PGR-u - mówi Stefan Szczepiński, utrzymujący w obejściu porządek.
- Tam przesiadują nasze chłopy, trwonią ostatni grosz. Całe rodziny na tym cierpią - dodaje poirytowana kolejna mieszkanka wsi.
- Wielką popularnością cieszy się nie tylko bar, ale i sklep, który istnieje na terenie mojej posesji, bo mam tu towary o 25 procent tańsze niż GS - chwali swoje Jan Jaworski.
Pan Jan sprowadził się tu z Torunia. Przed ponad dwoma laty kupił posiadłość po byłym SKR-e. Najpierw w jednym z okazałych budynków urządził hurtownię budowlaną. Po pewnym czasie doszła stacja benzynowa i sklep spożywczo-przemysłowy, a ostatnio ów kontrowersyjny bar.
Kontrowersyjny, bo są plusy i minusy, co wynika z wypowiedzi mieszkańców.
Albo taki plus. Jaworski zorganizował na terenie swojej posesji tegoroczny Dzień Dziecka. - Były konkursy z nagrodami, a nagrody fundowałem nie byle jakie... Gry komputerowe, piłki, słodycze, lody. Kiełbaski nie tylko dla dzieci, ale także dla ich mam. Jutro urządzamy wieczór dla seniorów, refundujemy też zabawę dla dzieci z Frący - opowiada o swojej społecznej działalności.
A jak odbierany jest pan Jan we wsi?
Tu padają głosy mniej przychylne, typu: "On więcej się chwali, niż robi" albo "On tylko się chwali. Co nam z jego działania?".
Może trudno człowiekowi z zewnątrz przekonać miejscowych o uczciwych zamiarach?
Spytaliśmy też, dlaczego sami nie wychodzą z podobnymi pomysłami, tylko pozwalają, aby robili to obcy.
- Dlaczego? Bo sam pomysł nie wystarcza. Trzeba mieć pieniądze i to spore, a tych nam brakuje - odpowiadali.
Teresa Wódkowska - Kociewiak - dodatek do Dziennika Bałtyckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz