środa, 21 lipca 2004

Najładniejsza zagroda w powiecie w 2004 roku

Przy pekaesowskim rondzie w Rynkówce stoi ciekawa brama. Jest bardzo wysoka i ma zadaszenie. Wzór? Może z książek o Japonii, a może z filmów o Dzikim Zachodzie, gdzie takie bramy otwierały przestrzenie należące do wielkich ranczerów.

Za bramą widać bogaty w rośliny i różnorakie przedmioty ogród, a za nim dom Henryka i Wandy Uklejów. Kilka ładnych lat temu przyjechali tu z Tczewa, kupili chlew i adaptowali go na budynek mieszkalny, liczący dzisiaj ok. 200m2 powierzchni użytkowej. Dlatego w Rynkówce, bo tutejsze tereny są bardzo zdrowe. Świadczy o tym choćby liczba bocianów. W co drugiej zagrodzie jest gniazdo. Poza tym cisza, mało samochodów. Są ludzie, którzy z tego względu też chcieliby tutaj coś takiego kupić. Styl domu trudno nazwać. Pan Henryk, z wykształcenia auto-mechanik, namalował na ziemi murarzowi, jak ma wyglądać. Styl sam wymyślił - trochę westernowy, trochę ludowy, trochę bajkowy. Podobnie jest z ogrodem. Też trudno tu mówić o stylu. Jest staw z karpiami i amurami (24 na 14 m), które pan Henryk karmi sałatą, oczko wodne ze złotymi rybkami, jest też atrapa studni z wydawałoby się wypchanymi bażantami i papugami. Przy ganku siedzą Konrad i Adela - rodzina pana Henryka (Konrad już nie żyje). Dwie figury jak żywe, wykonane z gipsu i styropianu. U góry na strychu przebywa jeszcze Jelcyn z fajką. Czeka na lepszą pogodę, by usiąść sobie w ogrodzie. Jak powstał? Pan Henryk kupił kiedyś maskę Jelcyna, zalał ją gipsem i zrobił odlew twarzy. Reszta już była prosta - ubranie, "sapagi". Podobnie z tymi papugami i bażantami. Są ze styropianu i gipsu. Gospodarz nie czuje się artystą, po prostu lubi to robić. I przy tym jest bardzo uparty. Jak coś zaplanuje, to może padać, lać, a on i tak tę zaplanowaną rzecz zrobi do końca. Tak o nim mówi pani Wanda. Ogród zajął pierwsze miejsce w powiecie w swojej kategorii. Pani Wanda mówi, że inni oczywiście podglądają, co też oni tu takiego robią, ale i oni podglądają innych. Zdarza się, że zatrzyma się jakiś autobus, wysiadają ludzie i pytają, czy mogą sobie obejrzeć. A dlaczego nie? Sytuacje bywają różne, czasami zabawne. Pewnego razu późnym wieczorem podjechał samochód. Ktoś wysiadł, zaczął walić w bramę i zerkać przez sztachety. Pan Henryk wówczas był sam i nieco się przestraszył. Wziął wiatrówkę, zaczaił się i też zaczął zerkać. I tak się bawili w ciuciubabkę. W końcu pan Henryk się wkurzył, podszedł do bramy i zapytał, o co chodzi. Okazało się, że to ludzie ze Śląska. Szukali hotelu - pałacu Ołowskich, który stoi za ich posesją. Od tamtej pory na drzewie wisi strzałka wskazująca na pałac. Pan Henryk nie uważa, że dzisiaj powinniśmy mieć kompleksy wobec Zachodu, przynajmniej jeżeli idzie o ogrody. Często tam jeździ i widzi. Oczywiście ogólnie rzecz biorąc jest tam dużo lepiej, ale nasze ogrody już nie odbiegają o tamtejszych. A z tymi ogrodami na terenach, gdzie mieszka Turek, to nie warto nawet porównywać. Szkoda tylko, że w Polsce nie można znieść wysokich ogrodzeń, jak np. w USA, gdyż u nas jest za duży wandalizm. I raczej tego w Polsce nie doczekamy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz