poniedziałek, 12 lipca 2004

Urlop na jagody

- "Biedy nie ma, tylko ludziom się nie chce robić" - zaskakuje nas jedna z pań

Trzy panie rozmawiają na ulicy. Jedna z nich, Renata Kujawska, wraz z 10-letnim synem akurat wróciła z lasu ze zbierania jagód. Ma odbiorców w Tczewie. Sprzede je po 5 zł za litr (handlujący przy szosach biorą po 10 zł). I tak jej się opłaca. - Teraz zostawię te jagody, trochę zjem i dalej do lasu - mówi pani Renata.

Wzięła specjalnie dwutygodniowy urlop na jagody. Już 5 lat pracuje w Tczewie w przetwórni ryb "Koral". Jest jej ciężko. Codziennie wstaje o 3.30. Rowerem zimą i latem, w deszcz czy śnieg dojeżdża do dworca do Smętowa. Wraca z pracy o 17.30. Ma mało czasu dla dzieci, ale wie, że to jedyny ratunek, aby uniknąć niedostatku.

Krystyna Szczepińska, jedna z trzech pań, też pracowała w tej firmie, bo z gospodarstwa trudno wyżyć. Ale w okresie letnim musi z pracy zrezygnować. Jest potrzebna w gospodarstwie.

- Szkoda, że tak mało osób korzysta z tej możliwości. Tam praca jest. Niektórzy byli tylko raz. Śmierdziało im. Na jagody teraz z naszej wsi też mało chodzi. Ludzie nauczyli się tylko narzekać - mówi trzecia, oparta o rower. - Mieli tyle dobrego w PGR-ze, tyle im dawali, że teraz nie potrafią robić. Tylko narzekają.

Cóż, jest to jej zdanie.
T.W.
Na zdjęciu - Jedna z pań prowadzących skup jagód w Leśnej Jani

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz